9.01.2014

[09.I.2014] Wrota do lepszego bloga: Recykling Treści


Witam cieplutko na łamach roku 2014! Tak, tak, wiem. Okolice dwudziestego grudnia tak jakby minęły mniej więcej trzy tygodnie temu, ale jak już się uroczo tłumaczyłem na forach, na blogu i w konfesjonale, nie jestem  w stanie jeszcze na tyle dobrze zarządzać swoim czasem, by móc pisać tak dużo i często jak to było w złotym okresie rozkwitu przypadającego na moją bytność na domowych pieleszach, nawet w godzinach pracy!  Przynajmniej do momentu, w którym to w me ręce wpadł nareszcie roboczy tablet, który powoduje, iż te 4 godziny spędzone w ciągu dnia na podróżowaniu transportem masowym przestaną być bezproduktywne, a poniższy wpis jest tego dowodem, bo powstał właśnie podczas trzęsawki jaką jest podróżowanie rodzimą autostradą. Jak się okazuje, tempa nie mam najgorszego, a brak jakichkolwiek ‘rozpraszaczy’ na pokładzie autobusu tylko poprawia wydajność… Teraz tylko kwestia zweryfikować tę praktykę i zobaczyć, na ile pisanie w czasie dojazdu do pracy pomoże utrzymać bloga w stanie regularnej aktywności.

O co chodziło mi z tym dwudziestym grudnia? Ano dnia 20 listopada na łamach Wrót opublikowałem pierwszy tekst poświęcony technikom i narzędziom dzięki którym można poprawić sobie oglądalność bloga – pierwszy odcinek poświęcony był linkowaniu i potędze tego prostego, sprawdzonego i starożytnego, licząc w latach internetowych, konceptu. Kolejne miały wychodzić w okolicach dwudziestego dnia każdego miesiąca, i niestety Grudzień się nie doczekał… Ale nadrabiamy te straty, i dziś chciałbym jednak poruszyć kolejny temat, który jest w sumie łatwy w implementacji i obsłudze – Recykling Treści.

Szanujmy własne posty!

Kiedy mówimy o recyklingu treści nie chodzi nam wcale o to, by kopiować i bezecnie wklejać do nowych postów materiałów popełnionych gdzieś tam w przeszłości, bo choć może kusić zwyczajny repost czegoś stworzonego rok czy dwa lata temu, to nie dość, że ani to nie wygląda profesjonalnie, to na dodatek nie jest to tworzenie nowego kontentu, świeżej jakościowo treści, która w świecie dzisiejszych wyszukiwarek i systemów klasyfikowania materiałów w sieci w formie automatu (*urocze boty typu crawler!*) jest niejako złotem najczystszej próby! Poprzednik razem pisałem o tym, jak ważne jest częste i trafne linkowanie - metoda ta nadal jest ważna i funkcjonalna, ale jednak czasy się zmieniają i dziś ważniejsza jest unikalna treść i jej obfitość... Co w naszym przypadku, Panie i Panowie, oznacza nic innego jak właśnie dobre wpisy na blogu, oby jak najczęściej!

Nie, jeżeli piszę o recyklingu, to chodzi mi raczej o to, by nie traktować swoich tekstów niczym ruskich kosmonautów, których co prawda posyłamy z pompą w kosmos, ale to, czy zobaczymy ich ponownie już nikogo nie obchodzi (*no, może poza rodzinami!*). Jednym z głównych grzechów prowadzenia bloga - szczególnie, kiedy blog jest aktywny i ma już ten rok jak nie więcej na swoim koncie - jest traktowanie starszych wpisów jak nieistniejących. Bo powiedzcie mi proszę... Kto i jak często odwiedza wasze wpisy powiedzmy opublikowane pół roku temu? Praktycznie każdy poważniejszy system blogerski ma odpowiednie narzędzia do sprawdzenia takich danych na swoim dashboardzie, więc rzućcie proszę okiem. I założę się, ba, diamenty kontra orzechy, że w ostatnim tygodniu tylko wasze ostatnie posty zgarniają procentowo ogrom oglądalności, kiedy starsze wpisy mają jakieś pojedyncze stuknięcia, najpewniej dzięki pojawieniu się tekstu na łamach wyszukiwarki, kiedy ktoś użył sformułowania żywcem wyjętego z tekstu albo akurat szukał dokładnie tego, o czym ów post był. Prawda?

Jeżeli wasza odpowiedź brzmi nie, to gratulacje, bo na pewno znajdujecie  się w mniejszości i oznacza to, że pewnikiem już stosujecie pewne formy i narzędzia służące do dania starszym wpisom "szansy na drugą młodość". Jeżeli jednak nie, to najpewniej oznacza, że ogrom waszych tekstów jest niejako towarem jednorazowego użytku – o ile ma to sens w przypadku wpisów traktujących o nowinkach czy ploteczkach, czyli o rzeczach, które się zwyczajnie przedawniają, to już dla przykładu poradniki modelarskie, recenzje modeli, książek, systemów, felietony – nie mają daty ważności. A tylko od was zależy, czy pozwolicie waszym użytkownikom, waszym potencjalnym czytelnikom na dotarcie do materiałów, które najpewniej leżą gdzieś odłogiem w mrocznych zakątkach archiwum bloga.

101 Nekromancji: Wykop Denata

Tak. Tytuł, wbrew pozorom i pod próbą marnego żartu powiązanego z tematem, jest całkiem prawdziwy. Kluczem do sukcesu w tym przedsięwzięciu jest zwyczajne odkurzenie krypty i wyciągnięcie dawno wysuszone teksty na gablotę pokazową. Musisz dać widowni szansę na to, by nie oglądali tylko pachnących świeżością, jeszcze ciepłych i różowiutkich materiałów, ale też mieli możność podziwiać te, które kruszeją już pod wpływem czasu. Głównie dlatego, że w wielu przypadkach pogląd ten jest relatywny, i choć dla Ciebie dany post może być starożytny, dla nowego czytelnika zawarte w nim treści mogą się okazać równie atrakcyjne, jak te opublikowane wczoraj, dla przykładu. Po prostu znajdź metodę, która tego dokona, bo choć frazy w wyszukiwarkach z pewnością sprowadzą na wasze pielesza jakieś zbłąkane dusze, to jednak chyba bardziej zależy wam na czytelniku, który aktualnie pragnie poznać waszą treść, a nie trafił na wasz artykuł dzięki przypadkowi, bo wyszukiwał akurat zwrotu, którego użyliście podczas pisania danego artykułu.

Zaczniemy od rzeczy najprostszych, czyli od Serii Wewnętrznych i radości do tagów. Przykłady? Ten tekst jest przykładem Serii Wewnętrznej, choć nie do końca rozwiniętej – jak sami się domyślicie, seria to po prostu zbiór tekstów mających jeden cel, traktujących o pewnym wąskim temacie czy po prostu zbierającym pewną formę w jedno miejsce.  Ktoś z was może wzruszyć ramionami i wydać z siebie dźwięk, który wyraźnie sugeruje, że odkryciem Ameryki by tego nie nazwał. Pewnie, jak powiedziałem, to podstawa, ale na porządnym otagowaniu treści, nadaniu jej zunifikowanego wzorca czy tytułu nie powinno się skończyć – owszem, to wszystko pomaga a wyszukiwanie po tagu to w sumie norma na dzisiejsze standardy i to norma dobrze się sprawdzająca, o ile tagi są dobrze skonstruowane i poukładane tak, by rzeczywiście przez nie można było dojść do odpowiedniej treści. Problem polega na tym, że tag na łamach bloga to przeważnie jedno, malutkie słówko czy fraza próbująca przebić się przez cały stos innych tagów gdzieś tam na ich liście czy w chmurce (*która to przeważnie faworyzuje popularne tagi!*), co w sumie niby otwiera nowe okienko na dokopanie się do starszych tekstów, ale jest ono jednak małe i wąskie.

Słowem, trzeba pójść o krok dalej – oto przykład! Proste, prawda? Na własnym blogu wybrałem najważniejsze czy też najpopularniejsze kategorie tekstów i postanowiłem dać im odpowiednie naświetlenie, tworząc im odpowiednie podstrony stanowiące pełne listy danych tekstów powstałych na łamach serii – jeżeli więc ktoś poszukuje recenzji startera do Infinity, sprawdzić jakie to modele zrecenzowałem czy też materiały modelarskie, ma ów potencjalny czytelnik wszystko pod ręką, w wygodnej, w miarę przejrzystej formie, a co najważniejsze – mocno uwidocznione na łamach strony. W ten sposób tworzę skrót, autostradę do tekstów, które powstały wieki temu i spokojnie leżakują, nabierając charakteru niczym dobre wino! Naturalnie metoda ta sprawdza się dobrze, i generuje stały, regularny ruch na tychże tekstach.

Drugim niezwykle użytecznym narzędziem jest już skrypt, który ma na celu oferowanie odpowiednich linków do zawartości bloga czytelnikowi, który właśnie zapoznał się z aktualniejszym wpisem. Osobiście używam systemu Linkwithin, który nie tylko sprawdza się dość dobrze, jest bardzo elastyczny w kwestii kodowania i wynikającej z tego kustomizacji… I na dodatek jest raczej popularny, bo grom blogów z niego korzysta! Nie oznacza to oczywiście, że sami powinniśmy używać właśnie tego skryptu – w sieci znajdziecie całe stosy różnych rozwiązań i najlepiej poszukać takich, które są znane i lubiane przez użytkowników systemu blogerskiego, którego używacie, czy to będzie WordPress, Blogger, Tumblr czy coś innego. Systemy te przeważnie opierają się na tej samej zasadzie i tak naprawdę różnią się właśnie optymalizacją i mnogością opcji, bo wszystkie bazują na łączeniu materiałów na blogu poprzez proponowanie tekstów opatrzonych tymi samymi tagami. Tutaj tak naprawdę pojawia się temat, na który odpowiedni wykładowcy mogliby poświęcić kilka godzin, bo kwestia odpowiedniej równowagi w tagowaniu niejednemu już spędziła sen z powiek, szczególnie jeżeli tagi mają stanowić źródło informacji dla dodatkowych skryptów porównujących czy wyszukiwarek... Za mało tagów, choć oferuje przejrzystość i łatwiejszą w nich orientacje, niestety powoduje, że skrypt często gęsto linkować będzie do tekstów niekoniecznie powiązanych z aktualnym wpisem! Za dużo tagów, choć oczywiście wyostrzy proces podpowiadania odpowiednich materiałów, powoduje też znaczne zwężenie zakresu wyszukiwania, i jeżeli mamy wpisy potraktowane tagiem, który był użyty tylko raz, to może  w ogóle nigdy się nie pojawić w oferowanych przez powyższy skrypt linkach! Jest to kwestia zachowania pewnej równowagi, starania się, by tagi były jak najbardziej klarowne i rzeczywiście powiązane z materiałem, do którego są dołączone.

I w końcu trzeci sposób, to manualna obsługa starowinek, najczęściej dzięki Postom Podsumowującym czy też mediom społecznościowym! Posty podsumowujące to chyba nazwa, która mówi sama za siebie, prawda? Najpewniej widzieliście już coś takiego na blogach… I nie mówię wcale o Wrotach, na których to 99% procent treści to właśnie posty tego typu, co jest słuszne i naturalne dla agregatora. Nie oznacza to jednak, że sami w zakresie naszego własnego serwisu nie mogli przypominać sobie starszych wpisów czy treści, prawda? Oczywiście tutaj pojawia się kwestia własnego rozeznanie, jak często możemy sobie na taki manewr pozwolić. Jeżeli publikujecie jeden czy dwa wpisy w skali miesiąca, to podsumowanie działalności bloga w skali miesięcznej będzie wyglądać nieco abstrakcyjnie! Ale jeżeli ów wpisów macie już kilka czy nawet kilkanaście, to jest to opcja godna rozważenia – ot, działająca na takiej zasadzie. Choć może się komuś wydawać, że jest to tani manewr, to uwierzcie mi, nikt nie będzie wam miał tego za złe, ponieważ bardzo rzadko zdarza się tak, by nawet wasz stały czytelnik poznał wszystkie wpisy, jakie w pewnym odstępie czasu wrzucacie na łamach swojego bloga. A takie przypomnienie nie tylko daje im szansę chociażby do rzucenia okiem, czy niczego czasem nie przeoczyli, ale też oferuje świetne ‘interaktywne menu’ dla każdego, kto odwiedza waszą stronę po raz pierwszy czy nawet regularnie, acz w długich odstępach czasowych. Dni, w których publikuję podsumowania miesięczne to dni najwyższej dziennej oglądalności.

Ostatnim oferowanym rozwiązaniem są oczywiście serwisy społecznościowe, czy to Facebook czy Twitter… A nawet odpowiednie fora! Wspominałem o tym podczas wykładu na temat linkowania, że pomysł z podrzucaniem linków do bloga na popularnych forach tematycznych to słuszna koncepcja. I choć nie ośmieliłbym się wrzucić sucharów do dyskusji na forum (*chyba że ów sucharek doskonale się w tematykę wpasowuje; Przykład? Ktoś pyta o farby P3. W odpowiedzi, podsyłam link do mojej starutkiej acz ciągle aktualnej recenzji.*), to już od czego mamy fanpage na Facebooku czy Twittera? Tutaj możemy bezkarnie od czasu do czasu zarzucić linkiem do starszego wpisu, bezkarnie i licząc na owoc w postaci dodatkowych odwiedzin osób, które mogą się danym tematem zainteresować. Bo tutaj działa zasada, że nigdy nie wiesz, kto dany tekst już widział, a kto nie, prawda?


Wszystkie te metody stanowią niejako Świętą Trójcę recyklingu tekstów i dzięki stosowaniu powyższych narzędzi z pewnością sami się przekonacie, że liczba wyświetleń waszych starszych wpisów będzie regularnie wzrastać, a nie stać w miejscu przez tygodnie a potem miesiące, gubiąc się pod warstwą cyfrowego kurzu. Naturalnie nie poczuwajcie się w żaden sposób do implementowania wszystkich tych sposobów czy nawet jednego! Są to tylko narzędzia i sami musicie zdecydować, które z nich wam odpowiada i czy w ogóle uważacie, że warto próbować skierować strumień czytelników do treści, które popełniliście jakiś czas temu, a które mogą ich zainteresować – osobiście jestem gorącego przekonania, że owszem, jak najbardziej warto. Bo skoro na blogu mam już te 200+ artykułów, to szkoda by było, by 190 z nich nie było już czytanych i żeby nikt nie miał z nich pożytku… A w następnym odcinku popiszemy o aktywności, regularności i temacie, czyli o tym, co stanowi Główne Danie bloga! Do siego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz