Porozmawiajmy dziś o aerografach.
Zakładam, że większość z Was wie, cóż to za narzędzie, ale ku tym z
czytelników, którzy jeszcze się nie spotkali… Aerograf to ‘powietrzny pędzel’,
wyglądające na przerośnięty długopis z kubeczkiem na górze lub od spodu na
farbkę i podpięty do kompresora, który spręża powietrze i dostarcza je do
narzędzia. Wasze prężne umysły na pewno dodały dwa do dwóch i wiecie już, że
sprężone powietrze poprzez dyszę rozpyla farbę we wskazanym miejscu. Tanie,
podłe aerografy działa w sumie jak farby w spreju, malując grubą ścieżkę koloru
i nadając się tylko do nakładania podkładu lub ewentualnego malowania większych
powierzchni. Jednak lepsze, bardziej precyzyjne aerografy pozwalają na
uzyskanie cieniutkich smużek i w rękach sprawnego malarza potrafią praktycznie
w pełni zastąpić pędzelki.
Skoro to takie fajne narzędzie,
skoro praktycznie wszyscy profesjonalni malarze miniaturek z nich korzystają,
skoro oszczędzają czas i oferują znacznie lepszą precyzję… To czemu nie wszyscy
z nich korzystają? Powód jest prozaiczny. Cena. Dobry aerograf to wydatek
liczony w kilku setkach złotych, a do tego przydałby się dobry kompresor –
cichy i wydajny, by nie musieć przenosić warsztatu do garażu tak, by rodzina
nas nie zabiła. A to kolejne kilka stówek. I jest to zazwyczaj wydatek
zdecydowanie zbyt duży dla większości hobbystów, którzy woleli by takie sumy
przeznaczyć raczej na rozwój swoich figurkowych kolekcji! Nie mówiąc już o tym,
że samo narzędzie jeszcze niczego nie pomaluje, i opanowanie aerografu w
stopniu pozwalającym na płynne i praktyczne zastosowanie w codzienniej pracy z
modelami wymaga zwyczajnie praktyki i wprawy, którzy przychodzi po dziesiątkach
godzin spędzonych na jego używaniu. Słowem, powiedzmy sobie szczerze – zabawa w
aerografy to zabawa dla Dużych Chłopców, znaczy się modelarzy z krwi i kości,
którzy malowanie modeli traktują jako kluczowy element hobby.
Pozostaje jednak kwestia
ułatwiania sobie życia! Skoro wydatek w granicach 500 do 1000 złotych odpada, a
nie mamy zamiaru liczyć godzin praktyk przy tymże narzędziu… Jak mamy sobie
pomóc w malowaniu? Oczywiście możemy sobie dopomóc w sposób prosty i
sympatyczny – malując figurki podkładem o kolorze bazowym naszych jednostek.
Krokodyle? Zielony! Skaveny? Brązowy! Imperialne Pięści? Żółty! Szkieletory?
Kościany! Zamiast pokrywać nasze modele białym czy czarnym podkładem możemy
ominąć jeden żmudny etap malowania naszych żołnierzy. Akrylowe farby w spreju
to żadna nowość i co najmniej kilka firm jest znanych z wydawania tychże, jak
chociażby Tamiya, by daleko nie szukać. Trzeba jednak zauważyć, że farba w
spreju farbie w spreju nie równa, bo farba podkładowa musi mieć inny skład i
inne właściwości – musi przylegać do powierzchni, nie ścierać się i stanowić
dobry grunt po inne farbki, tak, by owe chwytały, a nie ściekały. Pod tym
względem już znacznie mniej firm i produktów się kwalifikuje…
Ale z pomocą dla malarzy-amatorów
przychodzi Army Painter! Firma znana
z produkowania farbek i przyrządów modelarskich, które razem tworzą gotowe
rozwiązania do szybkiego malowania całych armii. Przy ponad dwudziestu różnych kolorach bez
najmniejszego problemu znajdziecie takie, które będą idealnie pasować do
waszych modeli, niezależnie do jakiego systemu je malujecie i jaka armia to
będzie. Sam osobiście nabyłem zielony sprej do podłożenia koloru pod moje nowe
krokodylki do Hordes, i po spróbowaniu od razu nabyłem Demonic Yellow dla moich
Tau – tak, choć do produktów Army
Painter nie jestem przekonany, uważam ich narzędzia za słabiutkie a ich
pędzelki za niegodne tego szlachetnego miana. Mimo to dałem szansę ich sprejom
i tym razem pokazali klasę.
Ich kolory podkład działa jak
złoto – doskonale kryje, to przede wszystkim. Nie ścieka ani z metalu ani z
plastiku, pięknie przylega i tworzy na tyle delikatną smugę, by nie wytracać
nawet najdrobniejszych detali, jak chociażby łuski na skórze krokodylka.
Kolejnym sporym bonusem jest to, że kolor farby nie różni się nawet odrobinkę
od koloru podanego na wieczku – słowem, wiemy co kupujemy i nie musimy się
obawiać, że aktualny kolor farby będzie się w jakiś sposób różnił od tego
zaprezentowanego na opakowaniu. Wbrew pozorom to ważna rzecz, bo wiemy, co
kupujemy. Słowem, podkłady te w istocie zachowują się jak podkłady i spełniają
swoją rolę po prostu idealnie, co jest zbawieniem i fantastycznym rozwiązaniem
dla każdego, kto pragnie pomalować swoją armię na tzw. trudny kolor, jak żywa
czerwień czy żółć, które nakładane ze słoiczka w 99% są zbyt płynne i
rozwodnione by wygodnie i szybko nakładać nieprzejrzyste warstwy. Każdy, kto
próbował malować czerwień czy żółć na czarnym czy białym podkładzie wie, że to
nie jest przyjemna zabawa i prowadzi przeważnie do frustracji. Pominięcie tego
żmudnego etapu przy pomocy świetnego podkładu, który wykona całą tę pracę za
nas!
Słowem, mogę gorąco polecić!
Oczywiście, jeżeli posiadacie aerograf to dużo ciekawszą opcją będą kolorowe
podkłady firmy AK-Interactive specjalnie przeznaczone do korzystania w
aerografach, na razie dostępne w zaledwie dwóch bazowych kolorach, ale
niechybnie ma się pojawić kolejne 6, w tym tak ważne jak czerwony, zielony czy
brązowy – znając jakość produktów tej firmy można liczyć na produkty niemalże
doskonałe. Jednak dla każdego, kto nie posiada Aerografu albo nie chce inwestować
/ nie może odnaleźć dobrego koloru w produktach podkładowych, to sprej z Army Painter jest idealnym produktem,
jakościowo w pełni zadowalającym i oferującym paletę kolorów na tyle bogatą, by
można było z relatywną łatwością coś ugrać na korzyść swojego projektu.
Vallejo ma na ta chwilę również bardzo duża gamę podkładów do aerografu (wiele kolorów).
OdpowiedzUsuńJestem sporym fanem AP i ich materiałów do terenokreacji, sprayów, ale także pędzi oraz [umiarkowanie] narzędzi. Jak do tej pory mnie nie zawiodły, sprawują się nad wyraz dobrze. Oczywiście nieco brakuje im do ideału, jednak są stworzone bardzo solidnie. Skąd więc u Ciebie taka awersja? Jestem ciekaw Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Fen
Malarz ze mnie żaden, ale bardzo sobie cenie tez farbki Army Paintera. No i Quickshade:)
OdpowiedzUsuńMoje doświadczenia ze sprayami
OdpowiedzUsuńŻółty (pod Imperial Fists) spray AP był ciulowy - 10^23 razy lepszym rozwiązaniem był biały spray GW i na to żółty ink - metoda którą znam od Washiego, działa jak złoto.
Dark Angelsowy zielony natomiast jest genialny, dokładnie taki, jak powinien być.
Może miałem pecha i trafił mi się jakiś felerny egzemplarz, ale moje odczucia są zdecydowanie negatywne... Posprayowana powierzchnia ma wyraźną fakturę, jakbym użył kredy; psikam niewiele, tyle, zeby tylko pokryć, a szczegóły giną straszliwie. Jedyne z czym się mogę w oparciu o moje doświadczenia zgodzić, to to, że farba jest wytrzymała i nie ścieka. Generalnie to już lepiej moim zdaniem sprawdzał się zwyczajny spray akrylowy z OBI, którego to używam jako czarnego podkładu :P
OdpowiedzUsuń