5.01.2014

[05.I.2014] Tohaa: zestaw startowy

Niedziela, niedziela, kolejnym dowodem na to, że jak tak dalej pójdzie, to jak napiszę coś raz na tydzień, to nie będzie problemu, bo mam już tylu chętnych autorów tekstów na bloga, że sam mogę jedynie zbijać bąki oraz spijać śmietankę chwały, sławy i glorii! No dobrze, a na serio - w tym roku stałych kontrybutorów przybyło i to znacznie; Jako ze naprawdę zależy mi na tym, by ludzie, którzy chcą pisać a nie czują mocy sprawczej czy potrzeby walki o własny kawałek internetu znaleźli na łamach tego bloga odpowiednią, ciepłą przystań, gdzie i ruch i czytelników mają potencjalnie zapewnionych - dlatego też w ciągu najbliższych dni wykształcę (bo już na nimi pracuje) kilka udogodnień dla moich stałych dobroczyńców w piórze i czcionce! Dziś zapraszam jednak na przedostatni, przynajmniej na tą chwilę, wpis autorstwa Rangera, traktujący o jedynym na razie dostępnych starterze dla jeszcze pachnącej świeżością frakcji Tohaa!

Tohaa - starter ogólny (i jak na razie jedyny) ~137 punktów z możliwym podbiciem o kilka(naście) kolejnych.

Witam już któryś raz z rzędu.  Dziś miało być nostalgicznie. Wiecie, ostatni odcinek serii. Fanfary, konfetti, brawa, kurtyna. W końcu wiadomo, które pudełko kupić się opłaca, na którym postawić krzyżyk, a które jest "takie se", czyli ni grzeje, ni ziębi (dokładnie jak dzisiejszy pejzaż za oknem na dalekiej północy). Ktoś się zajawił, ktoś pomarudził. Miał być koniec, ale nie będzie. Corvus Belli z pewnością wertowało kolejne wpisy i widząc, że już jestem przy mecie, że ostatnia prosta, dowaliło starter Moratów! Tak więc NIE, drogi czytelniku, dziś nie zamykamy serii o starterach, a jedynie przybliżamy się o kilka metrów do końca.

Na tapecie będzie dziś tajemnicza Tohaa. Najmłodsze dziecko hiszpańskiego wydawcy przyszło na świat wraz z dodatkiem Paradiso i nieco zrewolucjonizowało rozgrywki (trochę unikatowych zasad), choć na szczęście nie rzuciło gry na deski. Skoro zatem balans pozostał jako tako po staremu, przejdźmy do fabularnego tła. Tohaa to zaawansowana technologicznie ferajna, która nieustannie zmaga się z ofensywą Kombinatu. Wygląda jednak na to, że ostatnio nieco podupadli w boju, ponieważ szukają sojuszników w ludzkich krainach, chcąc zbudować wspólny front przeciwko Moratom (Ci są o krok do przodu, bo dostali nowy starter) i Shasvastii (no a Ci byli ostatnio na łamach, więc mają handicap). Ale jak tu budować coś z ludźmi, skoro każdy nawet laik wie, że Ci tłuką się między sobą z najbłahszych nawet powodów niczym górskie szczepy Orków ze Starego Świata? No, to już nie moja zagwozdka, zatem puszczajcie wodze wyobraźni na turniejach, w grach, deblach oraz wszelkich sparingach, gdy tymczasem ja wezmę pod światło zawodników, którymi możecie spróbować sklepać maskę Kombinatu

Kamael to zwyczajna, podstawowa piechota. Piszę to z pewną dozą premedytacji, bowiem jak na świeżaków w systemie nie przynoszą jakiejkolwiek bryzy, serio. Są szybcy, więc zaskoczenie to żadne. Strzelają przeciętnie, jak i mięśniakami nie są. Bystrość umysłu zachowana i to będzie największy plus, zwłaszcza że za minimalne podrasowanie punktowe dostajemy specjalistę-obserwatora, który jak w maskę Kombinatu strzelił nadaje się do różnych, brudnych misji. W co uzbrojony? W sztandarową klamkę tej gry, czyli combi. Choć są szarakami, mają jednak pewne przymioty lokujące je wyżej w łańcuchu pokarmowym niż zielona trawa  To przede wszystkim dostęp do różnych broni (na przykład lekki granatnik - będzie wysiwig!) i funkcji (na przykład hakera czy paramedyka, który ma mniejsze szanse na dobicie konającego kompana niż odpowiednicy z innych armii), ale też i łatwe schowanie naszego porucznika  Tohaa może tworzyć wiele trzyosobowych linków (taka to wojenna doktryna) i Kamaele nie wyłamują się z tego schematu. Ba, mogą się łączyć z każdą inną jednostką, która pozwala zawiązywać Triady! Pamiętajcie, że nie jest to armia sektorowa i właśnie tutaj powstał wyłom w zasadach na rzecz bioTohów.

Sakiel to wciąż lekka piechota, ale poszukującym nowinek w świecie Infinity na pewno przypadnie do gustu. Przynosi on bowiem hordę nowości i pokrótce opowiem o każdej z nich, kreśląc tylko słów kilka o parametrach. Te nie są jakoś porywające, ale Sakiel strzela lepiej o jedno oczko od poprzedników, a na dodatek ma lepszy pancerz. To nie jest bajanie, bo choć kosztuje on dwa razy tyle co Kamael, to potrafi o wiele więcej zdziałać na stole. Pierwszą nowością jest symbiotyczna zbroja. Jak działa? Żołdak posiada dwa profile - z pancerzem aktywnym i nieaktywnym. Domyślnie oczywiście wszystkie diody świecą na zielono, a Sakiel rusza w bój i bez strachu dokonuje ekspansji na rzecz Tohaa. Co się dzieje gdy oberwie? Pytanie, ile oberwie. Jeśli tylko jedną kulkę, to nie ma tragedii, bowiem pancerz po prostu się wyłącza, a on gra dalej! Nietrudno się domyślić, że w przypadku awarii Tohaańczyk musi baczyć co czyni, bo osłony nie ma już żadnej, ale żyje. W przypadku oberwania dwóch pocisków, jest jeszcze do odratowania, ale tego cacka już nie aktywujemy ponownie, a przy większej ilości to pewnie słusznie podejrzewacie. Bardzo ciekawy mechanizm, dzięki któremu otrzymujemy tak jakby dwa punkty żywotności. Tak jakby, bo w suchych statystykach wciąż widnieje 1. Jednostka nosząca pancerz może też po udanym ataku hakerskim zdecydować się odłączyć zasilanie i "porzucić go", grając dalej na słabszym profilu. Pancerz ma jednak swoje drugie oblicze, które bardzo nie lubi ognia. Niezdanie testu po takim ataku oznacza automatyczne wyeliminowanie z gry. Combi z amunicją viral będzie odbijało się czkawką wszystkim, którzy nie mają stosownej tarczy, a ta nie jest za często spotykana na stołach. W końcu swarm grenades z ciekawym efektem. Przede wszystkim cel znowu musi testować BTS, a wokół trafionego wojaka tworzy się trujące pole. Każdy, kto w to wlezie, musi natychmiast testować pancerz biotechnologiczny. Oczywiście ogień rozwiewa tę strefę, ale wyobraźcie sobie, że obrzucamy wrogiego speca gdzieś przy bekonach czy antenach i nie dość, że pada, to jeszcze unosi się nad nim toksyczna chmura, skutecznie odstraszająca nie tylko żołnierzy, ale i medyków, chcących pospieszyć na pomoc.

Clipsos to jedyny w tej frakcji zawodnik z kategorii zwiadowca, czyli specjalista od kamuflażu i infiltracji. Najwyższa, termooptyczna wersja poważnie utrudnia trafienie go, ale też daje nam opcję siedzenia w ciszy i czekania na odpowiedni moment, by przedostać się do wrogich okopów i urządzić polowanie. Po osprzęcie nie spodziewajcie się cudów. Jak za te punkty i tak jest bowiem nieźle, bo dostajemy combi i zestaw min. Gdy pstrykniemy jeden punkt i połówkę SWC, dostaniemy minę pod znacznikiem. No, przeciwnik pewnie nie złapie się na ten numer wiele razy (bo Tohaa zdecydowanie maskowaniem nie stoi), ale i Clipsos może zacząć grę w prostszym kamuflażu i ktoś pomyśli, że mamy ich dwóch. Na uwagę zasługuje niezgorsza kondycja fizyczna i co ciekawe pancerz BTS, przy jednoczesnym braku klasycznego. Znowu za kilka punkto-groszy dostaniemy obserwatora do scenariuszów.

Ostatnim aktorem tego przedstawienia jest Ectros, nieco przerośnięty tur. To draństwo ma dwa punkty żywotności i symbiotyczny pancerz, więc jak na 50 punktów jest grubo. Ale by było grubiej, przypomnę jeszcze o atletycznym i strzeleckim przeszkoleniu, umożliwiającym śmiałe i bezpardonowe ataki na większość jednostek w grze. Combi ładowane potężną amunicją viral to znowu fleszbak dla rywala, którzy krzyczy basta, zdejmując bezsilnie kolejnych trepów. W krótkim zasięgu czeka nanopulser, czyli mała łezka i testowanie z marszu BTS, znowu! Dobry pancerz na obu płaszczyznach (na tej bio-tech lepszy!) zapewni zwiększoną witalność, a i na szybkość nie możemy narzekać, bo występuje tu żwawość lekkiej piechoty. Zachwyt zachwytem, ale trzeba pamiętać, że czasami zwykły śrut też się przyda, a tenże zawodnik ma ledwie pistolet. Są modele, jak i właśnie Ectros, które boleśniej obrywają z klasycznych karabinów, niż najnowszych miotaczy laserów i innych specjalnych broni. W walce wręcz Ectros okłada przeciwników zatrutym ostrzem (efekt szokowy raz jeszcze).

Podsumowanie: starter bardzo fajnie pokazuje Tohaa jako frakcję nastawioną na biologiczne niespodzianki. Tak naprawdę dostajemy tu wszystko, choć w małych porcjach pobudzających apetyt. Uniwersalna podstawowa piechota, napierający z dodatkowym rozkazem Sakiel uzbrojony w przydatne zabawki, zwiadowca w termooptyce i w końcu ciężki piechur zakuty w nową zbroję, chętnie wymuszający na wrogich kamratach testowanie BTS. Z łatwością możemy dobrać porucznika (bez dopłaty w SWC) i skompletować jednostki o profilu pro-misyjnym, a także wymodelować jakąś sensowną Triadę czy bez trudu pozbyć się liniowej piechoty, aplikując im szokowe niespodzianki. Jak zatem widzicie zestaw jest szalenie elastyczny. To co jest fajne, to właśnie te wszystkie nowości sprawiające, że Tohaa powinna wnieść trochę świeżości na stoły, gdzie nadal królują Kazacy, Alguacile i Kempeitai (przy całej dla nich sympatii). Powinna, bo pomimo premiery wciąż jakoś nie słychać o graczach, którzy rzuciliby się na tę frakcję jak na ostatni kilogram cukru w sklepie w czasach PRL. Sam zagrałem z nimi raz moją Ariadną, ale liczę na więcej, bo co jak co, ale Tohaa daje wiele możliwości, a i wydawcy nie pozostawili jej samej sobie, czego dowodem kolejne nowości, w tym TAG i kilka większych zestawów.


Moraci, Moraci... o nich będzie kiedy indziej, tymczasem życzę wam szczęśliwego, nowego roku! Oby zdrowie dopisywało, wiara rozbłysła nowym światłem, a 2014 był lepszy od swojego poprzednika!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz