17.03.2013

[17.III.2013] Kwestia balansu...



Dziś, moi drodzy czytelnicy, popiszemy sobie na temat drażniącej kwestii balansu. Tak, wiem, dwa dni przerwy, dwa dni bez tekstów, ale mam dobrą wymówkę! Albowiem tako rzekę, iże czas, którym powinienem przeznaczyć na przelewanie moich myśli na nobliwą czcionkę znalazł nowe zastosowanie w postaci malowania modeli – aktywacja pełną gębą, aż czuję wewnętrzne spełnienie z każdym pociągnięciem pędzla. Jakby tego było mało to uznałem, że pięć tekstów w tygodniu to zdecydowanie wystarczająca liczba, i dwa losowe dni na siedem mogę sobie odpuścić i albo powolutku kroić większe teksty, albo poświęcić czas na inne zabawy. Tak więc pięć wpisów na siedem dni, jak bogowie dopomogą, będzie idealnie!

A teraz do tematu – balans. Czym jest ów mistyczny balans, kiedy mówimy o grach? To zrównoważenie wewnętrzne systemu, złoty środek takie komponowania zasad, by wszystko potrafiło posiadać swoją wyraźną rolę podczas zabawy bez ostrego nakierowania na preferencję tylko dostępnych elementów. Zbyt złożone? Po prostu chodzi o to, by żadna zasada czy mechanika czy też ich zbiór, którym tak naprawdę z punktu gry stanowią jednostki, nie była ani zbyt słaba, ani za silna. Jeżeli bowiem jest zbyt słaba, to /ssie/ i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie jej wystawiał na stołach wiedząc, że wydając punkty na zakup ów jednostki ludzie będą nawet patrzeć na niego z pobłażaniem. Jednostka za mocna też nie jest dobra, bo nie tylko pogłębia problem z balansem, czyniąc nawet solidne jednostki słabymi poprzez kontrast, ale zwyczajnie łamie zabawę rozgrywki – nie tylko dlatego, że nagle wszystkie listy zaczynają wyglądać tak samo, bo jednostka jest /obowiązkowa/, kiedy chce się walczyć na poważnie – ale głównie dlatego, że w porównaniu do armii czy też frakcji, które nie posiadają na swoich listach ów przegiętych jednostek daje to wyraźną przewagę. Idealnym stanem jest więc dążenie do jak najbardziej zbalansowanych jednostek i armii.

Czemu jest z tym taki problem? Bo to w cholerę trudna sztuka. Weźmy przykład Warhammera 40k – mamy /15/ armii. W każdej z nich jest tak ze 20-30 wpisów do listy armii, co razem daje circa 400 jednostek. Każda z tych jednostek posiada trochę statystyk, zasad specjalnych, uzbrojenia… Jak widzimy, kombinacji jest tonę, i gdyby chcieć sprawdzić funkcjonowanie nowej jednostki kontra wszystkie inne to proces testowania byłby niezwykle czasochłonny, a efekty i tak nieprecyzyjne, bo nie uwzględniają aktualnych sytuacji, jakie mogą się zdarzyć podczas rozgrywki.  Wszelkie próby założenia i określenia potencjału danej jednostki są więc troszkę czarną magią, wróżeniem z fusów i gorącą nadzieją – prawdziwe beta testy przeprowadzają gracze. Ale czy tak jest w istocie?

Chciałoby się napisać, że proces testowania nowych wpisów w kodeksach i armybookach GW jest żmudny, czasochłonny, a że developerzy i testerzy robią wszystko, by zagwarantować nam solidne listy armii z ciekawymi wpisami, takimi, by można było skonstruować na ich podstawie więcej niż ‘Jedną słuszną listę’, ale jakoś ciężko w to uwierzyć biorąc pod uwagę prostą sytuację jaką prezentuje nam rzeczywistość – gry Games Workshop są najbardziej niezbalansowanymi produktami na bitewniakowej scenie. Infinity, Warmachine, Dystopian Wars, Malifaux… każda z tych produkcji w mniejszym lub większym stopniu ma swoje problemy związane z balansem, ale na tle Warhammerów wyglądają na niemal perfekcyjnie, pod tym względem, dopracowane. Chcemy przykładu?

Wskażcie mi kodeks czy księgę armii, która na swojej liście nie posiada jednostek, których praktycznie nie widzicie na stołach. Ba, aktualnie zadałem to pytanie na forum Gloria Victis i dość szybko posypały się odpowiedzi wprawiając mnie nawet w śmiech! Wystawcie sobie, że zapomniałem zupełnie o istnieniu Flash Gitzów w kodeksie zielonych – za drodzy punktowo, bez modeli, zapomniani przez wszechświat i mający konkurencję, która błyszczy w każdej kategorii w porównaniu z nimi. Tyranidzi? Klasyka już od kilku edycji, czyli Pyrovore – jeżeli ktoś to to widział na stole, to gratulację, może sobie wykroić medal z ziemniaka. Konkurencja w tym samym slocie go miażdży a on sam w sobie nic tak naprawdę nie potrafi. Ani dobrze nie strzela, ani dobrze się nie klepie, no aż smutno popatrzeć. Eldarowie? Shining Spears. Jeden użytkownik zarzeka się, że widział ich na stole raz w ciągu swojego długiego żywota, i to w odległej Anglii, a na naszych stołach jeszcze nie uświadczył. Trudno się dziwić – punktowo droga, krucha jednostka do walki wręcz, która aktualnie jest w stanie walczyć wręcz na równych warunkach z innymi zadedykowanymi oddziałami do starć bezpośrednich. Chaos? Mutilatorzy – drogie, małe oddziały, niesprawne w walce wręcz, zajmują cenny slot na coś lepszego… Space Marine? Cóż, warto w ogóle wspomnieć, że waniliowy marines są jakby karani za to, że nie są ‘polegionowi’, i na dzień dzisiejszy każdy kodeks zakonny (*Wilczki, Aniołki w obu kolorach…*) oferuje znacznie więcej niż standardowe marynaty – ale nawet wśród przeciętnej listy znajdą się totalne odrzuty, jak Vanguard Veterans, którzy są mocni na papierze, ale kosztują tyle punktów, że dużo bardziej opłaca się wybrać Terminatorów szturmowych, w 10 przypadkach na 10. By nie było, że starsze kodeksy tylko oferują kapczatkę – Dark Angels, szóstoedycyjny kodycyl i jego ‘Vengeance Speeder’, który ma całkiem spore szanse, że sam się wysadzi w powietrze! Iście orkowa technologia w zakonie Adeptus Astartes. To tylko przykłady, a jakby samych smutnych jednostek było mało, to same armie można podzielić na widoczne ‘kategorie wagowe’. Spróbujcie sobie pograć Tau (*chociaż nowe już na horyzoncie!*) przeciwko Kosmicznym Wilkom czy nowym Demonom. Nie będzie to piękny widok.

Z czego to wynika?

Po pierwsze, sposobie wprowadzania nowości przez GW. Inifnity, Warmachine, Dystopian Wars… Praktycznie każdy inny system dostaje nowości regularnie rozprowadzone w czasie. Nie ma tak, że dana frakcja musi czekać nieraz kilka ładnych lat, by zobaczyć coś nowego, lecz każda dostaje po trochę nowości regularnie, dzięki czemu żadna frakcja nie zostaje w tyle, porzucona i zapomniana. No dobrze, ktoś może powiedzieć, że tak musi być! Że GW działa w innej skali i na innej strukturze, i nie wydają oni książek dodających nowości do każdej frakcji, lecz raczej całościowe kodeksy, a wprowadzanie pojedynczych nowości nie jest możliwie, bo gra nie jest w skali  skirmishowej. I, moi drodzy, jest to straszliwie gówniany argument. Spójrzmy na Flames of War – gra, która z całą pewnością skirmishem nie jest, a działa tak, ze kiedy wydaje nowy dodatek / suplement, to zamiast tworzyć pojedynczną księgę armii dla jednej frakcji, to w książce oferuje nowości do większości z nich. Na tej samej zasadzie działają wszystkie gry Spartan Games, które skirmishami też nie są. Ba! Sam Games Workshop ma na koncie takie dodatki, jak książki do Apokalipsy… pytanie brzmi, czemu nie mogliby przejść na taki system? Zamiast wydawać kodeksy dla jednej frakcji tworzyć dodatki nawet z 1-2 nowinkami dla części frakcji? Nawet taka metoda nie wyklucza pisania i wydawania całych kodeksów raz na jakiś czas, a byłaby w stanie zmniejszyć czas oczekiwania na coś świeżego do swojej armii… Ot, marzenia ściętej głowy.

