Znacie to? To uczucie, że wasze
codziennie funkcjonowanie można by było zamknąć w krótkiej książce o tytule „Gdzie
się podziały tamte godziny” czy „Jedna Doba to za mało?” Ja znam, dotyka mnie
codziennie, nawet w te rzadkie momenty, kiedy rzeczywiście ograniczam rozkosze
prokrastynacji i wypełniam godziny w dniu całym stosem wszelakiej aktywności.
Zawsze jednak brakuje mi czasu, tej godziny czy dwóch by rzeczywiście czuć, że
mogę zamknąć dzień w pełni usatysfakcjonowany jego produktywnością. A pomiędzy
malowaniem, pisaniem, dodatkowym pisaniem (*bo są różne formy
pisania!*), pracą a utrzymaniem porządku na chacie jeszcze zawsze staram
się odnaleźć czas na czytanie – było nie było lista lektur rośnie, a same się
nie przeczytają. Fortrunnie ostatnio udało mi się troszkę zerwać z nocki i
skończyć kolejną nowelkę – Shadowsun:
Last of Kiru's Line autorstwa Bradena
Campbella.
Wygląda na to, że ów książka jest
rodzajem zielonego światła dla pana Campbella, którzy wcześniej nie napisał ani
jednego, pełnego dzieła, za to produkował się często-gęsto w opowiadaniach,
które lądowały w wielu różnych antologiach, a przede wszystkim na łamach The
Hammer and Bolter, magazynu wydawanego jeszcze w zeszłym roku wypełnionego
krótkimi opowiadaniami różnych autorów. Warto przy okazji zauważyć, że to
wielka szkoda i bolesna sprawa, że zrezygnowali z tego konceptu, ale to temat
na osobny tekst tak naprawdę… Tak czy owak, mamy do czynienia z pierwszą,
relatywnie dłuższą formą od tego autora i warto sprawdzić, czy się sprawdzi w
tej roli! Dorzućmy do tego fakt, że tekstów traktujących o Tau jest jak kot
napłakał – autorzy piszący więc o niebieskoskórych nadal mają sporo kreatywnej
wolności w słowotwórstwie, rozwoju języka obcych, ich rytuałów czy opisie
technologii. Z drugiej strony bohaterką opowiadania jest postać znana w
uniwersum Warhammera 40k – komandor Shadowsun, kluczowa postać w ekspansji
czwartej sfery dominium Tau, znana graczom tejże frakcji i z pewnością ich
przeciwnikom. Zobaczmy więc, jak się za tą postać zabrał pan Campbell.
Jakość wydania? Jest to, na dzień
dzisiejszy, czwarty tomik wydany w nowym formacie propagowanym przez Black
Library. Można go podsumować w trzech słowach. Krótki. Drogi. Piękny. Bo tak w
istocie jest – okolice 125 stron formatu A5 to krótkie opowiadanie, za 20 dolarów
wychodzi drożej, niż omnibusy rozwlekłe na 800 stron, więc cena kontynuuje
wspaniałą tradycję Games Workshop, by narzucać jakąś szatańską marżę tylko
dlatego, że jest to coś do Warhammera. Mimo to, jakość wydania jest na tyle
reprezentacyjna, że można przełknąć szalony próg cenowy, bo wygląda to godnie i
ślicznie się prezentuje na półce, ze swoją twardą okładką, świetną ilustracją,
półokrągłym grzbietem, pergaminowym papierem, lakierowaną typografią na froncie…
Zresztą wierzę gorąco w unifikację wzorów, bo jako esteta, cenię sobie
schludność na półkach z moją kolekcją literatury! Jest więc całkiem w porządku.
A co do treści? Cóż, dostajemy
opowiadanie traktujące o pojedynczej, przymusowej misji komandor O’Shaserra,
która po strąceniu jej okrętu z orbity ląduje na planecie Imperium, i musi się
wydostać niejako na własną rękę. Poczytamy więc o przebijaniu się przez puszcze
imperialnej planety, o starciach z siłami imperialnej gwardii, dojdziemy do
kulminacji z walką z ‘głównym złym’ na czele… Słowem, klasyka akcji i nic,
czego nie możemy się spodziewać! Należy jednak oddać sprawiedliwość autorowi,
że nawet to tak przewidywalnej historii udało mu się wpleść kilka ciekawych
dodatków, jak chociażby wzrastająca tęsknota pani komandor do spełnienia
obowiązków wobec dominium nie tylko na wojnie, ale też poprzez utrzymanie
swojego rodu. Spotka się również z imperialnym zdrajcom, który pomaga jej z
powodów, których nie chce wyjawić, ale wraz z postępami w lekturze staną się
jasne, oczywiste, i dodatkowo wywrą presję na główną bohaterkę. Czyta się to
szybko i płynnie, a w ostatecznym rozrachunku nie czułem się znudzony czy
oszukany – ta krótka historia jest dobrze prowadzona i prezentuje zamknięty
rozdział w historii Shadowsun.
Język pana Campbella też mi się
podoba – jest płynny, nie znosi w zbędne, wydłużone opisy, a mimo wszystko
plastycznie maluje krajobrazy i otoczenie. Warto też zaznaczyć, że świetnie
zaprezentował samych Tau; Są nieco enigmatyczni, widać, że ich interakcje są
wysoce formalne, oparte na złożonym protokole. Mimo to nie są wyprani z emocji,
lecz skupiają się na tyle na działaniu dla Większego Dobra, że ów emocje w
sobie tłamszą, wygaszają, w czym wszechobecny protokół ewidentnie im pomaga.
Walki są nieco chaotyczne, ale w całym tym chaosie jest odpowiedni dynamizm.
Miło też poczytać o tym, jak walczą Tau, jak działa ich armatura i pancerze –
takie techniczne duperelki, które dla smakosza fluffu są niczym wisienka na
czubku góry bitej śmietany.
Jeżeli więc jesteś fanem
niebieskoskórych, to w sumie nie mam nic złego do powiedzenia na rzecz tomiku
Shadowsun: Last of Kiru's Line – ma w sobie wszystko to, czego można oczekiwać
od porządnego czytadła; Akcja, dobrze nakreślone, wyraziste postaci, trochę
dodatkowych detali urozmaicających całą historię, dodając jej pikanterii, a
wszystko to okraszone chrupiącymi skwarkami informacji na temat tego, kim są
Tau i jak wyglądają działania wojenne przez nich prowadzone. Wszystko to
zapakowane w ładną książkę, która dumnie prezentuje się na półce, dobrze w dłoniach
leży, i czyta się z przyjemnością.
Dobra robota panie Campbell.
Prosimy o kolejne tomy o Tau, tym razem nieco dłuższe…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz