Poniedziałek. Po ciężkim,
pracującym weekendzie. Ale co robić? Nie opieprzać się! Weźmy się zatem tekst
tygodnia, czyli za pierwszą moją recenzję z nowych kodeksów wydawanych do
szóstej edycji Warhammera 40k. Tak tak, można by powiedzieć, że zaczynam tak
jakby od tyłu, bo od najnowszego kodeksu… a gdzie Demony? Mroczne Anioły?
Zdrajcy? Cóż, mogę obiecać jedynie, że recenzje tych kodeksów pojawią się zanim
wyjdzie piąta w serii – wygląda na to, że Games Workshop da mi dość czasu, by
sklecić te teksty! Czemu więc za Dominium Tau biorę się z takim entuzjazmem?
Cóż, odpowiedź jest prosta – to moja armia. Zbieram ich, powoli doprowadzam do
porządku, jeszcze wolniej maluje, ale jednak leci to wszystko do przodu! No,
ale wystarczy tego wstępniaka, weźmy się za tekst i za nasz nowy kodeks.
Zaczniemy jak zwykle od akapitu,
do którego umieszczenia zawsze się poczuwam, co by nie było, że nie ostrzegałem
– wiem, że to powtórka formułek z poprzednich recenzji, ale nie ma co zakładać,
że każdy kto właśnie czyta ten tekst zapoznał się z moimi wcześniejszymi
wypocinami… Nie jestem graczem turniejowym. Nie jestem mistrzem Tau. Nie mam
żadnych medali, trofeów czy wielkich, epickich zwycięstw, a scenę turniejową
znam z Internetu, znaczy, czytając fora, relacje, oglądając raporty z bitew.
Tak więc recenzja ta jest napisana okiem hobbysty, modelarza, kolekcjonera
bardziej niż gracza, więc ku wszystkim gamistom spośród moich zacnych
czytelników upraszam o wyrozumiałość, jeżeli moje rozmyślenia wzbudzą w was
jedynie iskrę wesołego politowania!
Kodeks! Cóż, już podczas wyjścia
pierwszej księgi Armii do ósmej Edycji Warhammera Fantasy Battle czułem, jak
pewnie cały fandom na świecie, że kodeksy też z pewnością porzucą swój aktualny
wygląd i przejdą na nową formę – twarda, lakierowana i foliowana okładka,
profesjonalne szycie, pełen kolor na kredowych papierze… Tak, nie ma co się oszukiwać, jakość wydania
ksiąg armii był głównym przyczynkiem mojej decyzji do zebrania ich wszystkich
dla samej radości ich posiadania, bo są ozdobą półki a przy okazji karmią moją
inspirację i hobbystyczne zapędy. Kodeksy są wydawane w ten sam sposób.
Niesamowita jakość wydania, świetne ilustracje, elegancki podział treści oraz
przyjemna wkładka ze skrótem wszystkich zasad, tabelą uzbrojenia i jednostek,
co by w trakcie rozgrywki było łatwo znaleźć ważne zasady. Okładkę zdobi nowa
ilustracja trzymająca określony fason, znaczy, mamy pojedynczą figurę
reprezentującą armię – tak jakoś padło na komandora w pancerzu XV8-05
‘Enfrocer’ i cóż… Prezentuje się to wybornie. Warto nabyć chociażby dla
prezencji!
A co z zawartością? Tak jak
poprzednie kodeksy dostajemy 104 strony podzielone na cztery główne rozdziały.
Warto zauważyć, że gracze w czterdziestkę dostają całe osiem stron więcej od
graczy WFB, których księgi armii zamykają się na 96 stronach. Cóż za
szczodrość! Zgodnie z określonym schematem wszystko jest podzielone na pięć
sekcji. A new empire dawns to 24
strony poświęcone historii i tle fabularnemu rasy Tau, wyjaśniające jej
błyskawiczny rozwój i potrzebę ekspansji. Forces
of the Tau Empire to już danie główne kodeksu, czyli ‘bestiariusz’, spis
wszystkich dostępnych jednostek, ich statystyki, krótkie notki fabularne –
solidne 32 strony, bo jest jednak tych jednostek i bohaterów kilka do opisania!
Arsenal of Expansion to 8 stron
poświęcone wszystkim zabawkom dostępnym Tau – uzbrojenie, systemy wspomagające,
rodzaje pancerzy wspomaganych i ich zasady… Tau zamiast reliktów czy innych
artefaktów prezentują eksperymentalne systemu – singanture systems – które
można brać w jednej kopii na armię. Warriors
of the Greater Good to 18 stron
inspiracji pod postacią tradycyjnej wkładki pokazowej modeli malowanych przez
studio – ładny przekrój przez wszystkie dostępne modele, plus kilka wariantów
kolorystycznych różnych Septów; Jak zwykle, inspirująca sekcja dla
modelarza-malarza. I oczywiście na samym końcu Army of the Third Spehere, czyli 10 kartek ze spisem wszystkich
modeli, kosztów punktowych i ogólnie kompilacja potrzebna do zbudowania armii –
wszystko po staremu!
To co, czas się wziąć za fluff i
sprawdzić, co też pan Vetock powyrabiał z tym, co wiemy na temat Tau. Fortunnie
Games Workshop najwyraźniej nie znalazło potrzeby na pogwałcenie znanej
historii i najwyraźniej odizolowali Matta Warda od całego procesu, pewnikiem
nawet nie wiedział, że nowy kodeks wydają! Wybornie. Przejdźmy do Tau,
najmłodszej z zaawansowanych cywilizacji w galaktyce. W drugiej połowie
trzydziestego szóstego tysiąclecia statek eksploracyjny Adeptus Mechanicus ‘Land’s Vision’ na swojej dalekiej
wyprawie odnajduje przyjazną życiu planetę oraz jej prymitywnych mieszkańców,
proto-przodków Tau. Planetę oznaczono jako nadającą się do kolonizacji i
zamierzono wysłać odpowiednią flotę, która miałaby wytrzebić lokalnych kseno i
zająć system dla ludzkości. Były to jednak ciężkie czasy dla imperium ludzi a
na dodatek cały system odcięty został od reszty galaktyki przez potężne i
długotrwałe sztormy osnowy. Ludzkość zaniechała więc wszelkich planów, a na
przestrzeni kolejnych stuleci zupełnie zapomniano o jednej z miliona planet, na
jakie natrafiają niezliczone okręty Imperium.
Kiedy ludzie spotkają się z Tau
po raz ponowny, doznają małego zaskoczenia… Ale o tym później. Tau rozwijali
się jako rasa w niezwykle dynamiczny sposób, w ciągu zaledwie tysiąclecia
dokonując skoku od drewnianych pałek i jednosylabowych okrzyków wojennych do
broni prochowej, wyniszczających wojen, plag, chorób i solidnej wojny pomiędzy
kastami. Oczywiście wtedy nie były to jeszcze kasty, lecz raczej klany – Tau
podzielili się na cztery kluczowe frakcje, które na drodze migracji zasiedli
różne tereny z dala od siebie dość szybko przystosowując się do panujących warunków.
Mieszkańcy górskich wiosek i szczytów stali się wysocy, chudzi a ich wydrążone
kości i skrzydła nadały im możliwość szybowania pomiędzy szczytami; Oferowali
swoje usługi jako posłańcy. Tau mieszkający nad rzekami opanowali podróż
pomiędzy osadami i nauczyli się, że poprzez barter mogą wymieniać dobra
pomiędzy sobą tak, by każda wioska mogła korzystać z dobrodziejstw pozostałych
jak również metalurgię i rolnictwo, czyli wyrób własny. Najbardziej pierwotni
łowcy nadal budowali wioski na przestrzeniach wielkich sawann i polowali na
potwory, mięsożerców i wszystko, co im zagrażało, dostarczało surowców i
pożywienia – byli najbardziej rosłymi ze wszystkich przedstawicieli rasy,
muskularni, nieustraszeni i agresywni. Tak czy owak te wewnętrzne rasy jednego
gatunku zawsze targane były konfliktami, ale klęski żywiołowe, głód i plagi doprowadziły do
bratobójczych wojen, które mogły skończyć się albo zagładą Tau albo w
najlepszych wypadku zredukowanie ich do barbarzyńskich plemion pogrążonych w
nieustającej wojnie. Był to mroczny rozdział w historii tej rasy, nazwany
później Mont’au co można
luźno tłumaczyć jako Czas Terroru, najgorsze, co się mogło wydarzyć.
Fortunnie nadeszło zbawienie!
Dziwnie światła widziano w chmurach i na niebie… Wszyscy myśleli, że są
zwiastunem zguby, ale po pewnym czasie podczas konfliktu pojawił się Tau o
nietypowej fizjonomii, karnacji i pewnej aurze dostojności. Przemawiał głosem
cichym, ale władczym i nie znającym sprzeciwu. Poprosił o rozmowę z liderami
konfliktu… I dokonał cudu. Zebrał liderów poszczególnych armii pod jednym
namiotem i raz z innymi przedstawicielami swojej rasy poczęli nauczać nową
ideologią. Ukazali oni liderom poszczególnych klanów i frakcji, że ich unikalne
umiejętności łączą się razem, że stworzą płynnie funkcjonujące społeczeństwo,
że lud Tau osiągnie nowe wyżyny oświecenia, bezpieczeństwa, wygody życia i
eksploracji. Że podzieleni są słabi, a zjednoczeni są nie do powstrzymania. Że
jednostka jest niczym w obliczu grupy, że pojedyncze pragnienie to nic w
porównaniu do Większego Dobra – idei, że cały świat, cały kosmos może ze sobą
współpracować, dokładać swoją cegiełkę do wielkiego planu tak, by wszystkim
żyło się lepiej. Niebianie, bo tak nazywali się ów mędrcy i filozofowie, szybko
przekonali liderów poszczególnych ras i utworzyli bardzo prężnie rozwijające
się społeczeństwo, wiernie oddane nowej ideologii, podążającej jej ścieżkami i
akceptując podział na kasty, gdzie każda kasta miała swoją określoną rolę w
wielkim planie. Niebianie zdecydowanie nie przesadzali – pod ich światłym
przywództwem planeta rozkwitała w tempie niespotkanym wcześniej w całej
galaktyce; Cywilizacja kwitła w każdym jej aspekcie – kultura, nauka, medycyna,
sztuka ale też rozwój technologii, zbrojeń, architektura… W ciągu zaledwie
kilku tysiącleci Tau osiągnęli technologiczny poziom dorównujący szczytowym
osiągnięciom ludzkości z czasów ich świetności, choć w nieco innej formie i z
pewnymi ograniczeniami, jako że nigdy nie nawiązali mocnej więzi z Osnową i nie
czerpali z jej mocy.
Ale pełen rozkwit miał swoją
słabą stronę. Jedna z kast zaczęła, cóż… Po cichy narzekać. Po wybiciu całej
niebezpiecznej fauny na planecie nie zostało im za bardzo nic do roboty poza
licznymi treningami. Wprowadzenie tradycji ‘wojowników ognia’ dało poczucie
honoru i przynależności, ale na co komu żołnierz w okresie niemal utopijnego
pokoju? Niebianie jednak mieli plany, w których Kasta Ognia odgrywać będzie
rolę, do której została stworzona. Kiedy planeta i księżyc zostały opanowane
Niebianie ogłosili pierwszą Sferę Ekspansji, posyłając setki, tysiące okrętów w
system i najbliższy znany kosmos. Wojownicy ponownie znaleźli swoje powołanie,
teraz stanowiąc główny trzon kosmicznych flot, siłę potrzebną do ewentualnego
opanowania odnalezionych planet zdatnych do kolonizacji. Pierwsza Sfera odniosła wielki sukces i
znacznie powiększyła wpływy Tau w tym regionie kosmosu oraz dała im impuls to
dalszego rozwoju – by sięgnąć kolejnych gwiazd potrzebna była wspólna praca
wszystkich kast. Niebianie wiedzieli już wtedy, że tylko na drodze ekspansji
mogą nie tylko szerzyć ideę Większego Dobra, ale zapewnić odpowiedni motor
motywacyjny dla całego gatunku.
Dlatego też nie skończyło się na
pierwszej ekspansji, o nie. Rozwijające się Imperium było głodne nowych ziem,
nowych terenów i nieustannego poszerzania swoich wpływów. Kolejni obcy
dołączali do sprawy, ujęci zręcznymi obietnicami negocjatorów albo akceptujący
jarzmo dominacji przy pomocy ognia karabinów jonowych i broni plazmowej. I tak
po wynalezieniu stosownych napędów do swoich gwiezdnych okrętów Aun’Wei,
przywódca kasty niebios a więc w sumie lider całego nowo powstałego imperium
ogłosił Drugą Sferę ekspansji, kolejną, która pomimo znacznie większych
trudności odniosła spektakularny sukces… Głównie dzięki strategicznemu
geniuszowi komandora Puretide’a, którego kampanie i taktyczny zmysł do dziś
dzień stanowią inspirację dla kolejnych pokoleń jego uczniów i liderów Tau.
Imperium błyskawicznie pęczniało, kolejne systemy, kolejni obcy dołączali do
Większego Dobra pod łaskawym okiem Tau… Aż do spotkania ludzi po raz ponowny w
obszarze galaktyki znanym jako Zatoka Damoklesa. Tam też Tau napotkało się po
raz pierwszy w swojej historii na siły, które nie tylko rzuciły im prawdziwe
wyzwanie, ale wręcz złamały ich armie i zaczęły zapuszczać się w głąb ich
imperium! Kosmiczni Marines pokazali siłę, a zaledwie niewielki odłamek floty
wojennej ludzi wystarczył, by zwinąć armie Tau jak dywanik i zacząć parcie na
planety zamieszkałe przez Tau.
I kiedy wyglądało na to, że
świeże gwiezdne imperium długo się nie utrzyma, pojawiła się malutka perełka
szczęścia w całych taczkach wypełnionych grozą pod postacią inwazji Tyranidów.
W obliczu takiego wroga niedawni przeciwnicy chcąc nie chcąc musieli połączyć
siły by nie zostać tanią przekąską w samoobsługowym barze, którym galaktyka
była dla Tyrków. Tau mieli sporo szczęścia, bo do ich systemów dotarł zaledwie
miniaturowy odłamek inwazji, i byli w stanie sobie poradzić. Imperium musiało
wycofać wojska w celu wzmocnienia ważniejszych frontów a Tau miało ręce pełne
roboty w zwalczaniu i eksterminacji robactwa w ich układach. Całe to zajście
okazało się ważnym impulsem dla tego gatunku i dla wszystkich kast – oto są w
kosmosie obcy, którzy stanowią wyjątkowe zagrożenie dla samego ich istnienia.
Że istnieje imperium tak rozległe, że ich jest zaledwie miniaturką w
porównaniu. Że posiada wojska tak liczne i tak wyszkolone, by zmieść ich z
powierzchni galaktyki. Czy się załamali? Skądże. Był to impuls to dalszego
rozwoju i postępującej militaryzacji, bo okazuje się, że potrzeba nowych dział,
lepszych czołgów, mocniejszych i skuteczniejszych pancerzy wspomaganych jest
paląca.
I nie trzeba było długo czekać,
by nowy Najwyższy Niebianin ogłosił Trzecią Sferę Ekspansji! Zanim jednak do
niej przejdę trzeba wspomnieć trzy imiona – Aun’Va, Farsight oraz Shadowsun.
Tutaj nastąpiło bowiem sporo zmian jeżeli chodzi o tło fabularne. Aun’Va nadal
jest ‘papieżem Tau’, znaczy się najwyższym z Niebian, szefem wszystkich szefów,
pierwszym pośród równych i tak dalej, i tym podobne. Nadal jest ‘liderem z
frontu’, który pielgrzymuje po imperium by wlewać inspirację, natchnienie i
motywacyjne przemowy do obywateli dominium. Aun’Va wierzył, że Imperium
potrzebuje bohaterów – swoich światłych liderów wojny, postaci, które wlewały
by nowego duch a w wojowników kasy ognia, których wyczyny można było
prezentować w formie pierwszej klasy propagandy w granicach całego imperium!
Pierwszym takim bohaterem stał
się komandor O’Shovah, który dzięki swojemu mistrzowskiemu opanowaniu pola
walki w starciach z inwazją Orków otrzymał tytuł ‘Farsight’. Przy pomocy
nielicznych sił dzięki błyskawicznym manewrom i partyzanckiemu podejściu do
walki dokonał on kilku rzeczy na raz – po pierwsze, osiągnął czegoś prawie niemożliwego;
Obrzydził orkom wojnę. Odmawiając przyjęcia walnej bitwy, zmuszając ich do
ciągłego gonienia za cieniami i atakując znienacka odosobnione fragmenty
orczego Waaagh! był on w stanie zadać inwazji dotkliwe straty, powstrzymać ją w
miejscu i kiedy nareszcie nadeszło wsparcie, rozbić ją w drobny mak. Po drodze
Farsight na planecie Arthas Moloch, która była niegdyś planetą reliktową
Imperium, odnalazł i zagarnął starożytny artefakt znany jak Ostrze Świtu (*Dawnblade!*)…
Po drodze w nieznanych okolicznościach umarli wszyscy dołączeni do sił
ekspedycyjnych Niebianie, jeden po drugim, a sam Farsight powrócił na łono
Imperium Tau tylko raz, podczas wojen w Zatoce Damoklesa. Gdy konflikt się
skończył wyruszył wraz ze swoimi poplecznikami do zakazanego regionu Imperium
by ustanowić sieć odizolowanych od samego dominium planet-fortec, gotowych do
walki z nieznanym zagrożeniem – spekulacje są różne i gorączkują zarówno
adeptów nauk i niebian Tau jak i co bardziej zapalczywych inkwizytorów Imperium
Ludzi. Wiadomym też jest, że Farsight żyje już długo ponad normę – co daje mu
ów długi żywot? Przeklęty artefakt? Nieznana technologia? Czy może Farsight nie
żyje już od dawna, a po prostu kolejni jego zastępcy przywdziewają jego pancerz
i przejmują jego rolę? Nie wiadomo – ale co jest jasne to to, że O’Shovah jako
Bohater Imperium Tau przestał istnieć, a do rozpoczęcia kolejnej fazy rozwoju Aun’Va
potrzebował nowej ikony wojny i ekspansji.
No ale bohaterów nie trzyma się
przecież w lodówkach! Czekaj… A tak. Trzyma! Niebianie mają plan na każdą okazję
a i teraz nie zawiedli. Za czasów ekspansji Drugiej Sfery, kiedy Komandor
Puretide określał funkcjonowanie całej doktryny militarnej dominium i zdobywał
kolejne systemu pod panowanie Tau miał on pod sobą licznych aspirujących
dowódców, którzy czerpali garncami z jego doświadczeń i wiedzy i poczęli
budować swoje własne legendy jako doskonali liderzy prężnie rozwijającego się
dominium. Jednym z takich liderów okazała się adeptka O’Shaserra – przewidujący
Niebianie zapakowali ją do komory kriogenicznej, usypiając jej w lodowej stazie
wiedząc, że nadchodzących latach będą potrzebowali dowódców wielkiego kalibru,
jeżeli akurat nie pojawią się oni samorzutnie pośród wojowników ognia… Czołówy
Dowódca sił Tau, komandor Farsight niejako ‘zrezygnował ze stanowiska’, a taka
dziwna forma abdykacji bardzo źle odbiła by się na ogólnym wizerunku Większego
Dobra, która to idea mocno opiera się na przekonaniu o jej słuszności oraz jej
mocy w zjednoczonych działaniach i potępianiu jednostki na korzyść grupy. Jakby
tego było mało czasy były ciężkie, a zielonoskórzy dawali w kość... Aun’Va nie
zwlekał więc i odmroził najlepszą adeptkę dawno już zmarłego Puretide’a i
wrzucił ją w wir walki. Jak się okazało, bardzo słusznie, bo skopała tyłek
zielonym w podczas ekspansji K’resh oraz pokazała klasę w starciach z ludźmi, stawiając solidny opór krucjacie wymierzonej w zatokę Damoklesa. Kiedy ów
większe zagrożenia dobiegły końca Aun’Va nie marnował potencjału, nie chciał
wytracać tempa ani faktu, że wielkie wojny zmusiły wszystkie kasty do działań
na rzecz konfliktów – korzystając z tej atmosfery ogłosił on Trzecią Sferę
Ekpansji, która ciągle trwa!
Nie była to byle jaka ekspansja,
bo nie polegała tylko na utworzeniu kolejnych kolonii w okolicach znanych już i
solidnie zakorzenionych Septów, lecz raczej rodzaj zemsty i kary na imperium
ludzi za czelność złamania doskonałej passy wojennej Tau. Aun’Va oraz O’Shaserra,
nazwana przez imperium ‘Shadowsun’ a przez samą kastę niebian mianowana
głównodowodzącą wszystkimi armiami dominium wyprowadziła serię ataków w głąb
imperialnych terytoriów, na tereny niedawno odbite i ukarane przez Wojska
Ludzi, zdobywając planetę za planetą, system za systemem – nieliczne regimenty
gwardii, stacjonarne systemy obronne i brak wsparcia ze strony machiny wojennej
Imperium zaowocował łatwymi i szybkimi triumfami i szybkim poszerzaniem wpływów
Tau w sektorze. Największym triumfem i kluczową planetą w pierwszym etapie ekspansji
jest Agrellan… Który przejęty już przez Tau nazwany został Mu’gulath i stanowi
wrota do kolejnego bogatego systemu – Dovar, dojrzałego do podboju… Podboju
złożonego w nasze ręce! Czy nowi, wzrastający dowódcy Tau będą wstanie odeprzeć
siły kosmicznych marines, złamać opór imperialnej gwardii i wgryźć się w
kolejne systemu Imperium? Tutaj historia się urywa na roku 997 czterdziestego
pierwszego millennium a to my, gracze, musimy ją podnieść i tworzyć we własnym
zakresie.
Się rozpisałem jak niegdyś przy
prezentacji tła fabularnego do Nekronów! Teraz pora na małe podsumowanie… Gdzie
są zmiany? Bo jest ich kilka, niektóre subtelne, niektóre bardziej dosadne… Jak
chociażby zmieniona historia komandora Farsighta, który nadal pozostaje ‘takim
trochę renegatem’, ale nie jest już zdrajcą imperium Tau, nie ma problemów z
koleżanką, znaczy, szefową Shadowsun. Sama Shadowsun też uległa zmianom, będąc
teraz Panną z Lodówki (*musi być oziębła w
kontaktach towarzyskich*), odmrożoną przez Aun’Va jako zastępczyni ‘renegata’
i pewna bohaterka, bo było nie było doskonała adeptka największego przywódcy
militarnego, jakiego wydał na świat cały gatunek. Muszę również panu Vetockowi
pogratulować obdarcia ów frakcji z tej woalki naiwności i kolorowej plakietki ‘To
są ci dobrzy’ – Tau nadal proponuje dość światłą jak na grimdarkową atmosferę
uniwersum ideologie i często-gęsto prezentują bardzo ‘humanitarne’ zagrywki,
ale też nie są już frakcją opętanych przez moralitetowe hasełka utopistów, lecz
raczej bardziej doktryniarzami, którzy w jednej ręce trzymają kij a w drugiej
marchewkę. I albo przyjmiesz Większe Dobro z uśmiechem i podziękowaniem, albo
dostaniesz wygar z plazmy i ciepłych jonów. Podobnie zniknęły zapewnienia o
równości, tolerancji… Owszem, nie są z pewnością ksenofobami na miarę Imperium
Ludzi, ale prezentują ewidentnie podejście w stylu ‘pierwsi pośród równych’,
znaczy, wszyscy niby są równi, ale że Tau są tymi, którzy niejako stworzyli i
rozpoczęli krzesanie światła Większego Dobra w galaktyce, to jednak są nieco
równiejsi, a inne gatunki obcych powinny cieszyć michę, że mogą dołączyć do tej
jakże szlachetnej misji. Sama paleta obcych ras, które służą Dominium Tau
również się poszerzyła i w pewnym sensie wyjaśnia, skąd nagle Tau o niemal
zerowej styczności z Osnową mogą podróżować praktycznie przez Osnowę właśnie…
Zrezygnowano z idei ‘silników skokowych’, ale zwyczajnie dodano gatunek obcych,
który sławi się z bycia przednimi żeglarzami po spaczonych wiatrach Immaterium…
Ale nawet to nie stanowiło preferowanego rozwiązanie. Fortunnie kasta ziemi wynalazła
silnik zdolny do osiągania prędkości prawie równej prędkości światła, a choć
nadal nie stanowiło to szybkości koniecznej do podboju całej galaktyki, to
jednak w zupełności wystarczało do poszerzania imperium metodą skoków pomiędzy
systemami.
Uff… Miałem nie dzielić tekstu, wiem… Ale to cudo ma już 3000
wyrazów, sześć stron A4 i dopiero pokrywa 1/3 nowego kodeksu, czyli odświeżony,
solidnie skrojony fluff, który nieco posuwa historię do przodu, pozostawia ją
otwartą dla graczy tak, by mogli z wielką swobodą tworzyć własnych herosów i
swoje kadry a przy okazji dodaje całej frakcji nieco głębi i powagi. Jest
dobrze! A jutro kontynuujemy z mięskiem, czyli zasadami specjalnymi, jednostkami,
uzbrojeniem… wszystko, co nam potrzebne do grania.
zarąbisty tekst! fluff w pigułce, a jednocześnie na tyle szczegółowy, że nie zmusza do sięgania po codex.
OdpowiedzUsuńłatwo i przyjemnie napisane, tylko pochwalić!
Miło przeczytać coś o armii którą zbieram. Pytanie. Czy możliwe by było żebym w mojej armii Tau umieścił małą grupę gwardzistów imperialnych (zdrajców) i orków (Dostali po pysku i się podporządkowali...), czekam na twoją opinię.
OdpowiedzUsuń