Porozmawiajmy o Adeptus Sororitas. Tak. Adeptus.
Widzicie, mocno męska trupa działająca w mrocznych lochach i bunkrach Games
Workshop uznała najwyraźniej, że Siostry Bitwy są na tyle maczo i na tyle
męskie, że nawet ich kute napierśniki rozmiaru Dwa-De nie spowodują, by należał
im się tytuł ‘Adepta’. No ale cóż, to norma, że wydawnictwo nie ma zielonego
pojęcia, co siedzi w ich własnym fluffie i zapomnieli najwyraźniej, że Siostry
są, jak można by się domyślać, rodzaju żeńskiego… Oczywiście, być może to
zwykła literówka, ale szczerze wątpię, korekta w WD akurat stoi na solidnym
poziomie.
Cóż, w momencie, kiedy redaguję
ten post na forum Gloria Victis odbywa się ciekawa dyskusja na temat
przyszłości tejże armii, w której to entuzjaści dzielą się swoimi
przemyśleniami, podejrzeniami i przepowiedniami. Nie lubię i nie chcę narzucać
argumentacji w sposób autorytarny, ale mimo to uznałem, że nakreślę kilką
faktów, bo wygląda na to, że jednak sporo osób jest troszkę zagubionych w
sytuacji i uderza argumentami, które nie mają żadnych podstaw! Zanim więc
przejdę do moich całkowicie subiektywnych wniosków i prognoz, zapoznam was,
mili czytelnicy, a faktami na temat Trudnej Kariery Wydawniczej Sióstr Bitew.
Games Workshop nie dotyka Sióstr, bo te należą do WD. Argument
zupełnie pozbawiony podstaw, bo z założenia fałszywy. White Dwarf nie jest
nawet firmą, czy osobnym wydawnictwem, to zwyczajna wewnętrzna komórka
korporacji Games Workshop. Jakby tego było mało, Adepta Sorortitas i wszystko
co z nimi związane od momentu wytworzenia są własnością intelektualną Games
Workshop właśnie, więc stwierdzenie, że GW nie chce macać sióstr, bo to rzekomo
produkt ich ‘ekipy od magazynu’ to bujda. Nie wspominając już o tym, że
przecież aż do 3’ciej edycji Siostry miały normalnie kodeksy jak należy, a
autorami wkładki do White Dwarfa są panowie Matt Ward oraz Robin Cruddace –
znani i regularni autorzy pełnosprawnych kodeksów, członkowie ekipy
developerskiej gier wydawnictwa. Słowem, nie, GW może robić z Siostrami co
tylko im się żywnie spodoba a ekipa Białego Krasnoluda nie ma nawet jednego
samogłoski do powiedzenia w tej sprawie.
Armia jest niepopularna, to GW ją olewa. Tutaj już zaczyna się
troszkę gdybologii, bo tak naprawdę żaden z nas nie pracuje w studiu
developerskim wydawnictwa, więc nie mamy zielonego pojęcia, jakie mają cele i
strategię, możemy jedynie śledzić trendy i plotki, które przeciekają od czasu
do czasu. Możemy jednak z ręką na sercu stwierdzić, że tak, Siostry Bitwy /nie
są/ popularną armią – zarówno pośród graczy casualowych jak i turniejowych. By
nie było, że taką tezę wyssałem z palca, polecam przegląd turniejów w Europie z
ostatnich sześciu miesięcy – na 4003 zgłoszone armie zaledwie 54 to były
siostry bitwy – jest to przedostatnie miejsce w tabeli, z ostatnim zajętym
przez Iyanden. W każdym kraju liczba aktywnych turniejowych graczy tą frakcją
jest miałka! No dobrze, ktoś powie, że gracze turniejowi stanowią mniej więcej
10% wszystkich klientów GW, więc to żadna wykładnia… Skąd więc założenie, że
Siostry nie są popularne wśród graczy ‘niedzielnych’?
Cóż, powody są proste – pierwsze, brak
kodeksu. Tak jest, by pobawić się wojowniczymi bolteriankami, potrzebne są
White Dwarfy zawierające spis armii i opis zasad – a są to numery z roku 2011!
By było zabawniej, Games Workshop nie uznało za słuszne, by te kilka stron zeskanować
i umieścić do pobrania na swoim internetowym sklepie w formie PDF, więc by grać
siostrami należy albo zdobyć ów archiwalne numery, albo dokonać drobnego
internetowego aktu piractwa; Z pewnością nie jest to najlepsza zachęta dla
niedzielnego gracza, że zamiast kodeku, ma kilka kartek… Dorzućmy teraz do tego
brak plastikowych (*czyt. Relatywnie niedrogich*) modeli – na oficjalnym
sklepie w dziale ‘Troops’ znajdzie się tylko blister z metalowymi
siostrzyczkami po trzy sztuki – by poskładać więc minimalny, dziewięcioosobowy
oddział należy wydać mniej więcej 150~ blaszek. Nie licząc kosztów za dowódczynie
drużyn, gdzie pojedyncza chodzi średnio trzydzieści złociszy. Słowem,
pozbieranie armii Sióstr Bitwy może bardzo mocno uderzyć w kieszeń i zwyczajnie
może się okazać zdecydowanie za droga dla dowolnego hobbysty, który po prostu
chce pokulać z kolegami – jeżeli już, jest to tak naprawdę armia dla zaciętego
kolekcjonera tejże frakcji, na dzień dzisiejszy.
Jak to więc wygląda w ostatecznym rozrachunku i dlaczego Games Workshop
traktuje to swoje dziecię ostrą spychologią i olewactwem? Czyżby nie mieli
wiary, że Siostry Bolterianki – po odpowiednim makeoverze – mogą stać się
popularną i kochaną armią? Przecież GW wie jak to się robi! Nowe modele, masowy
release świeżego, plastikowego cracku a do tego zasady napisane przez Matta
Warda ze zdjęciem z niego łańcucha ograniczeń, ot, by napisał je w stylu
Szarych Rycerzy. Wszyscy zakładają, że na pewno da się to zrobić, a przecież
wydawca już to nawet udowodnił uskuteczniając twardy reset Mrocznych Eldarów,
gdzie przerobili na nowe praktycznie całą linię figurek i wskrzesili z martwych
potworka, który zaginął w mrokach trzeciej edycji i kisił się tam przez dobre
dwanaście lat! Siostry Bitwy, które był częścią kodeksu ‘Witch Hunters’, co
prawda mają już dekadę na koncie, ale po drodze update w 2011 roku troszkę
szturchnął ten wydłużony okres stagnacji…
Powtarzająca się wieść gminna
niesie, że wydawca najpewniej dąży do powolnego ‘zesquatowienia’ tejże armii,
czyli do jej usunięcia z gry – co, po prawdzie, brzmi jak pic na wodę,
fotomontaż. Nawet nie chodzi o to, że GW od czasu do czasu przypomina sobie o
istnieniu Fantatyczek Imperatora, ale o to, że jednak Siostry Bitwy to nie są
Squaci, którzy tak naprawdę w pewnym momencie rozwoju gry i świata stali się
armią nadprogramową i powoli wyłamującą się ze zrewidowanych łam określających
funkcjonowanie imperium ludzkości – słowem, jako armia niedostosowana, frakcja
nie pasująca do nowej układanki... Musieli odejść. Adepta Sororitas zaś nadal
stanowią mocny element uniwersum, przewijają się w nowelkach i we fluffie dość regularnie
i chirurgiczne ich wycięcie byłoby zwyczajnie trudne do przeprowadzenia –
dalej, stanowią w pełni autonomiczną organizację militarną i mają, że tak się
wyrażę, prawo być na stołach samodzielną armią do grania; Squaci zaś zostali
zakwalifikowani jako ‘abhumans’ i jako tacy mogą co najwyżej stanowić koloryt
dodany do niezliczonych armii Imperialnej Gwardii. To oczywiście daleko
wysunięte rozumowanie – podejrzewam, że jeżeli GW zechce wyciąć tę armię jako
grywalną frakcję zrobi to nie mając absolutnie nic do powiedzenia fanom,
których to jak dobrze wiemy totalnie ma gdzieś.
Dlaczego więc Siostry czekają w nieskończoność na solidną re-edycję? Brudnych
xenos można zrozumieć, ale przecież bolterianki nie dość, że stanowią część
Imperium to jeszcze mają boltery! Ulubione elementy wydawcy! Osobiście skłaniam
się ku teorii zbyt nasilonych nakładów koniecznych do realizacji takiego planu
połączonych z faktem narzucenia morderczego tempa wydawniczego przez Games
Workshop, którego celem jest podciągnięcie wszystkich dostępnych w ich kluczowych
grach frakcji pod standardy i zasady aktualnych edycji; Stąd też rozmiary
nowych fal skurczyły się znacznie, bo nie ma zwyczajnie czasu, by zrobić więcej
– a wznowienie Siostrzyczek w nowej, pełnowymiarowej formie wymagałoby z całą
pewnością tytanicznej pracy; Brak jakichkolwiek plastikowych pudełek,
limitowana liczba dostępnych wzorów, niewielka ilość dostępnych jednostek… GW,
by wydać tę armię w pełnej formie musiałoby dokonać pracy podobnej w skali do
tej, która była potrzebna do przywrócenia Mrocznych Eldarów do życia – a przypominam,
zajęło to dwanaście lat! Dużo taniej i szybciej jest im wziąć aktualne zasady i
modele i tylko je podszlifować pod najnowszą edycję; Szczerze powiedziawszy tak
mały update to praca na jeden dzień, a skomponowanie tego w plik cyfrowy, to
może z tydzień roboty łącznie. I koszty poniesione są minimalne! Dlatego też
wątpię szczerze, byśmy ujrzeli odnowienie tej frakcji na łamach szóstej edycji
i dopiero siódma daje jakieś szanse na takie wydarzenie… O ile nie znajdą się
inne frakcje bardziej potrzebujące, według wydawcy, miłości.
W tym miejscu chciałbym
przytoczyć słowa Treja, autora bloga .z24cala:
Z Sisterkami działa zasada wzajemności armia dostaje mało miłości od GW to i gracze patrzą na nią podejrzliwie. Stare modele, kodeks w dwóch numerach WD regularne ploty o zarzuceniu nawet jeśli komuś armia się podoba to po co ładować się w to z ryzykiem zostania na lodzie.
Nie da się nie zgodzić, jest to
błędne koło regularnie toczone przez to wydawnictwo – ot, Brać 3+ (*czyt.
Kosmiczni Marines*) dostają regularne nowości – najdłużej, ile musieli czekać
na nowy kodeks, to siedem lat, w okresie przeskoku z trzeciej na czwartą
edycję, który to sam przeskok trwał aż 6 lat. Słowem, w każdej edycji Marines
dostają nowości, są armią ewidentnie zadbaną przez wydawcę i faworyzowaną, więc
nie ma się co dziwić, że w deklaracjach i prowadzonych statystykach ponad
połowa graczy gra i/lub zbiera jakiś zakon astartes. Siostry zaś, jako armia
zapomniana przez własnego wydawcę, traktowana po macoszemu i w ogóle,
niedopieszczona z każdej strony nie ma jak budzić zaufania graczy, którym by
się tylko żuchwa zaciskała patrząc, jak ich koledzy cieszą się nowymi kodeksami
i modelami w miarę regularnie, kiedy on musi czekać kolejną dekadę aż GW… wyda
10-stronicowy ‘kodeks’ na łamach White Dwarfa. I zero nowych modeli.
Wiemy już, że ów cyfrowy kodeks
ogłoszony na łamach październikowego White Dwarfa nie będzie zawierał żadnych
nowości i będzie zaledwie poprawioną wersją materiałów opublikowanych w 2011
roku, z dodaniem koniecznych elementów, by armia funkcjonowała poprawnie w
środowisku szóstej edycji – możemy się więc spodziewać ‘Warlord Traitów’,
jakiegoś drobnego balansu w punktach, rozszerzonego fluffu o kilka stron… I to
tak naprawdę wszystko. Po wydaniu tego cuda GW umyje rączki i uzna, że dość się
już narobił w sprawie Adepta Sororitas na kolejne kilka lat…
Słowem? Fanom Sióstr Bitwy życzę niegasnącego zapału i wytrwałości. Bo
dużej re-edycji tejże armii nie spodziewałbym się jeszcze przez co najmniej
kilka lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz