17.10.2013

[17.X.2013] Przegląd Kickstartera #1

Witam ciepło w chłodne, czwartkowe popołudnie. Powiem szczerze, ciężko mi się coś dzisiaj wybierało temat – w teorii mam o czym pisać, bo dzieje się! Mam cztery blistery do Covergence of Cyriss czekające na otwarcie, sklejenie i recenzję. Spartan Games wydało pierwsze jednostki najemne, którymi można grać na łamach różnych armii w Dystopian Wars, w tym Kompanię Wschodnioindyjską dla Brytyjczyków, flotę handlową dla każdego (*świetna, ba, kluczowa dla prowadzenia bardziej fabularyzowanych scenariuszy czy też kampanii!*) jak i zasady do morskich transporterów czołgów i innych maszyn tudzież jednostek lądowych – jakby tego było mało, Spartan Games szuka pisarzy oraz ilustratorów w formie freelance’u i w sumie nie mogłem się oprzeć takiemu wyzwaniu, więc zarówno piszę dla nich teksty jak i zacząłem porządnie malować (*a tutaj możecie sprawdzić WIP, który poleruje!*).

Jak widać, jest o czym pisać, ale staram się, by na blogu panowała odpowiednia saturacja tematyczna i by nie powtarzać w kółko tego samego systemu  - jako że Warmachine oraz Infinity dostało już sporo miłości w ostatnich siedmiu dniach, pora się skupić na czymś innym; Co prawda miałem się zabrać za skończenie drugiej części w serii o kosztach związanych z graniem poszczególne systemu, ale tutaj jeszcze sporo materiału musze zebrać, zestawić liczby i pobawić się w Excelu, więc to będzie raczej tekst na piątek czy sobotę… No ale w końcu wczoraj nic nie było, zaczyna aż się smutno robić, fortunnie uznałem, że mogę się z wami podzielić moim buszowaniem po sieci – bo widzicie, gry bitewne choć w Polszy nadal głównie kojarzone są z Wojennymi Młotami, to w bardziej cywilizowanych państwach GW nie ma takiej wyłączności, a nowe systemy powstają regularnie z mniejszym lub większym sukcesem. Perfekcyjną wylęgarnią takich projektów jest oczywiście inicjatywa crowdfundingowa taka jak Kickstarter – nawet nasz rodzimy wydawca, Wargamer, nie przepuścił okazji i uderzył do zagranicznej klienteli z ‘Ogniem i Mieczem’, podchodzącej do całej sprawy bardzo profesjonalnie i w świetnym tonie. Ale poza naszym patriotycznie spolegliwym tytule ostatnio na łamach kickstartera zamknięto fundowanie kilku całkiem obiecujących tytułów… Rzućmy na nie okiem, bo teraz to tylko czekać, aż wejdą na sklepowe półki i znowu spróbują zatrząsnąć naszym ryneczkiem!


Pierwszy projekt znam głównie dzięki dość widocznej kampanii informacyjnej prowadzonej przez zapalonych fanów tejże produkcji na łamach forum Gloria Victis. Nie powiem, nie, żebym z miejsca ów koncept się mi sprzedał – nie to, że nie lubię sobie pooglądać trochę uroczych kobiecych kształtów, nawet na figurkach, na dodatek wyrzeźbionych z odpowiednią dbałością o anatomiczną poprawność i dobre krągłości, ale po prostu kickstarter przeznaczony na wciskanie ludziom modeli alternatywnych nigdy nie porywa mnie tak samo jak projekt nowej gry… Nie śledziłem więc tej inicjatywy za bardzo, aż do momentu, w którym zaczęli pokazywać miniaturki.

Ogólnie zakładam, że jeżeli firma jest francuska, to figurki na 99% będą wyśmienite, a jak nie dajcie bogowie, napiszą zasady, to będą one dziurawe, niezrozumiałe i pozbawione jakiegokolwiek balansu. To jest w sumie norma z francuskimi grami bitewnymi – cukierki dla oczu, radość dla kolekcjonera i smutek dla gracza. Jednak w przypadku Raging Heroes – firmy odpowiedzialnej za ten projekt – widać, zdają sobie z tego sprawę i zamiast męczyć się z zasadami oferują /fantastyczne/ wizualnie modele do różnych armii fantasy… Oraz właśnie uruchomili projekt ‘najtwardszych niewiast w kosmosie’, który ku memu zaskoczeniu nie okazał się jakimś małym pomysłem, bo w ostatecznym rozrachunku na łamach tego kickstartera (*który, warto zauważyć, ponad pięćdziesięciokrotnie przekroczył zakładaną granicę!*) zostały zrealizowane aż trzy pełne armie o odmiennej stylistyce, które łączy jedna rzecz – wszystkie przedstawiają płeć żeńską.

Mamy więc Żelazne Imperium, czyli twardą stylistykę ‘a la trzecia rzesza’ okraszona atmosferą korpusu śmierci z Krieg znanego z uniwersum Warhammera 40k, tyle że w bardziej obcisłych kombinezonach i z solidnym zestawem piersi na każdym modelu. Mamy armię Kurganowej, i o ile żelazne imperium ma stanowić odpowiedniej Niemców (*czy też bardziej freulein!*) to Kurganova, jak można się już domyśleć, najłatwiej ująć jako ‘armię czerwoną w spódnicach’ – gwiazdy, berety, brutalnie wyglądające uzbrojenie, profesjonalnie prezentujące się zbroje osobiste i oczywiście trepy na obcasach! Trzecią siła są ‘Jailbirds’, czyli… Cóż, zbiegłe więźniarki? Oddział penitencjarny? Tak czy owak wyglądają najbardziej post-apo ze wszystkich frakcji, niemal pachnąc kobiecym mad-maxem – najwięcej ciałka dla fanów tutaj znajdziemy, bo dziewczęta biegają w tank-topach, luźnych gatkach i ze zdobycznym, ewidentnie, sprzętem na sobie. Nie ma co ukrywać – modele ścinają z kolan, zarówno bogactem detali jak i samą jakością rzeźb, i gdybym miał jakieś zapędy do zbierania Imperialnej Gwardii, pewnie bym się bardzo gorąco zastanowił, czy nie wolałbym tych cudownych perełek ponad karczochów od GW z wodogłowiem. Gorąco polecam sprawdzić temat!


Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, czyli tak mniej więcej… Dwa, może trzy lata wstecz zaczęły się objawiać pierwsze poważniejsze projekty ‘cyfryzacji’ gier figurkowych – pomysły z interaktywnymi stołami-ekranami, z wykorzystaniem laptopów do prowadzenia rozgrywki, potem tabletów i komórek jako podręcznych narzędzi czy nawet do implementacji własnych gadżetów do aktywacji poszczególnych figur, do szczytowania z ich podstawek odpowiednich informacji… W pewnej formie koncept ten przeniósł się na ekrany telewizorów w formie kolekcjonerskiej gry konsolowej, jak chociażby bardzo popularne w stanach Disney Infinity. Same projekty stołowe pozostawały jednak w sferze ‘ciekawostki’ co najwyżej i w sumie umierały tak szybko, jak tylko pozłotka czegoś nowego z nich została zdrapana. Sam fakt dorzucenia gadżetu czy używania tabletu w grze jeszcze nie oznacza, że gra  odniesie sukces – kluczem nadal pozostaje to, że gra figurkowa musi mieć dobre modele i cóż… być dobra grą!

Golem Arcana to nie byle jaki projekt szalonych hobbystów. Firma, która stoi za tym projektem to nie żadni garażowcy z wielką ideą i skromnym budżetem, lecz zespół, który ma na koncie już kilka popularnych gier (*jak Heroclix dla przykładu albo Battletech*) i który wie, jak pracować w cyfrowej rzeczywistości – bo stworzyli również bardzo udanego RPG’a – Shadowrun Returns. To o tyle ważne że… Kurde, ciężko to ubrać w słowa. Polecam naprawdę rzucić okiem na linka i poświęcić te 8~ minut z życia na zapoznanie się z filmikiem promującym, bo świetnie pokazuje, jak bardzo przemyślanym produktem jest ów tytuł. Widzimy na żywo jak żwawo tablet reaguje na działania stylusem, jak zmyślnie przemyślano planszę i podstawki na modelach tak, by wszystko łatwo i czytelnie generowało informację dla komputera, który potem pięknie je nam wyświetli. Przyznam, że koncept DEG (*Digitally Enchanced Game*) jest piękny w swojej prostocie a jednocześnie w oferowanych udogodnieniach – koniec z sięganiem po podręcznik! Klikam teren? Pojawia się informacja jakie ma właściwości. Klikam w figurkę? Pokazuje mi wszystkie jej zasady i statystyki. Planuje ruch? Komputer stanowi nie tylko świetnego sędziego, ale też zwyczajnie nie pozwala mi na nagięcie zasady, bo od razu pokaże, czy to co planuje jest zagraniem legalnym – nauka gry w ten sposób jest niezwykle intuicyjna i prosta, i nawet w pełni nie ogarniając zasad nie popełnimy błędu, bo gra sama pilnuje, by wszystko było grane właściwie.

Co prawda prepaintowane modele zawsze budzą u mnie pewien dreszcz strachu i obawy, ale przecież modele do X-Winga też są wstępnie pomalowane, i wyglądają całkiem zacnie, a przecież jak ktoś sobie życzy, to sam sobie pomaluje co tylko zechce. Problem polega na tym, by w takiej grze figurki i w ogóle, aspekt planszy nie był pusty, pozbawiony znaczenia… By znaleźć argument za jej istnieniem, bo skoro gra i tak działa dzięki komputerowi, to czemu całkowicie nie zdigitalizować i pozbyć się figurek? Ważne jest więc, by to nie była planszówka z elementami analogowymi w cyfrowo prowadzonej rozgrywce. Cóż, warto poczekać na pierwsze prawdziwe recenzja, ale w sumie zainteresowanym takimi nowinkami polecam rozwój projektu śledzić!


Tutaj wchodzimy do nieco dziwacznego uniwersum, i nie chodzi wcale o grę… Tylko o wydawcę. Cool Mini or Not to nie tylko największa internetowa strona i galeria poświęcona naszemu szlachetnemu hobby, ale też ogromny sklep i w sumie duża firma, która ma łatwy dostęp do najlepszych malarzy i rzeźbiarzy w branży i to na całym świecie. Trudno się więc dziwić, że z takim zapleczem postanowili wydawać własne produkty. I w sumie brzmi to idealnie i wygląda zacnie, bo ich figurki są naprawdę smakowite ale… Cóż, wydawać się może, że za bardzo rozrzedzają krew, bo w tym momencie na Kickstarterze biegały aż trzy odmienne gry figurkowe obrandowane jako ich inicjatywy! Słuszną jest więc obawa, że tuż po wydaniu gry CMoN może stracić nią wszelkie zainteresowanie i znowu moczyć paluszki w kolejnych projektach o nazwie ‘skok na kasę’.

Mimo tych obaw nadal muszę zauważyć, że Wrath of Kings wyróżnia się kilkoma świetnymi rzeczami. Po pierwsze, naturalnie wygląda i stylizacja – oczywiście nie każdemu będzie odpowiadać taka wysoce kreskówkowa atmosfera, mi jednak rzeźby podobają się na zabój, podręcznik i ilustracje też wyglądają niezwykle zachęcająco a dzięki kickstarterowi... Zestawy startowe dla każdej z pięciu frakcji są wypchane po brzegi, oferując 24 modele za ekwiwalent 150~ polskich blaszek! I to nie paskudnych wyplutków rodem z Neuroshima Tactics, ale naprawdę kształtnych, ładnych wzorów. Armie różnią się od siebie wzornictwem znacznie, co może nie sprzyja uniformizacji gry, ale za to oferuje szeroki wachlarz wyborów stylistycznych dla fanów, bo wysoka odmienność dobrze wpływa na jasne określenie co może nam się podobać, a co już nie…

Kolejnym ciekawym patentem jest ich mechanika ‘jednego rzutu’ – kiedy o tym usłyszałem skrzywiłem się strasznie zwyczajnie czując, że brzmi to jak jakiś patent spłycający rozgrywkę aż do bólu, ale po przeczytaniu zasad (*w pełni dostępnych w formie zgrabnego PDF’a*) oraz zapoznaniu się z filmikiem z rozgrywki mój przestrach zamienił się w coś, co mogę nazwać jedynie ‘ostrożnym zachwytem’ – bo cała zabawa  w jeden rzut polega na tym, że dzięki zastosowaniu kostek dziesięciościennych utworzono system trafiania i ranienia, gdzie efekt jaki wywołaliśmy na wrażej figurce może być 1 z 10, zależnie od rzutu… I od celu, bo twarde pudziany będą spadać tylko na naturalnej dziesiątce a zwykli liniowcy dostaną wciury już na 6+ - łatwe, intuicyjne a przy okazji zastosowanie różnych ‘efektów’ przywiązanych do wartości rzutu dało twórcom świetny dostęp do budowania zasad specjalnych! I tak przeciwnik może być bardzo twardy, bo na rzutach od 5 do 8 figuruje efekt ‘Pancerz – zbroja modelu zbiła cios i uchroniła go od szwanku’… Ale atakujący miał zasadę ‘Korozja’, która zamienia u celu wszystkie wartości ‘Pancerz’ na ‘Trafienie’!  Czemu to takie sprytne? Bo teraz ów Korozja rzeczywiście zmiękczać będzie tylko te jednostki, które w swojej tabeli obronnej mają sporo pozycji ‘Pancerz’, a już model, który polega na magicznej ochronie z ów korozji tylko się pośmieje. Naprawdę, jest to ładne, eleganckie rozwiązanie i polecam się z nim zapoznać.


Mechanika się podoba, modele się podobają, kurde nie pozostaje nic innego, jak sięgnąć po portfel i ze smutnym westchnieniem zagorzałego hobbysty wydać szmal. A przecież jeszcze gdzieś tam się Rivet Wars pelęta pod nogami, a Spartanie zapowiedzieli Planetfall na grudzień… Pora zacząć zarabiać większe kokosze, bo inaczej to tylko kisiel i suchy chleb, by na hobby starczyło!

3 komentarze:

  1. Pokłon w pas za fajny i ciekawy tekst!
    Nad twardymi babeczkami sam się zastanawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. duży minus za zignorowanie reaktywacji WarZone'a.

    OdpowiedzUsuń
  3. O właśnie @Emerycie, nie orientujesz się czy nowy Warzone będzie dostępny w dystrybucji w Polsce?

    OdpowiedzUsuń