To zawsze wielkie, wspaniałe i
donośne w skali wydarzenie, kiedy system bitewny otwiera swoje ramiona by
przyjąć w swoje szeregi nową armię, powiew świeżości pod postacią frakcji o
nowej blacharce, ze świeżym lakierem i powiewem tego ‘spirit de nouvelle’.
Pamiętam nawet takie moment w historii Games Workshop, i choć nie siedzę w tym
hobby od 20 lat, to przecież pamiętam uderzenie na sklepowe półki armii Tau w
roku 2001, w połowie trwania trzeciej edycji WH40k… Albo też pierwsze wydanie
Ogrzych Królestw w 2005 roku do WFB! To zawsze były ciekawe wydarzenia,
zmieniające nieco obraz gry, wprowadzając z mniejszym lub większym stopniu
solidnego kopniaka w obowiązujące meta, zmuszające graczy do ponownego
rozważenia list swoich armii, uwzględniając potencjalne walki z nowymi
zawodnikami.
O ile Warhammery niestety od tego
czasu trafiły w okres radosnej stagnacji, jeżeli chodzi o wydawanie nowych
frakcji (*co jest w pełni zrozumiałe – mają już więcej dostępnych frakcji,
niż są w stanie sensownie zarządzać!*), o tyle Warmachine / Hordes nadal
są w tym radosnym etapie, w którym mogą wysypywać nowe armie jak z rękawa! W
2009 do Warmachine dołączyły siły Retribution of Scyrah, dodając do gry
zupełnie nową, futurystyczną stylistykę i naturalnie nowe mechanizmy do zabawy
ze swoją armią. W międzyczasie do Hordes MK2 nareszcie stworzono pełnoprawne
armie najemników (*Minions w postaci gatorków i świnkoludzi*) a w tym roku na
sklepowe półki uderzyła kolejna frakcja do Warmachine – Convergence of Cyriss, armie Bogini Mechanizmów!
Widzicie, zawsze chciałem zbierać
armię do Warmachine – do Hordes posiadałem nienajgorsze acz nieliczne siły
trolli ale co do wojennych maszyn, nadal miałem problem z wyborem. To była
kwestia problemów kolekcjonera – cztery podstawowe nacje były już wtedy
pełnosprawnymi armiami z toną modeli i jednostek! I choć oferowało to bogactwo
taktyk i sensownych list do grania, sprawiało problem z punktu widzenia
kolekcjonera właśnie, bo zebranie ich wszystkich to ogromny i rozłożony na
miesiące jak nie na lata wydatek! Wtedy pojawiły się odziane w biel elfy z Ios…
Ale niefortunnie, stylistyka ich Myrmidonów w ogóle mi nie odpowiadała, więc
musiałem czekać. Alternatywą były świetne krasnoludy z Rhul, ale status
najemników powodował, że nie widują miłości wydawnictwa zbyt często (*Choć i tak
regularniej od innych sił najemnych, bym powiedział*) – tak więc
pozostawało czekać. I wreszcie cierpliwość opłaciła się! Nowa armia, miała wszystko,
czego bym zapragnął – świetny klimat (*Dla fanów Warhammera najelpszym porównaniem będzie Adeptus
Mechanicus, choć Covergence of Cyriss wierzy, że jedyna ludzka cząstka, jaka
powinna tkwić w maszynie, to dusza*), fajnie prezentujące się modele i
co najważniejsze – świeży start!
Tym przydługim wstępem natury
osobistej wyjaśniam więc fakt, że w nadchodzących miesiącach możecie, moi mili
czytelnicy, liczyć na więcej recenzji modeli właśnie do tej frakcji! Już teraz
na półce leży zestaw blisterów czekających na otwarcie i sklejenie… Dziś jednak
chciałbym wam zaprezentować coś, co mnie osobiście zaskoczyło – plastikowe modele
Privateer Press’a, czyli krótka przygoda z ‘weryfikacją poglądów’!
Co więc dzisiaj chciałbym
zaprezentować? Pierwsze dwa pudełka z Wektorami do ów nowej frakcji – a Wektor,
dla przypomnienia, to oficjalna nazwa Warjacków w służbie Cyriss, które pomimo
spełniania tej samej funkcji jednak Warjackami w pełni nie są, różniąc się
brakiem cortexu na rzecz Interfejsu komunikacyjnego z warcasterem. Nie będę się
rozwodził nad tym, co to oznacza na stole, bo nie w tym rzecz. Pudełka jakie
dostajemy na wstępie, to zestaw z pierwszym ciężkim wektorem oraz wariant
pierwszego lekkiego trójnoga – oba zestawy są plastikowe i są wycenione w jakiś
idiotyczny sposób! Za duże pudełko zawierające podstawę do dużego wektora ze
stosikiem części do budowy trzech różnych wariantów trzeba było wyłożyć niecałe
100 blaszek – niby drogo, ale model jest całkiem spory, ładny i zawiera w sumie
dość elementów, by uznać, że można spokojnie taką kwotę wyłożyć. Diffuser zaś,
czyli wariant lekkiego wektora znanego ze startera, to mały model składający
się z ledwie dziewięciu aktualnych części, wykonany z plastiku! A kosztuje 55
blaszek – dysproporcja w cenie jest
dziwaczna, ale jestem w stanie zrozumieć, że taniej nie puszczą… A cena, choć
może się wydawać wygórowana, nie jest znowu taka zaskakująca na tle konkurencji
za model relatywnie średniej wielkości. Co w pudełkach? Cóż, tradycyjnie, karty
odpowiadające poszczególnym jednostkom, po podstawce odpowiedniej wielkości i…
brak wyprasek, jako że Privateer Press stosuje system ‘bezwypraskowy’, więc 90%
elementów jest już wyciętych.
Duży zestaw, Cipher / Inverter /
Monitor, jak po samej nazwie można się domyślić, składa się z korpusu naszego
czworonożnego robota i elementów uzbrojenia do konstrukcji ów trzech wariantów.
Cipher to uniwersalna maszyna zniszczenia, uzbrojona w parę pneumatycznych
szpikulców do szaszłykowania przeciwników jak i niewielkich rozmiarów, poręczny
moździerz, który jest bardziej odpowiednikiem ‘pasa Batmana’ niż bronią, gdyż
trzy warianty amunicji dostarczają narzędzi do psucia wrogom krwi bez
aktualnego wysadzania ich w powietrze (*z jednym drobnym wyjątkiem…*). Inverter to paskudna maszyna
‘do bicia’, która za mocą uroczego makro-młota
usadawia wszystko co napotka i zadaje chore obrażenia, a co przetrwa
taranowanie z tej brutalnej broni, zostaje entuzjastycznie okładane kolczastą
kulą na łańcuchu. Monitor zaś to łowca nieuchwytnych celów, z bogatym zestawem
magicznych soczewek wykrywających to, co ukryte… By w to coś posłać pocisk w
postaci korygującej tor lotu piły tarczowej wielkości klatki piersiowej dorosłego
człowieka. A jak coś podejdzie za blisko, to pneumatyczna łapa z ostrzem
sprężynowym z radością ów coś przywita… Diffuser to lekki wektor wsparcia,
młodszy brat Galvanizera, który wymienia piłę do precyzyjnego cięcia stali na,
cóż, działko strzelające naprowadzanymi strzałkami, które nie tylko ranią czy
uszkadzają cel, ale też stanowią rodzaj systemu naprowadzania dla pozostałych
członków armii – co z pewnością pomoże dużemu wektorowi w lepszym,
efektywniejszym funkcjonowaniu! Było nie było, Convergence of Cyriss opiera się właśnie na zakleszczających się
synergiach.
Muszę bić się w pierś i przeprosić
wydawnictwo za moje negatywne nastawienie. Często ostatnimi czasy wytykałem im,
że jakość ich plastików jest porównywalna do modeli firmy Mantic, znaczy, jest
podła. Na moją obronę mogę jedynie rzec, że pierwsze kontakty z plastikowymi
wyrobami Privateer Press właśnie takie wrażenie pozostawiło – duże modele z
zatartymi, nieostrymi detalami, górą nadlewek i drobnych wad, wymagających
godzin pracy, by je doczyścić do jako-takiego stanu… Słowem, na tle konkurencji
wypadając mizernie i nie mając nawet szansy, by wystartować do króla Plastików
w kategorii SF/Fantasy, czyli do Games Workshop. Wygląda na to jednak, że ekipa
PP nie śpi i walczy aktywnie, by jakość ich plastikowych odlewów się regularnie
poprawiała… Co widać na modelach do ich najnowszego dziecka, bo wektory nie są
już takie płaskie i szpetne, o nie! Płaskie powierzchnie pokryte są teksturą
czy żłobieniami dekoracyjnymi, koła zębate kręcą się pod pancerzem a poziom
detalu pokrywającego modele wzrasta, wyostrza się.
Nie będę wam truł, że jest to
poziom porównywalny z GW. Nie jest. Ale skok w jakości pomiędzy pierwszymi
odlewami Prywaciarzy jest astronomiczny w skali, i już nie wstydziłbym się
pokazać takich modeli absolutnie komukolwiek. Owszem, nadal są pewne problemy!
Ostre krawędzie wcale ostre nie są, co widać ewidentnie na takich elementach
jak kółka zębate czy piły tarczowe, gdzie ząbki zamiast kłuć w paluszki są
zaokrąglone i smutne. Widoczne linie podziału często biegną przez niewygodne
elementy modelu i wymagać będą ostrożnej pracy z nożykiem, pilnikiem i papierem
ściernym, by się ich schludnie pozbyć a dopasowanie samych elementów też jest
dalekie od doskonałości, i by dany element dobrze wskoczył w swoje miejsce
czasem będzie trzeba coś nieco przyciąć i
spiłować. Słowem, jestem rozpieszczony wybitną jakością plastikowych modeli
Games Workshop i ciężko przestawić mi się ponownie na potrzebę żmudnej pracy
nad samym przygotowaniem modelu.
Po sklejeniu ad hoc prezentują
się naprawdę dobrze! Chyba nikt mi nie powie w twarz, że są brzydkie, choć wiadomo,
że ich nietypowa stylistyka może nie każdemu przypaść do gustu. Osobiście,
jestem wielkim fanem tych konstrukcji, bardzo przypominających mi dwemerskie
maszyny rodem ze świata Elder Scrolls – a w zanadrzu jeszcze tak wiele modeli
czeka na otwarcie, recenzję i sklejenie! Fortunnie, o ile w plastikach PP ma
jeszcze sporo do nadgonienia, ich metalowe wzory są świetne i budzą mój
piskliwy zachwyt, jak chociażby Axis, Harmonic Enforcer czy też śliczna Aurora,
Numen of Aerogenesis… Ale o nich popiszemy w następnym wydaniu Rzutu Okiem
Cyklopa!
Akurat jak czekam na swoje modele to musisz mnie jeszcze nakręcać :P
OdpowiedzUsuńTeraz serio: dostałeś ładną piłę do Monitora. Okrągła, równiutka. U mnie trafił się jakiś nieforemny kloc o ściętych bokach. Na szczęście po sklejeniu nie widać.
No i wydaje mi się, że ciężki wektor powinien być obrócony o 180 stopni (ta lekko podniesiona nóżka z przodu) ;)
To już wybór osobisty - wolałem mieć te większe nóżki z tyłu a mniejsze z przodu, jak koty - w końcu 'tylnie kopyta' powinny być mocniejsze, jak u konia ;) Cóż, cieszę się zatem, że taką śliczną piłę dostałem XD
Usuń