Muszę przyznać, że jestem
zaskoczy tym, że przejście tematyki bloga z ostro Wojenno-Młotkowego na ‘ogólnobitewniakowe’
przebiega dużo płynniej i pomyślniej niż oczekiwałem. Ot, dla przykładu,
ostatni post traktujący o rozwoju i poczynaniach Privateer Press nie tylko
błyskawicznie stał się jednym z najpopularniejszych wpisów tego roku ale też
złamał i pobił mój rekord dziennych odwiedzin! Aż się uśmiałem, bo to w sumie
kolejny dowód na to, że mamy w kraju wzięcie na rzeczy ‘spoza młotków’, hm?
Dziś jednak uderzę nieco w niszę, w temat który mnie żywo interesuje ze względu
na prosty fakt mojego osobistego zaangażowania… Dziś chciałbym wam przedstawić
przepełnione turbulencjami aktualne dzieje systemu, który ma zaplecze i szansę
wyjść z zaścianka i spokojnie zaatakować stoły na szeroką skalę, ale przy
aktualnym, powiedzmy dosadnie, burdelu który dookoła niego się rozpętał, ciężko
mieć pozytywne nastawienie. O czym mówię? O DUST Warfare.
O systemie tym zdążyłem odrobinę
wspomnieć podczas premiery podręcznika, który rozwijał zasady gry planszowej w
taki sposób, by za pomocą świetnych modeli można było aktualnie powalczyć bez
ograniczeń pół i plansz, tylko na stole bitewniakowym z prawdziwego zdarzenia.
Zasady te są nietrudne, zgrzebnie skrojone a na dodatek oferują kilka
nowoczesnych rozwiązań o których zawsze marzyłem, by pojawiły się w takiej 40’tce,
by wszystkim żyło się lepiej. System tej jednak miał poważną wadę… Swojego
wydawcę. Fantasy Flight Games, jakkolwiek radzi sobie na rynku planszówek i
karcianek bardzo dobrze, udowodniło już, że do prowadzenia gier bitewnych nie
nadają się w ogóle. Zarżnęli wszystko, czego się dotknęli – AT-43
z wyśmienitymi zasadami i nietuzinkowymi frakcjami? Chore ceny, żałosna jakość
gumoludów, malowanie maszynowe w stylu przedszkolaka z niekontrolowanym ADHD.
Confrontation? Nawet znany pośród bitewniakowców setting, gotowy i
rozwinięty nie uratował się z tragicznego prowadzenia tego wydawcy, który
ponownie uznał, że może pojechać na popularności i wydawać drogie kupsztale…
Oczywiście, klienci nie są w ciemię bici, i zwyczajnie zlali temat. FFG
wreszcie zauważyło, że musi zmienić podejście, i efektem był właśnie DUST o znacznie odmiennej polityce – w dobrym
kierunku! Przystępne, ba, niskie ceny, rezygnacja z gumoludów na rzecz
prawdziwego, sztywnego plastiku oraz wysoka jakość rzeźb zagwarantowała DUST niejakie wzięcie, nawet w kraju.
Każdy jednak czuł oddech FFG na karku i jego nieudolność w wydawaniu nowości –
obciążeni innymi produktami i seriami nie mieli widać siły sprawczej na częste
czy chociażby regularne dodawanie nowinek do tego systemu, a doskonale wiemy,
że system ciężko się popularyzuje, kiedy ten zamiast dynamicznego wejścia na
stoły prezentuje mozolny spacer staruszka na zasłużonej emeryturze.
Słowem, DUST, był , DUST miał
się dobrze, ale FFG wydawało tyle, by zadowolić swoich ‘planszówkowych fanów
systemu’, znaczy tych, którzy ciułają w DUST:
Tactics i od czasu do czasu dokupią sobie jakąś kampanię, by odświeżyć temat.
Bitewniak istniał jako dodatek dla wyjątkowo znudzonych. Aż do czasu…
W którym Battlefront Miniatures ogłosiło przejęcie licencji i dystrybucji
wszystkiego, co nosi godło i znak DUST,
jeden po drugim. To była fantastyczna wiadomość a w sercach miłośników tego
systemu zakwitła nowa nadzieja! Bo Battlefront
Miniatures to nie jakieś tam nie wiadomo co, jakiś wykwit natury, który
chciał się porwać z motyką na słońce, lecz kolos odpowiedzialny za Flames of
War – być może najbardziej rozpoznawalny system historyczny na planecie. Mamy
więc ekipę z doświadczeniem, całą ekipą modelarską i developerską, z wyborną
wiedzą na temat II Wojny Światowej i ekspertyzą w dziedzinie popularyzacji
swoich produktów. Słowem, nie może wyjść źle, prawda?
Nieprawda.
Bo widzicie, to wszystko jest
dużo bardziej zagmatwane, a wszystko przez, żeby było weselej, samego twórcę
uniwersum DUST – Paolo Parente –
który pragnie w stalowych chwycie utrzymać własność nad swoją kreację i dzięki
czemu tworzy dość dziwacznie skonstruowane umowy i generuje właśnie wysokiej
klasy chaos, jakiego nie powstydziliby się mroczni bogowie. Sami spróbujcie.
Wpiszcie DUST Warfare albo DUST Tactics w wyszukiwarce i
zobaczcie, czy uda wam się znaleźć aktualną stronę do systemu? Nie? Owszem. Nie
ma niczego takiego – trafimy jednak na stronę z produktami
FFG, stronę z limitowanymi, ekskluzywnymi modelami prosto od DUST
Studio oraz do sklepu… Gale Force 9. Tak więc na dzień dzisiejszy
gra nie posiada swojej oficjalnej strony, i jeżeli ktoś chciałby się więcej
dowiedzieć o samym systemie czy modelach to musi szperać po trzech stronach na
raz, które, by było weselej, nawzajem do siebie nie linkują. Skąd taka
dziwaczna sytuacja? FFG nie był właścicielem marki, a jedynie dystrubutorem i developerem.
Wraz z przejściem obu tych ról na Battlefront
Miniatures (*która to firma jest
właścicielem Gale Force 9*) od 1 czerwca na łamach ich sklepu
pojawiają się zapowiedzi i nowości, a jako że Battlefront Miniatures wykazał się wyjątkowym brakiem przygotowania,
i nie otworzył jeszcze strony internetowej poświęconej tejże grze i produktom,
na razie każdy chętny zmuszony jest do skakania i tak naprawdę nie wie, co się
dzieje, kto jest kto i czy gra istnieje w sferze rzeczywistej!
Słowem, na dzień dzisiejszy
wszystko wygląda trochę chwiejnie… Ale jest też druga strona medalu, na którą
warto zwrócić uwagę. Od ów 1 czerwca nowy dystrybutor pokazał zapowiedzi w postaci
aż dwunastu zestawów w planach wydawniczych na kwartał! TO więcej niż FFG
potrafiło zaprezentować w planach na cały rok. Widać, nowy wydawca nie
próżnuje, szczególnie biorąc pod uwagę, że wszystkie sny miłośników tej gry i
uniwersum się spełniają z małą jedynie łyżką dziegciu… Modele już wcześniej
były dobre, ale te, które prezentuje Battlefront
Miniatures poprzez Gale Force 9 to prawdziwe śliczności, o zabójczych
detalach, świetnym klimacie… Klasa sama w sobie. Na dodatek aktualny plan
wydawniczy prezentuje co najmniej jedno nowe pudełko do każdej z trzech
dostępnych frakcji na miesiąc, a jak się wyrobią, to więcej, bo czemu nie… W
zapowiedziach i plotkach pojawia się też czwarta frakcja, która ostrzy pazury
na dołączenie do konfliktu. Poza samymi nowymi modelami, nowy developer od razu
uraczył nas dodatkiem do planszówki w postaci Operacji „Achilles”, która
wprowadza nowe zasady rozstawiania bunkrów i umocnień. Jak widać, dzieję się
dużo i każdy, kto liczył na to, że wraz ze zmianą kierowcy nadejdą ewidentne
zmiany z pewnością powinien poczuć się nimi usatysfakcjonowany.
No prawie… Gdzie rzeczona łyżka
dziegciu? W cenach. Battlefront
Miniatures, w przeciwieństwie do FFG, doskonale zna swoich klientów i wie,
że bitewniakowcy z wielkim entuzjazmem zapłacą krocie za swoje plastikowe
uzależnienie. I niestety odbija się to na cenach nowych zestawów – zapomnijmy więc
o płaceniu do 60 zł za pudełko z piechotą czy 80-90 blaszek za całkiem duży
pojazd… I choć skok cenowy nie jest jakiś drastyczny, to te dodatkowe 15 do 30
złotych za zestaw zdecydowanie da się odczuć na kieszeni. No ale jeżeli wraz z
podwyżką nadchodzi jeszcze lepsza jakość odlewów oraz aktualne wsparcie dla
gry, to czemu by nie? Jestem na to gotowy!
Co poradzić? Czekać i kupować.
Tak, wiem, dziwaczna rada, ale ja już
się do niej stosuje – póki co, produkty FFG nadal są diablo tanie i bardzo
dobre (*piątka laserowych
komandosów wojsk Osi kosztuje o 30 blaszek mniej niż pieciu Dire Avengers do
Eldarów, a są nieporównywalnie większymi i ładniejszymi modelami!*),
i jeżeli interesuje się pulpowa, alternatywna wersja drugiej wojny światowej,
lubisz takie klimaty i masz wiarę, że firma takiej skali jak Battlefront jest w
stanie to pociągnąć, to nie szczędź tylko kupuj, póki są jeszcze stany
magazynowe, bo obawiam się że już nowe repacki będą jednak zdecydowanie
droższe. A czekać? Owszem, czekać – głównie na sygnał od samego wydawcy, że
zabawa rozkręca się na poważnie, i że koniec z trzymaniem zapylonych modeli w
ciemnym kącie półek! Bo to, że ten moment nadejdzie jest pewien… Czemu? Dwa
powody. Po pierwsze, Battlefront nie przejmowałby licencji, gdyby nic nie
zamierzali poważniejszego z nią robić. Po drugie… zaledwie 2-3 miesiące temu
wisiały ogłoszenia do pracy na osoby odpowiedzialne za budowanie treści i
społeczności dookoła nowego serwisu poświęconego tejże właśnie grze i
uniwersum. Pozostaje więc tylko czekać.
I trzymać kciuki. Po skoro firma
poradziła sobie z Flames of War, to jeżeli się przyłożą, DUST z gracza trzeciej ligi bez problemu przejdzie do drugiej, a
kto, wie, może nawet kopnie w dupę członków pierwszej ;)
Dobre wieści niesiecie, Ognista Mrowo!
OdpowiedzUsuńDust podoba mi sie o tyle, ze jeśli dla kogoś 40stka jest zbyt fantastyczna a FoW aby historyczny (np ja :-D) to zawsze jest costam co wypełnia taka nisze. :-)
Przy obecnym braku czasu jedyna rzecz ktora byłaby w stanie skłonić mnie do poważniejszego zaintersowania sie systemem to rozsądne skalowanie - tak, zeby tymi samymi figsami i zasadami dało sie zagrac bitwę wielkości warmahordowego 15-20 pkt jak i 40stkowego 1250-1500pkt.
Hm... mogę się mylić. Mogę. Ale o ile mi wiadomo (a mam niemałą armię Red Bloku do AT-43, więc trochę się orientuję) to FFG nigdy AT-43 nawet nie dotknęło (chyba, że bawili się w dystrybucję w Stanach). To akurat spartolił Rackham. Ze spartolonych przez FFG gier figurkowych (bo nie bitewniaków) przypominam sobie jak na razie tylko Mutant Chronicles (X-Wing zdecydowanie spartolony nie jest).
OdpowiedzUsuń