30 000! Tyle razy waszmościowie
zawitali na łamach mojego skromnego bloga, czytając moje podłej jakości
wypociny. Jestem z tego powodu niezwykle ukontentowany i przy okazji mogę od
razu coś obiecać; a kiedy ja coś obiecuje, to prawie na pewno tak będzie!
(*prędzej czy później, ehe*) Kiedy wskaźnik dobije do 41 000, z okazji osiągnięcia liczby,
którą wszyscy znamy, strzelimy sobie jakiś apetyczny konkurs z jakąś grubą
nagrodą, bo dawno niczego nie rozdałem, aha! Z dalszych ogłoszeń
duszpasterskich, nadal poszukuję tekstów – jeżeli chcesz coś napisać i
opublikować, to nie bojaj się a nie lękaj, lecz pisz i podeślij k’mnie! Z
wielką radością przywitam dowolny materiał (*no, na jakimś tak sensownym poziomie!*),
czy to tutorial, czy felieton, albo poradniczek lub recenzyjkę. Więc się nie
wstydajcie.
No, ale dość ogłoszeń
duszpasterskich, pora na konkrety, czyli poniedziałkowy wpis – a to oznacza,
pora na kolejną odsłonę Złomowiska! Druga część przebieżki po farbkach
akrylowych, o tyle smakowita, że dziś popiszę sobie o mojej ulubionej firmie –
Acrylicos Vallejo. Jak zwykle postaram się opisać jedynie najsuchsze ze suchych
faktów starając się o obiektywizm godny solidnej recenzji produktów tejże
firmy, jednak solennie uprzedzam, że jako ich gorący fanboj raczej średnio mi
to wyjdzie. Bez jednak dalszych wstępów, przejdźmy do tematu – czy warto
wydawać kasę na produkty Vallejo?
Odpowiedź brzmi: O tak.
Zdecydowane, mocne tak. Ale od początku – Vallejo, firma, która zajmuje się
tylko tworzeniem materiałów dla artystów i hobbystów oferuje naturalnie znacznie
większy wybór materiałów i produktów niż Games Workshop – firma zajmująca się
głównie produkcją modeli. W interesującej nas kategorii „produktów dla
modelarzy” Vallejo oferuje nam cztery serie produktów nie licząc pigmentów, metalizerów
i dodatkowej chemii. Mamy więc Model Color o bogatej palecie kolorystycznej
składającej się aż z 220 farb o naturalnych odcieniach. Mamy Panzer Aces
stworzony wraz z magazynem o nazwie, szok i zaskoczenie, Panzer Aces, która
jest serią mającą na celu odwzorowanie barw uniformów i pojazdów pancernych
drugiej wojny światowej. I mamy najbardziej interesujące nas linie wydawnicze,
czyli Model Air oraz Game Colors.
Game Colors to składająca się z
72 kolorów paleta farb mających na celu odwzorować jak najwierniej kolory
oferowane przez… Games Workshop! Tak jest, Vallejo nie czuje wstydu z tego
powodu, i nadal z radością dostarczają perfekcyjną kopię palety barw GW, ba,
nawet lepszą, bo zawierającą te kolory, które GW już wycofało ze sprzedaży
(*Tentacle Pink? U Vallejo wciąż go masz!*). No dobrze, ale czy są coś warte
pod względem jakości? Pewnie – są tak samo dobre jak Cytadelki pod względem
jakości, acz tutaj są pewne różnice. Na rzecz plusów wychodzi oczywiście cena;
za 7-9 zł dostajemy aż 17 mililitrów farbki, czyli znacznie więcej, niż oferują
pojemniczki naszego ulubionego wydawcy. Należy również od razu zaznaczyć, że
pigmentacja jest dużo ‘równiejsza’ w całej serii (*nadal trafimy na farbki
lepiej lub gorzej kryjące, ale nie ma tak oczywistych kandydatów jak w wypadku
Citadel Colors*). Ogromnym plusem z mojego osobistego punktu widzenia jest
buteleczka ze skraplaczem – całkowicie odporna na przypadkowe potrącenie, które
w tym przypadku nie skończy się utraty więcej niż jednej kropelki farby. Nie
licząc już o łatwości w aplikacji na paletę oraz pomocy w rekonstrukcji kolorów
własnej produkcji (*liczenie kropel jest łatwiejsze niż określenie ‘na oko’ ile
nabraliśmy farby na pędzel*).
Wady? Oczywiście są, nie ma
produktów doskonałych choćbyśmy bardzo tego chcieli. Pierwsza sprawa, to bardzo
szybkie i bardzo… dogłębne rozwarstwianie się farby. Wystarczy kilka dni by
pigment prawie zupełnie oddzielił się od żywicy – i czeka nas kilka minut
gorączkowego trzepania, jakkolwiek dwuznacznie to brzmi. By troszkę przyspieszyć
ten proces warto do każdej buteleczki dorzucić jakiś kawałek plastiku czy
szklaną kulkę – dodatkowa robota, tego nie potrzebujemy w dobrym produkcie
(*farbki w buteleczkach Reaper’a od razu mają w środku małą czaszkę do
mieszania farby właśnie*). Druga sprawa, to zasychające ‘wąskie gardło’ w
skraplaczu, które zmusza nas do regularnego przebijania buteleczki kawałkiem
druciku czy szpilką, by ponownie dostać się do farby (*nie zalecam ‘wyciskania’,
bo kiedy uda nam się wreszcie przebić farbę przez zaschnięty ‘korek’, może nam
nieźle wystrzelić*).
Fortunnie obie wady są jedynie
uciążliwe, a nie powodują utraty farbki jak by to było w przypadku wysychania –
a problem ten nie zdarza się praktycznie wcale w przypadku Vallejo, zarówno
dzięki stosowanej przez niż żywicy winylowej jak i dzięki konstrukcji
buteleczek. Mamy więc bardzo przystępną cenę, bogatą paletę barw i sporo
solidnych zalet z niewielkimi, nieszkodliwymi wadami – czego chcieć więcej?
Może na przykład dobrych farb do
aerografu? Vallejo, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom hobbystów, stworzyli serię
farb przeznaczonych do bezpośredniego użycia w aerografach – prosto z
buteleczki. Są to nieco zmienione receptury – dodano więcej rozcieńczalnika,
zwiększono pigmentację a przy okazji drobniej zmielono pigment. Farby te nie
tylko są świetne w aerografach, ale też absolutnie doskonałe w glazingu! Od
razu z idealną konsystencją, z mocniejszym pigmentem… dodanie glazing medium da
nam wyraźny filtr do stosowania na dowolnej powierzchni. Metaliki z Air Models
również są godne uwagi ze względu na drobno zmielony pigment, ale niestety mają
mocną konkurencję.
Jeżeli jesteśmy już bowiem przy
farbkach Vallejo, to żal by było nie wspomnieć o ich alkoholowych metalizerach.
Te cudowne wynalazki kryją za, uwaga, pierwszym razem, idealną, gładką, lśniącą
i pięknie metaliczną powierzchnię. Są absolutnie perfekcyjne, pozwalają
zachować ostrość detali bez zbędnego budowania kilku warstw farby, by dobrze
pokryć wybraną powierzchnię modelu. Wada? Cóż, są alkoholowe – a to wymaga
dodatkowej chemii, by móc się z nimi bawić, gdyż dobra, poczciwa woda jest
tutaj zupełnie bezużyteczna.
Podsumowują, uważam farbki
Vallejo za najbardziej opłacalne – za niską cenę otrzymasz produkt jakościowo
nie ustępujący absolutnie niczemu, mającym liczne zalety dodatkowe, zapakowane
w wygodny i użyteczny pojemnik w postaci buteleczki z zakraplaczem i z ofertą
ponad 300 farb licząc wszystkie linie wydawnicze. Jeżeli jeszcze ich nie
próbowaliście, spróbujcie – jeżeli już jesteście ich użytkownikami, nie muszę
was chyba dalej do nich namawiać.
Mam pytanie:
OdpowiedzUsuńJakie są różnice między game color i model color?
Czy jest to tylko kwestia innej palety? czy może inne krycie na małych powierzchniach?
Różnice? Żadne, poza paletą :) Games color po prostu powstała jako wierna kopia palety Citadel, kiedy Model Color to po prostu naturalna i bogata paleta kolorów do malowania absolutnie dowolnych modeli.
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się że różnica kończy sięna palecie. Model Color świetnie kryją i świetnie się rozprowadzają (wyraźnie lepiej niż Game Color), ale niepolakierowane potrafią się ścierać od krzywego spojrzenia w ich kierunku.
Usuńod siebie dodam, że dodatkowym plusem butelek jest to, że nie rozpieprzają się w przesyłce, jak np kurier/listonosz zacznie je zgniatać, albo będą leżeć na samym spodzie samochodu kuriera. jeśli (taaa, happens.) nadepniesz na słoik od gw - będzie bolała stopa, a jak stopa jest ciężka, to i słoik może pęknąć. z butelkami od V. nie ma takiego problemu:)
OdpowiedzUsuńDodatkowo jeszcze jest linia kolorów Vallejo sprzedawana z logo Flames of War, w pakietach kolorow dostosowanych do roznych narodowosci. To chyba cos innego niz Panzer Aces. Warto sie z nimi zapoznac, bo to kolory ciut inne niz troche bajkowe Game Color - uzywam trzech zestawow (niemiecki, brytyjski i amerykanski), sa nieocenione przy malowaniu tradycyjnych zieleni i brazow, mniej nasyconych niz kolory GW. No i przydaja sie do historycznych;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Od dawna zastanawiam się czy nie przejść na Vallejo.
OdpowiedzUsuńO ile Washe no i pewnie fundacyjne będę nadal z Cytadelek używać to pewnie resztę farbek będę sukcesywnie wymieniać na Vallejo.
Bo po co przepłacać. :P
Bizim - kup sobie washową Sepię Valleyo - nie będziesz chciał wrócić do Cytadelkowej. Ja już 3 buteleczki tego kupiłem. I jestem w trakcie powolnego wymieniania wszystkich Cytadelek na Valleyo.
OdpowiedzUsuńTrue Story.
Swoja drogą - zauważyłem postępujące obniżenie się jakości Washów (Washy, cholercia, jak się to odmienia?) GW. O ile pierwsze zakupione przeze mnie (komplecik) były perfekcyjne, to ostatnio zakupiony Badab Black nie dość że śmierdzi sam nie wiem czym, to nie ma tego "przepływu" co ten, który kupiłem jeszcze w zeszłym roku. A Valleyowe pachną Colą :)
Co do mieszania - kulki do łożysk kosztują grosze :d
Kulki do łożysk rdzewieją, zwłaszcza w Vallejo.
OdpowiedzUsuń@Matus
OdpowiedzUsuńJakość Washy zależy chyba od serii/partii. Pierwsze, które kupiłem były dużo lepsze od drugich, które śmierdziały nieziemsko. Natomiast z washami z trzeciego opakowania znów wszystko OK.
Kulki łożyskowe i wszelkie rdzewiejące żelastwo odpada - zniszczy nam farbę w trymiga. Polecam szklane kulki lub skrojone kawałki plastikowych wyprasek! Co do łoszy, te od GW są słabe, te od Vallejo przeciętne. Najlepsze są te od Mig Productions w mym osobistym mniemaniu :)
OdpowiedzUsuńTo ja mam jakieś dziwne kulki, bo już rok w farbie są, i farbie nic, i kulkom też nic (aż wczoraj sprawdziłem).
OdpowiedzUsuńMozesz miec kulki ze stali nierdzewnej, sa i takie:) Ja sprawdzilem empirycznie, moja kulka zardzewiala po ok. 2 tygodniach. Na blogu Kriega kiedys czytalem, ze jemu tez rdzewialy i przerzucil sie na szklane. Ja odpowiednich szklanych paciorkow (odpowiednich wielkoscia) jeszcze nie znalazlem.
OdpowiedzUsuń