30.09.2011

[30.IX.2011] Dominacja Warhammera a Inne Systemy!



          Witam pięknie w ten piątkowy wieczór. Piwko w dłoni, cygarko w popiółce, muzyczka leci z komputora, można się finalnie zrelaksować po ciężkim tygodniu pracy! Z tej też okazji uznałem, że na chwilę zaprzestaniemy ‘ogrzenia’ (*jutro za to pojawi się recenzja nowego armybooka wraz z porównaniem zmian względem starego*) i posiedzimy sobie przy małej konwersacji. No, a w każdym bądź razie dyskusji, którą chciałbym napocząć tym oto wpisem – pora rozruszać wasze knykcie i postukać w klawiaturę, tym bardziej, że piątek będzie dniem kolejnej kolumny - wraz z poniedziałkowym Złomowiskiem co piątkowe Dyspaturium zapewni nam dwie notki co tydzień!Ale do rzeczy, gdyż chciałbym bowiem poruszyć temat ‘innych systemów’, gdzie za system ‘mainstreamowy’ i niejako domyślny przyjmiemy Warhammera, w obu jego wariantach. A dokładniej – czy warto grać w inne systemy?

Idiotyczne pytanie, można by powiedzieć. Oczywiście że warto! Ale po kolei – najpierw spójrzmy klarownym okiem na dwa bastiony polskich graczy, czyli na miłośników i hobbystów naszych dominujących systemów domyślnych. Dlaczego tak znaczna większość wybiera właśnie Warhammery? Czy są to systemy tak doskonałe, że oczywistym jest ich praktyczny monopol na polskiej scenie bitewniaków SF/Fantasy? Szczerze mówiąc, nie bardzo. Czy słyszę larum? Przecież jest solidny argument – skoro systemy (*pod względem jakości rozgrywki*) Games Workshop nie są cudowne, to skąd tyle ludzi radośnie grających właśnie w nie? Cóż, to moim zdaniem akurat da się dość łatwo wyjaśnić, acz wymaga to pewnego wypunktowania. Najpierw jednak sklaryfikuję dlaczego nie uważam systemów GW za niezastąpione pod względem generowanej rozrywki.

Na samym początku muszę zaznaczyć każdemu z was, drodzy czytelnicy, któremu serce szybciej zabiło w nagłym poczuciu potrzeby bronienia Warhammerów, że nie jestem, nie byłem i raczej nie będę wrogiem tych systemów (*co raczej widać po zawartości bloga!*). Uwielbiam ich modele, z radością kupuję ich podręczniki, i ogólnie GW wyssało ze mnie dość kasy, by kupić za łączną kwotę całkiem porządny wehikuł. Jednak o ile hobbystycznie uważam ich za dostawcę czystej, wydestylowanej radości, o ile jako gracz raczej rzadko sięgam po ich tytuły (*ósma edycja WFB zmieniła moje nastawienie – uważam ją za krok w bardzo dobrym kierunku!*) bo po prostu są dużo lepiej skonstruowane pozycje pod względem oferowanej mechaniki rozgrywki; takie, które wymagają ode mnie jako gracze więcej myślenia, skonstruowania wymyślnych taktyk i nie poleganiu na szczęściu i losowości. Systemy GW to relikty, starożytne kolosy oparte na zasadach sprzed wieków, lekko jedynie modyfikowanych ostatnimi czasy. Są proste, stosują stare mechaniki takie jak naprzemienna tura upchana pełnym zestawem faz czy stosując limitację kości sześciościennej. Są na domiar złego bardzo, bardzo losowe a jakby tego było małe, od prawieków nie mogą dojść do jakiegokolwiek znośnego poziomu wewnętrznego balansu poszczególnych frakcji. Codex creep, znamy to określenie? 

Jak zwykle na wszystkie powyższe zarzuty usłyszeć można klasyczny zestaw odpowiedzi: „Losowość jest w każdym systemie, a jednak ci sami wygrywają turnieje. Codex Creep nie istnieje, dobry gracz poradzi sobie zawsze i byle czym. Stare mechaniki? Wszystko chodzi płynnie, nic nie trzeba zmieniać!” No i pięknie. Jeżeli ktoś nie widzi różnicy pomiędzy, dla przykładu, Tau a Kosmicznym Wilkom w kwestii balansu, to gratuluję mu optymizmu i życzę dużo szczęścia. Albo jeżeli ktoś nie widzi dlaczego fazy naprzemienne są dużo bardziej „sprawiedliwsze” z punktu widzenia generowanych wyników, to również nie da się takiej osoby do niczego przekonać. To w końcu punkt widzenia – z mój jest taki, że systemy GW choć przyjemne do zabawy, są daleko za konkurencją w kwestii rozwinięcia mechaniki rozgrywki.

Tak więc uważam, że o ile zbieranie i malowanie GW to rozkosz bogów i wielka frajda, to jeżeli chodzi o rozgrywkę, wolę… wszystko inne. Infinity, Warmachine/Hordes, Malifaux, MERC, teraz może nawet Neuroshima Tactics! Każdy z tych systemów ma coś, co ja bym nazwał „nowoczesną mechaniką”, która nie ogranicza się do podziału rundy na dwie tury, w której to turze jeden gracz odbębnia po kolei zestaw swoich faz. Infinity ma system reagowania, który utrzymuje obu graczy aktywnych przez cały czas trwania rozgrywki (*gdzie aktywność gracze pasywnego nie sprowadza się tylko do zdejmowania ustrzelonych modeli!*) oraz niezwykle złożony system taktycznego prowadzenia potyczek (*cyberwojny, namierzanie celi pod ostrzał samonaprowadzający, poruszanie się w kamflażu…*). Warmachine/Hordes są tak samo proste jak Warhammery, ale dorzucają do kompletu bardzo zgrabne mechanizmy zarządzania surowcami – Furią/Focusem – które dodają trochę solidnej, lekkiej matematyki z planowaniem w tle do rozgrywki. Widzicie? Systemy te, nawet zapomniany i zagubiony AT-43, oferowały coś nowego, świeżego, unikalnego i dającego dodatkowy poziom dynamiki do rozgrywki (*AT-43 na przykład miało zadawanie obrażeń oddziałowi przez który prowadzi się ostrzał do celu – coś, czego nadal nie ma w Warhammerze a dodaje ładny poziom ‘realizmu’ do zabawy!*).

Czemu więc bazy graczy do WFB i WH40K są tak ogromne i stale rosną, a inne systemy walczą o pozostanie na rynku? Albo o utrzymanie niewielkich przyczółków zadedykowanych fanatyków? Powodów jest bardzo wiele – gry figurkowe to hobby złożone; tak naprawdę człon ‘gry’ w nazwie jest dość mylący, bo szerokie grono hobbystów wcale nie uważa rozgrywki za kluczową. A tutaj Games Workshop jest potęgą, bo jeżeli chodzi o jakość wykonania ich modeli, ich obfitość i wszędobylskość, cóż, ciężko z nimi konkurować (*sam kocham ich plastiki pasją gorącą i trzewia trawiąca!*). Weźmy przykład takiego novum na naszym rynku jak Neuroshima Tactics – nie grałem jeszcze, więc nie mam opinii o systemie, ale już zdążyłem naoglądać się modeli, i wiem, że nigdy przez same modele nie zechciałbym spróbować zagrać; są po prostu szpetne. Tak więc jednym z dodatkowych punktów są modele. I choć tutaj GW prezentuje poziom najwyższej klasy (*moim zdaniem, zaznaczam!*), to jednak MA konkurencję – modele do Infinity nadal są dla mnie wzorem zachowania idealnych proporcji i tworzenia dynamicznych postaw zaś komiksowa stylistyka systemów Privateer Press niejednokrotnie zmusiła mnie do spontanicznego zakupu!

Skoro konkurencja pod względem zasad jak i modeli jest, to czemu nadal nie ma hord grających w ‘te inne systemy’? Czy może chodzić o cenę? *parsk* Żarty na bok, wszyscy wiemy, że jedną z drobnych wad Games Workshop jest właśnie nieco wygórowana cena na wiele ich produktów (*finecast, kaszl kaszl*) – więc to nie może być to. Cóż więc? Proste. Warhammer to odpowiednik marihuany w świecie bitewniaków; to taki, jak to ślicznie wyraża się amerykańska prasa, ‘gateway drug’ – znaczy, wszyscy od niego zaczynają. Generalizacja? No to rzućmy okiem na polskie sklepy, na Imperium, Vanaheim’a, Bardy, Cytadele, Fabery, Graale nawet… co widzimy? Graczy młócących w Wojenne Młotki. Półki pełne produktów GW. Pracowników grających właśnie w ‘domyślne systemy’. Tak to wygląda – jeżeli ktoś wchodzi dopiero w świat bitewniaków, najpewniej rozpocznie swą przygodę właśnie z wojennym młotem w dłoni. Pierwsze jego wydatki będą napełniały kieszeń GW, a skoro ma się już ten zaczątek armii, to czemu nagle to porzucać dla jakiegoś systemu, którego nikt mi nie pokazał? W którego nikt nie gra?

