14.10.2013

[14.X.2013] ROC#21: Convergence of Cyriss Battlegroup


Nie ma to jak drobny relaks przed rozmową kwalifikacyjną, prawda? Jutro zapadnie decyzja o mojej nowej posadzie, a ja staram się opanować delikatne drganie nerwów poświęcając dzień na hobby i zabawę moim plastikowym uzależnieniem – w sumie działa, bo kiedy rozpocząłem pisać ten tekst była już godzina 18:00 wieczorkiem, kiedy już ciemno za oknem i zimny wiatr duje. Do tego czasu udało mi się pomalować burty wielkiego, francuskiego okrętu do Dystopian Wars oraz – co jest tematem dzisiejszego wpisu (*lubię zaczynać poniedziałki od recenzji modeli!*) - poskładać starter do Convergence of Cyriss, który po praktycznie kwartalnej posuchy na sklepowych półkach wreszcie się objawił, i dzięki uprzejmości Uriela z Vanaheimu, zostałem o tym poinformowany. Tym razem nie zwlekając nabyłem go od razu, nie chcąc ryzykować, że znowu ich zabraknie!


Convergence of Cyriss Battlegroup to najnowszy z frakcyjnych starterów do Warmachine MK2, kontynuujący nowo-powstałą tradycję wydawania ich całkowicie w tym twardym plastiku, jakiego używa Privateer Press. Zgodnie z utartymi standardami w środku dostajemy cztery modele – jednego warcastera oraz trzy warjacki (*a w przypadku tejże frakcji – wektory*), gdzie póki co aż trzy z czterech wzorów są dostępne tylko w starterze i jeżeli chce się zdobyć do armii, to nie ma innej opcji jak właśnie zdobyć starter – co wyjaśnia, dlaczego tak bardzo mi zależało, by go dostać w swoje ręce. Starter, jak widzimy na powyższych fotografiach, nie posiada nic nadprogramowego – ot, cztery modele, odpowiednie karty do tychże oraz nowe, streszczone zasady w eleganckiej broszurze wraz z miniaturową pokazówką magazynu „No Quarter”, wewnętrznego pisemka wydawnictwa traktującego tylko o ich grach (*któremu też należy się osobna recenzja, bo „No Quarter”, pomimo klasycznych wad ‘wewnętrznego magazynu’, merytorycznie jest tym, czym White Dwarf chciałby i powinien być!*).


Modele, jak już wspominałem podczas recenzowania pudełek z ciężkim wektorem oraz wariantem lekkiej maszyny – Diffusera – są zaskakująco obfite w detale i zdecydowanie świadczą o regularnie wzrastającej jakości plastikowych wyrobów Privateer Press, choć ponownie muszę zauważyć, że dla kogoś przyzwyczajonego do zabójczo dobrej jakości plastikowych odlewów Games Workshop nadal nie jest to jakość, za którą by się tęskniło… Detali jest sporo, ale często są nieostre, szczególnie na mniejszych lub cieńszych elementach; Ot, piła tarczowa na Galvanizerze zamiast ostrych ząbków ma półokrągłe zęby, które nadają mu raczej wygląd słabo namalowanego kwiatka niż zabójczego ostrza. A to tylko przykład – regularnie zamiast ostrych krawędzi na wzorach pokrywających płaskie powierzchnie mamy lekko zaokrąglone brzegi, które zwyczajnie nie wyglądają tak dobrze, jakbyśmy tego chcieli.

Nie można też nie zauważyć, że chociaż sama jakość rzeźb jest coraz lepsze, to nadal muszą popracować nad odpowiednim dopracowaniem matryc odlewniczych, bo póki co nadlewki i linie podziału potrafią przebiegać przez miniaturowe detale, a usunięcie ich i zdrapanie wiąże się z ryzykiem uszkodzenia detalu – i na dodatek rodzi radosną frustrację, kiedy operujemy nożykiem i papierem ściernym w trudno dostępnych miejscach czy na małych detalach. Muszą nad tym zdecydowanie popracować, podobnie spasowanie elementów nie jest idealne i z kilkoma częściami musiałem się pospierać, przycinając długość złącz czy polerują miejsca styku tak, by wszystko weszło na swoje miejsce i zaczęło poprawnie pasować. Oczywiście kiedy pracujemy z modelami powinniśmy być na to gotowi, ale jednak skoro da się zrobić to lepiej, to nie ma co być łaskawym i wytknąć, że niestety modele the wymagają poświęcenia im dodatkowej godzinki czy dwóch, jeżeli ktoś życzy je sobie porządnie oczyścić.


 


Fortunnie po sklejeniu modele te prezentują się już naprawdę zacnie. Naturalnie, jest to subiektywna opinia, a skoro wybrałem tę frakcję jako swoją armię do kolekcjonowania, znaczy, pewnie podoba mi się ich stylistyka, prawda? Tak czy owak, nie można im zarzucić kiepskich rzeźb – są dobrze przemyślanie, prezentują unikalne sylwetki nawet pomimo korzystania z tej samej bazy a Syntherion, znaczy, pudełkowy warcaster to duży, fajny model, który dobrze prezentuje czym Convergence of Cyriss stoi – duża maszyna z ludzkim obliczem! Podoba mi się tak samo jak Cipher, którego już mogłem podziwiać podczas recenzji Monitora (*którego złożyłem tak dlatego, że wiedziałem, że w podstawce dostanę Ciphera…*) oraz Galvanizer, który – cytując klienta sklepu – wygląda, jakby maszyny w rzeźni się zbuntowały i wyruszyły w świat. To lubię, wow, takie dobre.


Ogólnie rzecz ujmując jestem zadowolony z faktu, że udało mi się nabyć to pudełko, nie tylko z kolekcjonerskiego punktu widzenia… Modele są po prostu ładne, i choć wymagać będą dodatkowej sesji z nowym i ostrym nożykiem oraz patyczkiem z papierem ściernym, by je solidnie oczyścić, to jednak nie zmienia to faktu, że na stole wyglądają wybornie i po odpowiednim pomalowaniu będą tworzyć śliczną podstawę do tej armii. Nic, tylko wziąć się do roboty i malować! A w następnym odcinku… Starter do Malifaux, Drugiej Edycji, prosto z Gildii – nieumarli szeryfowie Pani Sprawiedliwość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz