5.06.2014

[05.VI.2014] ROC#31: Daturazi Witch-Soldiers


W życiu każdego kolekcjonera, który postanowił wylewać swoją ciężko zarobioną krwawicę na żmudne i powolne zbierania armii do, bagatela, ośmiu różnych systemów (*by było skrupulatnie – Warmachine, Hordes, Infinity, Dystopian Wars, MalifauX, Dust Warfare, Bolt Action oraz Dreadball*) nadchodzi taki czas, by zmierzyć się z trudnymi pytaniami. Takimi jak na przykład ile wnuków muszę mieć, by byli w stanie zakończyć malowanie wszystkich tych rozpoczętych projektów? Czy rezygnować z musztardy czy z majonezu, by stać było na kolejne pudełko do kolejnej gry? Czy ten Nowy System TM nie powinien dołączyć do kolekcji? Cóż, choć są to pytania nurtujące mnie od czasu do czasu, muszę przyznać, że czasem trzeba podjąć jakąś twardą, męską decyzję. A mianowicie, by czasem coś nimi zagrać! A by to uczynić, muszę wprowadzić większy rygor i dyscyplinę w ich kolekcjonowaniu, bo pragnąć posiadania 2-3 armii do każdego systemu w ostatecznym rozrachunku kończę posiadając mniej lub bardziej rozwinięte ich zaczątki, niż aktualnie zadedykowane i wykończone formacje do zabawy. Tak więc w ramach odświeżenia Infinity postanowiłem sprzedać resztki Nomadów i znaczną część połączonych armii, zostawiając sobie tylko Moratów i zakładając posiadanie wszystkiego co łączy w sobie element kosmiczny i małpi!


Po co ten wstęp? Albowiem słowa przeszły do czynów, i w ten oto sposób na mych kolanach wylądowało pierwsze z trzech kluczowych dla mnie pudełek – nowi Daturazi Witch-Soldiers,  pudełko z czterema fantastycznymi resculptami, które to na nowo rozgrzały moje serce dla tej gry i tej frakci, ostatecznie wygrywając wewnętrzny konflikt o to, czy bardziej lubię Szasvastii, czy właśnie Moratów. Zawsze lubiłem kosmiczne małpy, ale ich nowa wizja nakreślona na starterze sektorowym totalnie mnie kupiła – są więksi, bardziej muskularni, groźniejsi… Tym razem naprawdę bije z nich brutalna siła, a i same wzory dojrzały; Pancerze są bardziej utylitarne, broń mniej wyszukana, a bardziej użytkowa i widać, że projektowania z myślą o skuteczności, a nie nadmiernej estetyce. Słowem, wyglądają jak żołnierze, i to tacy, co się nie cackają, lecz wierzą w precyzyjne uderzenie jak największą siłą i jak największym kalibrem – raz, a porządnie.

Daturazi to kasta wojowników, która stworzyła własną, brutalną sztukę walki… na stole zaś oferuje punktowo tanie, niezwykle użyteczne jednostki bojowe, przynoszące dla ekipy niedrogie rozkazy z bardzo solidną linią statystyk, mocnym uderzeniem w zwarciu i granaty dymne! Nie chciałbym się za bardzo wgryzać w ich taktyczne zastosowania czy wartość bojową, bo taktyk czy wielki gracz Infinity ze mnie zdecydowanie nie jest – wiem, że są użyteczni, w tych kilku grach, co nimi biegałem, prawie zawsze spłacali się z nawiązką i sprawiali czystą przyjemność, kiedy przeciwnik zaczynał gorączkować, gdy któryś zaczynał za blisko się szwendać jego własnych jednostek. Słowem, są w porządku! No, ale dość nudzenia… Na co możemy liczyć w pudełku?


Za circa 125 blaszek dostajemy cztery metalowe modele wraz z czteroma zestawami łap i giwer czy też innych broni. Każdy się różni, co w sumie nieco łagodzi wysoki koszt zestawu. Dostajemy więc małpiszona ze strzelbą, kolejnego z karabinem i mieczem a la kopesh i do tego dwóch bez uzbrojenia dystansowego, za to jednego z kolejnym ostrzem jednoręcznym i kolejnego – mojego prywatnego ulubieńca – z czymś na kształt glewii. Pozy są raczej dynamiczne (*poza ziomkiem z karabinem…*) a jakość rzeźb… Pozwólcie, że wam powiem coś na temat jakości rzeźb. Rzeźby od Corvus Belli już od długiego czasu stoją na niesamowicie wysokim poziomie – wiadomo, wzory czy stylistyka nie każdemu musi się podobać, ale mówię tutaj o warsztacie, czyli o takich rzeczach jak dynamika póz, poziom, głębia i ostrość detali, ich liczba jak i całościowe wykonanie modeli. Od jakiegoś czasu nie kupowałem pudełek do Infnity i z radością stwierdzam, że postęp najwyraźniej nie zwolnił, bo ów pudełko dodało do zabójczo dobrej jakości kolejny świetny bonus… Wyeliminowało w znacznej mierze problem ze sklejaniem. Pamiętam koszmary z próbami złożenia takiego na przykład Iskallera czy Vector Operatora, gdzie punkty złączeń były miniaturowe i to dla metalowych elementów, często za cienkich, by je nawet dało się spinować.


 Słowem, miniaturki, choć świetnie odlane i ładne, sklejało się niczym droga przez piekło, bo podział ich na części wyglądał tak, jakby nikt w CB o tym nie myślał i po prostu ucinał rączki czy broń jak leci. Teraz widzę jednak, że te mroczne czasy minęły – każdy z Daturazich w swoim korpusie ma aktualnie wykonane solidne punkty złączeń z dużej powierzchni klejenia i z wbudowanymi ‘pinami’ pod postacią geometrycznie dopasowanych wypustków. Jakby tego było mało, jakość odlewów jest nie do uwierzenia – nie znalazłem /ani jednej nadlewki/ do zdrapania na korpusach. Nic. Null. Zero. Wyjmuję z pudełka, myję wodą z mydełkiem (*zwyczaj, przy metalowych czy żywicznych modelach*) i bam, gotowe do malowania. Szkoda, że już drobniejsze elementy jak bronie czy rączki mają pewne miejsca do ścięcia, ale jest ich niewiele i nie sprawiają problemów. Mimo to, wielki aplauz za pokonanie jednego z większych problemów starszych wzorów – sklejenie tych modeli, pomimo że są metalowe, tym razem poszło jak z płatka. Poszczególne elementy pasują do siebie wzorowo a punkty złączeń są na tyle duże, że nie czułem nigdzie wymogu dodatkowego pinowania. Kudos dla wydawcy.




Tym razem nawet do recenzji nie uznałem, że warto posklejać wszystkie modele, więc przykro mi, mili czytelnicy, ale jako że aktualnie mam zamiar je realnie pomalować, to nie chcę ich sobie sklejać teraz i babrać super glue. Mimo wszystko ten jeden poświęcony dla dobra tekstu daje solidny obraz oferowanej przez pudełko jakości! Sami rzućcie okiem na ostrość detalu, na to, jak doskonale odlano tekstury, wcięcia, linie podziału na elementach broni czy każdy miniaturowy detal na płytkach pancerza czy w muskulaturze naszego wściekłego małpiszona. Owszem, miejsca pomiędzy łączeniami nadal wypełnię płynną szpachlówką, ale to bardziej z poczucia estetyki niż potrzeby. Z drobnych obserwacji chciałbym dodać, że nowe podstawki mają specjalne miejsce na magnes od spodu i są… nieco inne od starszych, gładsze i jakby unikalne dla systemu – nie mówię, że lepsze od jakichkolwiek innych, ale po prostu nareszcie na pierwszy rzut oka będę mógł rozpoznać, czy podstawka jest do wojennych młotów czy do Infinity. Taka drobna głupotka, a cieszy.

Czy się opłaca? Nie ma co ściemniać – 125 złotych za 4 modele to nie jest drobny wydatek. W teorii, znaczy się, bo wychodzi 31,25 złotych za sztukę, bo w sumie jest dobrą ceną jak na pojedynczy, metalowy model (*by daleko nie szukać, pojedynczy blister z niewielkim modelem od Privateer Pressa to już wydatek w okolicy 40 blaszek, a u Games Workshop za sztukę damy  38 złotych, ale za model plastikowy*) – więc choć możemy krzywić buźki, że kupując pudełko za ponad stówkę, dostajemy tylko 4 modele, to jednak nie jest to znowu taka tragicznie wysoka kwota do wyłożenia. Szczególnie, jeżeli zobaczymy, jak wysoką jakość modeli otrzymujemy w zamian.


Osobiście uważam to za bardzo dobry wydatek. Modele są piękne, i kiedy uda mi się je pomalować za około 4 lata, będą stanowić radosną ozdobę półki. Miło widzieć, że Corvus Belli tym razem nie tylko ponownie udowadnia, że wiedzą, jak odlewać wyśmienitej jakości modele w metalu, ale że nauczyli się na swoich błędach i starają się aktywnie znajdywać ich rozwiązania – póki co, z sukcesem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz