15.04.2013

[15.IV.2013] Lexicanum: Kodeks Imperium Tau cz.1 / Fluff



Poniedziałek. Po ciężkim, pracującym weekendzie. Ale co robić? Nie opieprzać się! Weźmy się zatem tekst tygodnia, czyli za pierwszą moją recenzję z nowych kodeksów wydawanych do szóstej edycji Warhammera 40k. Tak tak, można by powiedzieć, że zaczynam tak jakby od tyłu, bo od najnowszego kodeksu… a gdzie Demony? Mroczne Anioły? Zdrajcy? Cóż, mogę obiecać jedynie, że recenzje tych kodeksów pojawią się zanim wyjdzie piąta w serii – wygląda na to, że Games Workshop da mi dość czasu, by sklecić te teksty! Czemu więc za Dominium Tau biorę się z takim entuzjazmem? Cóż, odpowiedź jest prosta – to moja armia. Zbieram ich, powoli doprowadzam do porządku, jeszcze wolniej maluje, ale jednak leci to wszystko do przodu! No, ale wystarczy tego wstępniaka, weźmy się za tekst i za nasz nowy kodeks.

Zaczniemy jak zwykle od akapitu, do którego umieszczenia zawsze się poczuwam, co by nie było, że nie ostrzegałem – wiem, że to powtórka formułek z poprzednich recenzji, ale nie ma co zakładać, że każdy kto właśnie czyta ten tekst zapoznał się z moimi wcześniejszymi wypocinami… Nie jestem graczem turniejowym. Nie jestem mistrzem Tau. Nie mam żadnych medali, trofeów czy wielkich, epickich zwycięstw, a scenę turniejową znam z Internetu, znaczy, czytając fora, relacje, oglądając raporty z bitew. Tak więc recenzja ta jest napisana okiem hobbysty, modelarza, kolekcjonera bardziej niż gracza, więc ku wszystkim gamistom spośród moich zacnych czytelników upraszam o wyrozumiałość, jeżeli moje rozmyślenia wzbudzą w was jedynie iskrę wesołego politowania!


Kodeks! Cóż, już podczas wyjścia pierwszej księgi Armii do ósmej Edycji Warhammera Fantasy Battle czułem, jak pewnie cały fandom na świecie, że kodeksy też z pewnością porzucą swój aktualny wygląd i przejdą na nową formę – twarda, lakierowana i foliowana okładka, profesjonalne szycie, pełen kolor na kredowych papierze…  Tak, nie ma co się oszukiwać, jakość wydania ksiąg armii był głównym przyczynkiem mojej decyzji do zebrania ich wszystkich dla samej radości ich posiadania, bo są ozdobą półki a przy okazji karmią moją inspirację i hobbystyczne zapędy. Kodeksy są wydawane w ten sam sposób. Niesamowita jakość wydania, świetne ilustracje, elegancki podział treści oraz przyjemna wkładka ze skrótem wszystkich zasad, tabelą uzbrojenia i jednostek, co by w trakcie rozgrywki było łatwo znaleźć ważne zasady. Okładkę zdobi nowa ilustracja trzymająca określony fason, znaczy, mamy pojedynczą figurę reprezentującą armię – tak jakoś padło na komandora w pancerzu XV8-05 ‘Enfrocer’ i cóż… Prezentuje się to wybornie. Warto nabyć chociażby dla prezencji!

A co z zawartością? Tak jak poprzednie kodeksy dostajemy 104 strony podzielone na cztery główne rozdziały. Warto zauważyć, że gracze w czterdziestkę dostają całe osiem stron więcej od graczy WFB, których księgi armii zamykają się na 96 stronach. Cóż za szczodrość! Zgodnie z określonym schematem wszystko jest podzielone na pięć sekcji. A new empire dawns to 24 strony poświęcone historii i tle fabularnemu rasy Tau, wyjaśniające jej błyskawiczny rozwój i potrzebę ekspansji. Forces of the Tau Empire to już danie główne kodeksu, czyli ‘bestiariusz’, spis wszystkich dostępnych jednostek, ich statystyki, krótkie notki fabularne – solidne 32 strony, bo jest jednak tych jednostek i bohaterów kilka do opisania! Arsenal of Expansion to 8 stron poświęcone wszystkim zabawkom dostępnym Tau – uzbrojenie, systemy wspomagające, rodzaje pancerzy wspomaganych i ich zasady… Tau zamiast reliktów czy innych artefaktów prezentują eksperymentalne systemu – singanture systems – które można brać w jednej kopii na armię. Warriors of the Greater Good  to 18 stron inspiracji pod postacią tradycyjnej wkładki pokazowej modeli malowanych przez studio – ładny przekrój przez wszystkie dostępne modele, plus kilka wariantów kolorystycznych różnych Septów; Jak zwykle, inspirująca sekcja dla modelarza-malarza. I oczywiście na samym końcu Army of the Third Spehere, czyli 10 kartek ze spisem wszystkich modeli, kosztów punktowych i ogólnie kompilacja potrzebna do zbudowania armii – wszystko po staremu!


To co, czas się wziąć za fluff i sprawdzić, co też pan Vetock powyrabiał z tym, co wiemy na temat Tau. Fortunnie Games Workshop najwyraźniej nie znalazło potrzeby na pogwałcenie znanej historii i najwyraźniej odizolowali Matta Warda od całego procesu, pewnikiem nawet nie wiedział, że nowy kodeks wydają! Wybornie. Przejdźmy do Tau, najmłodszej z zaawansowanych cywilizacji w galaktyce. W drugiej połowie trzydziestego szóstego tysiąclecia statek eksploracyjny Adeptus Mechanicus ‘Land’s Vision’ na swojej dalekiej wyprawie odnajduje przyjazną życiu planetę oraz jej prymitywnych mieszkańców, proto-przodków Tau. Planetę oznaczono jako nadającą się do kolonizacji i zamierzono wysłać odpowiednią flotę, która miałaby wytrzebić lokalnych kseno i zająć system dla ludzkości. Były to jednak ciężkie czasy dla imperium ludzi a na dodatek cały system odcięty został od reszty galaktyki przez potężne i długotrwałe sztormy osnowy. Ludzkość zaniechała więc wszelkich planów, a na przestrzeni kolejnych stuleci zupełnie zapomniano o jednej z miliona planet, na jakie natrafiają niezliczone okręty Imperium.

Kiedy ludzie spotkają się z Tau po raz ponowny, doznają małego zaskoczenia… Ale o tym później. Tau rozwijali się jako rasa w niezwykle dynamiczny sposób, w ciągu zaledwie tysiąclecia dokonując skoku od drewnianych pałek i jednosylabowych okrzyków wojennych do broni prochowej, wyniszczających wojen, plag, chorób i solidnej wojny pomiędzy kastami. Oczywiście wtedy nie były to jeszcze kasty, lecz raczej klany – Tau podzielili się na cztery kluczowe frakcje, które na drodze migracji zasiedli różne tereny z dala od siebie dość szybko przystosowując się do panujących warunków. Mieszkańcy górskich wiosek i szczytów stali się wysocy, chudzi a ich wydrążone kości i skrzydła nadały im możliwość szybowania pomiędzy szczytami; Oferowali swoje usługi jako posłańcy. Tau mieszkający nad rzekami opanowali podróż pomiędzy osadami i nauczyli się, że poprzez barter mogą wymieniać dobra pomiędzy sobą tak, by każda wioska mogła korzystać z dobrodziejstw pozostałych jak również metalurgię i rolnictwo, czyli wyrób własny. Najbardziej pierwotni łowcy nadal budowali wioski na przestrzeniach wielkich sawann i polowali na potwory, mięsożerców i wszystko, co im zagrażało, dostarczało surowców i pożywienia – byli najbardziej rosłymi ze wszystkich przedstawicieli rasy, muskularni, nieustraszeni i agresywni. Tak czy owak te wewnętrzne rasy jednego gatunku zawsze targane były konfliktami, ale klęski  żywiołowe, głód i plagi doprowadziły do bratobójczych wojen, które mogły skończyć się albo zagładą Tau albo w najlepszych wypadku zredukowanie ich do barbarzyńskich plemion pogrążonych w nieustającej wojnie. Był to mroczny rozdział w historii tej rasy, nazwany później Mont’au co można luźno tłumaczyć jako Czas Terroru, najgorsze, co się mogło wydarzyć.

