30.06.2014

[30.VI.2014] Przewodnik po grach bitewnych CZ.1


Przeglądając polską sieć, przeczesując blogi i fora odkryłem pewną smutną prawdę… Choć istnieje stos tematów i wpisów radzących jaką wybrać armie, które rozbijają się o to, co jest wartościowe dla gracza a co nie, to jednak dotyka nas zatrważający brak chociażby jednego tekstu, który na celu miałby pomóc wszystkim tym, którzy o wejściu w gry bitewne dopiero co rozmyślają! Oczywiście, można powiedzieć, że tutaj pojawia się pewien problem… Nie oszukujmy się, tego bloga przeglądają raczej użytkownicy, którzy w grach bitewnych siedzą już swoje, którzy wszelkie ‘intro’ mają już dawno schowane w piwnicy i raczej z tego tekstu nic nowego nie wniosą. Ba, jestem świadom, że szansa na dotarcie do całkowicie początkujących jest niewielka, ale mimo wszystko poniosę to ryzyko i przygotuję krótką serię tekstów całkowicie poświęconych trudom i żmudom przywitania się z tym szlachetnym, ale też wymagającym hobby!
 
Potrzeba figurek…

Zacznijmy od historii. Od razu zaznaczam, że było to dobre 12-14 lat temu, więc pewne fakty mogą nie być wcale tak zwanymi faktami autentycznymi… Ale do rzeczy. Magia Warhammera wtarła się we mnie za wczesnego młodu, kiedy w Polszy dominowała pierwsza edycja WFRP… Wtedy byłem jednym z najmłodszych graczy w drużynie prawie-studentów i dobrze się bawiłem poczciwym krasnoludem, nawet kupiłem własny podręcznik, wypchałem go rytualne wycinkami z MiM’a i wydrukowanymi dodatkami, prowadziłem własne kampanie - słowem, sielskie, złote czasy młodzieńczej beztroski, z dodatkiem posoki, demonów i polowania na wyimaginowane czarownice. Oczywiście do pewnego czasu to wystarczało, aż w moje ręce trafił jakiś zaiste starożytny White Dwarf.

I się zaczęło. Te wszystkie śliczne figurki nie mogły mi wyjść z głowy. Niestety, jako bąbel na kieszonkowym mogłem sobie jedynie pomarzyć, a wtedy byłem jeszcze zbyt niezorientowany by wiedzieć, że biegała na pełnej mocy jeszcze Chronopia czy Warzone, nawet pomimo posiadania talii do… Doom Troopera. Tak czy owak, kupowałem pojedyncze, losowe wyplutki, jakieś gazetki czy inne odpady aż do roku, bodajże, 2001 czy też początku 2002, kiedy to DeAgostini przypuściło ofensywę figurek do Władcy Pierścieni wydawanych w zeszytach! Kupiłem pierwsze dwa numery. Ta radość z posiadania 12 paskudnych jak noc goblinów i 12 elfów Ostatniego Przymierza… Tutaj muszę podziękować rodzicom, którzy uznali to za modelarskie zainteresowanie i nabyli drogą kupna farbki i pędzelki, i właśnie wtedy, te 12-13 lat temu odkryłem, że gry bitewne ‘do grania’ wcale nie są, bo radość osobiście najbardziej czerpię z malowania.

Posuwamy się do przodu o kilka lat. Przeprowadzka. Samodzielne życie na studiach. Pierwsze własne pieniądze. Postanowiłem wejść w temat na ciężko. Z odłożoną krwawicą i świecącymi oczyma uderzyłem do pierwszego figurkowego sklep otwierając się na nowy świat. Wszyscy Ci nowo poznani kumple szybko wykazali się ciepłą poradą mówiąc mi, że podręcznik i battleforce to wszystko, czego potrzebuję, by się dobrze bawić. Och, uroki młodzieńczej naiwności! Nie zakładam, że działały tutaj wrogie intencje, że specjalnie przekłamali informacje, by mnie na siłę wciągnąć, nie uważam, że to taka prywatna zemsta na podłożu podprogowym… Ot, po prostu, hobbyści rzadko kiedy racjonalnie przedstawiają pewne argumenty a ja dałem się złapać wierząc, że wydatek na podręcznik i duże pudło to wszystko! I że wystarczy mi, by się dobrze bawić… Cóż, dziś wiem lepiej.

Po wydaniu kolejnych stu złotych na farbki i pędzelki, po wyrzuceniu kolejnej setki na aktualnych bohaterów, by armia była legalna, po nabyciu odpowiedniego kodeksu zrozumiałem, że patrzę w oczy bezdennej studni… Ale wtedy uznałem, że jak już wpadłem, to nie ma co panikować, tylko lecieć dalej i wrzucać kasę z nadzieją, że kiedyś ujrzę dno...


Gry wojenne, czyli po co się w to pchamy?

No cóż, kwestia hobby jest kwestią wysoce prywatną dla każdego i w sumie tutaj można by było zakończyć ten temat. Ot, robisz co chcesz, wydajesz swoją krwawicę na co Ci się podoba i w sumie nikt nie może a raczej nie ma prawa mówić Ci, co masz robić a co nie… Pewnie, tak jest w istocie, ale po co mamy popełniać błędy tak wielu hobbystów, skoro wystarczy trochę żelaznej woli, samozaparcia i w sumie odpowiedniego podejścia do tematu, by lepiej przekształcić nasz wkład w hobby tak, by wynikły dla nas z tego faktu same korzyści? Na moim przykładzie wiem, że przelałem sporo krwawicy na modele, których nigdy nie potrzebowałem – ot chociażby jedna czy dwie spore armie do Wojennych Młotów, które skończyłem w pełni zbierać w momencie, w którym zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę sam aspekt grania w tym hobby mnie nie kręci tak jak kolekcjonerstwo i modelarstwo.

Oczywiście czegoś takiego nie da się całkowicie wykluczyć z naszego doświadczenia, bo jest właśnie tym… Doświadczeniem! Kiedy wchodzisz w nowe hobby nie wiesz jeszcze, która jego strona najbardziej Cię będzie pociągać. Umiejętności malowania dopiero się krystalizują i wchodzą na swoje pierwsze kroki, armia dopiero się rozpoczyna rozrastać a my sami tak naprawdę nie wiemy o tym, jak wiele systemów istnieje i tak naprawdę czego od samej gry oczekujemy, by się w nią dobrze bawić, by czuć, że jest to po prostu ‘gra dla nas’. Wszystko to wyjdzie w praniu, co nie oznacza, że nie ma pewnych zdrowych pytań, które możemy a nawet powinniśmy sobie zadać.

Czy malowanie, sklejanie i kolekcjonowanie modeli sprawia Ci frajdę? Jeżeli tak, można powiedzieć, że obdarzasz się właśnie ogromną swobodą! Jeżeli spędzanie długich godzin nad rozgrywkami, atmosfera sportowa czy po prostu budowanie list i grzebanie w zasadach nie pobudzają twojej wyobraźni, to po co się w to tak naprawdę pchać? Peer pressure? Gwarantuję wam, że jeżeli rozwiniecie swoje modelarskie skrzydła, skupicie się na tym, co lubicie – czyli na malowaniu i sklejaniu! – to prędzej czy później znajdziecie swoje miejsce nawet w środowisku lokalnym, ot znani jako dobry lokalny malarz albo i więcej. Nie mówiąc już o tym, że nawet całkowicie ignorując środowisko lokalne wasze hobby jest dla was. Nikt nie mówi, że wybierając tę drogę macie obowiązek rezygnowania z gry czy zbieraniu armii – jest to po prostu wskazówka, na co położyć nacisk; Nie przemęczajcie się, nie pchajcie się na masowe wydatki na szybkie uzbieranie armii, bo potem i tak będziecie żałować, że nie kupiliście tych farbek czy modelarskiej chemii, której tak naprawdę pragnęliśmy!

Czy granie, to rzecz, która sprawia wam radość? Jeżeli tak, to tutaj zaczyna się robić nieco bardziej skomplikowanie – fakt, na rynku istnieje setki gier bitewnych w różnej skali i o przeróżnym klimacie, ale jeżeli w istocie rozgrywka jest dla was elementem kluczowym, to chcąc nie chcąc znalezienie i obserwacja lokalnego klubu może być ważnym elementem odrobienia zadania domowego z tego hobby. Zobaczcie, jakie gry są grane, ilu graczy dany system napędza i kultywuje, jak często są organizowane różne wydarzenia związane z danym tytułem. Potem sprawdźcie, czy któraś z tych gier śmiga tak, jak byście tego chcieli – pooglądajcie kilka gier, wykażcie radosną asertywność i poproście o Intro Gaming – wierzcie mi, większość graczy jakich znam z radością wciągną kogoś nowego do swojego ulubionego systemu. W ten sposób tak naprawdę zanim wydasz choćby złotówkę (*a wiem, że korci!*), będziecie mieli już jakiś pierwszy, klarowny obraz tego, jak poszczególne gry funkcjonują. Szkoda bowiem wdepnąć w system, który po pewnym czasie okaże się dla was ciężkostrawnym, prawda?

Słowem – zanim wykonamy skok na główkę, warto się rozejrzeć. Zobaczyć, co ile kosztuje. Jakiej wielkości armii biegają na stołach w danych grach i spokojnie skalkulować, czy jest to próg finansowy, który jesteśmy w stanie znieść, a jeżeli nie, to czy jesteśmy gotowi na żmudne i długotrwałe uzupełnianie kolekcji aż do momentu, w którym nasza armia będzie nie tylko pełnosprawna, ale też posiadająca swobodę modyfikacji. Jeżeli bardziej interesuje nas malowanie, podobnie! Nie kupujmy pierwszego towaru, który leży na półkach… W Internecie znajdziecie stos świetnych artykułów i poradników, które nie tylko dadzą wam klarowniejszy obraz tego, co jest dobrym a co złym produktem, ale też pomoże wam lepiej spożytkować pieniądze kupując chemię i narzędzia w lepszych cenach. Jeżeli na łamach waszego lokalnego środowiska znajdziesz malarza/hobbystę, który ewidentnie wybija się jakością ponad przeciętność, też nie bój się zapytać lub nawet podejrzeć, czego używa. Inwestowanie kupy szmalu w towar, który nie spełni naszych oczekiwań nie jest inwestycją mądrą ani dobrą.

Najważniejszą radą jaką mogę przekazać to opanowanie. Wiemy wszyscy jak to jest z nowym, kolorowym hobby, jeszcze tak żywym i bogatym w swojej ofercie jak Gry Bitewne, ale zabranie się za coś pierwszego z brzegu nie zawsze okaże się być dobrą decyzją! Podejdźmy do tematu chłodno i na spokojnie – przeanalizujmy, co w tym hobby jest dla mnie najważniejsze? Do powoduje, że chciałbym na to wyrzucać moje swobodne pieniądze? Co mnie przyciąga? Czy mam wybrać tę grę, bo jej mechanika mi się podoba, czy może mam pójść w ten system, bo posiada armię, którą po prostu /bardzo/ chciałbym pomalować? To wszystko jest do ogarnięcia, jeżeli tylko damy sobie trochę czasu, by się nad tym zastanowić – a przy okazji, ważnym elementem jest odpowiednie ustawienie priorytetów zakupów. Brzmi nieco dziwnie, ale powiedzmy sobie szczerze… Dopóki naprawdę nie masz solidnej kupy wolnej kasy, wejście w to hobby mocno uderzy w twój portfel i nigdy nie skończy się na ‘tym jednym zakupie’. Chcesz malować, sklejać, budować? Będziesz kupował farbkę po farbce, pędzelki za pędzelkami, a potem odkryjesz pigmenty, farby olejne, washe i wszelką inną modelarską chemię… Chcesz grać? Och uwierz mi, nieważne jaki system wybierzesz, twoja armia zawsze będzie ‘za mała’. A nawet jak dotrzesz po latach do momentu, w którym poczujesz, że już masz wszystko… To na horyzoncie pojawi się nowa armia do zbierania, której nie będziesz mógł się oprzeć.

To hobby to studnia bez dna, co nie oznacza, że nie sprawia przyjemności! Ważne jest to, by wiedzieć, jak samemu sobie nie podkładać kłód pod nóg. Skoro malowanie jest dla mnie ważniejsze, wolę kupić nowy zestaw świetnych farbek niż kolejne modele do armii – i tak gram rzadko lub zgoła wcale w co poniektóre systemy, więc nie mam parcia na kolekcjonowania. I tak samo z drugiej strony – skoro malowanie jest dla mnie żmudnym, męczącym procesem, to po cholerę mi kolejne pędzelki czy inny modelarski szajs, skoro mój zakon potrzebuje kolejnych terminatorów? Choć brzmi to wszystko bardzo intuicyjnie, jak wiele takich rzeczy, uwierzcie mi, lepiej i płynniej działa, kiedy mamy porządny plan działania i wiemy, kiedy się wstrzymać, kiedy opanować swoje hobbystyczne potrzeby.

Podsumowując, mogę skreślić trzy punkty, na których na pewno się nie zawiedziecie…

                - Oszczędzaj się! Łatwo jest wpaść do wagonu z ‘najgorętszymi nowinkami’, porzucić aktualny projekt i rozrzedzić nasze plany… Nawet się nie obejrzysz, kiedy twoja pierwsza armia, nigdy nie skończona, zbiera kurz, druga już zaczynała wyglądać, ale została porzucona, bo właśnie wyszła ta trzecia, którą nagle musimy mieć. Zwolnij, a nie pożałujesz. Skup się na tym, co chciałeś ukończyć, i rób to!

                - Najlepsze na co na stać! Kolejna zdrowa zasada dotyczy głównie naszych narzędzi, farbek, pędzli… Oczywiście jeżeli chodzi o te ostatnie, dla początkującego można by było polecić tańsze, bo przecież „i tak zepsuje”. Jest w tym pewna prawidłowość, ale jeżeli ktoś się zniechęci tylko dlatego, że używał tragicznych narzędzi, to może nigdy nie odkryć, że jest lepszy w te klocki niż z początku zakładał. Narzędzia i farbki będą z tobą przez długi czas, więc jeżeli wiesz już, co jest dobre, nie warto oszczędzać na czymś, co może Ci służyć przez lata. Pamiętajcie, tanio nie znaczy mądrze.

                - Nigdy nie przestajemy się uczyć! Jak ze wszystkim, by stać się lepszym w czymkolwiek, co robimy, należy ćwiczyć i ćwiczyć, nigdy nie ustając w praktyce. Czy będzie to malarstwo miniaturek czy prowadzenie gry, nikt nie zaczyna jako mistrz i każdy musi pokonywać krok za krokiem po odpowiednich szczeblach, ucząc się nowych sztuczek, nowych zagrań…  Nie należy się zniechęcać, lecz z uporem drążyć wybrany temat.


Mam nadzieję, że te nieznośne wypociny będą niejaką pożywką do przemyśleń, i że choć jeden przypadkowy czytelnik natknie się na ten tekst w momencie, w którym właśnie rozpoczyna swoją figurkową karierę! A nóż widelec przyoszczędzi sobie trochę mamony i nerwów… A co do was, moi mili wyjadacze, hej, podzielcie się swoimi własnymi historiami jak wpadliście w to hobby i czy sami również szukaliście przez czas jakiś, co w nim was tak naprawdę kręci! A w kolejnym odcinku skupimy się na czymś o wiele bardziej konkretnym… Jaki system wybrać i dlaczego.

2 komentarze:

  1. Podobne zdziwienie przeżyłem jak zobaczyłem, że nie ma żadnego wprowadzenia dla nowicjuszy w światek turniejowy WFB. :) Dosłownie żadnego. Niedługo później na szczęście ukazał się w telegraficznym skrócie opis funkcjonowania "Ligi". Tutaj widać zdecydowanie dokładniejsze podejście do tematu. Pomimo tego, że zbieram już trzy armie + coś tam jeszcze, powyższe uwagi przypomniały mi o moich wcześniejszych założeniach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale zaraz, gazetki z LOTRem wychodziły przecież dopiero co, niech policzę...
    ...ojezusie jaki stary jestem O_O

    OdpowiedzUsuń