Witam ciepło we wtorek! Jak wieść niesie, jest to najgorszy dzień tygodnia – smutny,
ponury i w ogóle, zły z natury, bo rozpoczyna żmudne i ciężkie pięć czy sześć
dni pracy! Cóż, osobiście uważam, że jeżeli dla kogoś praca to taka tortura, to
może czas najwyższy zmienić robotę, hm? Tak czy owak rozjaśnijmy sobie ten
rzekomo smutny dzionek i porozmawiajmy… No dobrze, poczytajmy znowu o Adeptus Astartes – jak pewnie wiecie (*albo też nie, jak weszliście na ten blog po raz pierwszy!*)
niedawno rozpocząłem pisanie krótkiego, zwięzłego cyklu na temat tego, jak
powstaje nowy zakon kosmicznych marines wraz z poradami i przykładami jak
stworzyć swój własny zakon tych genetycznie zmodyfikowanych super żołnierzy! W
pierwszej części pisałem o tym, jak działają Założenia, kto ma możliwość
ogłoszenia powstania nowego zakonu oraz jakie są powody, które zmuszają
Wysokich Lordów Terry do podjęcia takiej decyzji.
Planeta, a jeżeli tak, to jaka?
Dziś zaś
skupimy się na kolejnym kroku, czyli gdzie taki zakon się osadzi albo też
dlaczego latać będzie bo kosmosie. Jest to wbrew pozorom całkiem znamienna
rzecz, ponieważ często określa jakie tradycje, rytuały czy nawet charakter czy
genotyp będzie dominował w danym zakonie. Naturalnie temat jest dość obszerny.
Zakony możemy podzielić na takie, które posiadają swoją planetę zakonną (*Chapter Planet*)
która stanowić będzie od momentu założenia zakonu ich planetę rodzimą.
Na takie, które choć posiadają swoją planetę rodzimą, pod swoją kontrolą i
wpływami posiadają też kilka innych globów, z których mogą czerpać rekrutów.
Oraz na takie, które w ogóle nie posiadają stałego lokum i są tzw. Zakonami
Flotyllami, gdzie cały zakon znajduje się w trwającej wędrówce przez galaktykę,
patrolując sektory, służąc krucjacie czy działając w zupełnie innym celu.
Na jakiej
podstawie wybierane są planety pod ewentualne zasiedlenie dla nowego zakonu?
Wybór może paść z różnych powodów – jeżeli planeta jest względnie ucywilizowana
i znajduje się pod wpływami imperium już od dłuższego czasu, to umieszczenie
nowego zakonu może wynikać z konieczności znacznego wzmocnienia jej możliwości
obronnych, działać jako militarny straszak; było nie było, niewiele jest wrogów
w galaktyce, którzy otwarcie zaryzykują inwazję na planetę rodzimą zakonu
Adeptus Astartes. W tym miejscu znane nam informacje są relatywnie rozbieżne –
według starszych źródeł, Mistrz nowo powstałego zakonu musi ‘dogadać się’ z
gubernatorem wybranej planety, oferując jakiś rodzaj daniny w zamian za możność
osiedlenia się swojego zakonu i traktowania populacji jako potencjalnego źródła
rekrutów. Jednak współczesne źródła sugerują, że tylko szalony gubernator
pomyślałby o odmowie! Który to gubernator nie życzyłby sobie tak potężnej siły
na swojej planecie, siły zdolnej do odstraszenia prawie wszystkich zagrożeń,
poza tymi największymi i najbardziej przerażającymi? Nie mówiąc już o tym, że
gubernator, który odmówiłby osiedlenia się zakonu marines byłby od razu w
priorytetowej grupie do sprawdzenia przez Inkwizycję – bo niby czemu wierny
imperialista odmówiłby niemalże świętym wojownikom Imperatora? Z pewnością ma
coś na sumieniu! Ogólnie rzecz ujmując można przyjąć, że przypadki odmowy
zdarzają się niezmierne rzadko i tylko przy jakiś naprawdę niesamowitych
okolicznościach (*dla przykładu Zakon
stracił swój świat rodzimy, ma kilka tysięcy lat służby na koncie i wyjątkowo
mroczną reputację*).
Oczywiście
planeta wybrana pod nowy zakon nie musi być wcale rozwinięta i cywilizowana –
ba, przeważnie są to planety o wyjątkowo trudnych warunkach do życia albo na
takim poziomie rozwoju, by trwały na nich regularne walki i wojny, głównie przy
użyciu walki wręcz. Nie jest to naturalnie wybór przypadkowy, skoro do
stworzenia przyszłych Astartes z rodzimej populacji, potrzebni są ludzie
twardzi, zawzięci, przyzwyczajeni do niebezpieczeństw i ciągłej, zażartej walki
o przetrwanie. Tak więc dzikie planety, planety śmierci oraz planety feudalne
to standardowa trójca – znaczna większość rodzimych planet zakonów Astartes to właśnie
jeden z tych trzech typów planet. Dzikie
Planety (Feral Worlds) to planety
dzikie, których populacja znajduje się na radosnym poziomie przerzucania się
kamieniami, tłuczenia się po czaszkach maczugami i uważaniu, że broń z brązu to
technologiczny trend przyszłości – perfekcyjnym przykładem takiej planety jest Cretacia, planeta rodzima zakonu Flesh
Tearers. Planety te są przeważnie wyjątkowo niebezpiecznie a ich populacja,
choć nieliczna, po prostu musi się składać z twardych, nieugiętych wojowników,
bo inny rodzaj ludzi zwyczajnie nie jest w stanie przetrwać obowiązujących
warunków. Ludzkość na tych planeta płaci najniższy z możliwych podatków
imperialnych a ich sama wiedza na temat tego, że należą do Imperium jest
absolutnie szczątkowa – ot, gdzieś w górach jest świątynia ‘Ludzi Gwiazd’,
potężnych kapłanów, którym trzeba płacić daninę, by ich gniew nie spadł na
populację. Astartes, naturalnie, dla tych ludzi są prawdziwymi bogami wojownikami
/ gigantami / demonami wojny – zostać wybranym do ich szeregów będzie postrzegane
przez lokalną ludność w różny sposób, ale można założyć, że z rzadka negatywny:
traktowany jako apoteoza, jako najwyższy honor, jako spełnienie marzeń
wojownika…
Planety Śmierci (Death Worlds), jeżeli już mogą się pochwalić jakąś populacją, to
wiadomym jej, że będą to najtwardsi z najtwardszych, najbardziej zawzięci z
zawziętych, nieugięci i nieskorzy do przestrachu… Głównie dlatego, że wszystko
na ich uroczym globie istnieje, by ich zabijać na setki wymyślnych sposobów.
Planeta Śmierci jest jak jedna wielka Australia! W teorii planety te są
traktowane jako ‘niemożliwie do zasiedlenia’, głównie z tego powodu, że koszty
i surowce konieczne do zrealizowania planów potencjalnej kolonizacji takiego
globu są ogromne, i nigdy nie oferują bezpiecznego stopnia ryzyka, że się
powiedzie – tak naprawdę dopóki taka planeta nie posiada rdzennej populacji,
Imperium zwyczajnie tylko je kataloguje, oznacza na mapach i leci dalej!