Oto prawdziwa bolączka ‘tych innych systemów’ – nie są prezentowane graczom. Kłamstwa? Oczywiście że tak, i to wredne kalumnie! Wargamer z pewnością prowadzi prezentacje do Infinity, Vanaheim rozpoczyna zabawę z Neuroshima Tactics… ale to wszystko na nic, bo prezentacja sklepu to nic w porównaniu do ciśnienia bazy graczy i co najważniejsze, tak zwanych weteranów. A ci wszyscy gracze są warhammerianami! Wiecie jak ciężko spotkać grupę zapaleńców NIE ciułających w młotki tylko w coś odmiennego? I to na nich musi trafić młodzian, by mieć szansę szybkiego zapoznania się z innymi systemami – w ten sposób środowiska graczy innych systemów nigdy się nie rozrosną. Ale to wcale nie jest wina graczy w Warhammery. Jest to w dużej mierze wina tych, którzy grają w Infinity, Hordy czy inne Animy, a nie poświęcą swojego czasu by wprowadzać jak najwięcej nowych graczy w swój system.

Wróćmy jednak do pierwotnego pytania – czy warto grać w systemy inne niż te od Games Workshop? Jak dla mnie, to oczywiste, że tak; nie tylko oferują równie ładne jak nierzadko nawet ładniejsze modele ale również zdecydowanie lepiej zbudowane mechaniki rządzące rozgrywką! Problem jednak nie leży w samych systemach, ale ich popularności – która przeważnie jest miałka lub całkiem znikoma. Co począć z tym wszystkim? Moja metoda była prosta. Zwyczajnie olałem fakt, że nie ma graczy, zakupiłem dwa startery, skleiłem i zacząłem namawiać ludzi do gry. Dało efekty i to szybko – już po miesiącu liczba graczy w Infinity zrównała się z grającymi w Warhammery, a mała kampania mojego autorstwa tylko zaowocowała zwiększeniem zainteresowania! Po prostu, nie zniechęcajcie się brakiem graczy, tylko zróbcie wszystko co w waszej mocy, by gracze się pojawili – jeżeli mają kasę by zakupić starter do Warhammera, z pewnością mogą tę kasę wydać na starter do dowolnego innego systemu; musicie tylko dać im szansę i pokazać, że istnieją alternatywy!

Uff. Naprodukowałem się, naprodukowałem się, a jakie z tego wnioski? Takie, że nie należy się dziwić aktualnemu stanu rzeczy – że Warhammery są i będą dominowały na stołach tak długo, aż gracze pozostałych systemów nie wezmą promocji w swoje miotające kostki dłonie i nie wyciągną ręki k’innym graczom, zwłaszcza tym młodym! Pytanie do was – w jakie systemy gracie? Czy macie stałą bazę graczy do tych systemów? Co robicie, by ów systemy stawały się popularne w waszym gronie?

11 komentarzy:

  1. Nie odpowiem na pytanie czy warto grać w inne systemy niż te od GW bo w inne systemy nie gram
    (ba, nawet Warheim Fantasy Skirmish w który 'tworzę' jest zlepkiem Mordheim i WFB).
    Ale chcę powiedzieć (napisać ?) coś innego. Swój romans z Warhammerem zaczynałem w latach '90-tych od Warhammera FRP, wersja figurkowa zagościła w moim domu kilka lat później. I to tylko dlatego (a może właśnie dlatego), że zarówno RPG jak i bitewniak osadzone były w jednym uniwersum (IMO bardzo ciekawym i jednym z najlepszych jakie zostały stworzone na potrzeby gier) i to jest właśnie dla mnie ważne (na równi ze świetnymi modelami GW), a nie mechanika.
    I wydaje mi się, że spece GW doskonale zdają sobie sprawę z tego iż to nie mechanika jest najważniejsza w Warhammerze (choć jak sam zauważyłem 8ed pozwala mieć nadzieję, że być może jest inaczej).

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuszny argument - wiedziałem, że o czymś zapomniałem, no ale tekst i tak już jest na granicy TLDR ;) Rzeczywiście, jednym z największych, jeżeli nie głównym magnesem do Warhammerów jest niesamowity i bogaty świat z wieloletnią tradycją, na dodatek na tyle rozpowszechniony, że można go spotkać wszędzie - są liczne książki, są gry planszowe, gry fabularne a nawet gry komputerowy (*które z pewnością zaznajamiają młodszych potencjalnych graczy z uniwersum*) - kiedy taki młodzian po ograniu się w Dawn Of War wyląduje w sklepie a la Bard, to pierwsze co przykuje jego wzrok to właśnie modele do Warhammera w tylu "Ło, kosmiczny meryns tacy jak w DOW!".

    Jednak nie zmienia to faktu, że choć innym systemom brakuje rozpoznawalności, to jednak mechanicznie potrafią być dużo doskonalsze - i tu jest pies pogrzebany, bo spora grupa graczy to, no, gracze, którzy siedzą w hobby nie dla modeli czy ich malowania, ale dla rozgrywki(*ci zwani nieklimaciarzami*); a dla nich oferta lepszych mechanik powinna być kusząca!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim pierwszym systemem bitewnym w który grałem był już przez niektórych zapomiany,a niektórym nawet nieznany WARZONE,pierwsza i druga edycja.Był,moim zdaniem,rewelacyjny patrząc na mechanikę.Żołnierz mógł zrobić dosłownie wszyskto.Niestety,okazało się że chłopaki z Target Games nie mogą sobie pozwolić na konkurowanie z GW właśnie (jeśli dobrze pamiętam).Później wyszła ostatnia edycja ale gra wtedy już straciła to "coś".Ci sami ludzie z którymi grywałem w Warzone namówili mnie do WH40K.Kupiłem kodeks z narysowanym na okładce "last standem" Crimson Fistów i tak się zaczęło moje "uzależnienie".Kilka razy,tak GW jak i środowisko graczy,spowodowało że próbowałem zerwać z nałogiem,nie da się.W moim mieście gra się tylko w wojennemłotki,niestety.Na szczęście posiadam w swojej kolekcji sporo modeli do turbaniarzy z Infinity i muszę przyznać że zostałem zainspirowany powyższym tekstem do próby pozyskania graczy w obrębie wspomnianego systemu,mimo iż spodziewam się narzekania w stylu "jeden model dzięki dawcom rozkazów robi grę" lub "tego mocarnego TAGa można bardzo łatwo wyłączyć,spadnę mu na plecy".Zobaczymy jak pójdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @fireant
    Nowe systemy są nowocześniejsze, bo są nowsze ;) A GW nie musi silić się na nowoczesną mechanikę bo starczy gracze i tak będą grać w Warhammera. Nowi zresztą też, bo starzy zwykle w nic innego nie zagrają ;) Zresztą rewolucja w mechanice mogłaby bardziej zaszkodzić WFB niż pomóc. Dobrym przykładem są kolejne edycje WFRP, każda przynosiła duże zmiany w mechanice i każda była krytykowana przez graczy.

    @Gregu
    WARZONE znam z artykułów i świetnych ilustracji publikowanych w MiMie. I choć posiadam nawet gdzieś podręcznik to jednak nigdy w WARZONE nie grałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdzieś to już chyba kiedyś pisałem, prawdopodobnie nie raz....

    Ludzie grają w Warhammera bo ludzie grają w Warhammera. - tym zdaniem na dobrą sprawę można zakończyć dyskusję.

    Tu jest duża baza graczy, tu się zawsze coś dzieje. Można zebrać kilku kumpli i zacząć grać w jakiś inny system ale jeden przestanie mieć czas, drugi się wyprowadzi, trzeci też coś i nagle nie ma z kim grać. A w Warhammera zawsze jest z kim. Warhammer to taki World of Warcraft bitewniaków.

    Oczywiście, modele są dla mnie bardzo ważne. Sam świat jest też ważny, do tego musi się znaleźć jakaś armia, która mi przypasuje, jeśli nie to raczej słabo.
    Jeśli o modele chodzi to GW robi świetne, szczególnie plastiki ale i starsze metale. Z Finecastami nie mam doświadczenia więc się nie wypowiem. Chociaż GW trochę przesadza czasami z "ozdobami". Wszyscy znamy wszędobylskie czaszki, nawet wyspy Dreadfleeta mają wielkie czaszki na sobie.
    W ogóle ostatnio maluję sobie moje Trolle do Hord i tak patrzę, coś mi nie pasuje.... przyglądam się wszystkim posiadanym modelom.... żadnej czaszki. Byłem w szoku, nie spodziewałem się, że można robić figurki bez czaszek.

    OdpowiedzUsuń
  6. no to ja się'zlepię' z postów quidamcorvusa i Grega.
    Najpierw był wfrp, po roku albo dwóch kupiliśmy kilka figsów do przedstawiania scen walki, później doszedł cyberpunk i.. figsy między innymi do warzone'a (terazp ewnie byłoby infinity:). Warzone baaardzo mi się podobał jeśli chodzi o zasady, w 40stce razi mnie to, że widząc jeden model (np. z 30 w oddziale) ktoś może mi zastrzelić cały oddział. w wz widziałeś jeden - mogłeś zastrzelić jeden. później mocno graliśmy z kumplami w warzone'a właśnie, po kilku latach jak kumple się rozjechali (jestem z małej miejscowości) jeździłem do rzeszowa grać z ludzikami tam w batla. czemu w batla? bo batl tam był, i tyle. teraz coś ruszyło, jest warheim, jest mordheim, najwięcej ludzi gra w 40stkę. oczywiście - jak widać - na podkarpaciu gw rządzi. czemu? jak sam pisałeś - łatwo dostać figsy na miejscu, jeśli ktoś gra - powoli dochodzi ktoś następny, potem kolejny i kolejny..
    jeszcze jedna ważna sprawa - jak powolutku zaczynaliśmy grać iks lat temu kupowaliśmy figsy. teraz po prostu ludzi nie stać na zbieranie całkiem nowej armii do jakiegoś systemu, a żal sprzedawać coś, nad czym się pracowało tyle lat. wyjątki to małe skirmisze oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że post chwycił i że takie zacne komentarze się tutaj pojawiają. W kwestii "wszędobylskości Warhammera" - właśnie o to mi chodzi; to nie jest złe, brońcie mroczni bogowie, to jest dobre - jak napisał Rafał dzięki temu zawsze jest 'ten bitewniak' w którego wszędzie zagram, nieważne czy jestem w Kraku czy w Katowicach czy gdziekolwiek - baza graczy jest ogromna i całkiem prężna.

    ALE to właśnie dzięki takiemu podejściu inne systemy mają ciężko i pod górkę. Jak zdobywać młodych graczy, skoro nowicjusze uderzani są przez fale Warhammeryzmu z każdej strony? Weterani są albo fanatykami albo, jak rzeczone zostało, nie chce im się już wydawać kasy na kolejną armię do kolejnego systemu - którego przyszłość, na dodatek, jest nie pewdna. Nie mówiąc już o braku solidnej bazy graczy do 'ów systemu'. Takie rozumowanie jest SŁUSZNE ale też napędza błędne koło - dzięki temu, że większość rozumuje w ten sposób, nowe systemy naprawdę muszą się ostro napocić by zostać zauważonymi.

    A ten pot spływa właśnie z rozgorączkowanych aktywistów (*winny!*), którzy poświęcają swój czas i zapał na szerzenie nowego systemu - nie jest to zadanie łatwe; poświęcić rzadki wolny czas by zamiast bitwy w wojennego młota zrobić intro nowego, interesującego nas systemu? TO wymaga przygotowania i poświęcenia. Poświęcenia, które jest konieczne by system wypromować - baza graczy i zainteresowanie nie weźmie się samo z siebie, nie pojawią się magicznie. Trzeba nad tym popracować.

    Dlatego jeżeli chcecie w swojej okolicy pograć w coś innego niż wojenne młoty tak naprawdę nie ma innego wyboru jak wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć taki system promować - moja taktyka zawsze była prosta; dwa startery i w drogę!

    OdpowiedzUsuń
  8. "Wargamer z pewnością prowadzi prezentacje do Infinity,"
    Hehe - zaśmiał się wesoło jeden ze sprzedawców Wargamera, który nigdy nie grał w Infinity.

    :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Swoją drogą chętnie bym się dosiadł do jakiegoś skirmisha w świecie Mass Effecta :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak jak mówię, Warhammer jest jak WoW.
    Jest wiele innych MMO, niektóre są zdecydowanie lepsze ale to WoW ma 12 milionów graczy. Jak jakiemuś innemu uda się przekroczyć barierę jednego miliona to jest wielki sukces. Zwykle ludzie grają te 30 darmowych dni, ewentualnie kupują jeszcze prepaida na 60 dni i tyle. Ludzi robi się coraz mniej, coraz ciężej coś pograć. A tu nagle wychodzi nowy patch do WoWa, kilku kumpli namawia na powrót to można wrócić w każdej chwili do swojej starej postaci na której spędziło się dziesiątki godzin...

    Ja w Warhammera już nie gram. Przynajmniej na razie. Nie pasuje mi ósma edycja i gra wielkimi klockami bezimiennych ludzików.
    Do czterdziestki może wrócę, zobaczymy jak będzie wyglądał nowy Chaos.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak całkiem poza tematem warhammera - WoW obecnie jest darmowy do 40 lvl, więc graczy jakby więcej ;] (fanem nie jestem - rpg bez fabuły ssie)

    OdpowiedzUsuń