Fortunnie nadeszło zbawienie! Dziwnie światła widziano w chmurach i na niebie… Wszyscy myśleli, że są zwiastunem zguby, ale po pewnym czasie podczas konfliktu pojawił się Tau o nietypowej fizjonomii, karnacji i pewnej aurze dostojności. Przemawiał głosem cichym, ale władczym i nie znającym sprzeciwu. Poprosił o rozmowę z liderami konfliktu… I dokonał cudu. Zebrał liderów poszczególnych armii pod jednym namiotem i raz z innymi przedstawicielami swojej rasy poczęli nauczać nową ideologią. Ukazali oni liderom poszczególnych klanów i frakcji, że ich unikalne umiejętności łączą się razem, że stworzą płynnie funkcjonujące społeczeństwo, że lud Tau osiągnie nowe wyżyny oświecenia, bezpieczeństwa, wygody życia i eksploracji. Że podzieleni są słabi, a zjednoczeni są nie do powstrzymania. Że jednostka jest niczym w obliczu grupy, że pojedyncze pragnienie to nic w porównaniu do Większego Dobra – idei, że cały świat, cały kosmos może ze sobą współpracować, dokładać swoją cegiełkę do wielkiego planu tak, by wszystkim żyło się lepiej. Niebianie, bo tak nazywali się ów mędrcy i filozofowie, szybko przekonali liderów poszczególnych ras i utworzyli bardzo prężnie rozwijające się społeczeństwo, wiernie oddane nowej ideologii, podążającej jej ścieżkami i akceptując podział na kasty, gdzie każda kasta miała swoją określoną rolę w wielkim planie. Niebianie zdecydowanie nie przesadzali – pod ich światłym przywództwem planeta rozkwitała w tempie niespotkanym wcześniej w całej galaktyce; Cywilizacja kwitła w każdym jej aspekcie – kultura, nauka, medycyna, sztuka ale też rozwój technologii, zbrojeń, architektura… W ciągu zaledwie kilku tysiącleci Tau osiągnęli technologiczny poziom dorównujący szczytowym osiągnięciom ludzkości z czasów ich świetności, choć w nieco innej formie i z pewnymi ograniczeniami, jako że nigdy nie nawiązali mocnej więzi z Osnową i nie czerpali z jej mocy.

Ale pełen rozkwit miał swoją słabą stronę. Jedna z kast zaczęła, cóż… Po cichy narzekać. Po wybiciu całej niebezpiecznej fauny na planecie nie zostało im za bardzo nic do roboty poza licznymi treningami. Wprowadzenie tradycji ‘wojowników ognia’ dało poczucie honoru i przynależności, ale na co komu żołnierz w okresie niemal utopijnego pokoju? Niebianie jednak mieli plany, w których Kasta Ognia odgrywać będzie rolę, do której została stworzona. Kiedy planeta i księżyc zostały opanowane Niebianie ogłosili pierwszą Sferę Ekspansji, posyłając setki, tysiące okrętów w system i najbliższy znany kosmos. Wojownicy ponownie znaleźli swoje powołanie, teraz stanowiąc główny trzon kosmicznych flot, siłę potrzebną do ewentualnego opanowania odnalezionych planet zdatnych do kolonizacji.  Pierwsza Sfera odniosła wielki sukces i znacznie powiększyła wpływy Tau w tym regionie kosmosu oraz dała im impuls to dalszego rozwoju – by sięgnąć kolejnych gwiazd potrzebna była wspólna praca wszystkich kast. Niebianie wiedzieli już wtedy, że tylko na drodze ekspansji mogą nie tylko szerzyć ideę Większego Dobra, ale zapewnić odpowiedni motor motywacyjny dla całego gatunku.

Dlatego też nie skończyło się na pierwszej ekspansji, o nie. Rozwijające się Imperium było głodne nowych ziem, nowych terenów i nieustannego poszerzania swoich wpływów. Kolejni obcy dołączali do sprawy, ujęci zręcznymi obietnicami negocjatorów albo akceptujący jarzmo dominacji przy pomocy ognia karabinów jonowych i broni plazmowej. I tak po wynalezieniu stosownych napędów do swoich gwiezdnych okrętów Aun’Wei, przywódca kasty niebios a więc w sumie lider całego nowo powstałego imperium ogłosił Drugą Sferę ekspansji, kolejną, która pomimo znacznie większych trudności odniosła spektakularny sukces… Głównie dzięki strategicznemu geniuszowi komandora Puretide’a, którego kampanie i taktyczny zmysł do dziś dzień stanowią inspirację dla kolejnych pokoleń jego uczniów i liderów Tau. Imperium błyskawicznie pęczniało, kolejne systemy, kolejni obcy dołączali do Większego Dobra pod łaskawym okiem Tau… Aż do spotkania ludzi po raz ponowny w obszarze galaktyki znanym jako Zatoka Damoklesa. Tam też Tau napotkało się po raz pierwszy w swojej historii na siły, które nie tylko rzuciły im prawdziwe wyzwanie, ale wręcz złamały ich armie i zaczęły zapuszczać się w głąb ich imperium! Kosmiczni Marines pokazali siłę, a zaledwie niewielki odłamek floty wojennej ludzi wystarczył, by zwinąć armie Tau jak dywanik i zacząć parcie na planety zamieszkałe przez Tau.

I kiedy wyglądało na to, że świeże gwiezdne imperium długo się nie utrzyma, pojawiła się malutka perełka szczęścia w całych taczkach wypełnionych grozą pod postacią inwazji Tyranidów. W obliczu takiego wroga niedawni przeciwnicy chcąc nie chcąc musieli połączyć siły by nie zostać tanią przekąską w samoobsługowym barze, którym galaktyka była dla Tyrków. Tau mieli sporo szczęścia, bo do ich systemów dotarł zaledwie miniaturowy odłamek inwazji, i byli w stanie sobie poradzić. Imperium musiało wycofać wojska w celu wzmocnienia ważniejszych frontów a Tau miało ręce pełne roboty w zwalczaniu i eksterminacji robactwa w ich układach. Całe to zajście okazało się ważnym impulsem dla tego gatunku i dla wszystkich kast – oto są w kosmosie obcy, którzy stanowią wyjątkowe zagrożenie dla samego ich istnienia. Że istnieje imperium tak rozległe, że ich jest zaledwie miniaturką w porównaniu. Że posiada wojska tak liczne i tak wyszkolone, by zmieść ich z powierzchni galaktyki. Czy się załamali? Skądże. Był to impuls to dalszego rozwoju i postępującej militaryzacji, bo okazuje się, że potrzeba nowych dział, lepszych czołgów, mocniejszych i skuteczniejszych pancerzy wspomaganych jest paląca.

I nie trzeba było długo czekać, by nowy Najwyższy Niebianin ogłosił Trzecią Sferę Ekspansji! Zanim jednak do niej przejdę trzeba wspomnieć trzy imiona – Aun’Va, Farsight oraz Shadowsun. Tutaj nastąpiło bowiem sporo zmian jeżeli chodzi o tło fabularne. Aun’Va nadal jest ‘papieżem Tau’, znaczy się najwyższym z Niebian, szefem wszystkich szefów, pierwszym pośród równych i tak dalej, i tym podobne. Nadal jest ‘liderem z frontu’, który pielgrzymuje po imperium by wlewać inspirację, natchnienie i motywacyjne przemowy do obywateli dominium. Aun’Va wierzył, że Imperium potrzebuje bohaterów – swoich światłych liderów wojny, postaci, które wlewały by nowego duch a w wojowników kasy ognia, których wyczyny można było prezentować w formie pierwszej klasy propagandy w granicach całego imperium!

Pierwszym takim bohaterem stał się komandor O’Shovah, który dzięki swojemu mistrzowskiemu opanowaniu pola walki w starciach z inwazją Orków otrzymał tytuł ‘Farsight’. Przy pomocy nielicznych sił dzięki błyskawicznym manewrom i partyzanckiemu podejściu do walki dokonał on kilku rzeczy na raz – po pierwsze, osiągnął czegoś prawie niemożliwego; Obrzydził orkom wojnę. Odmawiając przyjęcia walnej bitwy, zmuszając ich do ciągłego gonienia za cieniami i atakując znienacka odosobnione fragmenty orczego Waaagh! był on w stanie zadać inwazji dotkliwe straty, powstrzymać ją w miejscu i kiedy nareszcie nadeszło wsparcie, rozbić ją w drobny mak. Po drodze Farsight na planecie Arthas Moloch, która była niegdyś planetą reliktową Imperium, odnalazł i zagarnął starożytny artefakt znany jak Ostrze Świtu (*Dawnblade!*)… Po drodze w nieznanych okolicznościach umarli wszyscy dołączeni do sił ekspedycyjnych Niebianie, jeden po drugim, a sam Farsight powrócił na łono Imperium Tau tylko raz, podczas wojen w Zatoce Damoklesa. Gdy konflikt się skończył wyruszył wraz ze swoimi poplecznikami do zakazanego regionu Imperium by ustanowić sieć odizolowanych od samego dominium planet-fortec, gotowych do walki z nieznanym zagrożeniem – spekulacje są różne i gorączkują zarówno adeptów nauk i niebian Tau jak i co bardziej zapalczywych inkwizytorów Imperium Ludzi. Wiadomym też jest, że Farsight żyje już długo ponad normę – co daje mu ów długi żywot? Przeklęty artefakt? Nieznana technologia? Czy może Farsight nie żyje już od dawna, a po prostu kolejni jego zastępcy przywdziewają jego pancerz i przejmują jego rolę? Nie wiadomo – ale co jest jasne to to, że O’Shovah jako Bohater Imperium Tau przestał istnieć, a do rozpoczęcia kolejnej fazy rozwoju Aun’Va potrzebował nowej ikony wojny i ekspansji.

No ale bohaterów nie trzyma się przecież w lodówkach! Czekaj… A tak. Trzyma! Niebianie mają plan na każdą okazję a i teraz nie zawiedli. Za czasów ekspansji Drugiej Sfery, kiedy Komandor Puretide określał funkcjonowanie całej doktryny militarnej dominium i zdobywał kolejne systemu pod panowanie Tau miał on pod sobą licznych aspirujących dowódców, którzy czerpali garncami z jego doświadczeń i wiedzy i poczęli budować swoje własne legendy jako doskonali liderzy prężnie rozwijającego się dominium. Jednym z takich liderów okazała się adeptka O’Shaserra – przewidujący Niebianie zapakowali ją do komory kriogenicznej, usypiając jej w lodowej stazie wiedząc, że nadchodzących latach będą potrzebowali dowódców wielkiego kalibru, jeżeli akurat nie pojawią się oni samorzutnie pośród wojowników ognia… Czołówy Dowódca sił Tau, komandor Farsight niejako ‘zrezygnował ze stanowiska’, a taka dziwna forma abdykacji bardzo źle odbiła by się na ogólnym wizerunku Większego Dobra, która to idea mocno opiera się na przekonaniu o jej słuszności oraz jej mocy w zjednoczonych działaniach i potępianiu jednostki na korzyść grupy. Jakby tego było mało czasy były ciężkie, a zielonoskórzy dawali w kość... Aun’Va nie zwlekał więc i odmroził najlepszą adeptkę dawno już zmarłego Puretide’a i wrzucił ją w wir walki. Jak się okazało, bardzo słusznie, bo skopała tyłek zielonym w podczas ekspansji K’resh oraz pokazała klasę w starciach z ludźmi, stawiając solidny opór krucjacie wymierzonej w zatokę Damoklesa. Kiedy ów większe zagrożenia dobiegły końca Aun’Va nie marnował potencjału, nie chciał wytracać tempa ani faktu, że wielkie wojny zmusiły wszystkie kasty do działań na rzecz konfliktów – korzystając z tej atmosfery ogłosił on Trzecią Sferę Ekpansji, która ciągle trwa!

Nie była to byle jaka ekspansja, bo nie polegała tylko na utworzeniu kolejnych kolonii w okolicach znanych już i solidnie zakorzenionych Septów, lecz raczej rodzaj zemsty i kary na imperium ludzi za czelność złamania doskonałej passy wojennej Tau. Aun’Va oraz O’Shaserra, nazwana przez imperium ‘Shadowsun’ a przez samą kastę niebian mianowana głównodowodzącą wszystkimi armiami dominium wyprowadziła serię ataków w głąb imperialnych terytoriów, na tereny niedawno odbite i ukarane przez Wojska Ludzi, zdobywając planetę za planetą, system za systemem – nieliczne regimenty gwardii, stacjonarne systemy obronne i brak wsparcia ze strony machiny wojennej Imperium zaowocował łatwymi i szybkimi triumfami i szybkim poszerzaniem wpływów Tau w sektorze. Największym triumfem i kluczową planetą w pierwszym etapie ekspansji jest Agrellan… Który przejęty już przez Tau nazwany został Mu’gulath i stanowi wrota do kolejnego bogatego systemu – Dovar, dojrzałego do podboju… Podboju złożonego w nasze ręce! Czy nowi, wzrastający dowódcy Tau będą wstanie odeprzeć siły kosmicznych marines, złamać opór imperialnej gwardii i wgryźć się w kolejne systemu Imperium? Tutaj historia się urywa na roku 997 czterdziestego pierwszego millennium a to my, gracze, musimy ją podnieść i tworzyć we własnym zakresie.

Się rozpisałem jak niegdyś przy prezentacji tła fabularnego do Nekronów! Teraz pora na małe podsumowanie… Gdzie są zmiany? Bo jest ich kilka, niektóre subtelne, niektóre bardziej dosadne… Jak chociażby zmieniona historia komandora Farsighta, który nadal pozostaje ‘takim trochę renegatem’, ale nie jest już zdrajcą imperium Tau, nie ma problemów z koleżanką, znaczy, szefową Shadowsun. Sama Shadowsun też uległa zmianom, będąc teraz Panną z Lodówki (*musi być oziębła w kontaktach towarzyskich*), odmrożoną przez Aun’Va jako zastępczyni ‘renegata’ i pewna bohaterka, bo było nie było doskonała adeptka największego przywódcy militarnego, jakiego wydał na świat cały gatunek. Muszę również panu Vetockowi pogratulować obdarcia ów frakcji z tej woalki naiwności i kolorowej plakietki ‘To są ci dobrzy’ – Tau nadal proponuje dość światłą jak na grimdarkową atmosferę uniwersum ideologie i często-gęsto prezentują bardzo ‘humanitarne’ zagrywki, ale też nie są już frakcją opętanych przez moralitetowe hasełka utopistów, lecz raczej bardziej doktryniarzami, którzy w jednej ręce trzymają kij a w drugiej marchewkę. I albo przyjmiesz Większe Dobro z uśmiechem i podziękowaniem, albo dostaniesz wygar z plazmy i ciepłych jonów. Podobnie zniknęły zapewnienia o równości, tolerancji… Owszem, nie są z pewnością ksenofobami na miarę Imperium Ludzi, ale prezentują ewidentnie podejście w stylu ‘pierwsi pośród równych’, znaczy, wszyscy niby są równi, ale że Tau są tymi, którzy niejako stworzyli i rozpoczęli krzesanie światła Większego Dobra w galaktyce, to jednak są nieco równiejsi, a inne gatunki obcych powinny cieszyć michę, że mogą dołączyć do tej jakże szlachetnej misji. Sama paleta obcych ras, które służą Dominium Tau również się poszerzyła i w pewnym sensie wyjaśnia, skąd nagle Tau o niemal zerowej styczności z Osnową mogą podróżować praktycznie przez Osnowę właśnie… Zrezygnowano z idei ‘silników skokowych’, ale zwyczajnie dodano gatunek obcych, który sławi się z bycia przednimi żeglarzami po spaczonych wiatrach Immaterium… Ale nawet to nie stanowiło preferowanego rozwiązanie. Fortunnie kasta ziemi wynalazła silnik zdolny do osiągania prędkości prawie równej prędkości światła, a choć nadal nie stanowiło to szybkości koniecznej do podboju całej galaktyki, to jednak w zupełności wystarczało do poszerzania imperium metodą skoków pomiędzy systemami.

Uff… Miałem nie dzielić tekstu, wiem… Ale to cudo ma już 3000 wyrazów, sześć stron A4 i dopiero pokrywa 1/3 nowego kodeksu, czyli odświeżony, solidnie skrojony fluff, który nieco posuwa historię do przodu, pozostawia ją otwartą dla graczy tak, by mogli z wielką swobodą tworzyć własnych herosów i swoje kadry a przy okazji dodaje całej frakcji nieco głębi i powagi. Jest dobrze! A jutro kontynuujemy z mięskiem, czyli zasadami specjalnymi, jednostkami, uzbrojeniem… wszystko, co nam potrzebne do grania.

2 komentarze:

  1. zarąbisty tekst! fluff w pigułce, a jednocześnie na tyle szczegółowy, że nie zmusza do sięgania po codex.
    łatwo i przyjemnie napisane, tylko pochwalić!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło przeczytać coś o armii którą zbieram. Pytanie. Czy możliwe by było żebym w mojej armii Tau umieścił małą grupę gwardzistów imperialnych (zdrajców) i orków (Dostali po pysku i się podporządkowali...), czekam na twoją opinię.

    OdpowiedzUsuń