5.04.2013

[05.IV.2013] Antologia SOTM, Wolumin Pierwszy



Boltery terkotały muzyką śmierci, ciężkie gąsienice stalowych gigantów rozrywały betonowe ulice a krzyk potępionych wzbijał się w kulminacyjne crescendo zagłady! Witajcie w czterdziestym pierwszym milennium, gdzie jest tylko wojna i gdzie biliony istnień ginie dziennie na tysiącach planet w całej galaktyce. Czyli takie dwa-trzy zdania na temat atmosfery towarzyszącej uniwersum Warhammera 40k. Czemu o tym piszę? Cóż, wczoraj mieliście przedsmak moich literackich katuszy pod postacią krótkiego opowiadania do regularnego konkursu Storyof the Month, gdzie tematem kwietnia są Siostry Bitwy. Dzisiaj kontynuujemy nieco temat ów szlachetnej idei, albowiem zaledwie dwa dni temu oficjalną premierę miała cyfrowa wersja pierwszej Antologii – zebranych perełek, czyli najlepszych opowiadań powstałych na łamach tejże inicjatywy.

Powiem szczerze, że od dawna chciałem wziąć się za pisanie opowiadań w uniwersum czterdziestki… Co mnie powstrzymywało? Czy ja wiem… Brak motywacji? Klasyczna niewiara, że jeżeli już coś wyskrobię, to będzie zmuszone do egzystencji w Szufladosferze, gdyż nikt nie zechce tego przeczytać? Ot, takie kliszowe stękanie niedoszłego pisarzyny, każdy, kto pisuje fanfiki z pewnością zna te myśli. Zawsze z dumą podkreślałem fakt, że jestem klimaciarzem (*z pewnością nie flufferem… jest to bowiem specyficzny zawód wykonywany przez członka ekipy of filmów dla nieletnich*), że kręci mnie fabułka stojąca za modelami, że mroczny i ponury świat Warhammera budiz moje żywe i palące zainteresowanie – każdy projekt mojej armii, poza byciem w pernamentnej fazie Work In Progress zawsze posiada rozbudowaną historię… Bohaterowie mają swoje imiona, oddziały mają  swoje tło fabularne. Tak więc chcąc nie chcąc od dawna pisałem takie małe fragmenty, głównie dla siebie i pod siebie. Story of the Month wreszcie sprawiło, że wziąłem się za to porządnie i konkretnie, więc jeżeli chodzi o zastrzyk motywacji zdecydowanie podziałało w moich przypadku! Żeby było zabawniej, nawet nie chodzi o nagrody w postaci książek, lecz o wiedzę, że wiem, iż moje wypociny zostaną przeczytane. Że dostanę konstruktywną krytykę i ciepły komentarz. Że wreszcie nie pisze tylko dla siebie. Czego więcej może pragnąć pisarz fanowskiej literatury?

Powróćmy jednak do Antologii, Woluminu Pierwszego. Co dostajemy? 49 stron, sześć wybranych opowiadań, kilka autorskich ilustracji… Wszystko od początku do końca praca fanów, jak widać, zapału w tej szlachetnej inicjatywie nikomu nie brakuje! Skład jest przejrzysty, czytelny, łatwy w odbiorze a do tego dobrze dostosowany do czytania na urządzeniach przenośnych, które tak naprawdę są najlepszym rozwiązaniem, kiedy chcemy sięgać bo wszelkie e-booki. A co do opowiadań, to nie na darmo mamy zapowiedź, że są to w istocie najlepsze teksty konkursu, creme de la creme zebrany z samego czubka góry zgłoszeń – szczerze przyznam, że praktycznie wszystkie sześć czyta się tak samo dobrze jak ów dobre powieści z samej Czarnej Biblioteki, jak Dana Abnetta czy Aarona Dembskiego-Bowdena.

Może brzmi to na jakieś pochwalne peany, ale bądźmy szczerzy – literatura powstająca do uniwersów fantasy czy SF tak naprawdę opartych na grze i służalczych magii wydawcy, który de facto skupia się na innym produkcie korzystającym z dobrodziejstw stworzonego świata raczej nie należy do dzieł wiekopomnych. Są to czytadła – miłe lektury dla zabicia czasu i rozruszaniu neuronów wyobraźni. A my, fani uniwersum, kochamy je dlatego, że pozwalają nam ów światem oddychać – poczuć jego zapachy, usłyszeć symfonię tamtejszych konfliktów, śledzić spiski, zdrady i wydarzenia rozgrywające się w mrocznych czasach 41’go millennium. To jak oglądanie ulubionego serialu z tym bonusem, że czytamy książki! Dlatego kocham czytać wszystko, co traktuje o moim ulubionym uniwersum… Wiadomo, mam swoich faworytów, mam pisarzy, których nie cierpię, mam takich, których ubóstwiam – ale to przecież nic innego niż zdrowy objaw twardego fanboizmu!


Pierwsze opowiadanie autorstwa Michała „MarsnTwix” Wojtasa o wdzięcznym tytule Alibi sprowadza nas troszeczkę na ziemię – zamiast Adeptus Astartes i ich skodyfikowanych zachowań i niemal rytualnego języka, zamiast ksenos czy brutalnych konfliktów lądujemy pośród zwykłych ludzi, mieszkańców najkrwawszego, najbrutalniejszego reżimu jaki można sobie wyobrazić – Imperium Ludzkości. Kiedy mówimy o klimatach ochrzczonych jako Grimdark ciężko dobrze przedstawić opowieść ‘z życia wziętą’, czy jak nas nauczają amerykańskie sitcomy – ‘Slice of Life’, czyli codzienne perypetie zwykłych ludzi. Autorowi w tej krótkiej historii jednak się to udało. Oto mamy Qarla, pracownika hali recyklingowej, który zbiera złom, wypłaca miedziaki i zajmuje się drobną korupcją niskiego stopnia – ot, łapóweczka tu, łapóweczka tam, z czegoś trzeba żyć. Aż do momentu, kiedy grupa gangerów przywozi kapsułę desantową Astartes… Więcej nie ma co zdradzać, ale mogę jedynie gorąco polecić lekturę. Lekki język, świetny ton postaci i kapitalne spojrzenie na to, jak może wyglądać żywot zwykłych śmiertelników Imperium.


Maciej „Sturnn” Wisłocki to mój zdecydowany faworyt, jeżeli chodzi o zawartość Antologii – jego Ferrum Fidelitas dotyka bowiem mojego ulubionego tematu, czyli Herezji Horusa. I, trzeba oddać honor, robi to z niesamowitą wprawą – naprawdę czytając ów krótkie opowiadanie czułem się tak, jakbym czytał dzieło oryginalnych współtwórców serii. A nie jest to łatwe zadanie, ponieważ nie mamy tutaj jakiegoś losowego konfliktu, jakiś nieznanych Astartes, lecz krótki portret postaci dość kluczowej dla całego wydarzenia, czyli Prymarchy Imperialnych Pięści, Rogala Dorna. A dobre przedstawienie postaci co do których każdy czytelnik ma już pewien utrwalony obraz nie jest sztuką łatwą. Tym bardziej w opowiadaniu, w którym Prymarcha znany ze swojego stoicyzmu i opanowania spotyka się z kimś, komu z całą pewnością nie może ufać, polegając jedynie na rekomendacji brata, który znajduje się na drugim końcu galaktyki. Świetne opowiadanie, bardzo w duchu książek o czasach największej ze zdrad w historii ludzkości.


Aż poleje się krew autorstwa Piotra „Xzanu” Chrzanowskiego to powrót to dobrze nam znanych klimatów, do tego, co przyciąga całe rzesze czytelników do książek Czarnej Biblioteki na tyle, że aż wydali serię skupioną tylko na tym – walkach prowadzonych przez Kosmicznych Marines. Tym razem również cofniemy się do czasów zdrady Horusa, i to nie na pole bitwy, lecz na arenę, gdzie lojalny syn Imperatora i kosmiczny marines legionu Pożeraczy Światów, Ver Haragia, właśnie odbywa bratobójcze pojedynki ze wszystkimi tymi zdrajcami, których celem jest czystka w legionie, wybicie wszystkich popleczników Imperatora. Do czego prowadzi ta bezmyślna rzeź? Ile pojedynków jest w stanie przetrwać? Czy można prowadzić nieustanną walkę z tymi, którymi nazywało się braćmi i niczego związku z tym nie odczuwać? Przeczytacie, to się, mili czytelnicy, dowiecie!


Zastanawialiście się jak wygląda podróż przez mordercze ostępy Osnowy z punktu widzenia psionika? I to nie byle jakiego, pierwszego z rzędu stawiacza kabał czy na wpół ogarniętego demencją szaleńca, ale nawigatora – prawdziwego Astropaty? Las Snów autorstwa Tomasza „Raziel” Seweryna otwiera przed nami ten świat w sposób niezwykle ujmujący, subtelny a za razem niezwykle mocny – historia trzyma w napięciu i przedstawia fantastyczną interpretację tego, jakie krajobrazy przewijają się przed Trzecim Okiem nawigatorów, że wędrówka przez pusty bezmiar kosmosu nie jest wędrówką tylko w metaforze. W teorii łatwo pisać o Osnowie, w której przecież wszystko może się wydarzyć, ale to właśnie dlatego opowiadanie jest takie mocne i tak dobrze zbudowane, bo nie walczy z groteską Immaterium czy nie pozwala sobie na pofolgowanie surrealizmowi, lecz tworzy coś, co dla ludzkiego umysłu jest łatwe do przyswojenia – a czy przecież nie tak kształtowałby się obraz czułej na myśli ludzkie Osnowy?


Piotr „Emeryt” Jaworski w historii Teraz możesz krzyczeć sięga do jakże pasującego do uniwersum Czterdziestki klimatu horroru, by przedstawić nam wydarzenie, które przecież dzieje się tak często w ów ponurym uniwersum. Jest to swojego rodzaju preludium do następnych opowiadań, znaczy się, otwarcie wydarzeń do wojny, do zrzutu Astartes, do walki. Tylko z kim? Z duchami, które najwyraźniej istnieją i porywają mieszkańców całych miast, i to nie małych, zapadłych wiosek z setką dusz. Tysiące ludzi zwyczajnie znika w nocnej ciszy, bez śladów walk, bez zniszczeń – byli, a nie ma. Naturalnie, agent inkwizycji nie może pozwolić, by poddani Imperatora znikali bez wyjaśnień tak więc sprawę należy zbadać – czy była to słuszna decyzja i do czego ona doprowadzi, z pewnością dowiecie się wczytując się w ten apetyczny kawałek tekstu.


Antologię zamyka opowiadanie autorstwa Marcina „Watcher” Stróżyny o wdzięcznym tytule Parcere subiectis, najpewniej fragment z Eneidy Wergiliusza – parcere subiectis et debellare superbos, czyli oszczędzać poddających się i poskramiać pysznych. Oszczędzanie poddających się może i brzmi szlachetnie, jednak w czasach nieustającej wojny, gdzie Imperium Ludzkości atakowane jest ze wszystkich stron nie ma miejsca na litość wobec jakiegokolwiek zagrożenia. Czy to zewnętrznego w postaci zdrajców czy ksenos, jak i tego wewnętrznego – korupcji, zepsucia… Mutacji. A przecież Imperium naucza: nie dasz żyć czarownicy. Kiedy więc psioniczka objawia się w małej imperialnej osadzie, ktoś musi wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety, moc objawić się może w każdym, ale czy z tego powodu każdy obdarzony zasługuje na śmierć? Świetna historia o brutalnej rzeczywistości panującej w Imperium Człowieka czterdziestego pierwszego tysiąclecia.

No cóż, chyba nie muszę nikomu teraz pisać, że gorąco zachęcam do ściągnięcia sobie pierwszej Antologii Story of the Month, zaparzeniu sobie kawki czy herbatki (*lub też w przypadku czytelników pełnoletnich zmiksowanie sobie czegoś godnego Kosmicznych Wilków*) i poświęceniu kilku minut swojego żywota ku większej chwale Imperatora, wczytując się w ów krótkie historie naszych ‘braci w fandomie’. Gorąco też zachęcam do dołączenia do zabawy, do chwycenia po klawiaturę i przelania swoich wizji na nobliwą czcionkę – po prostu Daj Się Przeczytać!

A już niedługo wracamy do regularnego programu bloga pod postacią rozdziewiczenia pudełka nowych Pathfinderów do Tau, bohaterów pod postacią Cadre Fireblade oraz szefa w pancerzu XV8-05 ‘Enforcer’ oraz moich zupełnie swobodnych przemyśleń na temat nowego kodeksu. Ciao!

2 komentarze:

  1. Czytałem i również polecam. Bardzo fajny materiał!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadania,ciekawe czy doczekają się( a powinny )wydania drukiem.

    OdpowiedzUsuń