8.10.2013

[08.X.2013] Zróbmy Aniołów Śmierci, CZ.2


Witam ciepło we wtorek! Jak wieść niesie, jest to najgorszy dzień tygodnia – smutny, ponury i w ogóle, zły z natury, bo rozpoczyna żmudne i ciężkie pięć czy sześć dni pracy! Cóż, osobiście uważam, że jeżeli dla kogoś praca to taka tortura, to może czas najwyższy zmienić robotę, hm? Tak czy owak rozjaśnijmy sobie ten rzekomo smutny dzionek i porozmawiajmy… No dobrze, poczytajmy znowu o Adeptus Astartes – jak pewnie wiecie (*albo też nie, jak weszliście na ten blog po raz pierwszy!*) niedawno rozpocząłem pisanie krótkiego, zwięzłego cyklu na temat tego, jak powstaje nowy zakon kosmicznych marines wraz z poradami i przykładami jak stworzyć swój własny zakon tych genetycznie zmodyfikowanych super żołnierzy! W pierwszej części pisałem o tym, jak działają Założenia, kto ma możliwość ogłoszenia powstania nowego zakonu oraz jakie są powody, które zmuszają Wysokich Lordów Terry do podjęcia takiej decyzji.

Planeta, a jeżeli tak, to jaka?

Dziś zaś skupimy się na kolejnym kroku, czyli gdzie taki zakon się osadzi albo też dlaczego latać będzie bo kosmosie. Jest to wbrew pozorom całkiem znamienna rzecz, ponieważ często określa jakie tradycje, rytuały czy nawet charakter czy genotyp będzie dominował w danym zakonie. Naturalnie temat jest dość obszerny. Zakony możemy podzielić na takie, które posiadają swoją planetę zakonną (*Chapter Planet*)  która stanowić będzie od momentu założenia zakonu ich planetę rodzimą. Na takie, które choć posiadają swoją planetę rodzimą, pod swoją kontrolą i wpływami posiadają też kilka innych globów, z których mogą czerpać rekrutów. Oraz na takie, które w ogóle nie posiadają stałego lokum i są tzw. Zakonami Flotyllami, gdzie cały zakon znajduje się w trwającej wędrówce przez galaktykę, patrolując sektory, służąc krucjacie czy działając w zupełnie innym celu.

Na jakiej podstawie wybierane są planety pod ewentualne zasiedlenie dla nowego zakonu? Wybór może paść z różnych powodów – jeżeli planeta jest względnie ucywilizowana i znajduje się pod wpływami imperium już od dłuższego czasu, to umieszczenie nowego zakonu może wynikać z konieczności znacznego wzmocnienia jej możliwości obronnych, działać jako militarny straszak; było nie było, niewiele jest wrogów w galaktyce, którzy otwarcie zaryzykują inwazję na planetę rodzimą zakonu Adeptus Astartes. W tym miejscu znane nam informacje są relatywnie rozbieżne – według starszych źródeł, Mistrz nowo powstałego zakonu musi ‘dogadać się’ z gubernatorem wybranej planety, oferując jakiś rodzaj daniny w zamian za możność osiedlenia się swojego zakonu i traktowania populacji jako potencjalnego źródła rekrutów. Jednak współczesne źródła sugerują, że tylko szalony gubernator pomyślałby o odmowie! Który to gubernator nie życzyłby sobie tak potężnej siły na swojej planecie, siły zdolnej do odstraszenia prawie wszystkich zagrożeń, poza tymi największymi i najbardziej przerażającymi? Nie mówiąc już o tym, że gubernator, który odmówiłby osiedlenia się zakonu marines byłby od razu w priorytetowej grupie do sprawdzenia przez Inkwizycję – bo niby czemu wierny imperialista odmówiłby niemalże świętym wojownikom Imperatora? Z pewnością ma coś na sumieniu! Ogólnie rzecz ujmując można przyjąć, że przypadki odmowy zdarzają się niezmierne rzadko i tylko przy jakiś naprawdę niesamowitych okolicznościach (*dla przykładu Zakon stracił swój świat rodzimy, ma kilka tysięcy lat służby na koncie i wyjątkowo mroczną reputację*).

Oczywiście planeta wybrana pod nowy zakon nie musi być wcale rozwinięta i cywilizowana – ba, przeważnie są to planety o wyjątkowo trudnych warunkach do życia albo na takim poziomie rozwoju, by trwały na nich regularne walki i wojny, głównie przy użyciu walki wręcz. Nie jest to naturalnie wybór przypadkowy, skoro do stworzenia przyszłych Astartes z rodzimej populacji, potrzebni są ludzie twardzi, zawzięci, przyzwyczajeni do niebezpieczeństw i ciągłej, zażartej walki o przetrwanie. Tak więc dzikie planety, planety śmierci oraz planety feudalne to standardowa trójca – znaczna większość rodzimych planet zakonów Astartes to właśnie jeden z tych trzech typów planet. Dzikie Planety (Feral Worlds) to planety dzikie, których populacja znajduje się na radosnym poziomie przerzucania się kamieniami, tłuczenia się po czaszkach maczugami i uważaniu, że broń z brązu to technologiczny trend przyszłości – perfekcyjnym przykładem takiej planety jest Cretacia, planeta rodzima zakonu Flesh Tearers. Planety te są przeważnie wyjątkowo niebezpiecznie a ich populacja, choć nieliczna, po prostu musi się składać z twardych, nieugiętych wojowników, bo inny rodzaj ludzi zwyczajnie nie jest w stanie przetrwać obowiązujących warunków. Ludzkość na tych planeta płaci najniższy z możliwych podatków imperialnych a ich sama wiedza na temat tego, że należą do Imperium jest absolutnie szczątkowa – ot, gdzieś w górach jest świątynia ‘Ludzi Gwiazd’, potężnych kapłanów, którym trzeba płacić daninę, by ich gniew nie spadł na populację. Astartes, naturalnie, dla tych ludzi są prawdziwymi bogami wojownikami / gigantami / demonami wojny – zostać wybranym do ich szeregów będzie postrzegane przez lokalną ludność w różny sposób, ale można założyć, że z rzadka negatywny: traktowany jako apoteoza, jako najwyższy honor, jako spełnienie marzeń wojownika…

Planety Śmierci (Death Worlds), jeżeli już mogą się pochwalić jakąś populacją, to wiadomym jej, że będą to najtwardsi z najtwardszych, najbardziej zawzięci z zawziętych, nieugięci i nieskorzy do przestrachu… Głównie dlatego, że wszystko na ich uroczym globie istnieje, by ich zabijać na setki wymyślnych sposobów. Planeta Śmierci jest jak jedna wielka Australia! W teorii planety te są traktowane jako ‘niemożliwie do zasiedlenia’, głównie z tego powodu, że koszty i surowce konieczne do zrealizowania planów potencjalnej kolonizacji takiego globu są ogromne, i nigdy nie oferują bezpiecznego stopnia ryzyka, że się powiedzie – tak naprawdę dopóki taka planeta nie posiada rdzennej populacji, Imperium zwyczajnie tylko je kataloguje, oznacza na mapach i leci dalej! Oczywiście, jeżeli stwierdzi się istnienie ludzkiej populacji o relatywnie czystych genach, jest ona bezcenna, bo stanowi fantastyczne źródło do szkolenia wyśmienitych żołnierzy – albo elitarnych regimentów imperialnej gwardii (*z klasycznym przykładem Catachanu*) jak i kosmicznych marines. I tutaj świetnymi przykładami są planety takie jak Nocturne czy Fenris – rdzenne globy Salamander oraz Kosmicznych Wilków, mogące pochwalić się tym, że planeta regularnie przechodzi katastrofalne, apokaliptyczne w skali zmiany tektoniczne i geologiczne. Jak widać, pomimo swoich licznych wad planety tego rodzaju są cennym źródłem zasobów ludzkich dla Imperium – jeżeli ktoś codziennie spotyka się z zabójczą florą, morderczą fauną, trującą atmosferą, toksyczną glebą i halucynogenną wodą, to przeważnie przyzwyczaja się to trudów życia…

No i nareszcie Planety Feudalne (Feudal Worlds) – zakon kosmicznych marines ma tutaj dość ułatwioną pracę, bo tego typu światy władane są przez wielkie klany rycerstwa / wojowników, przeważnie ceniących honor i sztukę wojenną, regularnie winszujący prawom mówiącym, że to silny ma rację. Kiedy więc Astartes pokażą wszystkim mieszkańcom globu, kto jest najsilniejszy (*tak, oni właśnie*), to błyskawicznie ustalenie dominacji na powierzchni globu nie stanowi problemu. Tym bardziej, że cywilizacje tego typu tkwiące w okolicach średniowiecza czy okolic mają większą świadomość Imperialnej obecności, i mogą być świadomi tego, czym są Kosmiczni Marines – Anioły Śmierci. Dodatkowym ułatwieniem jest fakt, że planety tego typu mogą się pochwalić armiami czy oddziałami, które znają już pojęcie dyscypliny, walki w oddziałach… No, mają bazowy trening jak działać we wspólnocie, czy to rycerskim bractwie czy też loży wojowników. Pośród tych światów też znajdują się takie, które są znane ze swoich żołnierzy, jak chociażby Atilla, z której wywodzi się sławny regiment Atillańskich Jedźców, kawaleryjski regiment imperialne gwardii albo Mancora, świat rodzimy zakonu Howling Griffons, który dba o to, by poszczególne feudalne królestwa i państwa-miasta na kontynencie regularnie ze sobą walczyły, by doktryna zmilitaryzowanych społeczeństw regularnie dostarczała doskonałych rekrutów.

Naturalnie warto pamiętać, że nie ma prawidła czy zasady, że tylko takie planety są wybierane na miejsce zasiedlenia zakonu! Dla przykładu zakony blisko powiązane z Ultramarines, a w szczególności tzw. Primogenitorzy przeważnie dostawali w spadku jedną z 500 planet ‘Nowego Imperium’ legionu Ultramarines – przeważnie rozwiniętą planetę, cywilizowaną, dostatnią albo przynajmniej technologicznie rozwiniętą! Ba, niektóre zakony współżyją na planetach zasiedlonych przez wielkie miasta-roje, bo wojny gangów i niskie warstwy społeczne również są podatnym gruntem do poszukiwania twardych, bezlitosnych psychopatów – świetnych rekrutów na super-żołnierzy.


Kiedy wybieramy planetę pod nasz zakon warto zwrócić uwagę, jak wpływać ona będzie na miejscową populację, bo to ona będzie zasilać szeregi naszego zakonu świeżymi rekrutami, a ci mogą prezentować zupełnie odmienny charakter, kręgosłup moralny czy nawet poziom wyszkolenia zależy od tego, po jakiej ziemi stąpają. Planeta śmierci to dobry wybór, jeżeli naszym celem jest, by nasi marines to byli ‘szwarcenegerzy jak z Predatora’, odporni, silny, śmiejący się w twarz potwornościom galaktyki… Tacy, którzy spojrzą na tyranidzkiego wojownika i powiedzą przez zęby hasło w stylu „Umawiałem się na randki z brzydszymi paskudami, niż ty, Jureczku”, bo na własnej planecie codziennie musiał użerać się z kostropatymi, dwudziestometrowymi skorpenami o setkach kolczastych nóg, plujących toksycznym kwasem i wydzierających się tak, że bębenki pękają. Na dodatek ziały ogniem. Więc taki tyranidzki wojownik, to spacerek po parku w słoneczny dzień w porównaniu. Oczywiście wcale nie musi ten status pochodzić od morderczej fauny czy flory – być może planeta to wulkaniczny koszmar, z jonowymi burzami? Może to oceaniczna planeta o toksycznych deszczach i wrzących wodach? Może asteroidy bombardują powierzchnię z dnia na dzień, tworząc uroczy, niemalże post-atomowy pejzaż?

Jeżeli planeta będzie dzika, to jak lokalna populacja odnosi się do Astartes? Czy traktuje ich jak bogów, potężnych wojowników z gwiazd? Czy forteca zakonna będzie dla nich niczym Olimp dla naszych starożytnych Greków, tyle, że prawdziwy – niemalże mistyczna siedziba potężnych wojowników? A może odwrotnie, z przestrachem opowiadają nad ogniskiem o kolosach zamkniętych w dziwacznych skorupach, którzy mają w sobie siłę ziemi i uderzają jak ocean? A może astartes przekonali rdzenną ludzkość, że Ci są ich potomkami, i że każdy z nich ma obowiązek starać się stać doskonałym wojownikiem, bo najlepszych z nich wezmą do swojej fortecy, by zrównać takiego wybrańca ze sobą, czyniąc z niego Astartes?

W przypadku planet feudalnych ów formuła jest jeszcze łatwiesza, bo kosmiczni marines mogą spokojnie zdradzić więcej – zrozumienie populacji powinno być większe a współpraca z nimi odpowiednio łatwiejsza; Który z lokalnych żołnierzy czy wojowników nie marzyłby o dołączeniu do grona nieśmiertelnych bogów wojny, tytanów o niezłomnych wolach, magicznym uzbrojeniu i potędze, przekraczającej wyobraźnie? Perfekcyjna dyscyplina, świetna organizacja… To tylko drobne rzeczy, jakie mogą oferować Astartes – co powiecie na obietnicę zobaczenia gwiazd z bliska, podróży po galaktyce? Wyniesienie w niebiosa brzmi jak niezły haczyk na zachętę.

Łowcy Smoków nie nazywają się w ten sposób bezpodstawnie! Idealna planeta pośród Gwiazd Grendla stała się miejscem budowy potężnej fortecy zakonnej, wzniesionej na szczycie wygasłego wulkanu – nie tylko geotermalna energia płynąca pod góra zasili wiele systemów przyszłej twierdzy, ale też z tego punktu wszystkie ludzkie osady okolic będą mogły podziwiać monumentalną strukturę swoich nowych opiekunów. Planeta jest planetą śmierci – młoda w wieku, aktywna geologicznie, o zielonych kontynentach wypełnionych protodżunglami, które choć nie mogą się pochwalić nadmiarem morderczej flory, to jednak nadrabiają aż nadto bogactwem zabójczej fauny – bogata w tlen i siarkę atmosfera sprzyjała rozwojowi ogromnych insektów i potwornych rozmiarów dinozaurów! Planeta ta nazywa się Taksaka – i posiada rdzenną populację! Nieliczną, pewnie, ale nie słabnącą, skupioną dookoła dwunastu klanów-wojowników, którzy żyją w granitowych osadach wykutych w zboczach wulkanów w taki sposób, że nawet spływająca lawa opływa je bokiem, załamując się na specjalnie wykutych kamiennych dachach, chroniących ów osady.


Fortecą przez galaktykę, czyli zakon-flota?

Nie zawsze jednak zakon może być umieszczony na planecie – nie chodzi tutaj nawet o braki w odpowiednich lokalizacjach; Imperium posiada tysiące planet, które potencjalnie mogłyby stać się dobrym lokum dla nowego zakonu Astartes. Jednak kiedy Lordowe Terry powołują nową jednostkę tego typu nie zawsze ich planem jest wzmocnienie danego obszaru czy też zwyczajne uzupełnienie strat. Może akurat potrzebowali zakonu do patrolowania niebezpiecznego regionu? Może potrzebują zakonu, który musi wyruszyć na krucjatę anihilacyjną imperium xenos? Może sami astartes uznali, iż lepiej wypełnią swoje zadanie stając się mobilną armią, w ciągłym ruchu, reagując błyskawicznie na wszelkie wezwania o pomoc, które ich flota otrzyma?

Oczywiście nie zawsze powodem przerzucenia zakonu na kosmiczną flotę jest potrzeba Lordów Terry. Być może zakon stracił swoją rodzimą planetę i zamiast otrzymać nową, teraz podróżują przez gwiazdy wywierając zemstę na wrogu, który doprowadził do jej zniszczenia? Jak na przykład Knights of Gryphonne, zakon, którego ojczysta planeta została wyjałowiona przez inwazję tyranidów. Albo też zakon Invaders, który najpierw doprowadził do ruiny w krwawej i brutalnej kampanii cały światostatek eldarów Idharae, osłabiony po walkach z tyranidami szczepu Naga był realnym celem dla całego zakonu… W odpowiedzi na tak brawurowy i bezczelny atak światostatek Alaitoc odpowiedział pełnią swojego gniewu i rozgromił świat rodzimy zakonu, zmuszając resztki tego zakonu na ewakuacje i przestawienie się na funkcjonowanie w formie floty. Być może tylko dzięki mobilności kosmicznej floty zakon może wypełniać swoją misję, jak Czarni Templariusze ze swoją potężną flotyllą? Albo jak Minotaury – zakon, który jest w nieustannym ruchu, przeskakując od konfliktu do konfliktu zgodnie z rozkazami i wolą Senatorum Imperialis (*inaczej – High Lords of Terra*), którzy mogą wspomagać najbardziej zażyłe konflikty tylko dzięki utrzymaniu takiej mobilności, jaką oferuje gwiezdna flota? A może tak jak zakony regenatów z wojny o Badab, których grzech zdrady został wybaczony, ale w formie pokuty zmuszone zostały to krucjat w imieniu Imperatora, jak Mantis Warriors czy też Lamenters, którzy podróżują przez kosmos by udowodnić swoją lojalność i skruchę. Słowem, jest wiele powodów, dla których zakon Astartes może zrezygnować z posiadania planety rodzimej, nawet jeżeli taka mobilność sprawia pewne logistyczne problemy względem rekrutacji.

Tym bardziej, że choć flotylla okrętów nie oferuje stabilności rekrutacyjnej i nie oferuje łatwego dostępu do surowców, to jednak sama w sobie jest bronią. Większość zakonów flotowych pochwalić się może całkiem liczną liczbą okrętów bojowych, pośród których kluczową bestią wojny jest okręt-forteca – Battle Barge – potężny amalgam ogromnej maszyny wojennej, uzbrojonej po zęby fortecy oraz naturalnie samych sal i pomieszczeń zakonu, wliczając w to sale treningowe, cele poszczególnych astartes, zbrojownie, relikwiarze, kuźnie… Nieliczne zakony, przeważnie te o korzeniach sięgających czasów Wielkiej Krucjaty mogą poszczycić się posiadaniem jeszcze większych jednostke, mobilnych gwiezdnych fortec – Chapter Barque – kolosalnego okrętu takiego jak np. Eternal Crusade Czarnych Templariuszy czy też Phalanx Imperialnych Pięści; Okrętu zdolnego do samodzielnego unicestwiania całych systemów i stawania oporu całym wrogim flotyllom i to w pojedynkę. Oczywiście, flota flocie nierówna, i kiedy tak potężne zakony jak te wyżej wymienione mogą się pochwalić dziesiątkami, jak nie setkami jednostek to pomniejsze zakony będą miały szczęście, jak dostaną w swoje ręce coś więcej niż pojedynczy Battle Barge… Choć oczywiście istnieją wariacje – Synowie Meduzy, dla przykładu, dzielą się na trzy klany, gdzie każdy z nich posiada pod swoją kontrolą własną, małą flotę… A flagowy krążownik każdego z klanów to wyspecjalizowana jednostka z bogatymi kuźniami, fabrykami i warsztatami, dająca zakonowi możliwość własnoręcznej budowy nawet bardzo rzadkich i skomplikowanych pojazdów i uzbrojenia.

Warto zauważyć, że zakony flotowe często nie posiadają rytuałów i tradycji wywodzących się z rodzimej planety – nawet jeżeli ‘pierwszy rzut’ marines powstał z jednej planety czy systemu, to rekrutacja prowadzona w sposób losowy na dziesiątkach planet i habitatów, przez które będą przelatywali szybko wymiesza różne zwyczaje a nawet zagwarantuje odmienne genotypy – i w ten sposób zakon zachować musi integrację poprzez wytworzenie własnych zasad i rytuałów, które będą wkuwane do głowy potencjalnych rekrutów, z entuzjazmem zmuszają ich do porzucenia schematów rozumowania i logiki wywodzonej z własnych korzeni. Czarni Templariusze to świetny przykład, bo oni opanowali indoktrynację i szkolenie pod swoje wartości do perfekcji.


Jeżeli już zdecydujemy się, by nasza flota podróżowała przez galaktykę we flocie, musimy zdawać sobie sprawę, jak taka flota wygląda. Battle Barge to niejako statek-sygnatura zakonów Astartes i można spokojnie założyć, że zdecydowana większość zakonów kontroluje przynajmniej jeden lub dwa okręty tej klasy – stocznie Imperium najpewniej z radością zbudują taki okręt na życzenie Lordów Terry dla nowo powstałego zakonu tak, by ten mógł operować w przestrzeni kosmicznej z odpowiednią skutecznością i miał możliwość transportu i bezpośredniego ataku orbita-planeta. I choć rozumiem, że każdy chciałby mieć zakon, który ma do swojej predyspozycji jakiś okręt ogromnych gabarytów o destruktywnej sile, to musimy pamiętać, że takie super-jednostki są niezwykle rzadkie i są bardziej ‘reliktami’ lepszych czasów, znajdującymi się w rękach tych samych organizacji od wieków jak nie tysiącleci.

Więc powstrzymajcie swoje zapędy i nie twórzcie jakiś niesamowitych tworów na siłę! Przy okazji warto określić, dlaczego nasz zakon podróżuje po kosmosie w formie wojennej floty? Jakie są powody takiej decyzji? Krucjata? Z własnej woli czy też zostali ukaraniu / poddani testowi przez Inkwizycję czy inną organizację o podobnym autorytecie? Może są patrolem wybranego sektora galaktyki, i pilnując Maelstromu pływając w przestrzeni dookoła tej wyrwy w Osnowie? Może muszą latać, bo tylko w ten sposób wypełniają swoją misję – ot, dla przykładu, podążają od planety do planety bo tak przewidziała ich rada kronikarzy-prekogów? Postarajmy się określić powód dla którego zakon zrezygnowałby z ojczystej planety na rzecz okrętów…

Nasz zakon, Łowcy Smoków, jak już ustaliliśmy posiada swoją ojczystą planetę i na niej bazuje swoje tradycję i swoją rekrutację. Co by było jednak gdyby ów historię zmienić? Być może nadal rekrutują głównie z tej planety śmierci, ale są zakonem wędrownym zgodnie ze swoją misją – jako wsparcie dla Żelaznych Lordów, ich celem jest nieustanne patrolowanie Gwiazd Grendla tak, by utrzymywać kwarantannę krwiożerczych xenos i nie dopuścić tyranidzkich organizmów do zintegrowania się z tym gatunkiem.



Wygląda na to, że się przeliczyłem! Tekst ten już sięga pięciu stron w formacie A4 a mógłby spuchnąć jeszcze bardziej, gdybym działał zgodnie z planem… Cóż, tylko dobro z tego wyniknie, bo najwidoczniej potrzebować będę znacznie więcej części tej serii, by móc w pełni uznać temat za odpowiednio zrealizowany i domknięty! Mamy więc planetę rodzimą zakonu / flotę za sobą i następnym razem będziemy mogli rzucić okiem na proces rekrutacji i jak wpływa on na funkcjonowanie zakonu – jak rekrutują zakony-floty, jakie testy musi przejść neofita, by otrzymać szansę stania się Astartes i jak proces ten kształtuje tradycje zakonu.

4 komentarze:

  1. Głupia sprawa - dziś jest... wtorek. :)
    Więcej komentarza jak przeczytam całość, czyli w czwartek. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu pisać, podoba mi się:) Świetnie przybliży taki cykl proces powstawania zakonu, bo ostatnio na forum juz nie moglem scierpiec czesci pytan;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonały tekst! Świetnie skompilowane informacje i do tego w miarę lekkie pióro. Czekam na kolejne części z zapartym tchem (tym bardziej, że sam jestem w trakcie tworzenia customowego zakonu Astartes).

    OdpowiedzUsuń