14.05.2013

[14.V.2013] Lexicanum: Masque of Vyle


Noc dnia czternastego. Na jednej połowie ekranu pusta, cyfrowa karta w moim najukochańszym edytorze tekstu, na drugiej śmigają i mrugają obrazy z pierwszej części Iron Man’a – ot po wizycie w kinie na mocnej i dobrze skrojonej ‘trójce’ postanowiłem odświeżyć serię. Po mej prawicy kubek z gorącą kawą, mocną jak prawica szatana i czarną jak oczy Strażnika Tajemnica. Po mej lewicy skórka od banana, mojej późnej kolacji. Godzina jest punkt 23:00, kiedy uznaję, że nadeszła pora przelać na szlachetną czcionkę trochę tekstu, moich późnych przemyśleć z ostatnich lektur! Słowem wstępu, muszę się pochwalić – o tym! Uznałem, że skoro już zostałem ciepło przyjęty w ramienia Kwadry - która zdążyła już przemianować się na Gal Vorbak – to skorzystam z tego dobrodziejstwa i wezmę się twardo za lektury z uniwersum WH40k. Jak widać, mam solidną listę do przebycia, ale już trzy książki za mną z tej listy… A dziś przejdziemy do pierwszej lektury, z jaką się zapoznałem spod pióra Andy’ego Chambersa – Masque ofVyle!

Po pierwsze chciałbym wszystkim przypomnieć, że Black Library to nic innego jak dywizja Games Workshop poświęcona wydawaniu opowiadań osadzonych w ich uniwersach, a ponieważ są dzieckiem zwyrodniałego, chciwego ojca, to trudno się dziwić, że kupując książki spod bandery Czarnej Biblioteki musimy się przygotować na ponadprzeciętne ceny. Ogólnie nie jest tak źle, i są zaledwie symboliczne złotówki droższe od książek innych wydawnictw, ale i tutaj nie musieliśmy długo czekać, by dostać coś Drogiego tylko dlatego, że jest ich. Masque of Vyle to króciutka nowelka rozciągnięta na 125 stron formatu A5 tylko dzięki cudom łamaczy tekstów oraz zastosowaniu większej czcionki – przy przepisaniu całości do formatu ‘maszynopisu’ dostajemy 40 stron, czyli tyle, ile grubsze fan-fiction potrafią osiągnąć. Słowem, kupujemy coś, co byłoby może pierwszymi dwoma rozdziałami w każdej innej książce. Trzema, jak będziemy litościwi, i się uprzemy, że jednak większość wydawnictw posiada podobny skład. Za ile? 60 blaszek. TO dużo. Za 30~ zł możemy nabyć książki o 3-4 krotnie większej objętości. Za 45~ możemy kupić przecież nowowydane, przetłumaczone powieści z Herezji Horusa przez wydawnictwo Fabryka Słów, które też są znacznie grubszymi lekturami a na dodatek wydanymi naprawdę bardzo elegancko. Tak więc niestety trzeba płacić i płakać… Ale, wbrew pozorom, nie jest tak źle!

Pewnie, książeczki to chudziaki do połknięcia w jeden wieczór, ale prezentują klasę wydania naprawdę wysokiego poziomu  - można by rzec, że skoro i tak wiedzą, że cię skupią, to przynajmniej zrobią to z jako-taką klasą. I w ten oto sposób Masque of Vyle podobnie jak Shadowsun: Last of the Kiru’s Line posiadają twardą, lakierowaną okładkę z półokrągłym grzbietem i naprawdę śliczną ilustracją. Papier, choć na pierwszy rzut oka może przypominać ‘szarą toaletówkę’, jaką stosuje się w tanich wydaniach czy książkach do filozofii, to po dotknięciu już prezentuje znacznie wyższą jakość papieru pergaminowego, przyjemnego w obcowaniu i odpornego na ‘rozmazanie tłustych łapek’. Słowem, wysoka cena przynajmniej oferuje świetne wydanie, i książeczka ta będzie ozdobą każdej półki.

A jak z zawartością? Zawsze podchodzę raczej ostrożnie do lektur autorów, z którymi się jeszcze nie spotkałem na drodze mojej czytelniczej przygody, szczególnie, jeżeli mówimy o czytadłach – a nie ma co ukrywać, że lektury ze świata WH40k czy WFB to nie są traktaty filozoficzne czy moralitety luźnej formy a la Umberto Eco, prawda? Fortunnie mam duże zaufanie do i szerokie ramy tolerancji dla pisaniny osadzonej w moich ulubionych uniwersach, więc bez zwlekania zatopiłem się w lekturze – skoro opowieści o wyczynach Gorteka i Felixa spod pióra King’a mi nie przeszkadzają, to przecież nic tak naprawdę mnie już nie przerazi, prawda? Poczytajmy więc co też ciekawego do sprezentowania nam ma nadworny Eldarski skryba Czarnej Biblioteki.

A tak, tak, Andy Chambers to autor, którego literackie wyczyny jak dotychczas skupiły się włąśnie głównie na naszych ulubionych kosmicznych nomadach, pozostałych ocalałych po wielkim upadku… A żeby bardziej doprecyzować, póki co oddaje się w ręce dekadenckich przedstawicieli tej rasy bytujących w czarnym mieście, w potężnym i owianym tajemnicą Commoragh – Mroczni Eldarzy to jego chleb powszedni jak mogliśmy się z nimi zapoznać na łamach jego książek Path of the Renegade oraz Path of the Incubus. W Masque of Vyle dotyka jednak nieco odmiennego tematu, bo skupia się na najbardziej bodajże enigmatycznej grupie pośród tej niezwykle tajemniczej rasy – Harlekinach, którzy gwiżdżą sobie na podziały pomiędzy frakcjami, pojawiają się i znikają tam gdzie chcą i kiedy chcą, a możni panowie światostatków, pałaców czarnego miasta czy niewolniczych planet nie mają wiele do powiedzenia, i muszą przyjąć to, co ich od nich czeka.

Nie chcę zdradzać fabuły, ale mamy do czynienia z… opowiadaniem kryminalnym! Popełniona została zbrodnia na światostatku Eldarów, a trupa Harlekinów przybywa, by zbadać co się stało, by rozwiązać zagadkę tragedii i – jeżeli będzie taka potrzeba – wyegzekwować natychmiastową i brutalną karę na winowajcy. Szczerze powiedziawszy sama fabuła jest niezwykle wręcz prostolinijna, nie posiada w sobie nawet krztyny tajemnicy i jako opowiadanie kryminalne jest bardziej jednowymiarowe niż odcinek ‘W-11’. Po pierwszych dziesięciu stronach wszystko jest już jasne i klarowne. Żeby jednak było ciekawiej, wcale taka wiadomość nie zniechęca do lektury, bo szybciutko wczuwamy się w to, o czym ten tekst naprawdę jest – wydarzenia są tak jakby pyrkoczącym w tle motorkiem do popychania fabuły na przód, ale to w istocie tylko tło dla najważniejszych rzeczy; Poznania Harlekinów. Mógłbym powiedzieć, że autor doskonale wie, czego miłośnicy sięgający po książki z BL oczekują – fluffu. Wyjaśnień. Klarowności. Poszerzenia idei i dostępnej wiedzy. Jeżeli ktoś posiada kodeks do Eldarów czy Mrocznych Eldarów to wie, że wpisy przedstawiające tą specyficzną kastę, jaką stanowią Harlekini w sposób dość zwięzły i pozostawiający po sobie zbyt dużo pytań i niedomówień. I choć 125 stron to za mało na dobrą powieść kryminalną, to jednak jest to zdecydowanie dość, by dać nam lepszy obraz tego, kim są ów zamaskowani poddani Cegoracha.

A dowiemy się dużo. Dowiemy się, jak wygląda wewnętrzny podział trupy, kto sprawuje jakie role, kto odpowiada nie tylko za sceniczne postaci ale też przyjmując na sobie odpowiednią maskę otrzymuje wyraźnie wykrystalizowaną profesję w społeczności Eldarów. Dowiemy się o tym, że pełnią rodzaj neutralnych łączników pomiędzy enklawami Eldarów a ich mrocznych pobratymców. Nauczymy się metodologii ich walki, podglądniemy ich zachowania i reakcje a przede wszystkim weźmiemy udział w jednej z ich sztuk, którą autor opisał z naprawdę zacnym rozmachem, używając kwiecistego języka, który mi osobiście bardzo pasuje to tejże wyniosłej i wysublimowanej rasy. Jeżeli więc ktoś szuka źródła, które rzuci więcej światła na to, kim są Harlekini, to Masque of Vyle jest jego Graalem. Oczywiście, opowieść nie skupia się tylko i wyłącznie na nich, ale również na, można by rzec, tytułowym antagoniście, czyli Archonowi Vyle’owi, który posiada własne problemy na swojej zniewolonej planecie… To też są porządnie skrojone fragmenty, które dla odmiany pozwalają nam wczuć się i poznać sposoby działania mrocznych eldarów; ich zrytualizowane dwory i maniery, ich chęć do przemocy i łatwość, z jaką im przychodzi arogancja.

Nie wiem jak inaczej zarekomendować tę książkę jak tylko powiedzieć, że czytałem z wielką przyjemnością i lektura zleciała mi jak z bicza trzasnąć. Ani razu się nie zatrzymałem, ani na moment nie poczułem czytelniczej czkawki i przefrunąłem nad kartkami jak wiatr. Słowem, pan Andy Chambers wywiązał się z zadania co najmniej dobrze, i choć krótko, to sprawił mi solidną radość i przyczynił się do mojego zwiększonego entuzjazmu do kolejnych książek spod jego pióra – w sumie, już czekam aż mi dojdzie Path of the Renegade, by się w niej zatopić. Słowem? Polecam – dla każdego miłośnika Eldarów to świetny kawałek tekstu, a przecież tych, co Eldarów nie znoszą raczej nic nie zmusi do przeczytania książki traktującej tylko i wyłącznie o nich, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz