Witam ciepło po weekendzie odpoczynku! No cóż, bywa i tak, że nawet taki tytan pracy jak ja musi odłożyć hobby i zabawę na bok by skupić się na sprawach priorytetowych, takoż więc weekend był wolny i swobodny od wpisów wszelakich... No, ale powracamy z pierwszym deszczem i to od razu z autorskim wpisem niejakiego Sturnn'a, jednego z organizatorów inicjatywy Story of the Month, autora licznych opowiadań fanowskich i wielkiego miłośnika mrocznego uniwersum czterdziestego pierwszego tysiąclecia. Zapraszam ciepło do lektury zwięzłej acz rzeczowej recenzji nowego, polskiego wydania "Ucieczki Eisensteina".
Długo się zastanawiałem jak
podejść do recenzji tej książki. Co tak naprawdę mam zrecenzować? To co napisał
autor Black Library? Na pewno nie. Jest to tytuł, który pojawił się kilka lat
temu, na samym początku serii o Herezji Horusa. Pozostała więc druga możliwość
– recenzja tłumaczenia jakie zostało przygotowane przez Fabrykę Słów. W takim
duchu została właśnie napisana ta recenzja.
Wyniosłe, złego początki
Fabuła samej książki rzuca nas w
sam środek wydarzeń, które dały początek wojnie domowej, która rozdarła
Imperium i której echa rozbrzmiewają jeszcze w czterdziestym tysiącleciu.
Horus, Mistrz Wojny, Prawa Ręka Imperatora zbiera potężne siły w systemie
Istvaan. Tutaj to, zbuntowany gubernator postanowił zrzucić jarzmo Imperium i
sprzymierzyć się z kastą mnichów wojowników w postaci kobiet. Nikt nie
przypuszcza, że na gruzach cywilizacji zamieszkującej system Istvaan’a Horus ma
zamiar wybudować fundamenty pod jeszcze większy konflikt.
W samym centrum tych wydarzeń
jest Kapitan Nathaniel Garo, żołnierz Legionów Astartes, najlepszych żołnierzy
jakich Imperium ma na swoje rozkazy. Genetycznie modyfikowanych nadludzi,
którzy podbijając gwiazdy od dwustu lat, nie natrafili na nic co byłoby w
stanie ich powstrzymać. Garro jest należy do jednego z Legionów, które
odpowiedziały na wezwanie Mistrz Wojny by stłamsić rebelię Istvaanczyków.
Należy do Gwardii Śmierci.
Autor książki w ciekawy sposób opisuje
relację między Astartes należącymi do tego Legionu. Przyjaźń, szacunek, zawiść,
zazdrość. Wszystkie te emocje są obecne wśród bohaterów książki, którymi są
głównie Astartes. Ktoś mógłby powiedzieć – Ale zaraz, przecież to nadludzie,
zaprojektowani do toczenia wojen. Takie uczucia powinny im być obce! Otóż nie.
Astartes a tym bardziej ich genetyczni ojcowie czyli Primarchowe, przy całej
swojej wyższości nad zwykłymi ludźmi, zdradzają słabości które rządza także
nami - zwykłymi szaraczkami. Przyjaźnią się, nienawidzą, kopią dołki pod swoimi
konkurentami. I uwierzcie mi, są to jedne z bardziej lotnych emocji jakie
występują w super wojownikach ludzkości.
I wszystko staje na głowie, gdy
wychodzi na jaw, że tak naprawdę to sam Horus planuje zdradzić Imperatora...
My Polacy już tak mamy, że lubimy czytać po polsku
Długo to trwało zanim w Polsce
pojawił się Warhammer w naszym rodzimym języku. Oczywiście już dawno mogliśmy
czytać przygody Felixa i Gotreka ale ja mam na myśli Warhammera 40.000. Jedno
wydawnictwo próbowało wydawać Herezję z miernym skutkiem. Dostaliśmy od nich
dwie książki z trylogii otwierającej. Jakość tłumaczenia był nawet porządku,
ale okres pomiędzy premierami kolejnych części serii był tak długi, że w końcu
nie doczekaliśmy się wcale. Na szczęście pałeczkę przejęła Fabryka Słów, która
dostrzegła pewną niszę na rynku. Tak o to doczekaliśmy się czwartej części z
cyklu Herezji Horusa po polsku.
I jak jest? Muszę przyznać, że
jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. O ile od zawsze byłem sceptyczny do polskich
tłumaczeń, zwłaszcza Warhammera, do lektury ,,Ucieczki Eisensteina” zasiadłem pełen nadziei. Oczywiście były
pewne obawy – czy polonizacja niektórych nazw i zwrotów nie narazi samej 40’stki
na śmieszność? Czy tłumacz podoła zachowując epickość niektórych momentów
książki czy też utopi to wszystko w natłoku poprawnej polszczyzny? Cóż, okazuje
się drodzy czytelnicy, że Astartes potrafią mówić po polsku. Aż tak dobrze
mówią, że chce się o nich czytać gdyż nie tracą nic ze swoich cech za jakie ich
kochamy. Miło jest, po tylu latach, poczuć gęsią skórkę na ciele, czytając o
zdradzie Horusa w naszym rodzimym języku.
Tłumaczenie jest zgrabne. Nie
jest nachalne, nie psuje całego klimatu ilością spolszczeń. Dobrze wpisuje się
w świat Warhammera, powiedziałbym nawet, że podkreślając smaczki, które mogły
umknąć podczas czytania książki w oryginale. Astartes rozmawiają ze sobą,
żartują czy grożą sobie a język polski pozwala nam tylko lepiej wczuć się w
postacie o których czytamy. Jeśli nawet ja, osoba która czytała 40’stkę od
zawsze w oryginale, czerpała przyjemność z polskiej wersji Herezji, to naprawdę
coś znaczy. Nie mamy tu pompatycznych dialogów w stylu – Nathanielu, niech że
przybądź tu chyżo gdyż Wojmistrz nas wzywa! (a wierzcie mi, kiedy pomagaliśmy w tłumaczeniu pierwszych dwóch
książek, takie pomysły ludzie mieli).
Podsumowanie
Polska ,,Ucieczka Eisensteina” to książka warta polecenia. Zarówno dla
starych wyjadaczy, którzy chcieliby przypomnieć sobie początki serii a
zapodziali gdzieś anglojęzyczne egzemplarze jaki i dla nowych fanów uniwersum,
którzy dopiero zaczynają przygodę z mrocznym uniwersum Warhammera 40.000.
Ja ze swojej strony mogę dodać
tylko tyle – Droga Fabryko Słów, czekam na ,,Fulgrima”!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz