16.04.2011

[16.IV.2011] Infinity na Kwiecień

Nie, twitt o "Nowym Poście" nie był próbą trollingu, choć chciałbym wierzyć, że księżniczka Trollestia byłaby ze mnie dumna! Jeżeli już jestem przy mojej chorej, kucykowej manii... Jeżeli jeszcze nie zawitał do was rachmistrz w sprawie Narodowego Spisu, to gorąco poleceam zastanowić się, w co wierzycie - osobiście optowałem za warią w Moc, ale po zachaczeniu się na "Przyjaźń to Magia", chyba wpiszę, że wierzę w Celestię. Trolling ankiety? Zawsze. Co do ciekawszych spraw - połowa kwietnia; tak mało czasu do pomalowania zarówno diabłoryba, który wychodzi zgodnie z oczekiwaniami oraz terminatora Szarych Rycerzy, którego dopiero posklejałem.W tym oto miejscu chciałbym wszystkich czytelników przeprosić za za ostrą ocenę pudełka z plastikowymi terminatorami do Szaraków, którą to ocenę wystawiłem na podstawie screenów i pudełka - model "na żywo" ścina z kolan poziomem detali i ich ostrością. Wyżłobione w pancerzu napisy są perfekcyjne, ba, ostrze halabardy też nie wymaga żmudnego piłowania, by aktualnie przypominało ostrze. Słowem, panowie z GW naprawdę są mistrzami w plastiku, i zaczynam powoli wierzyć, że ich wysoka cena za plastik nie bierze się z pyłu węglowego. No, ale pozostawmy już ten przydługi wstęp i weźmy się za dzisiejszy temat, czyli nowości do Ifninity na kwiecień, które, jak zwykle, urywają beret.

► Noctifier (Spitfire)


Chciałoby się zaśpiewać w takt eurobeat'u "Nokti-fajer, najt wampajer!", a model idealnie by pasował. Co powiecie na kosmicznego Batmana z wielką spluwą zamiast tych lamerskich batarangów? Rzeźba jest niewyobrażalnie doskonała - poza, jakże klasyczna, jakże oklepana, i praktycznie nie używana w figurkach, czyli przykuc z bronią w ręku, kiedy wiatr smaga mój ekstra czaderski płaszcz. Który jest ekstra czaderski, choć na fotce tutaj nie widać, gdyż trzeba oglądnąć go od tyłu, gdzie prezentuje ogromny poziom detali i wyraźnie mówi nam, że to nie tylko ma chronić przed deszczem, ale jest high-techowym shitem, no doubt. Kolejnym fajnym dodatkiem jest pancerz naszego mrocznego kommando, głównie dlatego, że ostro się wyróżnia na tle pancerzy swoich pobratymców - no ale w końcu są specjalnie projektowane dla Noctifierów, by mogli przetrwać w każdych warunkach pogodowych. Dodajmy dla fanów Shasvsastii ich upragnioną giwerę, czyli Spitfire'a, i mamy model, który każdy Kombinatowiec nabędzie w sekundę po tym, jak uderzy na sklepowe półki. Nie ma innej opcji, za tę pozę maks się należy (I'm Batman!).



► Chimera & Pupniks

Corvus Belli, I am Dissapoint. Najpierw pokazujecie super czadową rzeźbę mutanta-barana aka Ram-Pupnika, który jest zły, dynamiczny i z chęcią pierdyknie każdego z mańki a potem dodajecie do tego dwa powykręcane kocie mutanty jak z najgorszych, furriesowych snów. Strasznie nierówny zestaw, gdzie dwa modele są fantastyczne, a dwa dodupiaste mówiąc eufemizmem. Chimera utrzymuje klimat Infinity, czyli Anime SF for Otakus, i w ten sposób reprezentuje się w formie Moderatorki Bakunin z modyfikacją na seksi kocią dominę, jakkolwiek szalenie to brzmi. Można nienawidzić wszelkich odmian Furries czy jak to się pisze, ale dobra rzeźba zawsze będzie dobrą rzeźbą - a tutaj Infinity poraz kolejny pokazuje swoją wyższość nad innymi systemami w kategorii "Hot Chickas, wow wow". Dorzućmy do tego już opisywanego mutanta-barana, i mamy dwie doskonałe figurki. Niestety, dwa kotołaki są bardzo przeciętne, i choć może i pasują do opisów Pupników, to jednak wolałbym 3x Baranomutantów, niż te koszmarki. Cóż, przynajmniej i tak wszyscy gracze Nomadów czekali na Uberfall Kommando (za mocarne staty i potencjał uderzeniowy), więc i tak zejdzie. Warto też zauważyć, że w tym miesiącu aż dwa pudełka trafiają na półki! Nieźle.

► Al-Hawwa 



Chyba najmniej grzejący mnie model z tego miesiąca, być może dlatego, że Haqqislam nigdy mnie nie rozgrzewał po nocach. Co nie zmienia faktu, że jest bardziej niż poprawny i całkiem zgodny ze swoją ilustracją z podręcznika Human Sphere - mamy więc lekki uniform, którego nie da się pomylić z niczym Niewojskowym, że się tak wyrażę. Mamy urządzonko, które znamienuje nam, że oto stoi przed nami haker, oraz mamy czadową maskę, która dodaje mu +20% czadowości, więc nie jest źle, szczególnie, kiedy dorzucimy do miksu fajną nibypelerynę, którą pewnie może się owijać by być bardziej niewidzialny. Tylko te purpurowe włosy, czemu, czemu takie? By było bardziej mangastycznie? Malowanie jednak możemy spokojnie olać i stwerdzić, że oto stoi przed nami bardzo solidnie wykonana figurka z ostrym posmakiem "tru grit soldżera", którą spokojnie można by było wykorzystać w różnych systemach typu Modern Warfare. Na plus, ale zwyczajnie nie ma nic do podniecania się.




► Haramakis

I drugie pudełko w tym sezonie, tym razem dla Yu Jingu, a dokładniej, dla Japońskiej Sektorówki - znam graczy, którzy już od jakiegoś czasu jeżdżą na sektorówce Japońskiej składającej się z pełnej drużyny ogniowej Haramaki, więc Ci mają swoje święto, jako że dostają pełen pakiet w jednym pudełeczku. Modele są, hm, okej, sądzę? Mamy tutaj próbę zrobienia ciężkiej piechoty, która będzie wyglądać strikte Japońsko, a nie jak modele wypożyczone od Imperialnej Armii i pomalowane na odpowiednie kolory. Wyszło to naprawdę dobrze, z jednym ale - nigdy bym nie uwierzył, że ci goście należą do kategorii Ciężkiej Piechoty; twarda Średnia Piechota, pewnie, ale ciężkowiacy? Nie ma opcji, te pancerze jakkolwiek ładne i świetnie nawiązujące do stylistyki samurajskiej, nadal są za "cienkie" w rejonach blachy. Dobrze przynajmniej, że solidnie przemycają do oczu ów Infinitowski, Dżapoński klimat w postaci odpowiednich Szarawarów, widzianych również na Kiesotsu Butai czy Oniwabanach. Mają odpowiednie pozy, które aż wołają o dymki komiksowe wypełnione wszelakimy Wuxiowatymi "O haaaaaaaai!" czy "Wuuu-taaaaai!" oraz solidne spektrum uzbrojenia, w tym Pana Rakietnicę, którego zawsze warto rozważyć podczas wyruszania w świat (It's dangerous to go alone, take this with you). Słowem, jest pozytywka.

Uff, prawie tydzień bez nowego wpisu? Niegodne z mojej strony - musicie mi jednak wybaczyć, wiadomo, że raz jest luźnie, raz podłużnie. Tym razem spadły na mnie targi w Łodzi, napięte terminy z malowaniem, nowy odcinek kucyków oraz wiosenne porządki w domu (macie ogródek? Nie? Szczęśliwcy...). Tak więc Cheeri-o mili czytelnicy! Miłej Soboty und Niedzieli!

8.04.2011

[08.IV.2011] Grobowy nastrój!

Witam po odrobinie dłużej przerwie. Tak tak, wiem, opieprzam się mówiąc niedelikatnie - ósmy kwietnia, a dopiero trzeci wpis? I pierwszy z jakimś sensem, a nie radosną twórczością? Przykro mi, ale prowadzenie regularnego bloga nie idzie łatwo w parze z brutalną rozgrywką zwaną życiem. Gdy za niebem szaro i leje deszcz, nadal jestem w stanie poprawić sobie humor - po pierwsze, przybywam z pracy do domostwa, a tam cóż nie leży, jak nie moje przypinki Pony Pride World Wide z Pinkie Pie? Mogę teraz umrzeć szczęśliwy. A jakby tego było mało, po uruchomieniu komputera na poważnie wgryzłem się w aktualne ploteczki o Grobowych Królach, pośliniłem się przed modelami i uznałem, że czas podzielić się z wami moim grobowym nastrojem, tzn. nastrojem na pisanie, czytanie, oglądanie i zbieranie wszystkiego, co ma coś wspólnego z nowymi Tomb Kingami.

Zacznijmy od nowych modeli, bo to one są silnikiem napędowym Podniety dookoła nowej armii. Panowie z Games Workshop podciągnęli spodnie, zacisnęli pasa, wysuneli męsko podbródek i ostro się wzieli za odświeżenie klimatu Grobowych Władców poprzez wydanie kilku ścinających z kolan, niesamowitych modeli, które dużo bardziej skupiają się na "egipskim nekroklimacie" oraz na pokazaniu różnicy pomiędzy Wąpierzami a prawdziwymi i pierwszymi tru umarlakami, jakimi są nasi Nehekharanie. Zacznijmy oczywiście od największego "Łumpf" z modeli, czyli od kombo-boxa Necrosphinx/Warsphinx, najpiękniejszego modelu GW wydanego od czasu ostatniego pięknego modelu! Po pierwsze, wielkie oklaski dla wydawnictwa za zrobienie tak elastycznego pudełka, aż dziw, że na takie koncepta wpada GW, wydawnictwo znane raczej ze swoich, hem hem, tendencji do dawania mniej, za więcej. A tutaj, ha, z jednego pudełka możemy poskładać aż trzy różne jednostki! Bogactwo. I to nie byle jakie te modele.

Pierwszy wariant który wyciśniemy z nowego pudełka to Necrosphinx i zaprawdę powiadam wam, ryje beret to, jak się prezentuje. Wszystko w nim jest perfekcyjne. Przystojna i dostojna pośmiertna maska, potężne, lwie ciało, ogromna ilość detali, wspaniałe i ogromne ostrza przytwierdzone do rąk, te gigantyczne, rzeźbione skrzydła aż po skorpioni ogon. Po prostu, gdybym był przeciętnym żołdakiem imperium i zobaczył coś takiego, mówiąc dosadnie, wysrałbym własne wnętrzności ze strachu. Model nie tylko jest przepiękny i sprawi wielką radochę każdemu hobbyście (a miłośnikowi malowania dostarczy orgazmu), ale jest też całkiem ogromny i będzie prawdziwym modelem fokusowym każdej armii Grobowych Władców (czy też uważacie, że Grobowi Władcy to świetna nazwa dla kreskówki lat 80-tych?).

Drugim wariantem jest Warsphinx, czyli mobilna platforma pod naszego szefa, czyli tytułowego Grobowego Króla (o tak!) lub bandę Grobowych Strażników z długaśnymi dziadami (epic overcompensating!). Podoba mi się to, jak bardzo odmienny jest ten wzór od Necrosphinxa pomimo tego, że tak z 70% modelu korzysta z tych samych elementów - cała podstawa w formie sfinksowego ciała jest nienaruszona, zmieniono jedynie głowę, wyrzucono korpus faceta i dodano Howdah - niby małe zmiany, a wyszedł zupełnie inny i bardzo ładny model. Wielke brawa dla projektantów, bo są w pełni zasłużone. Warshpinx, choć nie ma tego epickiego "Łups" jak jego większy kuzyn, nadal jest świetnym, przestrzennym modelem, co tym mocniej widać na fotce z rotacją, gdzie możemy pooglądać jak ostro i dynamicznie poczynia sobie załoga nosidełka. Słowem, kawał świetnego modelu.

I teraz perełka, wisienka na torcie, ostatnie pociągnięcie pędzla w postaci plastikowego Tomb King'a! Model jest ładny - nie wypala gałek ocznych swoją zajebistością, nadal uważam, że metalowy Tomb King miażdzy - ale jest na tyle solidny, bym nie wstydził się go wystawiać w walce. A co najważniejsze, dostajemy lorda/herosa w pudełku z potworem, co jest zaiste wyśmienite i godne kolejnej już dzisiaj pochwały - jeżeli z pudełka poskładamy Nekroświnię lub Warświnię ze Strażnikami, to dostajemy Tomb Prince'a/King'a na piechtę w pakiecie łączonym. Mała rzecz, a cieszy.

Jeżeli już wspomniałem o Tomb Guardach (znaczy, chciałem napisać, Grobowych Strażnikach) to muszę zaznaczyć, że ich nowa odsłona zachwyca mnie wielce - są doskonali, po prostu. Znaczny postęp w samej anatomii szkieletu ludzkiego i w kształcie czaszki względem starych szkielów, świetny patent z częściową mumifikacją widoczny w postaci opadających tu i ówdzie bandaży, świetne "czapki" i maska pośmiertna na czempionie oddziału, a do tego bardzo stylowe halabardy! Jednak co najbardziej podnieca, to absolutnie mistrzowskie, wysoce wydetalone tarcze, dzięki których na pierwszy rzut oka rozróżnimy elitarnych szkieletorów naszej armii od regularnych kościaków. Słowem, godny kawałek pudła, z chęcią i bez żalu nabędę drogą kupna.

W ten oto sposób przechodzimy do dabel blasta, czyli kolejnego nowego, wielozadaniowego pudła - Necropolis Knights / Sepu...pulchr...Pultałsię Stalkers. Nie wyróżniam się tutaj na tle większości podglądaczy nowych modeli GW i również stwierdzam, że jest to najsłabsza nowinka w powyższym zestawie, co jednak nie oznacza, że jest beznadziejna. Bo o ile Nekropolitańscy Rycerze mnie nie ujmują za wysuszone pustynnymi wiatrami serce, to już Sepulatający się Podglądacze jak najbardziej - są czadowym miksem węża, posągu i wojownika, wyglądający groźnie i naprawdę nie chciałbym ich spotkać w piaskownicy. Jedyne co mnie smuci, to podstawki 50x100mm - czemu nie mogli mieć jak normalna potworna piechota? Tak to mają ogromną stopę na stole, co nie pozwala ich wygodnie brać w większych ilościach. A szkoda. Powracając jeszcze do NekroKnigetów - to nie jest tak, że sa ohydni czy coś - wielkie, marmurowe węże są OK, ale sam koncept surfujących na nich szkielasów już mnie dobija. Catch a serpent construct, bring it to life, and surf on that bi-atch? Sorry, nie moje klimaty.

Ów, modele mamy z głowy, pora przejść do tego, co już mniej więcej wiemy o zasadach dla naszych nieumarłych legionów. A trochę już wyciekło! Najpierw podstawy, które nie uległy w sumie żadnym zmianom - nadal wzbudzamy Strach, nadal nie możemy maszerować, nadal jesteśmy Niezłomni i rozsypujemy się, kiedy się robi gorąco. Co cieszy, to fakt pozostawienia zasady Strzały Aspa - nasi łucznicy trafiają zawsze na niemodyfikowanym w żaden sposób BS, co zawsze było sztandarowym skillem tej armii. Nowości, to oczywiście przemieniony na nowy wzór Lore Magii w postaci Nehekheriańskich inkantacji - fajne zaklęcia się tam znajdują i pozwalają na całkiem spory poziom wskrzeszania naszych truposzy. Kiedykolwiek bowiem nasza jednostka jest celem naszego zaklęcia typu augment (większośc w lorze!), to trochę ów jednostkę uzupełniamy. A jako że większość naszych zaklęć jest tego właśnie rodzaju i działa nie na wybrane jednostki, lecz na wszystkie regimenty w danym obszarze, to jest nieźle! Co do samych zaklęć - klasycznie mamy tutaj dodatkowy ruch, który ma nadrabiać naszą niezdolność do marszu. Mamy fantastyczne zaklęcie dające jednostkom Killing Blow, a regimenty i postaci już posiadające ów zasadę, wybijają wrogów na wynikach 5 i 6! To, plus Tomb Guards plus Tomb King w oddziale i mamy niezłe czesanie - głównie dlatego, że My Will Be Done! działa inaczej, i teraz nasz władca daje swoją statystykę WS oddziałowi, to którego dołączył. Bosko. 

Co do zasad naszych modeli, warto zwrócić uwage na Świnksy - mają słabe statystyki do walki jak na wielkie i drogie potwory - siła pięć i słabe WS nie zachęca. Nadrabiają za to EPICKĄ wytrzymałością na poziomie 8 oraz pięcioma ranami każdy (z pancerzem 4+) co powoduje, że nawet Pudziany przeciwnika ledwo zdrapują im lakier. Oba Świnksy mają też diametralnie odmienne role - NekroŚwinsk to ostateczny łowca wrogich potworów i monstr; dlaczemu, skoro ma zaledwie siłę 5? Dlatemu że, po pierwsze, sam jest tak wytrzymały, że nawet smok rani go na 6-tkach. Po drugie, co turę generuje jeden atak z siłą 10 z Heroic Killing Blowem - więc jak ci siądzie szóstka (lub nawet piątka, jak wspomożesz czarem), to potwór wroga pagip! Po trzecie, ta straszna potwora normalnie, regularnie sobie lata, co pozwoli jej złapać praktycznie dowolny wrogi cel. Aua! Warświnks znowu ma być rzezaczem wrażej lekkiej piechoty i hord, co muszę przyznać, wygląda zachęcająco. Nie tylko jest tak samo wytrzymały jak Nekroświnks, ale ma sporo ataków (sam ma 5, załoga dokłada kolejne 4, potem Thunderstomp d6 kolejnych ataków...) a nawet może je zamienić na walnięcie Templat'em w walce wręcz w oddział, który właśnie pociska. Drugie Aua, bo takie hordy lekkiej piechoty jak dostaną plackiem, thunderstompem i od załogi, to możemy zwinąć lekką ręką połowę wrażej hordy - w jedną turę. I to wcale nie jest nierealna estymacja!

Co do innych zabawek, NekroRycerze mają zarówno Poisoned Attacks od węży jak i Killing Blowa od siebie samych, co daje w sumie całkiem efektywną jednostkę zdolną do walki praktycznie ze wszystkim - mają tez zasadę dającą im panerz 3+, wyjątkowo smakowity i godny uwagi. Jednak ich bracia, Sepultający się Podglądacze mają dopiero fajowe zasady! Nie tylko wychodza spod ziemi gdzie tylko chcą, ale również zamieniają w piach samym wzrokiem na osiem cali - każdy Stalker rzuca kością aryleryjską (sic!) i zadaje tyle strzałów z siłą 1 kontra inicjatywa przeciwnika. Niby nie dużo, ale sama liczba strzałów, która można wygenerować zada te kilka ran... a czy wspomniałem już, że nie ma ochrony od pancerza przed tymi atakami? O tak, pora zacząć polować na elitarnych pancerniaków przeciwnika. Ale będzie ubaw!

Uff, i to tyle - to sądzę, póki co, na temat nowych Tomb Kingów. Dorzućmy do tego plotki o Arkhanie Czarnym, specjalnej postaci, która jest magiem poziomu, bagatelka, piątego, i jestem wniebowzięty ;)
Pora zacząć odkładać kasę, hm?

4.04.2011

[04.IV.2011] Pełna Prywata, czyli co ja Lubię #2

Elosza, znaczy witam droga młodzieży. Dzieje się na świecie! Forgeworld zasypał nas całym stosem nowym, pięknych modeli, aż łzy stają w oczach a portfel piszczy ze strachu, za kilka dni objawią się zapewnie nowości z Infinity (liczę na te Pupniki z Chimerą!), Adepticon gdzieś tam w odległej galaktyce się odbywa, a my tutaj siedzim, i nic nie robim - no, nie jest tak źle. Wziąłem się ostro za Diabelską Rybkę z nadzieją ukończenia jej na kwietniowy PMOTM (Gloria Victis), tak samo zmyłem Taurana (nie wyszedł - m.ike mnie uświadomił w tej gestii) i wziąłem się za Imperialną Piąchę, póki kolor żółty mam na wokandzie. A dziś kontynuuję i temat prywatny, czyli w jakie systemy gram, grałem czy też mam zamiar grać, oraz powody, które stoją za taką decyzją! Do dzieła.

 
Warmachine/Hordes | Status: Zbieram, grałem - Rhul, Skorne

Wzięte ogółem, bo tak naprawdę to jeden system z odmienną mechaniką na dwa zestawy frakcji. Warmachine przyciągnął mnie dawno temu tym, czym przyciągnął pewnie całkiem sporo innych graczy - wielkimi, napędzanymi parą i magią mechami zwanymi Warjackami. Coś takiego tkwi w każdym facecie, nawet w grubym nerdzie poplamionym Cheetosami, że ekscytuje się brutalnymi zapasami kilkumetrowych, żelaznych robotów z ogromnymi kominami na plecach. TO wyzwala emocję! Jakby tego było mało, mechanika bazowa Warmachine jest dobrze przemyślana, dobrze napisana, łatwa w odbiorze i nauce - można przejść od czytania do grania naprawdę w kilkanaście minut, a to wyczyn niełatwy, za co należą się brawa. Bawiłem się świetnie - do momentu, w którym system wymknął się spod kontroli jego twórców, co się niestety czasem zdarza. Widzicie, Warjacki były sztandarem systemu, tym czymś, co miało przyciągać graczy, co miało dominować na stołach i robić bum! Wtedy gra hulała jak powinna, umieszczona w swojej skirmishowej skali, z dwoma, góra trzema jednostkami piechoty, a resztą Warjacków. Niestety, wraz kolejnymi dodatkami solosy i piechota stawały się coraz mocniejsze, aż w pewnym krytycznym punkcie nikt nie chciał wystawiać poczciwych 'Jacków na stół, bo i po co, skoro inne jednostki mordowały i walczyły lepiej?

Jakby tego było mało, odwiecznym problemem Warmachine była chora krzywa nauczania oraz niewyobrażalna kombogenność systemu. Chora krzywa nauczania - każda jednostka miała swoje własne unikalne zasady, broń lub oba na raz. Poznanie wszystkich jednostek wrogich frakcji wraz z ich synergiami to tytaniczny wysiłek, i niejeden gracz zaliczył solidnego Nerdrage'a, kiedy został zmieciony z powierzchni ziemi przez nieznaną mu, morderczą synergię - czyli powód drugi, śmiercionośne kombosy. Coraz więcej modeli dało graczom narzędzia do konstruowania takich łańcuchów akcji, by doprowadziły do śmierci wrogiego dowódcy (warcastera) w jedną rundę! Błąd w Warmachine nie równał się dotkliwej stracie, lecz natychmiastowej przegranej. Słowem, nie było lekko - system zaczęto wyzywać od Infantrymachine, oskarżano go o totalne spsucie poprzez posiadanie kilku turbo śmiercionośnych, niewyobrażanie niekontrowalnych kombinacji... słowem, podupadał. Ratunkiem miała być Horda, gdzie monstra posiadały dynamiczniejszą, swobodniejszą mechanikę zarządzania i ogólnie były mocniejsze niż piechota w Hordowych frakcjach - niestety, nie tędy droga, jako że system Horde był skażony tę samą chorobą do system Warmachine, i wraz z kilkoma dodatkami także odczuł bolączkę w postaci niechcianego przeskalowania rozgrywki.

I w ten oto sposób sprzedałem swoją niewielką, ale dumną armię Skorne (czego żałuję do dziś...), ostając się jeydnie wiernie przy mych krasnoludach z Rhul i ich górniczych Warjackach, głównie dlatego, że od początku ssały kule i w graniu były Kucykiem Jednego Numeru (Landsliiiiide, bitches! - a przy okazji, zauważyliście, jak subtelnie przemyciłem kucyki do tekstu? Classic.), więc sie nie przejmowałem, że system psuje 'Jacki, i nadal przegrywałem z bananem na ustach ;) Wszystko jednak trochę we mnie odżyło, kiedy światło dzienne ujrzał Field Test Warmachine MK2 - panowie z Privateer Press nareszcie odnaleźli gdzieś swoje jaja, i postanowili zrebootować system z masą krytycznych i drastycznych poprawek w tych miejscach, w których system był dziurawy. Powiem tak - wyszło im! Warjacki powróciły na stoły - łatwiejsze i mocniejsze ataki specjalne, ogólnie lepsze statystyki i zasady, odporność na całkowite uziemienie a na dodatek darmowe punkty na 'Jacki dane nam przez Warcastera okazały się rozwiązaniem. Tak samo jak osłabieni i podrożenie piechoty, zmniejszenie skali rozgrywki oraz stworzenie banku uniwersalnych zasad specjalnych. Tak więc system pod względem mechanicznym został odratowany z sukcesem, gracze obudzili się ze snu i reaktywowali na całym świecie, nawet w Polsce, choć idzie to zaiste miazmatycznie. I tutaj znam powód - cena. Privateer Press ma ładne modele, acz w specyficznym, komiksowym stylu, który nie każdemu przypadnie do gustu. Teraz jednak przerzucili się na plastiki w horrendalnych cenach, przekraczających nawet standardy cenowe Games Workshop, co jest po prostu szalone! W ten oto sposób rozwój tego całkiem fajnego systemu został powstrzymany - skoro Skirmish jest tak drogi, jak Główne I Popularne systemy, to czemu miałbym sie w nie bawić? Jeszcze z tak nieliczną grupą aktywnych graczy? Fuck it! A szkoda... Co nie zmienia faktu, że powolutku zbieram swoją armię Krokodyloludzi, bo są po prostu kosmiczni.

 
Flames of War | Status: Chwilowo zainteresowany byłem, ale za drogie względem jakości...

Nie mogę nie wspomnieć o Flames of War, chociażby ze względu na krótki okres napalenia się na ten tytuł, jego narastającą popularność (tak, środowisko Flames of War jest prężne i liczne w Polsce - to że go nie widać wynika z tego, że siedzą zamknięci na własnych, nudnych, historycznych forach, hah!) i naprawdę świetnie skrojone zasady. Chociaż Płomienie Wojny opierają się na poczciwej K6, to szkielet bazowy mechaniki jest diametralnie odmienny od tego znanego nam z produktów GW, a opiera się na prostym założeniu, że testujemy nie ze względu na nasz skill, lecz na skill wroga. Sprawdza to się mówiąc baaaardzo ogólnie - oprócz tego zasady są bardzo obfite, jako że starają się w jak najrealniejszy i zarazem najprzystępniejszy sposób oddać realia bitew Drugiej Wojny Światowej. Nie jest to oczywiście dokładna symulacja (bo chociażby realne zasięgi broni w skali wymagały by nieludzko ogromnych stolików!), ale stara się, i jej to wychodzi. Są świetne zasady na naloty lotnicze, prowadzenia ostrzału artyleryjskiego, przemykanie się po lasach, walkę w zabudowanym terenie... słowem, gra jest bardzo intensywna i płynna, na dodatek z niesamowitą atencją na szczegółowość historyczną w budowaniu ogromnej bazy armii i formacji, którymi możemy pomykać po stołach - Anglicy, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy, Polacy, Rumuni, Węgrzy... no praktycznie co zechcesz, i nie chodzi tylko o narodowości, ale też o niezliczone formacje biorące udział w tym ogromnym konflikcie!

Co mnie w ostateczności zniechęciło, to KOSMICZNA cena gry. Powiem tak - biedy nie cierpię, zdaję sobie sprawę, że gry bitewne to hobby raczej z tych kosztowniejszych, tak samo rozumiem, że modele tanie nigdy nie będą. Ale 180 zł za pięć żywicznych, małych czołgusiów z żałosnym poziomem detali to jednak grube przegięcie pały - za taką kwotę mogę nabyć starter do Infinity plus z jednej, dwa blistery, mieć 6-8 modeli metalowych doskonałej jakości, albo kupić ogromnego Land Rider'a, albo po prostu super wydetalony, duży model czołgu z elementami fotorawionymi i toczonym działem. Słowem, przegieli, tym bardziej, że modeli trochę trzeba mieć, by myśleć o rozgrywce na jakieś sensowne punkty. Gra więc wylądowała na legendarnej półce każdego żyjącego gracza, półce oznaczonej "Fajnie by było, ale zapomnij stary, nie sram bursztynem". I tam tkwi do dzisiaj.

I starczy na dziś.
Sponsorem dzisiejszego wpisu była Pinkie Pie mówiąca "Have Tuba, Will Travel" oraz Rarity wołająca "For I. Am. RARITY!". Ta-dam, ba dum tss!

1.04.2011

[01.IV.2011] Pełna prywata, czyli co ja Lubię #1

Witam ponownie. Piękny dzień dzisiaj - słonko świeci, ptaszek śpiewa, ciepło jest, ni chmurki na niebie, wyspałem się, dobrą kawę wypiłem. Słowem, mam humor pozytywny, pomimo tego, że w ostatnich tygodniach wiedzie mi się tragicznie - problemy finansowe, cło mi paczkę wartą majątek zatrzymało, skarbówa gniecie po jajach a na dodatek, wychodzę powoli z zapalenia płuc. Nie przetrwałbym pewnie w dobrym humorze, gdyby nie My Little Pony: Friendship is Magic, który to serial oglądam codziennie, mam kawałki muzyczne w MP3 (Winter Wrap up, Winter Wrap up!) i powoduje, że jest mi ciepło i miło w środku. Wam też polecam, jeżeli jeszcze nie jesteście bronies :) I pamiętajcie - kto nie lubi Fluttershy, ten nie lubi samego życia!

Dzisiaj chciałbym zrobić wpis na większej prywacie. W końcu to nie jest serwis informacyjny czy portal o bitewniakach, tylko zwykły blog zwykłego szarego użyszkodnika internetu, który akurat lubi poturlać kostką i pomalować figurkę od czasu do czasu. Z tego oto powodu chciałbym dziś napisać o tym, za co lubię poszczególne gry w które gram, grałem, będę grał lub jestem żywo zainteresowany i wyrażam chęć potencjalnego zagrania (czyt. "tak niepopularne, że w całym kraju może ze trzy osoby mają modele"). Zaczniemy oczywiście od największych zawodników klasy ciężkiej, stopniowo schodząc w dół do wagi piórkowej. Tak więc bez dalszych ceregieli, przejdźmy do dzieła!

 Warhammer Fantasy Battle | Status: Zbieram, maluję, gram - Wojownicy Chaosu, Imperium 

Gra-legenda, dla znacznego grona graczy wręcz synonim figurkowej gry bitewnej, przez długi okres czasu motor napędowy firmy Games Workshop, na którym zbudowali swoją potęgę i wytworzyli monopol w kategorii regimentowych/składowych gier fantasy. Czy ktoś, kto bawi się w figuraki, nie zna tego tytułu? W WFB gram, odkąd byłem w stanie, a więc od 17 lat. Nie jest to jakiś długi okres w porównaniu do prawdziwych wyjadaczy, ale wystarczy, by bez wstydu uznawać się za Tru Warhammerianinia. Z modelami bywało różnie - w młodości dostępu do nich praktycznie nie było, a jak już były, to z przemytu i drogie. Potem nagle się ich pojawiło, sklepy specjalistyczne wyrastały jak grzyby po deszczu, ale powiedzmy sobie szczerze - post-komuna nie napełniła magicznie naszych portfeli, więc nadal zebranie całej armii graniczyło z cudem. Aż wreszcie udało się pod koniec 6 edycji pozbierać całą armię Orków i Goblinów, moją dumę i chwałę! Którą musiałem opchnąć - bo na studiach jedzenie kosztuje! Na całą 7 edycję jedyne co robiłem, to śledziłem grę, zachwycałem się modelami, ale grać mi się nie chciało - nie podobały mi się zasady. Ale pojawiła się edycja ósma, przeczytałem podręcznik, zapoznałem się ze zmianamy, kasa leżała w portfelu (a nie lubi, bo gnije!), no więc powróciłem do powolnego, spokojnego zbierania, tym, razem pięknych, niedawno wydanych Wojowników Chaosu! A jako że lubię mieć zawsze dwie strony konfliktu z danego systemu, najlepiej jak najbardziej przeciwstawne, to naturalnym dodatkiem było rozpoczęcie kolekcji Imperium, która aktualnie zjada kurz w nieskończonej kolejce malowania, powolnego i żmudnego (barwy Averlandu, jakby to kogoś kiedyś zainteresowało).

Co uważam za największy plus WFB? Historię. Tło. Bekgrałnd. Fluff. Klimat. Jestem rdzennym Warhammierianinem, który nigdy nie skalał się graniem czy nawet patrzeniem się w kierunku Dałndżon Und Draguns, który swoją RPG'ową karierę zaczynał na pierwszej edycji WFRP (wciąż gdzieś mam podręcznik, tak zdezelowany, że bałbym się go dotkąć w obawie, że się rozpadnie) - słowem, świat Warhammera to dla mnie Prawdziwy Świat Fantasy, i wszelkie Tolkieny, Zapomniane Krainy czy inne chwasty moga się schować. Uwielbiam to połączenie epickiej skali przegięcia (i wtedy swoim magicznym mieczem, w którym zaklęto ponad 9000 demonów Khorna ściął osiem zylionów ludzi na raz!) z mrocznym, grim & grim klimatem ponurego, wyniszczonego świata trwającego w wiecznej wojnie (wszędobylski trupizm, tak, motyw czaszki motywem codziennym). Słowem, nie zamieniłbym świata Warhammera na żaden inny, i jest to największy atut systemu, atut, który kocham i nigdy nie porzucę, aż do śmierci.


Warhammer 40 000 | Status: Zbieram, maluję, gram - Dominium Tau, Spehs Marynhs (Raptors)

No jakże by inaczej? Skoro kocha się uniwersum WFB, to analogicznie pokocha się bardzo, BARDZO uniklane uniwersum WH40k, które nadal rządzi się tymi samymi zasadami (super epickie przegięcia z mrokiem, syfem i gorzkimi żalami). Nie istnieje też żadna alternatywa, bo tylko WH40k jest "tru" Gothic SF, gdzie ogromne okręty przypominają bardziej uzbrojone po zęby, gigantyczne latające Pałace Apostolskie, niż prawdziwe okręty wojenne - bezcenne. Przed długi, długi, baaaaardzo długi czas nie cierpiałem Kosmicznych Marines. Ok, jak można byc fanem uniwersum WH40k bez lubienia Kosmicznych Marynatów, skoro stanowią oni tak mniej więcej 70% całego fluffu, gry, wszystkiego? No można. Wyjaśnię to tym oto komiksem Penny Arcade:



Właśnie. W świecie WH40K nie ma jak w Gwiezdnych Wojnach, Battlestar Galactica czy Star Trek - nie ma Tych Dobrych i Tych Złych. Nie ma ludzi i Xenomorphów czy Imperium i Rebeliantów. Tutaj każdy jest zły, każdy okrutny i każdy najchętniej zgwałciłby (Lub zjadł. Lub wyssał dusze. You get the point.) przedstawiciela innej rasy. A jest całkiem obfite bogactwo w obcych, od potwornych, niezliczonych, nieludzkich super-predatorów z pustki między galaktykami poprzez nieśmiertelne, superzaawansowane cyborgi zombie służące niewyobrażalnie starożytnym Materialnym Bogom aż do długowiecznych ultrasadystów bytujących w dziwaczym labiryncie między wymiarami, których napędza ból i cierpienie innych istot. Awww yeaaaah. Na dodatek ostatnio po przeczytaniu najnowszych Imperial Armour z Bitwy o Badab polubiłem nawet marynatów, i rozpocząłem zbieranie Raptorów! Tak więc owszem, WH40k kocham również za setting, gdzie każdy niszczy każdego. Bo w 40 tysiącleciu... jest tylko wojna!


Infinity | Status: Zbieram, maluję, chciałbym pograć! - Nomad, Combined Army

Infinity to zupełnie inna para kaloszy. Od dawna chciałem pobawić się systemem skirmishowym i szukałem czegoś dla siebie - granie było, szczerze powiedziawszy, drugorzędne. Skirmishe mają to do siebie, że nie obciążają portfela w tak drastyczny sposób jak te dwa potwory wymienione powyżej, tak więc po prostu chciałem mieć trochę ładnych modeli do pomalowania i pobawienia się. Corvus Belli kupili mnie dwiema rzeczami - pierwsze primo: darmowe zasady i listy armii w sieci! Woot! Nie muszę wydawać szmalcu na podręcznik, by się bawić? Słowem, cała kasa idzie na modele? Awesome! Poczytałem zasady, pooglądąłem kilka gier, i szczena mi opadła - zasady jakby z przyszłości, niesamowicie przemyślane, kosmicznie dynamiczne. No po prostu mechanicznie gra mnie zgwałciła na umyśle, taka wydawała mi się doskonała - oczywiście, takie było pierwsze wrażenie! Które z czasem, jedynie się potwierdziło - do dziś dzień uważam mechanikę Infinity za Święty Grall i absolutny wzór do naśladowania, nie mówiąc już o poziomie balansu, jaki udaje im się utrzymać w swojej grze. Po prostu epicko - choć bez otarć, jako że zasady w wielu miejscach były tak dziurawe albo tak niejasno napisane, że kłótnie na ich temat osiągały na oficjalnych forach iście gargantuiczne rozmiary, zanim udało się coś sensownego ustalić!

Drugie primo - modele. Na potęgę Nieśmiertelnego Imperatora, oczy do dziś mi łzawią od ich niesamowitości. Można nie lubić tego, że mają w sobie mniej lub więcej "mangowego" klimatu. Można nie lubić ich fluffu u świata. Ale nikt nie jest w stanie mi mwówić, że pod względem warsztatowym modele do Infinity to czysta, krystaliczna perfekcja. Doskonała anatomia postaci, świetna skala broni do tychże (przynajmniej ostatnio, bo z ręką na sercu przyznam, że na początku gry tworzyli karabiny wielkie jak stodoły, głównie HMG), niewyobrażalny, lasujący mózg poziom detali, dynamiczne pozy... no po prostu rzeźbiarze Infinity to mistrzowe w swoim fachu. Figurki tym bardziej mogą się podobać na tle zmutowanych krzywusów GW - nie zrozumcie mnie źle, kocham moje modele do obu Warhammerów, bo są świetną reprezentacją samego świata i systemów - barokowe pancerze, ogromne giwery, steampunkowy gotyk... no ale przyznajmy, że anatomicznie to to perfekcja nie była: wodogłowie, za duże łapy, dziwaczne nóżgi czy stopy, no, po prostu lekkie mutanty w tę czy we wtę. A w Infinity nie ma o tym mowy - wszystko jest wymierzone i wyrzeźbione w idealnych proporcjach. Tak więc uwielbiam swoje GITS'owe laski, wspomagane pancerze, muskuły z włókien polimerowych i czadowe giwery.

Uff, na dziś wystarczy, co by post nie był TLDR. Więcej w niedalekiej przyszłości, w tym o War of the Ring (grę, w która chciałbym, by wszyscy grali), Warmachine, Hordes oraz Flames of War. Sajonara, trzymajcie sie mocno i pamiętajcie - oglądanie i lubienie kucyków to żaden wstyd. Jak to skomentował pewien anonimowy użyszkodnik: It's like porn. But for MAN! ;)