Co prawda dzisiaj środa, a nie
poniedziałek, ale chyba wszyscy rozumieją, że długi weekend nie służy do
siedzenia przed komputerem i klepania wpisu na bloga, prawda? Dlatego też
poniedziałkowe złomowisko pojawia się w poniedziałek-środka-tygodnia, tudzież
środę, jako pierwszy wpis nowego miesiąca i forma rozruszania zastałym kości
palców na klawiaturze. Taka stukająca gimnastyka. Fortunnie w tak zwanym
międzyczasie trochę nowinek wylądowało na moich półkach, a pomiędzy nimi nowy ‘zbędny
wydatek’ w postaci płynnego green stuffu od Games Workshop – zbędny, gdyż mam
już uzupełniacz Gunze Sangyo oraz Plasto Revella, które spełniają tę zaszczytną
rolę w mojej modelarskiej narzędziowni. Nowy wynalazek GW wziąłem z myślą o
was, mili czytelnicy! Cóż za poświęcenie!
Do czego to służy? Do wypełniania
szczelin w modelach (*złośliwi twierdzą, że Games Workshop wypuściło ten
produkt w pełni świadomi faktu, że ich seria Finecast tak pełna jest niedoróbek
i wyrw po powietrznych bąblach, że płynna masa modelarska do zwalczania tych
ubytków stała się niejako koniecznością!*) – jest więc jednym z bazyliona
takich samych produktów innych producentów. Dlaczego więc miałbym kupić płynny
green stuff od GW?
Bo jest… tani! Tak, sprzedawana w
takich samych słoiczkach jak farby Citadel zawiera w sobie dwanaście mililitrów
średnio gęstego płynu; to niedużo, fakt, ale tak naprawdę wystarczy na
wypełnienie całej masy szczelin czy dziurek – a jest w cenie standardowej
farbki Citadel; o ile taka cena jest wysoka jak za farbę akrylową, o tyle za
chemię modelarską tego rodzaju to już naprawdę przystępna kwota. Tym bardziej,
jeżeli ów chemia jest naprawdę wysokiej klasy.
A tak jest w istocie z płynnym
Green Stuffem od Games Workshop – jest idealny i bardzo wygodny w użyciu.
Gęsty, ale wciąż na tyle płynny by bez problemu naturalnie wlewać się tak,
gdzie go poprowadzimy, uzupełniając szczeliny i niedociągnięcia bez konieczności
ciągłej ingerencji ze szpachelką z naszej strony (*jak to się ma w przypadku
używania zwykłych szpachlówek*). Wysycha z taką samą prędkością jak Green
Stuff, więc dość szybko robi się na tyle twardy, by nie wyciekać (*co stanowi
poważne ostrzeżenie dla użytkowników – zawsze zamykać wieczko słoiczka, bo
pożegnamy się z produktem*). Dużym plusem jest obiecana przez GW „zmywalność”
zanim zaschnie, przez co w istocie można nakładać go zwyczajnym pędzelkiem –
choć oczywiście ja nie polecam używać tych samych pędzelków, którymi malujesz.
Warty swojej ceny? Zdecydowanie
tak – a przy okazji fani produktów GW nie muszą się dodatkowo zastanawiać,
pytać i szukać szpachlóweczki uzupełniającej, bo ich ulubiony wydawca nareszcie
ją dostarczył! Sama radość i świeże onuce. Sam jednak muszę przyznać, że za tę
cenę panowie od wojennych młotów się postarali, i rzeczywiście uraczyli nas
sensownych, dobrym produktem. Bierzmy się więc za płynną zieloną masę i
naprawiajmy ich Finecasty! Arivederci!
Kolegom zajmującym się modelarstwem dotyczącym tzw. gier bitewnych gorąco polecam odwiedzanie stron sklepów oferujących produkty dedykowane dla modelarstwa redukcyjnego. Można znaleźć tam wiele specyfików, wynalazków i udogodnień przydatnych w kreowaniu figurek i modeli, które na rynku "redukcyjnym" funkcjonują od dłuższego czasu, a przez GW ogłaszane są jako "sensacyjne odkrycie, przełom" :) Jest to dla mnie niezrozumiałe, bo obie dziedziny - jakby na to nie patrzeć - są MODELARSTWEM, a różnią się jedynie tematyką. GW nie od dziś robi (przepraszam za wyrażenie, nie mam zamiaru nikogo obrazić) "idiotów" z adresatów swoich produktów, "oświecając" ich swoimi "nowościami" zadomowionymi od dawna na rynku modelarstwa redukcyjnego. Przykładem na to jest właśnie Liquid Green Stuff - zwykłą, wodorozcieńczalna szpachlówka akrylowa, zabarwiona zielonym pigmentem... Takie "cudo" produkuje nawet polska firma WAMOD, w wersji bezbarwnej, ale co za problem wymieszać z farbą lub pigmentem jeśli ktoś naprawdę musi. Cena - ok. 9 zł za 60g. Podobnie jak "nowe" Texture, czyli farby/ pasty strukturalne - tu pewnie plastycy, dekoratorzy i decoupage'owcy kulają się ze śmiechu, bo produkt o dokładnie takich samych właściwościach znają i stosują od dawna. Chwała więc Autorowi niniejszego bloga za wskazywanie braci „bitewniackiej” że GW to nie dogmat i jedyna alternatywa dla tego hobby !
OdpowiedzUsuń