Oczywiście, jeżeli stwierdzi się istnienie ludzkiej populacji o relatywnie czystych
genach, jest ona bezcenna, bo stanowi fantastyczne źródło do szkolenia
wyśmienitych żołnierzy – albo elitarnych regimentów imperialnej gwardii (*z klasycznym przykładem Catachanu*) jak i kosmicznych
marines. I tutaj świetnymi przykładami są planety takie jak Nocturne czy Fenris – rdzenne globy Salamander oraz Kosmicznych Wilków, mogące
pochwalić się tym, że planeta regularnie przechodzi katastrofalne,
apokaliptyczne w skali zmiany tektoniczne i geologiczne. Jak widać, pomimo
swoich licznych wad planety tego rodzaju są cennym źródłem zasobów ludzkich dla
Imperium – jeżeli ktoś codziennie spotyka się z zabójczą florą, morderczą
fauną, trującą atmosferą, toksyczną glebą i halucynogenną wodą, to przeważnie
przyzwyczaja się to trudów życia…
No i nareszcie
Planety Feudalne (Feudal Worlds) – zakon kosmicznych
marines ma tutaj dość ułatwioną pracę, bo tego typu światy władane są przez
wielkie klany rycerstwa / wojowników, przeważnie ceniących honor i sztukę
wojenną, regularnie winszujący prawom mówiącym, że to silny ma rację. Kiedy
więc Astartes pokażą wszystkim mieszkańcom globu, kto jest najsilniejszy (*tak, oni właśnie*), to błyskawicznie ustalenie
dominacji na powierzchni globu nie stanowi problemu. Tym bardziej, że
cywilizacje tego typu tkwiące w okolicach średniowiecza czy okolic mają większą
świadomość Imperialnej obecności, i mogą być świadomi tego, czym są Kosmiczni
Marines – Anioły Śmierci. Dodatkowym ułatwieniem jest fakt, że planety tego
typu mogą się pochwalić armiami czy oddziałami, które znają już pojęcie
dyscypliny, walki w oddziałach… No, mają bazowy trening jak działać we
wspólnocie, czy to rycerskim bractwie czy też loży wojowników. Pośród tych
światów też znajdują się takie, które są znane ze swoich żołnierzy, jak
chociażby Atilla, z której wywodzi
się sławny regiment Atillańskich Jedźców, kawaleryjski regiment imperialne
gwardii albo Mancora, świat rodzimy
zakonu Howling Griffons, który dba o to, by poszczególne feudalne królestwa i
państwa-miasta na kontynencie regularnie ze sobą walczyły, by doktryna
zmilitaryzowanych społeczeństw regularnie dostarczała doskonałych rekrutów.
Naturalnie
warto pamiętać, że nie ma prawidła czy zasady, że tylko takie planety są
wybierane na miejsce zasiedlenia zakonu! Dla przykładu zakony blisko powiązane
z Ultramarines, a w szczególności tzw. Primogenitorzy przeważnie dostawali w
spadku jedną z 500 planet ‘Nowego Imperium’ legionu Ultramarines – przeważnie rozwiniętą
planetę, cywilizowaną, dostatnią albo przynajmniej technologicznie rozwiniętą!
Ba, niektóre zakony współżyją na planetach zasiedlonych przez wielkie
miasta-roje, bo wojny gangów i niskie warstwy społeczne również są podatnym
gruntem do poszukiwania twardych, bezlitosnych psychopatów – świetnych rekrutów
na super-żołnierzy.
Kiedy
wybieramy planetę pod nasz zakon warto zwrócić uwagę, jak wpływać ona będzie na
miejscową populację, bo to ona będzie zasilać szeregi naszego zakonu świeżymi
rekrutami, a ci mogą prezentować zupełnie odmienny charakter, kręgosłup moralny
czy nawet poziom wyszkolenia zależy od tego, po jakiej ziemi stąpają. Planeta śmierci
to dobry wybór, jeżeli naszym celem jest, by nasi marines to byli ‘szwarcenegerzy
jak z Predatora’, odporni, silny, śmiejący się w twarz potwornościom galaktyki…
Tacy, którzy spojrzą na tyranidzkiego wojownika i powiedzą przez zęby hasło w
stylu „Umawiałem się na randki z brzydszymi paskudami, niż ty, Jureczku”, bo na
własnej planecie codziennie musiał użerać się z kostropatymi, dwudziestometrowymi
skorpenami o setkach kolczastych nóg, plujących toksycznym kwasem i
wydzierających się tak, że bębenki pękają. Na dodatek ziały ogniem. Więc taki
tyranidzki wojownik, to spacerek po parku w słoneczny dzień w porównaniu.
Oczywiście wcale nie musi ten status pochodzić od morderczej fauny czy flory –
być może planeta to wulkaniczny koszmar, z jonowymi burzami? Może to oceaniczna
planeta o toksycznych deszczach i wrzących wodach? Może asteroidy bombardują
powierzchnię z dnia na dzień, tworząc uroczy, niemalże post-atomowy pejzaż?
Jeżeli
planeta będzie dzika, to jak lokalna populacja odnosi się do Astartes? Czy
traktuje ich jak bogów, potężnych wojowników z gwiazd? Czy forteca zakonna
będzie dla nich niczym Olimp dla naszych starożytnych Greków, tyle, że
prawdziwy – niemalże mistyczna siedziba potężnych wojowników? A może odwrotnie,
z przestrachem opowiadają nad ogniskiem o kolosach zamkniętych w dziwacznych
skorupach, którzy mają w sobie siłę ziemi i uderzają jak ocean? A może astartes
przekonali rdzenną ludzkość, że Ci są ich potomkami, i że każdy z nich ma
obowiązek starać się stać doskonałym wojownikiem, bo najlepszych z nich wezmą
do swojej fortecy, by zrównać takiego wybrańca ze sobą, czyniąc z niego Astartes?
W
przypadku planet feudalnych ów formuła jest jeszcze łatwiesza, bo kosmiczni
marines mogą spokojnie zdradzić więcej – zrozumienie populacji powinno być
większe a współpraca z nimi odpowiednio łatwiejsza; Który z lokalnych żołnierzy
czy wojowników nie marzyłby o dołączeniu do grona nieśmiertelnych bogów wojny,
tytanów o niezłomnych wolach, magicznym uzbrojeniu i potędze, przekraczającej
wyobraźnie? Perfekcyjna dyscyplina, świetna organizacja… To tylko drobne
rzeczy, jakie mogą oferować Astartes – co powiecie na obietnicę zobaczenia
gwiazd z bliska, podróży po galaktyce? Wyniesienie w niebiosa brzmi jak niezły
haczyk na zachętę.
Łowcy
Smoków nie nazywają się w ten sposób bezpodstawnie! Idealna planeta pośród
Gwiazd Grendla stała się miejscem budowy potężnej fortecy zakonnej, wzniesionej
na szczycie wygasłego wulkanu – nie tylko geotermalna energia płynąca pod góra
zasili wiele systemów przyszłej twierdzy, ale też z tego punktu wszystkie
ludzkie osady okolic będą mogły podziwiać monumentalną strukturę swoich nowych
opiekunów. Planeta jest planetą śmierci – młoda w wieku, aktywna geologicznie,
o zielonych kontynentach wypełnionych protodżunglami, które choć nie mogą się
pochwalić nadmiarem morderczej flory, to jednak nadrabiają aż nadto bogactwem zabójczej
fauny – bogata w tlen i siarkę atmosfera sprzyjała rozwojowi ogromnych insektów
i potwornych rozmiarów dinozaurów! Planeta ta nazywa się Taksaka – i posiada
rdzenną populację! Nieliczną, pewnie, ale nie słabnącą, skupioną dookoła
dwunastu klanów-wojowników, którzy żyją w granitowych osadach wykutych w
zboczach wulkanów w taki sposób, że nawet spływająca lawa opływa je bokiem,
załamując się na specjalnie wykutych kamiennych dachach, chroniących ów osady.
Fortecą przez galaktykę, czyli zakon-flota?
Nie zawsze jednak zakon może być
umieszczony na planecie – nie chodzi tutaj nawet o braki w odpowiednich
lokalizacjach; Imperium posiada tysiące planet, które potencjalnie mogłyby stać
się dobrym lokum dla nowego zakonu Astartes. Jednak kiedy Lordowe Terry
powołują nową jednostkę tego typu nie zawsze ich planem jest wzmocnienie danego
obszaru czy też zwyczajne uzupełnienie strat. Może akurat potrzebowali zakonu
do patrolowania niebezpiecznego regionu? Może potrzebują zakonu, który musi
wyruszyć na krucjatę anihilacyjną imperium xenos? Może sami astartes uznali, iż
lepiej wypełnią swoje zadanie stając się mobilną armią, w ciągłym ruchu, reagując
błyskawicznie na wszelkie wezwania o pomoc, które ich flota otrzyma?
Oczywiście nie zawsze powodem
przerzucenia zakonu na kosmiczną flotę jest potrzeba Lordów Terry. Być może
zakon stracił swoją rodzimą planetę i zamiast otrzymać nową, teraz podróżują
przez gwiazdy wywierając zemstę na wrogu, który doprowadził do jej zniszczenia?
Jak na przykład Knights of Gryphonne, zakon, którego ojczysta planeta została
wyjałowiona przez inwazję tyranidów. Albo też zakon Invaders, który najpierw
doprowadził do ruiny w krwawej i brutalnej kampanii cały światostatek eldarów Idharae,
osłabiony po walkach z tyranidami szczepu Naga był realnym celem dla całego
zakonu… W odpowiedzi na tak brawurowy i bezczelny atak światostatek Alaitoc
odpowiedział pełnią swojego gniewu i rozgromił świat rodzimy zakonu, zmuszając
resztki tego zakonu na ewakuacje i przestawienie się na funkcjonowanie w formie
floty. Być może tylko dzięki mobilności kosmicznej floty zakon może wypełniać
swoją misję, jak Czarni Templariusze ze swoją potężną flotyllą? Albo jak
Minotaury – zakon, który jest w nieustannym ruchu, przeskakując od konfliktu do
konfliktu zgodnie z rozkazami i wolą Senatorum Imperialis (*inaczej – High Lords of Terra*), którzy mogą wspomagać
najbardziej zażyłe konflikty tylko dzięki utrzymaniu takiej mobilności, jaką
oferuje gwiezdna flota? A może tak jak zakony regenatów z wojny o Badab,
których grzech zdrady został wybaczony, ale w formie pokuty zmuszone zostały to
krucjat w imieniu Imperatora, jak Mantis Warriors czy też Lamenters, którzy
podróżują przez kosmos by udowodnić swoją lojalność i skruchę. Słowem, jest
wiele powodów, dla których zakon Astartes może zrezygnować z posiadania planety
rodzimej, nawet jeżeli taka mobilność sprawia pewne logistyczne problemy
względem rekrutacji.
Tym bardziej, że choć flotylla
okrętów nie oferuje stabilności rekrutacyjnej i nie oferuje łatwego dostępu do
surowców, to jednak sama w sobie jest bronią. Większość zakonów flotowych
pochwalić się może całkiem liczną liczbą okrętów bojowych, pośród których
kluczową bestią wojny jest okręt-forteca – Battle
Barge – potężny amalgam ogromnej maszyny wojennej, uzbrojonej po zęby
fortecy oraz naturalnie samych sal i pomieszczeń zakonu, wliczając w to sale
treningowe, cele poszczególnych astartes, zbrojownie, relikwiarze, kuźnie…
Nieliczne zakony, przeważnie te o korzeniach sięgających czasów Wielkiej
Krucjaty mogą poszczycić się posiadaniem jeszcze większych jednostke, mobilnych
gwiezdnych fortec – Chapter Barque – kolosalnego
okrętu takiego jak np. Eternal Crusade
Czarnych Templariuszy czy też Phalanx
Imperialnych Pięści; Okrętu zdolnego do samodzielnego unicestwiania całych
systemów i stawania oporu całym wrogim flotyllom i to w pojedynkę. Oczywiście,
flota flocie nierówna, i kiedy tak potężne zakony jak te wyżej wymienione mogą się
pochwalić dziesiątkami, jak nie setkami jednostek to pomniejsze zakony będą
miały szczęście, jak dostaną w swoje ręce coś więcej niż pojedynczy Battle
Barge… Choć oczywiście istnieją wariacje – Synowie Meduzy, dla przykładu,
dzielą się na trzy klany, gdzie każdy z nich posiada pod swoją kontrolą własną,
małą flotę… A flagowy krążownik każdego z klanów to wyspecjalizowana jednostka
z bogatymi kuźniami, fabrykami i warsztatami, dająca zakonowi możliwość
własnoręcznej budowy nawet bardzo rzadkich i skomplikowanych pojazdów i
uzbrojenia.
Warto zauważyć, że zakony flotowe
często nie posiadają rytuałów i tradycji wywodzących się z rodzimej planety –
nawet jeżeli ‘pierwszy rzut’ marines powstał z jednej planety czy systemu, to
rekrutacja prowadzona w sposób losowy na dziesiątkach planet i habitatów, przez
które będą przelatywali szybko wymiesza różne zwyczaje a nawet zagwarantuje
odmienne genotypy – i w ten sposób zakon zachować musi integrację poprzez
wytworzenie własnych zasad i rytuałów, które będą wkuwane do głowy
potencjalnych rekrutów, z entuzjazmem zmuszają ich do porzucenia schematów
rozumowania i logiki wywodzonej z własnych korzeni. Czarni Templariusze to
świetny przykład, bo oni opanowali indoktrynację i szkolenie pod swoje wartości
do perfekcji.
