Witam pięknie w ten sobotni
wieczór. Jakież to smutne, że ciepłe, długie dni lata dobiegły końca, że za
oknem już po godzinie dziewiętnastej ciemność zapada i chłód w tyłek szczypie.
No cóż, uroki strefy umiarkowanej, kontynentalnej. Szczerze się przyznam, że nie
miałem żadnego pomysłu na dzisiejszy wpis, ale często-gęsto bywa tak, że
wystarczy tylko rzut oka na aktualne forumowe dysputy, albo krótka rozmowa z
hobbystami w sklepie by coś wpadło do głowy. Czy też zakupy! Właśnie nabyłem
prawie wszystko, co dotychczas pojawiło się na półkach do frakcji Convergence
of Cyriss – cieszy mnie to wielce, tym bardziej, że kilka moich negatywnych
opinii na temat plastików Privateer Press uległo zmianie, bo jednak okazują się
być lepsze, niż im zarzucałem. Tak czy owak, recenzji poszczególnych zestawów
można się będzie spodziewać na łamach bloga jeszcze w tym tygodniu. Tak samo
jak krótkiego rzutu oka na nowości do Mrocznych Elfów, które, ku mojemu
zdumieniu, wyglądają tak, jakby Games Workshop cofnęło się o kilka lat do tyłu
z jakością. Aż smutno patrzeć.
Dziś jednak chciałbym poruszyć
pewien temat, który regularnie przewija się przez fora, i to nie tylko
warhammerowe, lecz przez wszystkie traktujące o naszym zacnym i szlachetnym
hobby – koszty. Wzajemne przerzucanie się argumentem finansowym, który używamy
jest często-gęsto bez żadnego poparcia w faktach i działa na zasadzie
powtarzania zasłyszanych informacji, nie sprawdzając ich aktualnej
prawdomówności. Oczywiście najczęściej odbiorcą takiego werbalnego lania są
właśnie produkty Games Workshop, którym zarzuca się z regularnością metronomu,
że ich produkty są zdecydowanie za drogie i że wszystkie inne gry figurkowe są
wyraźnie tańsze.
Jest to wierutna bzdura. Przynajmniej, jeżeli argument brzmi w ten
właśnie sposób – faktem jest, że by grać i w pełni cieszyć się systemami
wydawanymi przez Games Workshop należy wyłożyć większe nakłady finansowe, ale
to wynika z czegoś zupełnie odmiennego niż jednostkowa cena poszczególnych
modeli czy zestawów. Zanim więc przejdę do odpowiednich porównań, które, mam
nadzieję, rozwieją wszelkie wątpliwości związane z kosztami koniecznymi do
poniesienia, by cieszyć się danym systeme, chciałbym najpierw wyjaśnić kilka
pojęć, którymi będę w poniższym tekście operował, i które w dużej mierze
wyjaśniają pewne finansowe zależności, dzięki którym dana gra zdobywa tytuł ‘taniej’
czy też ‘drogiej’.
Moim zdaniem jednym z najbardziej
kluczowych elementów decydujących o percepcji kosztów danego systemu przez
potencjalnego gracza jest Koszt Wstępu (*Entry Point Price*), czyli kwota
konieczna do wydania, by móc w dany system w pełni wejść. Z obserwacji mogę też
postawić założenie, że jest to również element kluczowy dla znacznej części
hobbystów i to on głównie definiuje pogląd na aktualne koszty związane z grą.
Co rozumiemy pod tym terminem? Łączną kwotę, którą należy wydać, by móc nabyć
funkcjonalny trzon armii, zasady to wybranej gry i/lub frakcji oraz wszystkie
konieczne akcesoria do prowadzenia rozgrywki.
Tutaj kwestia solidnego
porównania jest dość trudna, ponieważ w ramach rozpoczęcia kolekcji większość wydawców
stosuje „pakiety zachęcające” – startery, zestawy zawierające wszystko, co w
teorii konieczne do rozpoczęcia zabawy w daną grę w jednym pudełku. Dobrze by
było porównać ów zestawy, ale należy od razu wspomnieć, że nie jest to tak
naprawdę wymierny obraz kosztów wejścia w dany system, jako że przeważnie
zestawy startowe zawierają figurki i modele tylko do dwóch z wielu różnych
frakcji, i w praktyce mogą się okazać opłacalne tylko wtedy, kiedy gracz jest
żywotnie zainteresowany kolekcjonowaniem właśnie tej armii, która została użyta
w zestawie startowym. Więc kwestia ich opłacalności do ceny jest kwestią dość
subiektywną. Zanim więc porównany startery, załóżmy, że jestem Klientem i
akurat mam smaka na armię, która nie występuje w starterze – i choć starter
posiada zasady, kostki i konieczne do zabawy akcesoria, to nie chcę wydawać kasy
na modele, którymi nie zamierzam grać.
Jak to wygląda u Games Workshop?
Cóż, poza zadedykowanym zestawem startowym wychodzącym wraz z nową edycją nie
ma czegoś takiego jak startery dla każdej frakcji. Ich teoretycznym
odpowiednikiem są zestawy w postaci Battleforce’a dla Warhammera 40 000 czy
Batallion’y dla Warhammera Fantasy Battle. Problem leży w tym, że nie pełnią
one tejże funkcji, bo poza modelami nie znajdzie się w nich potrzebnych
akcesoriów, zasad ani nawet nie prezentują one sobą komponentów potrzebnych do
rozpoczęcia gry, bo nie zawierają jednostek dowodzenia. Średni koszt takiego
pudełka to 350 złotych (*są zestawy
nieco tańsze, ale są też zestawy nieco droższe – załóżmy tę kwotę jako średnią,
bo tak w sumie jest i znaczna większość tych pudełek oscyluje dookoła tej
kwoty*) z czego dostajemy mniej więcej 500 punktów – ponownie musze użyć
terminu ‘mniej więcej’, bo GW nie trzyma tych wartości w sztywnych ryzach, i od
zestawu do zestawu liczba punktów, jakie dostaniemy w pudełku będzie nieco
odmienna. Licząc, że średnim standardem potyczki jest 1850-2000 punktów w obu
systemach, dostajemy w zestawie zaledwie skromny zaczątek kolekcji. Dalej, by
móc grać naszą wybraną armią potrzebujemy zasad do gry oraz księgi armii /
kodeksu, nie licząc już dodatków w postaci kostek, odpowiedniej miarki oraz
wzorników – policzmy więc koszty wejścia do dwóch przykładowych armii:
Łączny koszt: 790 zł
|
Łączny koszt: 808 zł
|
Jak widzimy kwoty te są niezwykle
wysokie. Oczywiście można dyskutować, że wydawanie w ten sposób to słaby pomysł
– w końcu można przyoszczędzić, kupując starter, by dostać skrócony podręcznik
z zasadami oraz wszystkie konieczne akcesoria; choć nadal taniej wychodzi je
nabyć osobno, to po sprzedaży figurek, z których nie będziemy korzystać, zawsze
możemy wyjść lepiej. Tak czy owak, koszty wstępu do dwóch kluczowych gier Games
Workshop są niemalże absurdalnie wysokie w porównaniu do konkurencji. Ktoś może
zarzucić, że gry GW są ‘w innej skali’ – to popularny argument, ale kiedy
rozmawiamy o minimalnej kwocie koniecznej do rozpoczęcia gry, taki argument nie
ma podstawy; Skoro tak wygląda średni koszt konieczny do poniesienia, by zaledwie
zacząć zabawę we Wojenne Młoty, to argument o większej skali rozgrywki z
finansowego punktu widzenia jest jedynie wadą, bo od razu zakłada, że będziemy
musieli wydać znacznie, znacznie więcej…
Porównajmy to teraz do różnych
innych systemów bitewnych, dla przykładu weźmy takie, które w kraju są w miarę
znane i popularne oraz takie, z którymi sam się spotkałem. Zacznę od produktów
Privateer Press, bo miłośnicy Warmachine
oraz Hordes (*do których się
zaliczam!*) często wypominają GW absrudalnie wysokie ceny, co moim zdaniem jest
dość zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że za 10 podstawowych, plastikowych modeli
do Hordes/Warmachine trzeba zapłacić średnio 150 złotych – modeli, które są w
dużej mierze klonami, które nie posiadają ramek ze stostem dodatkowych
komponentów i nie dają dużej elastyczności w ich budowie. Privateer Press
wychodzi więc w sumie drożej… Ale za to wypada zdecydowanie taniej przy wejściu
w system! Po pierwsze, kluczem do niższej ceny jest fakt, że prawie każda
frakcja posiada swój własny starter, który zawiera pełnoprawną podstawę do
rozpoczęcia swojej kolekcji, a wszystkie startery kosztują 150 złotych,
zawierając od 3 do 6 modeli – oczywiście jest to zdecydowanie mniej, niż
zestawy do Warhammera, ale przynajmniej stanowią podstawę, którą od razu można
grać, gdyż zawiera dowódcę (*warcastera/warlocka*)
oraz podległe mu warjacki czy bestie oraz wyjątkowo skróconą wersję zasad.
Bądźmy jednak sprawiedliwi – i tak koniecznym jest zakup pełnowymiarowego
podręcznika wraz z odpowiednią księgą armii, by móc w pełni cieszyć się grą.
Oto krótkie zestawienie kosztów:
WARMACHINE
PRIMAL MK II – 90 zł
Forces
of Warmachine: Cygnar – 100 zł
Cygnar
Battlegroup Starter – 150 zł
WARMACHINE
Template Set – 30 zł
Dice
Cube – 25 zł
Tape
Measure – 15 zł
Łączny koszt: 410 zł
|
HORDES
PRIMAL MK II – 90 zł
Forces
of Hordes: Trollbloods – 100 zł
Trollbloods
Battlegroup Starter – 150 zł
HORDES
Template Set – 30 zł
Dice
Cube – 25 zł
Tape
Measure – 15 zł
Łączny koszt: 410 zł
|
Jak widać, różnica jest znaczna,
bo zostaje circa 400 złotych w kieszeni – całkiem niezły wynik, i w sumie nietrudno
zauważyć, dlaczego miłośnicy Warmahordes twierdzą, iż ich ulubione systemy są
tańsze… Ale przecież to pic na wodę, fotomontaż, bo przy zakupie Battleforce’a
czy Batallionu dostajemy średnio 5 do 10 razy więcej modeli, i to wysokiej
jakości plastików, które ostrością detali nadal przeganiają produkty Privateer
Pressa. Tak naprawdę te pozostałe 400 blaszek, po wydaniu na powiedzmy dwa
pudełka z jednostkami (*po średnio 150 złotych*) oraz na jakiegoś lekkiego ‘jacka
/ lekką bestię plus jakiś solos lub dwa dopiero da nam liczbę modeli w pełni
porównywalną z opcją ‘startową’ a la Games Workshop, a koszty poniesiemy te
same. Jedyna widoczna przewaga systemów Privateer Press jest taka, że taki
zakup nie jest konieczny, bo wyżej zaprezentowane zestawy w pełni nadają się do
grania nie wymuszając na nas tych dodatkowych zakupów – więc wrażenie, ze
Warmachine czy Hordes są tańsze pozostaje, nawet jeżeli w rzeczywistości jest
to tylko iluzja.
Rzućmy zatem okiem na Infinity: The Game – oczywiście już słyszę
komentarze, że o ile Warmachine czy Hordes jeszcze jakoś można porównywać, bo
to tak naprawdę nie jest skirmish z liczbą modeli często gęsto podchodzącą pod
~50 na bitwę, jak ktoś postawi na piechotę, to Infinity z 10-15 modelami na
stole po jednej ze stron już ciężko porównać tak, by być fair, więc od razu zaznaczam,
że jestem tego świadom. Rzecz w tym, że ponownie z punktu widzenia
potencjalnego hobbysty nie ma to większego znaczenia, kiedy chodzi o określenie
koniecznych kosztów do poniesienia, by się móc zabawić na poważnie. Tutaj
Infinity jest zdecydowanym triumfatorem, a to ze względu na nietypową strategię
marketingową - kiedy w dwóch powyższych przykładach musieliśmy wydać koło 200
zł na samą „papierologię”, czyli podręczniki z zasadami ogólnymi systemów oraz
księgę zasad do wybranej frakcji. To 200 złotych, które trzeba było wydać bez zobaczenia
chociażby jednej figurki… Infinity rozwiązuje ten problem całkowicie, bo
chociaż można nabyć podręcznik za 130 złotych, to /wszystkie/ zasady wraz z
zasadami każdego kolejnego dodatku oraz listy armii są za darmo publikowane na
oficjalnej stronie gry do pobrania w wygodnym formacie PDF. Oferują nawet
program do tworzenia listy armii, słowem, gracz potrzebuje tylko figurek do
zabawy oraz oczywiście kostek i miarki – żetony i wzorniki również są za darmo
do pobrania z sieci, więc drukarka i nożyczki, to wszystko co potrzebujemy, by
się w nie zaopatrzyć (*choć oczywiście możemy też wydać trochę kasy i nabyć je
w bardziej ‘profesjonalnej’ oprawie*).
Startery są równo wycenione na 150 złotych za
zestaw i oferują, z drobnymi wyjątkami, podobny zestaw figurek – z trzema
jednostkami bazowej piechoty, jednym zwiadowcą, jednym cięższym pudzianem i ze
specjalistą, wszystko dające circa 120 punktów, którymi – co najważniejsze –
można już spokojnie pograć. Dodając do tego powiedzmy 20 złotych za dziesięć kostek
i tych 15 złotych za miarkę mamy zaczątek armii za mniej niż 200 złotych!
Jeżeli dodamy około 200 złotych, które by wyrównały kwotę wejścia porównywalną
do tej potrzebnej do Warmachine czy Hordes, to stać nas na jednego T.A.G’a (*duży
model!*) i jeszcze jeden czy dwa blistery, które bez problemu uzupełnią nasza
kolekcję do grania na standardzie 250-300 punktów – alternatywnie zamiast
kupować dużego mecha, możemy za 200 złotych nabyć od 4 do 6 blisterów z
pojedynczymi modelami, również dobijając do tego puntkowego progu jak i
oferując już solidną elastyczność w budowaniu rozpisek na mniejsze rozgrywki.
Za koszt startowy wejścia do Warhammera zaś można poskładać już naprawdę wielką
kolekcję albo wręcz dwie solidne armie do dwóch frakcji!
Jak to się ma z innymi systemami?
Rzućmy okiem na dość popularny system acz o nieco odmiennej tematyce – Flames of War. Tutaj wychodzi w sumie
dość drogo, ale to głównie dlatego, że modele… Są po prostu drogie. Prawdę
powiedziawszy oferują oni co prawda taniutki starter, w cenie 100 złotych, w
cenie którego co prawda nie wchodzą żadne aktualnie armie czy nawet ich mizerne
zaczątki (*ciężko pięć czołgów tak nazwać…*), to jednak dostajemy pełne, ponad
200-stronicowe zasady w miniaturowym wydaniu oraz ‘starter guide’ do zagrania gry
tymi pięcioma modelami w celu zapoznania się z zasadami systemu… Niestety, już
samo zbudowanie zaczątków armii wyniesie bez problemu 400-500 złotych z
drobnymi wyjątkami, niezależnie od wybranej nacji. A płacimy kupę kasy za
modele w miniaturowej skali a na dodatek, powiedzmy sobie szczerze,
niedorównujące jakością do dobrych modeli redukcyjnych w takiej samej skali.
Zestaw podręczników to wydatek rzędu 170 złotych a dwa pudełka standardowych
kompanii to koło 500 złotych, więc tak naprawdę koszt wejścia w ten system jest
porównywalny do systemów Games Workshop, szczególnie, jeżeli wybierzemy jakąś
armię czy formację z podręcznika dodatkowego, co dodaje kolejne sto blaszek do
wydatków…
A jak tam to wygląda po stronie
Spartan Games? Zarówno Uncharted Seas,
Firestorm Armada oraz Dystopian Wars dzielą praktycznie te
same koszty dla pudełek startowych a ostatnio firma obrała nową strategię
marketingową oferując pełne zasady do swoich systemów w formie plików PDF do
pobrania w sieci… I choć same podręczniki nie są drogie, bo zamykają się wraz z
talią kart oraz kośćmi do danego systemu w łącznej kwocie 150 zł, to teraz już
nie jesteśmy zmuszani do tego wydatku. Starter zaś to koszt w wysokości nieco
poniżej 200 złotych i zawiera absolutnie wszystko konieczne do gry – kartonowe wzorniki
i żetony, żywiczne modele najwyżej klasy i jakości, karty ze statystykami… I
każde pudełko zawiera flotę w zupełności wystarczającą do spokojnej rozgrywki.
Tak więc kwota wejścia w systemy Spartan Games nie jest wysoka – tym bardziej,
że teraz wystarczy dokupić pudełko określone jako ‘support pack’, które za
około 150 złotych dokłada praktycznie drugie tyle punktów i modeli do floty,
tworząc z niej solidną siłę do obfitej rozgrywki.
Tekst robi się już nieco obfity,
ale wydaje mi się, że daje całkiem dobry acz skrócony pogląd na pierwszy z
kluczowych elementów określających, czy dany system jest tani czy drogi, czyli
właśnie koszt wejścia w grę – nie dajcie się jednak zwieźć właśnie, bo to, że
trzeba wyłożyć niemalże 1000 złotych na zabawę we wojenne młoty, wcale nie
oznacza, że sam system jest drogi; Rynek ‘z drugiej ręki’ jest obfity jak
nigdzie indziej a na dodatek wysokie ceny zestawów są jedynie pozorne, bo wcale
nie są wyższe od teoretycznej konkurencji a często oferują znacznie lepsza
jakość i elastyczność! Niestety, ciężko już powiedzieć to samo na ich pojedyncze
modele, odkąd wymienili biały metal na ich żywiczny finecast, ale to już
historia na kolejny artykuł – w drugiej części naszej fiskalnej krucjaty
zajmiemy się właśnie tym tematem, czyli cenami poszczególnych pudełek i modeli
sprawdzając, co ile kosztuje i porównując zawartość pudełek, cenę za sztukę i
inne tego typu parametry, by stwierdzić solidnie, co jest tańsze a co droższe!
Hej
OdpowiedzUsuńOdnośnie kosztów wstępnych warmachine.
O ile zgadzam się, że podręcznik główny się możę przydać o tyle nie wiem dlaczego potrzeba by wliczać książkę frakcji. W większośći są one przedawnione (nie zawierają najnowszych dodatków).
Tak naprawdę jest to rzecz zbędna (Chyba że naprawde potrzebujemy dokładnych statystyk starych modeli, ale wtedy lepiej wyjdziemy kupując zestaw kart frakcji lub kupując deck na war roomie), bo zgrubnie zasady można poczytać na battle college.
Zasady modeli które już mamy są w dostarczanych z nimi kartach.
Tak samo dice cube. Do tej gry wystarczy 5 kości w zupełności. Chyba, że się upieramy na kupowanie "firmowych" sprzętów to można kupić kostki od qworkshop i wychodzi circa about 55 blaszek.
Nie doliczyłeś też Token Set-a, który może nie jest konieczny, ale znacznie ułatwia rozgrywke.
To tak gwoli dokładności ^^.
Pozdrawiam
Co do WM/H....
OdpowiedzUsuńForcebook nie jest potrzebny. Zasady jednostek i tak mamy na kartach a jednostki ze starterów mają zasady w podręczniku głównym.... Ba! Nawet w Quickstart Rules czy jak to się nazywa.
Templatki można olać bo też dostępne są w podręczniku głównym, wystarczy skserować. Do ściągnięcia ze strony zdaje się też są.
Przyda się natomiast zestaw tokenów do oznaczania focusa/furii czy innych różnych zaklęć, animusów i innych zdolności, które w grze się pojawiają.
Oczywiście cenowo masz rację, WM/H jest pozornie tańszy. Na dłuższą metę wychodzi bardzo podobnie albo i drożej. Chociaż spójrzmy na nowości....
Shadowblade (plastik, WFB) - $20
SM Captain (plastik, W40k) - $30
SM Librarian (plastik W40k) - $30
Beast Mistress (metal, Hordes) - $12
Eiryss3 (metal, Warmachine) - $15
Raluk (metal, Warmachine) - $18
Trollkin Sorcerer (metal, Hordes) - $25
Ceny wziąłem z oficjalnych stron obu wydawnictw.
Świetny tekst! :) Czekam na więcej takich porównań.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się wywiązała jakaś urocz dyskusja! :) Zgadzam się, że Forcebook do Warmachine / Hordes nie jest wydatkiem koniecznym, ale z całą pewnością nie jest to wydatek pozbawiony sensu; Dostajemy spis armii poszczególnych Warcasterów / Warlocków, dodatkowe zasady do Unbound... No i pełną listę jednostek - ciężko proksować i poćwiczyć sobie funkcjonowanie różnych jednostek, które jeszcze nie zostały wydane bez Forcebooka, biorąc pod uwagę fakt, że na BattleCollege nie podają dokładnych statystyk. Ale owszem, jest to wydatek, który można pominąć, choć osobiście nie czułbym się jakbym kolekcjonował daną armię nie mając jej Forcebooka :D Zgadzam się też, że spokojnie można do Warmahordes byłoby wliczyć Token Set, bo tej jest bardzo przydatny, i in summus większość znanych mi graczy tych systemów prędzej czy później się w niego zaopatruje.
OdpowiedzUsuńOdnośnie wyliczanki cenowej Arteina - tak, pojedyczne figsy 'przeważnie' wychodzą lepiej ze strony Warmachine; Tym bardziej, że są metalowe i jakościowo doskonałe. Ale wszystko ma obie strony medalu i mogę pokazać takie zestawienie ostatnich nowości:
Temple Flameguard - $49,99 - 10 plastikowych, małych modeli piechoty.
Houseguard Halberdiers - $49.99 - 10 plastikowych, małych modeli piechoty.
Perforators - $44.99 - 5 plastikowych modeli, średnie modele piechoty.
Space Marine Tactical Squad - $40 - 10 plastikowych, małych modeli piechoty - spora liczba dodatkowych komponentów, jakościowo znacznie lepsze od plastików PP. Znacznie.
Dreadspears / Darkshards / Bleakswords - $35 - 10 plastikowych, małych modeli piechoty - ponownie, aż trzy wybory uzbrojenia, trochę dodatkowych elementów dla czempiona, jakościowo też plastik GW bije na głowię plastik PP.
Tau Empire Pathfinder Team - $35 - 13 plastikowych, małych modeli piechoty, w tym jedna duża drona. Ogromny wybór uzbrojenia, ciekawych póz dla piechoty i dodatków.
Słowem, PP tutaj się nie popisuje, i o ile blistery z pojedynczymi modelami biją GW na głowę zarówno jakością jak i ceną (w 99 na 100 przypadków), to pudełka z unitami GW oferuje zdecydowanie lepsze, często-gęsto zarówno w cenie jak i zdecydowanie w jakości i oferowanych w pudełkach dobrociach ;)
Oczywiście, dlatego piszę, że wszystko z grubsza wychodzi na jedno.
UsuńA GW ma też drogie pudełka piechoty. 5 Sternguardów - 50$. 10 Witch Elves / Sisters of Slaughter - $60.
Dlatego jak pisałem, na dłuższą metę wychodzi z grubsza na to samo.
Jeszcze co do Forcebooka, wczoraj wywiązała się krótka dyskusja na temat posiadania. "Pięknie wydane, bardzo fajne ale niepotrzebne do gry, zawsze są inne rzeczy, na które warto wydać kasę. Kiedyś sobie w końcu kupię." - od ludzi grających już rok czasu i więcej.
Zaczynając grę w FoW można oszukać i kupić modele od Plastic Soldier Company, Zvezdy czy którejś z multum firm, które produkowały modele 15mm przed Battlefrontem.
OdpowiedzUsuńW dwóch pierwszych przypadkach mamy póki co dość ograniczony wybór, ale dostajemy tanie i naprawdę niezłe plastikowe modele (w przypadku Zvezdy uproszczone, ale cenowo wszystkich biją na głowę).
Jeśli chodzi o firmy robiące modele w metalu i żywicy, to trzeba doliczyć wysyłkę (i czasami cło), ale nadal powinno wyjść taniej. Oferta jest już znacznie szersza (choć nadal są pewne braki), z jakością bywa różnie.
Kosztorysu nie przygotuję, bo nie znam się na FoW - moim zdaniem są ciekawsze systemy o II WŚ.
Startery do Infinity w żadnym wypadku NIE SĄ bazą do gry. Częsty błąd początkujących w systemie - biorą dwa startery, grają przeciwko sobie a potem się dziwią że jeden dostaje wciry. Problem jest taki, że poszczególne pudełka nie są zbalansowane (wystarczy porównać sobie np. starter Ariadny i Steel Phalanx). Wniosek - nawet na wejście w system trzeba te 2-3 blisterki kupić.
OdpowiedzUsuńA i tak najtaniej wyjdzie skirmish (Mordheim/Killteam/Warhammer Skirmish lub customowe zasady) z użyciem boxów GW. Jeśli pominąć kwestię zasad i turniejów to ludki GW są zarazem i najtańsze i najlepsze pod względem modelarskim.
OdpowiedzUsuńNie zgodziłbym się w pełni. O ile rzeczywiście relatywnie niedrogo wyjdzie zbudowanie bandy do skirmisza opartego na uniwersach Warhammerowskich, o tyle są one często gęsto... Po prostu mechanicznie miałkie, słabe, z systemami z zeszłych dekad teorii gier, że się tak wyrażę. Nie mówiąc już o tym, że przeważnie systemy skirmiszowe z prawdziwego zdarzenia mogą się pochwalić modelami, które biją produkty GW na łeb na szyję - Infinity, MalifauX, Hell Dorado, Tercio... GW cierpi na poważne braki w anatomii, regularne wodogłowie czy spuchnięte dłonie, i choć jakoś się poprawia, to jednak nadal regularnie wychodzą mutanci.
UsuńJa osobiście jak mam grać w Skirmisha to takiego, którego zasady są i dynamiczne, i dobrze zbalansowane, i nie polegające na tłuczeniu się po pyskach kostkami k6 w nadziei na lepsze rzuty ;)
To już kwestia preferencji. Odnośnie wyglądu figurek, to GW ma dość specyficzne i charakterystyczne dla siebie designy, które są też ich trademarkiem. Jeśli chodzi o proporcje, to zdecydowanie wolę heroic 28mm. Filigranowe ludki z Infinity potrafią wyglądać genialnie na zdjęciach, ale są o wiele mniej przyjemne w malowaniu i gorzej prezentują się na stole. Jak dla mnie plastiki GW wygrywają w skirmishach ze względu na materiał i łatwość konwersji i personifikacji każdego indywidualnego ludka o co w innych systemach bardzo trudno. Infinity na ten przykład nie ma nawet połowy ludków do których wydali zasady, a blisterów z bronią ani widu ani słychu.
UsuńKwestia polityki wydawniczej. CB po prostu wydaje osobne modele dla konkretnych broni.
UsuńChociaż podobno do modeli spec-ops są dodatkowe modele z bronią.
Co do kwestii malowania. Ja np wolę malowac infinity i myślę, że na stole wyglądają o wiele lepiej. Kwestia gustu i przyzwyczajeń pewnie.
Bo dobrze pomalowane ludki z Infinitki miażdżą wszystko. Problem w tym, że średnio pomalowane wyglądają gorzej niż średnio pomalowane GW (ale może to moje prywatne odczucie). A na stołach i tak królują sreberka ;-)
UsuńTo ja może kilka słów o systemie, w który gram, mianowicie o Full Thrust (starszy odpowiednik Firestorm Armady). Podręczniki za darmo dostępne na stronie producenta, na alledrogo można wyhaczyć jeszcze polskie wersje. Dostępne są 3 rodzaje starterów - Intro (8 modeli) za 18 funtów, Strater (13 modeli) za 30 funtów, oraz Mega (20 modeli) za 60 funtów.Dodatkowo, gdy robimy zakup ze znajomym, możemy kupić Intro Double (2 startery Intro) za 30 funtów. I są to zestawy, którymi można spokojnie grać. Oczywiście, dla maniaków/kolekcjonerów są dodatkowe blisterki, ale to już jak wszędzie ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że poruszyłeś ten temat, ale zasadniczo (jako gracz z nieomalże pełnoletnim doświadczeniem gry w Młotki obu maści) chyba nie mogę się zgodzić. Niby jest tak, jak piszesz-koszt wejścia Młotków to circa 8 paczek. Standard gry w Battla to obecnie 2400-2600 punktów. Czyli do tych ośmiu paczek musisz dodać jeszcze z 1200 (albo przy nowych armiach, pełnych "must have'ów" jeszcze więcej. Innymi słowy, żeby pograć sobie na turnieju albo chociaż na jakieś rozsądne punkty, żeby bitwa była bitwą musisz wyłożyć te, powiedzmy, 2 tysiące złotych polskich. Do tego dodaj jeszcze farby i pędzle, które zużyjesz na ich malowanie (czyli z pewnością nie jeden słoiczek danego koloru, a tych słoiczków z pięć-wiadomo, że pewnych idzie więcej, a innych mniej-czyli dolicz lekko jakieś 200 PLNów. Co daje nam na wstępie 2200 do rozegrania porządnej bitwy.
OdpowiedzUsuńA jako, że ostatnio pogrywam w WM/H, to porównanie: starter 150. Lekki jack/bestia 60, ciężki jack/bestia 100. Kolosy i inne wynalazki 350. Niby drogo. Ale standard gry to 35-50 punktów. Kolos kosztuje około 20. Czyli ponad albo nieomalże połowę armii. Za te 350 PLN masz batalion do Battla, gdzie tych punktów masz około 500 czyli nawet nie 1/4 "standardowej" gry. Do tego n pomalowanie tego wszystkiego starczą Ci po jeden-dwa słoiczki farby, więc wydasz na te farby ile? Z pięć dych? Stówę max.
Jednak produkty PP, patrząc całościowo, wychodzą taniej ;)
A co do rynku wtórnego-znajdź mi na znanym portalu aukcyjnym maszyny do Krasnali albo Treekiny do WE. W cenie nie przekraczającej 70% wartości sklepowej. Tak naprawdę rynek wtórny jest nasycony tylko najpopularniejszymi armiami (VC w Battlu i SM w 40k), te mniej popularne tak dobrze nie mają.
Wszystko prawda, ale to jest część pierwsza z kilku, traktująca /tylko i wyłącznie/ o kosztach wstępu do zabawy, czyli do minimalnej pi-razy-oko kwoty koniecznej do wejścia w zabawę, nie do zbudowania pełnowymiarowej armii do pyrgania na turnieje. Sam mogę Ci dać turniejową listę demonów za 1150 zł do WH40k na format 1850 punktów (z Adepticonu) ;) Co do kosztów armii będziemy pisać kiedy indziej!
Usuń