24.05.2013

[24.V.2013] Trochę prywaty, czyli aktywacja w Hordach!


Dziś dotknęła mnie interesująca myśl… Widzicie, z pewnością znaczna większość z was, drodzy czytelnicy, tak samo jak ja jest hobbystami, dla których aspekt modelarstwa jest tak samo ważny (*jak nie ważniejszy!*) jak sama gra. Znaczy się, całe to tałatajstwo, co przychodzi z nowym pudełkiem z modelami – czyszczenie, sklejanie, malowanie, robienie podstawki… To wszystko, co jest zarazem żmudne i pracochłonne jak i relaksujące i w efekcie dające świetne czy chociażby zadowalające efekty. Nie ma lepszego uczucia, niż wystawienie swoich modeli na stół do gry i uzyskanie spojrzeń uznania, kiedy przeciwnicy i ewentualna publiczność pyta, czy może sobie zobaczyć z bliska, bo fajnie chlapnięte farbką. Zresztą, człek zabobonny wierzy, że pomalowane figsy lepiej kulają kośćmi! Tak czy owak naszła mnie pewien rozważający nastrój na temat projektów…

Projekt Armii to, wbrew pozorom, wielkie słowa. Uwielbiam czerpać inspirację ze stron-galerii dla hobbystów, jak oczywiście Cool Mini Or Not czy bardziej wyżyłowane Putty and Paint, ale szczerze się przyznam, że dużo bardziej od pięknych modeli lubię wczytywać się w długie zapisy projektów… Mieć wgląd w proces twórczy danego artysty, zobaczyć, ile czasu zajmuje mu osiągnięcie danego efektu, jakich metod używa do malowania oddziałów, jakie techniki stosuje, jak buduje podstawki, jak decyduje o kolorach – po prostu sam proces powstawania dzieła jest dla mnie często-gęsto dużo bardziej interesujący niż efekt końcowy! Zdecydowanie bardziej pouczający, bez dwóch zdań.

Tym bardziej kłuje mnie to w oczy, piecze i uwiera, bo sam mam z tym ogromne problemy! Na moich półkach stoją całe stosy modeli, większość w tragicznie surowym stanie, kilka z mniej lub bardziej napoczętym malowaniem, a w przeciągu ostatniego kwartału udało mi się zakończyć malowanie jednego kosmicznego marines! To nie jest tak, że nie maluję wcale i marnuje czas, ale moje skupienia błyskawicznie się rozjeżdża, i kiedy w poniedziałek mogę domalować kilka paneli pancernych burty dla okrętu do Dystopian Wars to już we wtorek zapominam o ów okręcie i maluje wzorki na pancerzu czarnoksiężnika Tzeentcha. A w środę ten ląduje w schowku, bym mógł wyciągnąć pigmenty i pomazać nogi lekkiego pojazdu kroczącego do DUST. I tak dalej, i tak dalej, w efekcie nie posiadam żadnej w pełni ukończonej armii, bo mam ich kilkanaście do różnych systemów, i taki proces skakania bynajmniej nie przyspiesza dojścia do efektu końcowego, czyli do linii finiszu nad danym projektem.

Cóż, do pewnych rzeczy najwyraźniej trzeba dojść małymi kroczkami. Ot, własna dyscyplina to podstawa, ale i tutaj można zawieźć, jeżeli człowiek nie trzyma sam siebie w ryzach. Już i tak udało mi się z dobrym skutkiem zaaplikować kilka drobnych zasad, których przestrzegam z nabożną wręcz rewerencją, jak chociażby ta o malowaniu codziennie, chociażby 30 minut. Albo taka, że do istniejącej armii na moje półce nie mogę kupić nowego pudełka / blistera, dopóki do ów armii czegoś wcześniej nie pomaluje. Ale to wszystko mało. Nadal brakuje mi zawzięcia, dedykacji, by przykleić się do jednego projektu, by jak kleszcz wpić się w jedną armię i wymalować ją od punktu A do punktu Z bez wypadania z alfabetu po drodze. Oczywiście, mam zamiar to zmienić – pytanie brzmi, czy mi się uda? Oby.



Oto mój ostatni zakup – nie mogłem się oprzeć, bo cała mała armia gatormenów w dobrej cenie to okazja, na którą po prostu czekałem, tym bardziej, że większość modeli przyszła sklejona i z świetnie nałożonym podkładem, znacznie oszczędzając mi czas, który musiałbym włożyć w samo przygotowanie modeli pod malowanie. Bonus jest taki, że armie do Warmachine / Hordes nie dorównują liczebnością nawet w małej części armiom do wojennych młotów, czy to do WFB czy WH40k – zaledwie 30 modeli do pomalowania! Czyli dla niektórych uczestników Malarskiej Aktywacji, coś koło tygodnia roboty… Tak więc nie ma wymówek, muszę dać radę, tym bardziej, że jest to już w pełni grywalna armia i byłoby wstyd, gdyby tylko

Taki wpis na pełnej prywacie, bo co, mogę przecież ;) Pora się więc zabrać za malowanie! Wyciszyć się, zrobić herbatkę, przygotować stoliczek i farbki i naprzód młodzieży świata. Mam nadzieję odkurzyć nieco warsztatowy blog i wrzucać tam regularne relacje z postępów, nieważne jak małych i wątłych. Pozdrawiam i życzę wszystkim letnio-wiosennego zapału malarskiego.

2 komentarze:

  1. Jak ja Cię dobrze rozumiem. Może poza faktem posiadania aż tylu modeli do tylu systemów, ale to pewnie wynika z mniej zasobnego portfela.

    Zaczynająca się jutro Journeyman League w Twierdzy zmotywowała mnie do malowania Hord i od jakiegoś czasu ciskam farbami właściwie tylko moich Trollokrwistych. Poza trochę zapaćkanym Storm Trollem to chyba całkiem porządny TT mi wyszedł. Nie będzie wstydu po wystawieniu takich modeli na stół.

    I cieszę się, że nie wybrałem Ariadny jako swojej armii do Infinity. Starczy mi szkockiej kraty.

    Może jakiś wpis na swoim blogu o moich trollach w przyszłym tygodniu? Nie obiecuję. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże, zdjęte powiązanie komentarzy z Google+! Mogę na nowo pisać pod artykułami! Alleluja!

    Co do problemu z artykułu to znalazłem rozwiązanie. Miesięcznie odkładam równe 50 zł do wykorzystania na figurki, a gdy uzbiera się odpowiednia kwota - idę na zakupy. W efekcie dochodzi w pewnym momencie do sytuacji, kiedy pieniędzy na hobby brakuje, a do kolejnego "dołożenia" jest jeszcze sporo czasu, więc jedyne co zostaje to pomalować to co już stoi na półce.

    Wada rozwiązania - często gęsto zanim uciułam odpowiednią kwotę to zmienię zdanie 4-5 razy. Ot, na przykład, miałem ostatnio zacząć Tohaa do Infinity, po jakimś czasie zdecydowałem się na RoS do Warmachiny, a kasa ostatecznie poszła na Amerykanów do Dystopian Legions... Za dużo tego do wyboru.

    OdpowiedzUsuń