30.11.2011

[30.XI.2011] Złomowisko: Farbki #1: Cytadelki



Kończymy listopad odrobiną klasyki – jak wiemy, poniedziałek, to dzień zarezerwowany dla złomowiska, czyli naszego prawie regularnego regularnika z krótkimi recenzjami przeróżnej maści produktów dla modelarzy – od klejów aż po pożywne przekąski, zawsze uprzyjemniające pracę i dostarczające odpowiednich mikroelementów, by ręka nie drżała (*Niknaks!*). Jak jednak mawiają starodawne powiedzonka, co się odwlecze to nie uciecze, a szylkretowy żółw zawsze wyprzedzi rozważającego ślimaka. W ten oto sposób zakończymy listopad postem tradycyjnym; popiszę sobie o naszym głównym malarskim narzędziu: farbkach.

Z farbkami jest jak z piwem czy smakiem frutelli – każdy ma swoje ulubione, i bardzo ciężko przekonać go do zmiany swojego smaku. Nie jestem istotą ludzką o wyjątkowych cechach charakteru, tak więc powyższe powidło-prawidło mnie również dotyczy. Uprzedzam więc, że choć postaram się być tak obiektywny jak to tylko możliwie, to tekst z pewnością wyjawi wam moją ulubioną markę – ba, nawet za bardzo nie będę się z tym krył! Jak oceniać farby? Cóż, najbardziej oczywistym wyznacznikiem jest jakość: zawartość pigmentu, czas wysychania, szczelność pojemnika, odporność na rozwarstwianie… wszystko to jednak powinno iść w parze z ceną! Wiadomo, każdy chciałby mieć cuda za grosze, ale świat jaki znamy raczej rzadko daje nam taką ofertę – mimo to dobry równoważnik ceny do jakości jest również elementem kluczowym.

Nie zacznę jednak moimi ulubieńcami, lecz farbkami najbardziej rozpowszechnionymi pośród Warhammerowej braci – czyli po prostu Cytadelkami. Wszyscy je znamy, podejrzewam również, że znaczna większość graczy (*jeżeli w ogóle nie wszyscy!*) ich używało lub nadal używa. Trudno się dziwić! Każdy sklep prowadzący sprzedaż wojennych młotów z radosnym uśmiechem na ustach wpycha swoim klientom właśnie Cytadelki. Ale pytanie brzmi – czy zasługują na swoją popularność? Wielu antyfanów Games Workshop twierdzi, że Cytadelki ssą, niezależnie od serii. Nie słuchajcie. Farby akrylowe Citadel to farbki bardzo wysokiej klasy acz o wyjątkowych nierównościach w palecie i w seriach. Standardowe Citadel Colors oferują solidną paletę barw, acz ich jakość znacznie od siebie odbiega – czerwienie i żółcie są dla przykładu absolutnie tragiczne (*słabo kryją, wymaga sporo pracy, by uzyskać solidny kolor*), ale kolory chłodne czy ciemne są doskonałe i nie mam im nic do zarzucenia.

Za to ich słoiczki to czysty szatan – zaprojektowane przez czyste zło, stworzone z myślą o jak najszybszym wysychaniu, niemożliwie do postawienia do góry dnem (*co jest dla mnie zbrodnicze w tego typu pojemniczku*). Co prawda nowa seria pojemniczków jest co najmniej dwa razy lepsza od tragicznej ‘za-dwa-tygodnie-wyschnę’ poprzedniej generacji słoiczków, ale do ideału im bardzo daleko i nietrudno o ‘niedociśnięcie’ zatyczki i uśmiercenie swojej farbki (*zawsze dwukrotnie sprawdzać, czy farbkę zamknęliśmy!*). Kolejną wadą jest wysoka cena! Około dyszki za 12 ml? Kogoś tutaj głowa boli, gdyż konkurencja w nieco niższej cenie oferuje 17 ml przedniej akrylowej farby – słowem, GW w swym starym, dobrym stylu spija naszą krwawicę.

Co nie oznacza, że ich farbek nie opłaca się kupować – o ile Citadel Color unikam jak mogę (*tylko ze względu na fakt, że tak samo dobre farbki mogę dostać w niższej cenie u innego producenta*), to ich Citadel Foundation mam pełną kolekcję. Niewielka paleta nieco pastelowych barw o wyjątkowo mocnej pigmentacji jest doskonała do nakładania koloru bazowego, szczególnie tych wybrednych i niełatwych kolorów jak żółcie czy czerwienie – Iyanden Darksun czy Macharite Red pokryją wszystko przy pomocy jednej, góra dwóch warstw, znacznie przyspieszając i ułatwiając nam dalszą pracę z problematycznymi kolorami. Jak dla mnie farbki warte nabycia; wszystko co ułatwia i przyspiesza żmudne elementy pracy z modelem są warte nabycia!

Warto wspomnieć również o niezbyt obfitej serii Citadel Washes – osiem łoszy to niezbyt szeroki wachlarz, ale lepsze to niż nic. Osobiście uważam je za produkty bardzo, bardzo przeciętne. Spełniają swoją rolę w formie barwiących wypełniaczy szczelin, ale wyciągnięcie prosto z pojemniczka do niczego innego się nie nadają; za bardzo ściągają się podczas wysychania, a próba używania ich do glazingu czy jako filtrów zawsze skończy się nieregularnymi, brudnymi plamami w barwie danego łosza. Dopiero zmieszanie z odpowiednią chemią (*glaze medium*) poprawia ich właściwości, a to przecież nie o to chodzi – porządne łosze nie mają takich problemów; fortunnie dla GW, produkty wysokiej klasy z tej samej rodziny kosztują naprawdę sporo, a Citdales Washes są wręcz bajecznie, jak na łosze, tanie. To je ratuje przed niską oceną i pogardą w mych oczach.

Te trzy serie wydawnicze zamykają wachlarz malarski oferowany przez Games Workshop. Są to, ogólnie rzecz ujmując, produkty dobre – ich podstawowy problem leży w tym, że inne firmy oferują farby takiej samej jakości w dużo niższych cenach! Nie mówiąc już o bogatszych paletach kolorystycznych czy o dużo większym wyborze dodatkowej modelarskiej chemii do zabawy z akrylami. Nie wspominając już o tym, że metaliczne kolorki GW są naprawdę podłe (*ale to bolączka wszystkich metalików akrylowych – metalizery na bazie alkoholu, oto klucz to radości*). W ten oto krótki sposób zamykam część pierwszą wglądu w farbki akrylowe – w kolejnym odcinku: Radość Vallejo, czyli czemu nie musicie kupować innych farbek!

9 komentarzy:

  1. Ha - Niknaki rulz:)
    Poza tym ponoc wielkie umysly mysla podobnie;) Wlasnie wczoraj, przy okazji malowania farba GW sprzed circa 18 lat i farbami tejze firmy sprzed dwoch lat, postanowilem machnac poscik na ten temat...
    Co do metalikow akrylowych - calkiem przyzwoite sa Vallejo. Namietnie uzywam dwoch - Oily steel za ladny wyglad ciemnego metalu, fajniejszy imho niz gunmetal czy jak tak sie to teraz nazywa w Citadelach oraz bright bronze - najlepszy brąz jaki spotkalem w akrylach. Oily steel jest, niestety, dosc szybko wysychajaca i generalnie mocno gesta, bright bronze ma idealna konsystencje i krycie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha! "Dawniej to farbki robili lepsze niż dzisiaj. A i żyletki ostrzejsze były. A piwo, ha, dzisiaj już nie ma takiego piwa co onegdaj!"

    Tak, sam używam Oily Steel, ma bardzo, bardzo mocną pigmentację i dlatego jest, jak nawet nazwa wskazuje, wyjątkowo oleisty (*ciężko ją nawet porządnie rozcieńczyć!*). Bright Bronze nie znam... tak czy owak, są to szlachetne wyjątki potwierdzające regułę; nie ważne, jak bardzo są dobre, do alkoholowych metalizerów nawet nie startują w przedbiegach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ba, kiedyś to wszystko było lepsze:)
    Z alkoholowych uzywalem kiedys modelarsko jakichs japonczykow i sie mocno zrazilem. Ale to bylo duzo lat temu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może dlatego właśnie - kiedy byłem lichym szkrabem też kontakt z alkoholowymi lub olejnymi produktami modelarskimi zrażał boleśnie; ale to głównie dlatego, że te produkty wymają zupełnie innego, dużo bardziej skomplikowanego trybu obługi - woda tutaj na nic, potrzebna jest odpowiednia chemia. A kiedy się jest młodym i wierzy w świętego Mikołaja, to się nic nie wie o thinnerach czy nawet o pospolitej terpentynie xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Już się nie mogę doczekać artykułu o Vallejo i tego której serii jesteś zwolennikiem. Czy o P3 i innych też masz zamiar pisać?

    Swego czasu świetny artykuł był na Poltergeist http://bitewniaki.polter.pl/Yrkoslaw-Przeglad-farb-czyli-czym-smarowac-b9774

    Ale blogger, który je umieszczał szybko stracił zapał a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  6. hm, albo dostałem inne washe, albo jestem jakiś dziwny.

    nie paćkając całego modelu ale w konkretne miejsca, małą ilość, tam gdzie ma być, efekt wychodzi taki, jak wyjść powinien... co nie zmienia faktu, że wieczko w 2 washach mam przełamane, bo otworzyć nie mogłem. słoiki są bardziej niż tragiczne! przyzwyczaiłem się do zakraplaczy chyba, nigdy już nie kupię niczego w słoikach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Polecam spróbować dla porównania washy i filtrów od MIG Production :D TO jest jak z tabletami do rysunku. Kiedy ma się Pentagram Open XXL, wydaje się on naprawdę świetny... kiedy przerzucimy się po raz pierwszy na Wacoma, nagle zdajemy sobie sprawę, jak bardzo lichym produktem się zadowoliliśmy wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Foundation i wash GW to świetny duet, jeśli malujesz dużo i szybko - wybór praktycznie idealny. Może kwestia szczęścia, ale nie mam większych problemu z zasychaniem farb... nawet w słoiczkach z poprzedniej serii. Fakt, kilkanaście zgęstniało, ale trochę wody i mieszania postawiło je na nogi.

    Kiedyś trafiłem na ciekawy filmik o farbach na YT: http://www.youtube.com/watch?v=5cDGn8SxoJk . Słyszał coś ktoś o tych farbach Coat d'arms? Są ciągle w sprzedaży.

    Alkoholowe metaliki Valejo - genialne, choć upierdliwe :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o Cytadelki to zawsze największy problem miałem z Elf Flesh, Bleached Bone i Shining Gold. Szczególnie z tą ostatnią. Srebrne też dość szybko się "psuły". A i Skull White miał tendencję do wysychania.
    Właściwie żadnych problemów z zieleniami, granatami czy czerwieniami, jedynie Blood Red jakiś taki wodnisty.
    Bardzo dobrze mi się maluje ichniejszycmi brązami.
    Oczywiście Washe i Foundationy bardzo fajne.

    OdpowiedzUsuń