Och jaki dzisiaj dzień. Najlepszy
dzień internetowych zakupów to ten, kiedy w jednym dniu jeden kurier czy
listonosz wręcza ci paczuszki, na które czekałeś. Komiksy, w tym świetny tom Hawkeye: My life as a weapon czy też
ostatni dostępny warlock do kontraktu Blindwater Congregation do systemu Hordes w postaci Raska wraz z pięknie
wydanym podręcznikiem do Minionów… A to tylko część z fajnych rzeczy, jakie
dzisiaj znalazły przyjazny dom pod moją strzechę. Człowiekowi się od razu humor
poprawia, kiedy otrzymuje prezenty, które sam sobie sprawił! Aż na tyle, że
posprzątałem swój hobbistyczny stoliczek i zabrałem się za rzecz kluczową,
czyli wykończenie pierwszego Warlocka do moich krokodylków i ponowne złamanie
kilkutygodniowej przerwy w malowaniu! Słowem, same sukcesy i wielka radość. Z
radości tej wreszcie zdjąłem kupione z pół roku temu pudełko Mournfang Cavalry
(*co tylko obrazuje, jakie
mam zaległości!*) i postanowiłem je zdrowo rozdziewiczyć publicznie! Do
dzieła!
Zacznijmy od tego, że Mournfang Cavarly to nowa jednostka w
odświeżonej armii Ogrów. Co jest bardziej paskudnego, niż wściekły, ważący
kilkaset kilo, szarżujący, wrzeszczący ogr o tragicznej higienie osobistej? To
samo, jeżeli włożymy to na potwora, który jest krzyżówką niedźwiedzia, tygrysa szablo
zębnego i nosorożca włochatego, znaczy, tytułowego Mournfanga. Jednostka ta
szybko zdobyła uznanie ogrzych tyranów, ponieważ uderza jak worek z cegłami,
przemieniają na krwawą i mlaszczącą pod nogami pulpę praktycznie dowolny oddział,
jaki będzie miał nieszczęście otrzymać od nich szarżę. Trudno się więc dziwić,
że obok mobilnego działa to właśnie ci panowie i te paskudy najczęściej lądują
na stołach tam, gdzie nasi wielcy brutale stawiają swoją nogę. Skoro są tak
popularni, dobrze by było im się przyjrzeć…
Pudełko zawiera dwa pełne modele,
czyli tak naprawdę cztery – dwóch ogrzych jeźdźców oraz ich ‘rumaki’. Wszystko
to zaklęte na trzech standardowych wypraskach formatu A5 dających łącznie 85
komponentów – sporo jak na dwa modele, ale to zasługa wprowadzonej w życie,
dobrej polityki dawania w pudełku wszystkich dostępnych w księdze armii opcji,
o ile tylko to możliwie – tak więc tutaj dostaniemy części do budowy czempiona,
muzyka czy sztandarowego, duże pukawki dla szefa i wybór broni – od dwuraków,
poprzez zwykłe klepimordy. Dobra wiadomość jest taka, że po sklejeniu naszej
parki w dowolnym, wybranym przez nas układzie pozostanie nam sporo dóbr do rozdzielenia
pomiędzy inne jednostki modele. Tak naprawdę, im dłużej bawię się w budowanie
armii do systemów GW, tym bardziej rozumiem podejście ludzi ‘wholesome army
project’, znaczy, kupowanie 20 pudełek i konstruowanie całej armii ze wszystkich
naraz tylko po to, by współdzielenie komponentów dawało większe pola do popisu
przy drobnych konwersjach. Dla przykładu, uchełmowiona głowa kierowcy
Ironblastera to świetna główka na czempiona Irongutów. Taka drobna dygresja.
Oczywiście, ten akapit, mili
czytelnicy, znacie już na pamięć (*jeżeli regularnie wchłaniacie moje literackie wypociny!*) –
czyli pora na pochwałę Games Workshop za jakość odlewów plastikowych. Ponownie
serwują nam świetny poziom detali z ich ostrością na poziomie, o którym konkurencja
z kategorii SF/Fantasy może co najwyżej wyśnić sobie w błogich snach nocy
letniej. Jakby tego było mało, nowe zestawy są tak odlane (*wstrzyknięte w ramkę?*),
że linia podziału jest albo prawie niezauważalna, albo tak strategicznie
ulokowana na wyprasce, by nie przeszkadzała. Jedyne miejsca, które będą wymagać
oczyszczenie, to tylko punkty odcięcia od ramki. Czyli jakość jak zwykle
szczytowa i po prostu nie można się do niczego przyczepić. Dorzućmy do tego
fakt, że wszystkie elementy są – tradycyjnie – wybornie spasowane, i tak
naprawdę uzyskujemy modele, które sklejają się same. Poskładanie obu wraz z
wycięciem z ramek zajęło mi niecałe pół godziny – a ja jestem raczej powolnym
składaczem, więc bardziej ‘manufakturowi’ hobbyści ogarną pewnie w 10 minut na
sztukę. Słodko!
A tak to się prezentuje po
złożeniu – jak dla mnie, godnie! Perspektywa trzy-czwarte nie pokazuje w pełni
ich krasy (*a tak byli
prezentowani w White Dwarfie podczas premiery*), ale spójrzcie jaki mają
rozmiar w porównaniu do Imperialnego Kapitana na piechotę. To są /duże bestie/
- choć szerokością i poczuciem ‘ciężaru’ ustępują takim na przykład
Skullcrusherom na Jagermeisterach, to ogr znacznie ‘podwyższa’ całą sylwetkę, i
trójka czy szóstka takich gości tworzy piękny i srogo wyglądający oddział,
który wyróżnia się na tle pozostałej potwornej kawalerii nietypowym cieniem
sylwetki. Czyli, co tu dużo mówić – fajny oddział! Jak się dobrze chlapnie
farbką, to będą poważni przykuwacze uwagi, czyli wszystko jak należy.
Opłacalność? Całkiem dobra jak na
GW, bo pudełko można kupić poniżej 90 blaszek – w teorii sporo jak na dwa
modele, ale są duże, są wypchane komponentami i plastiku tutaj dość, by starczyło
na dziesięć zwykłych ludzików, więc wydawca dość wyjątkowo nas nie skupie na
tej paczce. Inna sprawa, że duży oddział, znaczy szóstka, to jednak 300 złotych
wydanych na jeden klocek ciężkiej kawalerii! No ale taki już urok Warhammera
Fantasy Battle, że te kilka tysiaków na pełnowymiarową armię trzeba ogarnąć.
To wszystko na dzisiaj!
A w następnych odcinku Rzutu Okiem Cyklopa otworzymy pudełko do Infinity –
Merovingia Rapid Response Force czeka na rozdziewiczenie.
Ocena: 9/10
Opłacalność: 7/10
TLDR: Klasyka GW w plastiku, czyli świetna jakość, fajne wzory, łatwość montażu i dużo dodatkowych elementów – co nietypowe, to przyzwoita cena za to, co w środku znajdziemy!
Producent: Games Workshop / Cena: ~95 zł
Opłacalność: 7/10
TLDR: Klasyka GW w plastiku, czyli świetna jakość, fajne wzory, łatwość montażu i dużo dodatkowych elementów – co nietypowe, to przyzwoita cena za to, co w środku znajdziemy!
Producent: Games Workshop / Cena: ~95 zł
wyglądają jak SM na małych wilkach -czyli komicznie, zdecydowanie świnki za małe, same detale, osobno świnki osobno ogry na prawdę miodne
OdpowiedzUsuń