Jeżeli już
zdecydujemy się, by nasza flota podróżowała przez galaktykę we flocie, musimy zdawać
sobie sprawę, jak taka flota wygląda. Battle Barge to niejako statek-sygnatura
zakonów Astartes i można spokojnie założyć, że zdecydowana większość zakonów
kontroluje przynajmniej jeden lub dwa okręty tej klasy – stocznie Imperium
najpewniej z radością zbudują taki okręt na życzenie Lordów Terry dla nowo powstałego
zakonu tak, by ten mógł operować w przestrzeni kosmicznej z odpowiednią
skutecznością i miał możliwość transportu i bezpośredniego ataku
orbita-planeta. I choć rozumiem, że każdy chciałby mieć zakon, który ma do
swojej predyspozycji jakiś okręt ogromnych gabarytów o destruktywnej sile, to
musimy pamiętać, że takie super-jednostki są niezwykle rzadkie i są bardziej ‘reliktami’
lepszych czasów, znajdującymi się w rękach tych samych organizacji od wieków
jak nie tysiącleci.
Więc
powstrzymajcie swoje zapędy i nie twórzcie jakiś niesamowitych tworów na siłę!
Przy okazji warto określić, dlaczego nasz zakon podróżuje po kosmosie w formie
wojennej floty? Jakie są powody takiej decyzji? Krucjata? Z własnej woli czy
też zostali ukaraniu / poddani testowi przez Inkwizycję czy inną organizację o
podobnym autorytecie? Może są patrolem wybranego sektora galaktyki, i pilnując
Maelstromu pływając w przestrzeni dookoła tej wyrwy w Osnowie? Może muszą
latać, bo tylko w ten sposób wypełniają swoją misję – ot, dla przykładu,
podążają od planety do planety bo tak przewidziała ich rada
kronikarzy-prekogów? Postarajmy się określić powód dla którego zakon
zrezygnowałby z ojczystej planety na rzecz okrętów…
Nasz zakon,
Łowcy Smoków, jak już ustaliliśmy posiada swoją ojczystą planetę i na niej
bazuje swoje tradycję i swoją rekrutację. Co by było jednak gdyby ów historię
zmienić? Być może nadal rekrutują głównie z tej planety śmierci, ale są zakonem
wędrownym zgodnie ze swoją misją – jako wsparcie dla Żelaznych Lordów, ich
celem jest nieustanne patrolowanie Gwiazd Grendla tak, by utrzymywać kwarantannę
krwiożerczych xenos i nie dopuścić tyranidzkich organizmów do zintegrowania się
z tym gatunkiem.
Wygląda na to, że się przeliczyłem! Tekst ten
już sięga pięciu stron w formacie A4 a mógłby spuchnąć jeszcze bardziej, gdybym
działał zgodnie z planem… Cóż, tylko dobro z tego wyniknie, bo najwidoczniej
potrzebować będę znacznie więcej części tej serii, by móc w pełni uznać temat
za odpowiednio zrealizowany i domknięty! Mamy więc planetę rodzimą zakonu /
flotę za sobą i następnym razem będziemy mogli rzucić okiem na proces
rekrutacji i jak wpływa on na funkcjonowanie zakonu – jak rekrutują
zakony-floty, jakie testy musi przejść neofita, by otrzymać szansę stania się
Astartes i jak proces ten kształtuje tradycje zakonu.
Głupia sprawa - dziś jest... wtorek. :)
OdpowiedzUsuńWięcej komentarza jak przeczytam całość, czyli w czwartek. :P
Co tu pisać, podoba mi się:) Świetnie przybliży taki cykl proces powstawania zakonu, bo ostatnio na forum juz nie moglem scierpiec czesci pytan;)
OdpowiedzUsuńDoskonały tekst! Świetnie skompilowane informacje i do tego w miarę lekkie pióro. Czekam na kolejne części z zapartym tchem (tym bardziej, że sam jestem w trakcie tworzenia customowego zakonu Astartes).
OdpowiedzUsuńDobry tekst. :)
OdpowiedzUsuń