Po drugie, coś, co nazywam balansem weryfikowanym przez rynek. Że plotę? No dobrze... Teraz się was kulturalnie zapytam... Kto kupował Screamery Tzeentcha przed zmianą, która zrobiła z nich największych demonicznych koksów? Nagle w sieci pojawiły się armie i fotki tychże wypchanych płaszczkami po brzegi. Pamiętacie premierę demonów? Kiedy byli najbardziej przegiętą armią do WFB, 'brejkającą wszystkie rule' i w ogóle, jeżdżącą po innych armiach jak dupą po prześcieradle? Wtedy wszyscy pisali, że potęga nowych demonów brała się z tego, że metalowe figsy demonów nie schodziły przez długi czas ze sklepowych półek (*były wtedy jeszcze metalowe*), a jako że demony z dnia na dzień tak naprawdę stały się nowym królem wzgórza GW przestało mieć problemy ze sprzedażą starych modeli. Mroczne Elfy? Kto grał na czarnych strażnikach z Naggaroth? Nikt (*za wyjątkiem Arteina*), dopóki nowy armybook nie zrobił z nich fajnej jednostki, i fakt, że były w metalu nagle nie odrzucał ludzi od ich kupna. Chaos Spawny? Nowy kodeks marynatów zrobił z nich całkiem użyteczne jednostki i GW już też nie musi się martwić o sprzedaż tychże  Podobnie działa Nerfbat - Monolity każdy stary Nekron ma, więc nie ma parcia na ich sprzedaż, ale nowinki muszą schodzić, więc muszą być użyteczne. Carnifexy każdy robalowy gracz miał na tony, bo poprzednia edycja była całkiem na Godzillę nastawiona, więc Karnisze dostały po tyłku na rzecz nowych stworów...

Często problem z balansem nie jest też winą samego autora w sensie stricte, lecz raczej formą niedopatrzenia – oto, całkiem solidna jednostka siedzi sobie w kodeksie, gdzie po prostu wszystkie inne opcje z danego slotu są zwyczajnie lepsze. Gracz ma dużo bardziej atrakcyjne jednostki do wydania swoich punktów i w ten sposób np. Skyclaws w Kosmicznych Wilkach nie są zbyt kochani. Possessedzi dostali boosta wraz z nadejściem nowej edycji ale ponownie nie widzą gry, bo konkurencja jest zwyczajnie za silna. Genokrady? Niegdyś nie widziało się robali na stole bez złodziei spodni, dzisiaj jak ktoś je wystawia, to się na niego ludzie dziwnie patrzą, albo nucą, że hardkorowy klimaciarz. Po prostu, wysiada na tle konkurencji albo też nagłe wprowadzenie nowej armii, nowych listy i jednostek u innych czyni z całkiem dobrych żołnierzy jednostkę zapomnianą – jak chociażby wilczy zwiadowcy kosmicznych wilków, którzy też już nie za często widzą akcję.

Co z tego wynika?

Ciśnienie. Przede wszystkim ciśnienie. Ale zacznijmy od tego, że trzeba przynajmniej oddać Games Workshop przyjacielskie kiwnięcie głowy, bo widać, że coś się zmieniło i że się starają. Wychodzi im to różnie, ale chyba nikt z ręką na sercu nie powie na głos, że nowe edycje ich systemów znacznie nie wyrównały pola walki. Nowa edycja WFB jeszcze przed premierami nowych ksiąg armii znacznie zbalansowała zabawę, tak samo jak nowa Czterdziestka, a trzy kodeksy, jakie mamy dotychczas również prezentują się całkiem konkretnie poukładane, zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie. Kiedy już napisałem tę małą pochwałę, wróćmy do ciśnienia. A jest ono takie, jakie można się spodziewać w obliczu braku solidnego balansu – płacz uciśnionych i formowanie wymówek. „Wygrałeś, bo gram Tau.” To, że przeciwnik akurat mógł być lepszym graczem nie ma znaczenia. W końcu grałem Tau, a to armia, która musi przegrywać, bo ma kodeks sprzed dekady. „Wygrałeś, bo grasz Kosmicznymi Wilkami!” Tutaj oskarżenie, wyrzut – jak on śmie kopać mi tyłek i się z tego cieszyć, skoro gra, jak każdy wie, przegiętą armią, samograjem? Teraz obracamy kota ogonem, on wygrał nie dlatego, że ja gram słabą armią, ale on /specjalnie/ wybrał mocniejszą, by mi nakopać. Wygrana w obu wersjach się nie liczy! Smutne, prawda?

Oczywiście, to radykalne przypadki – nadal istnieją gracze, którzy zdają sobie sprawę z tego, że gra mimo wszystko wymaga ogarnięcia, podejmowania dobrych taktycznie decyzji, wykorzystywanie błędów przeciwnika. Słowem, umiejętności i wiedzy o grze. Fakt grania taką czy śmaką armią ma na to wszystko wpływ zaledwie cząstkowy. Ale to nikomu jeszcze nie przeszkadza w Narzekaniu w stylu wolnym – naszym sporcie narodowym, hah!

Czy da się coś z tym zrobić. Pewnie. Przykładowy sposób już nawet podałem! Ale szansa na to, że Games Workshop zmieni swój z dawna utarty schemat działania, który im się sprawdza i przynosi zyski, jest… Żadna. Ot, marzenia i pisanie listy życzeń. A póki co, jeżeli komuś problem z balansem bardzo przeszkadza, to zamiast jęczeć i psuć powietrze w wyziewach nienawiści (*bo i takie przypadki się zdarzają!*) zapraszamy do gier innych producentów, gdzie ten problem nie występuje w takiej skali, jeżeli w ogóle! Na dzisiaj to wszystko, mili czytelnicy. Pora sięgnąć po pędzelki i zabrać się za malowanie!

7 komentarzy:

  1. Akapit 'wygrałeś bo grasz wilkami' wywołał z moich trzewi głęboki, przejmujący szloch. To moja bitewniakowa trauma. Grasz dobre 1,5 roku wilkami na dexie sprzed 2 edycji i 3 dedykowanymi produktami sklepowymi, a po edycji nowej ksiązki słyszysz coś takiego :D

    Brak balansu psuje zabawe.

    PS: zmotywowałeś mnie do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny problem systemów GW. Nagle jak wychodzi nowy mocny kodeks to każdy (i jego babka też) zaczyna nim grać. Niektórzy tłumaczą się "Ja chciałem grać nimi już od dawna, tylko czekałem na nowy dex." inni mają to w dupie i po prostu grają bo to mocna armia.

      I zawsze są ludzie, którzy męczą się od lat starym słabym kodeksem a potem są wrzucani do worka z tymi wszystkimi nowymi graczami. Później trzeba się hipsterować "Grałem Dark Elfami z Black Guardami, zanim zaczęły być mainstreamowe".

      Usuń
  2. Tak tylko odniosę się do Demonów....

    To trochę skomplikowana bestia. Demony to tak naprawdę dwie armie do dwóch systemów.
    Niby jak zaczęły wszystko gnieść w WFB bo się nie sprzedawały ale dlaczego w tym samym czasie nie były przegięte w 40stce? Na dobrą sprawę były jedną ze słabszych armii.
    A czy jak wyszła wkładka do WD i nagle w 40stce zaczęły pojawiać się armie demonów wypełnione podpakowanymi modelami to Demony w WFB też dostały tak poważnego buffa?

    Mi się jednak wydaje, że to wszystko to raczej kwestia przypadku i braku odpowiednich testów. "Jest raczej słabe, zróbmy lepsze" i albo jest nieznacznie lepsze, że dalej niegrywalne, albo się udaje albo przepakowują w drugą stronę. I tak ze wszystkim. Z nowymi jednostkami jeszcze gorzej bo muszą robić wszystko "na oko" bez odniesienia się do poprzednich wersji zasad tychże modeli.

    OdpowiedzUsuń
  3. pisze na szybko, całości nie czytałem, ale jedno mam do powiedzenie odnośnie nieregularnego wydawania nowych armii/kodeksów. W LOTRze jest o tyle fajnie ze jak wychodzi nowy dodatek, to nowe figsy i armylisty wychodzą w jednej książeczce i jest fajnie, np dość świeży hobbit, dużo pozmieniał w systemie i sporo jednostek nowych wprowadził a wszystko w jednej książeczce, wiec coś tam próbują robić chłopaki z GW ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. "Praktycznie każdy inny system dostaje nowości regularnie rozprowadzone w czasie. Nie ma tak, że dana frakcja musi czekać nieraz kilka ładnych lat, by zobaczyć coś nowego, lecz każda dostaje po trochę nowości regularnie, dzięki czemu żadna frakcja nie zostaje w tyle, porzucona i zapomniana."

    Nie wywoluj wilka z lasu, zaraz przed 6-ta edycja pojawily sie glosy ze GW jednak chce przejsc na model a'la PP i spolka.

    Ogolnie odczucia mam podobne.

    Nie wiem jak inne nowe dexy. ale co do CSM szostoedycyjnego ciezko sie przynajmniej czesciowo niezgodzic. Jest dosc(!) wyrownanie, multum opcji do wyboru (ta ilosc opcji mi sie najbardziej podoba). Jest calkiem przyjemnie. O ile sie nie uzywa za duzo CC i nie gra tylko na gwardie/tau ;-)

    Pomijajac taki spalony juz na samym starcie zal jak wspomnieni Mutilatorzy (paskudne modele + inni robia to lepiej). Pare rzeczy dostalo po tylku i nie wyglada mi to na balans tylko paskudny nerf sprzedazy, podbicie slupkow na innych jednostkach. Wezmy berki korna, ktore byly w porzadku, a teraz sa meh. Chociaz sa ponoc relatywnie tani, ale dlaczego mialbym ich uzywac (uzywam berkow tylko dlatego ze ich polubilem ;-) ) jak moge zombiakow nurgla natkac. Jak juz w paru dysputach padlo ogolnie CC chyba dostalo po tylku. Wiec uznajmy ten akapit za niebyly.

    Z drugiej strony w wiekszosc rozp heldrake to mus jak nie trzy, koniecznie na flamerach. Ostatnio widuje tez coraz czesciej dodatek z nerkonow z trzema rogalami, no tak do konca to zbalansowane nie jest. No ale niech im bedzie ze GW sie stara... zrownowazyc oblozenie swoich magazynow.

    Z racji tego ze sa spolka gieldowa nie mozemy oczekiwac zadnych gamer-friendly ruchow. Chyba ze sie pokrywaja z oficjalna linia rady nadzorczej (czy jak to sie tam nazywa) i akcjonariuszy.

    PS. Pozbadz sie tego fonta z bloga, jest paskudny :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Ja używam Vanguard Veterans, ale w sumie gram Blood Angelsami. Spada to coś z marnym rozrzutem k6 i jeszcze w tej samej rundzie szarżuje. Jak tego nie lubić? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Wychodzi im to różnie, ale chyba nikt z ręką na sercu nie powie na głos, że nowe edycje ich systemów znacznie nie wyrównały pola walki."
    No nie zgodzę się do końca, owszem kilka armii stało się bardziej grywalnych (np Tau), ale jeśli idzie o armie nastawione na melee..
    No to już się robi smutno. Random charge range + overwatch mocno robi.
    Ja wiem, że to "tylko na 6stkach" i ze srednia odleglosc szarzy sie wydluzyla.
    Ale przez to jednostki melee nie mogą być pewne (chyba ze sa cal od oddzialu), że doszarzują. Nie raz nie dwa widziałęm jak wypadly "oczy węża" i krytyczna szarza z trzech cali nie wypaliła. Rowniez modele spadajace od overwatcha powodowaly ze potem na kosciach bylo "o patrz brakuje ci pol cala no to jeszcze troche olowiu zjesz w nastepnej turze".

    Równie cięzko powiedzieć że zmiana latadeł wprowadziła balans. Fajnie ze sa nowe zasady, bo to bylo smutne jak samolot byl rozbijany toporami boyzow, ale GW przegięło z kolei w drugą strone. Dopiero teraz powoli powoli wprowadzane są kontry na latajki do dexów i przestają być one "I win button".

    Jako wisienke na torcie dorzućmy fakt ze strzał z lascannona moze puffnac land ridera, a biker-a nie ;)

    OdpowiedzUsuń