Postanowiłem zbierać Imperial
Armour i w ogóle, księgi wychodzące spod znaku Forge World. Decyzja nastąpiła spontanicznie
– ot, uważam się za miłośnika Wojennych Młotów, za klimaciarza, który docenia
grimdarkowy monumentalizm i epickość w rozmachu, który przesiąka każdy aspekt
tego uniwersum, od wielkości okrętów aż po wagę poszczególnych osiągnięć i
wydarzeń. Ale pomimo to moja kolekcja treści, którą fani Gwiezdnych Wojen określiliby
jako „Expanded Universe”, jest raczej wątłą – ot trylogia o Herezji Horusa, „Pierwszy
Heretyk”, „Rota” i kilka Gotreków, album
ilustracji z Warhammera 40k… Słowem, jak na kogoś, kogo to kręci, nie mam tego
za dużo i zmartwiło mnie to. Musiałem znaleźć metodę na nasycenie moich
hobbystycznych zachcianek, mojego pragnienia poznania tego świata głębiej – a nie
ma lepszej drogi do poczytania na temat brutalnego świata Wojennych Młotów jak
książki z Czarnej Biblioteki oraz właśnie wielkie tomiszcza Forge World’a
obrandowane jako Imperial Armour. Czemu padło na nich? Bo łączy w sobie dwa
aspekty, które kocham w tym hobby – historię i modelarstwo! To przecież dzięki
błogosławieństwu dwóch tomów poświęconych wojnie o Badab (*PDF’y, yarr!*) udało mi się nareszcie wybrać
zakon Astartes dla siebie.
Dziś jednak nie mam zamiaru pisać
o starożytnych tomiszczach czy nawet o ‘Badab War’, który dopiero do mnie ma
przylecieć. Zanim bowiem postanowiłem kolekcjonować te wspaniałe tomy panowie i
panie z Forge World’a mieli w swojej literaturze bardziej fachowe podręczniki,
na których zależało mi od dawna i który, tom drugi by było weselej, niedawno do
mnie trafił. Mówię o Imperial Armour Model Masterclass Volume Two,
fantastycznym źródle inspiracji, kopalni świetnych pomysłów oraz porządnych
poradników, które z pewnością pomogą każdemu modelarzami odkryć i/lub ulepszyć
swoje techniki postarzania modeli, dodawania im realizmu czy wysokiej jakości
drobnych detali. Tak, byście nie musieli czytać dalej już wiecie, mili
czytelnicy, że jestem oczarowany i wystawiam tomowi wielką szóstkę z plusem i
świadectwo z paskiem.
No to po kolei, zacznijmy od
szaty, czyli co dostajemy za circa 130 polskich złotych? Dużo. Bardzo dużo,
jeżeli weźmiemy pod uwagę aktualne standardy obowiązujące na łamach kodeksów
czy ksiąg armii, gdzie za podobną kwotę otrzymujemy 96-stronicowy tomik w
twardej okładce, pewnie że pięknie wydany, ale jednak. Tutaj za te pieniądze
dostajemy 144 strony, również w twardej oprawie, w pełnym kolorze, napchane po
brzegi zdjęciami fantastycznych modeli oraz treścią w postaci odpowiednich
poradników modelarskich. Jeżeli ktoś nadal uważa, że to sporo kasy, to chciałbym
przypomnieć, że za 150 zł według cen GW można nabyć ich nowy, 136-stronicowy
kołozeszyt o tytule „Jak malować modele Citadel”, który co prawda zawiera
dodatkowo płytę DVD z 90 minutami materiału, ale poza tym jest wypchana
naprawdę marnymi poradniczkami krok po kroku, które uczą jak pomalować modele
na raczej szpetny poziom Tabletop – jest to książka dla zaczynających swoje
podboje z pędzlem w ręku. Tak więc uwierzcie mi, za jakość wydania i treść,
którą dostajemy w zamian cena jest zaskakująco dobra i z pewnością kwestia
opłacalności wychodzi Model Masterclass
na duży plus.
A jak z zawartością? Można
powiedzieć, że duch stojący za jakością Imperial Armour przelał się również w
pełni na strony ich modelarskiego poradnika – trudno nie zauważyć, że Games
Workshop trakuje Forge World poważnie i stara się utrzymać wizerunek ‘dostojoności’
jako towarzyszy temu brandowi, robiąc co mogą, by wszystko było wydawane w
wysokiej jakości i uderzało raczej w starszych hobbystów – wiekiem jak i stażem
w hobby. Nie spotkamy więc tutaj poradników traktujących o banałach, nie
poznamy tajników nakładania kolorów bazowych, technik suchego pędzla czy
blacklining’u, spychając te podstawowe techniki na karb ich ‘książeczki dla
młodszych’; Model Masterclass
kontynuuje tradycję pierwszego tomu i prezentuje poradniki zdradzające techniki
zaawansowane – używanie pigmentów czy aerografu, postarzanie modeli farbami
olejnymi czy przy użyciu dodatkowej chemii modelarskiej. Tworzenie
realistycznych makiet i dioram, dodawanie nowego poziomu detali do pojazdów z
uniwersum Warhammera 40k… Jest to naprawdę kopalnia wiedzy a przede wszystkim,
inspiracji. Docenić należy również fakt, że autorzy książki, mówiąc dosadnie,
nie pieprzą – nie ma snucia opowieści, zajmowania stron pustosłowiem czy
wylewami w stylu tekstów pana Vetocka w nowych White Dwarfach; Wszystko, co
czytamy, traktuje albo o modelu per se albo o właśnie prezentowanej technice,
krok po kroku objaśniając dane etapy malowanie, zastosowane środki i manewry
które były konieczne, by dany efekt osiągnąć. Czysto, schludnie, klarownie –
wszystko wyłożone na przestrzeni 18 tekstów i przykładowych modeli / scen, w
których zawsze pokazują nam coś nowego:
→ Na pierwszy ogień autorzy
uderzają mocno z potwornie wielkim modelem w postaci imperialnego tytana klasy „Reaver”
– spokojnie, nie musicie sami posiadać tej zabawki, by skorzystać z poradnika.
Tutaj bowiem dowiemy się jak tworzyć naprawdę wspaniałe, realistyczne metaliki,
jak aplikować washa z farby olejnej tak, by nie brudził płaskich powierzchni
oraz jak tworzyć metaliczne zadrapania w miejscach o zintensyfikowanej eksploatacji.
Och, oraz znajdziemy małą radę o pozostawianiu śladów granicznych na elementach
pneumatycznych – jeżeli dany tłok się porusza, to porusza się tylko do pewnego
momentu, i w tym miejscu będzie widoczna
granica między powierzchnią, która jest w ciągłej pracy a tą, która nigdy nie
wchodzi w element ruchomy. Świetny patent. Jakby tego było mało mamy tutaj
również świetny tutorial traktujący o malowaniu freehandów i napisów.
→ Kolejnym modelem pieszczonym na
łamach podręcznika jak Land Rider Proteus do zakonu Czerwonych Skorpionów.
Tutaj dowiemy się jak tworzyć gładkie przejścia tonalne przy użyciu pędzla i aerografu,
tworząc zróżnicowaną głębię w zakresie jednego koloru na powierzchni modelu.
Dowiemy się więcej o zaletach nakładania washy dopiero po nałożeniu warstwy
werniksu ochronnego, o tym jak tworzyć odpryski farby na jasnym kolorze
pancerza oraz jak stworzyć hiperrealistyczną teksturę niemalowanego, surowego
metalu wraz z zadrapaniami. By nie było za mało jak na jeden tekst, dostajemy
również kilka słów na temat podstaw aplikacji suchych pigmentów na modelu. Jak
już zapoznamy się z etapami malowania tego małego cudeńka z odległych czasów
przejdziemy do krótkiej galerii prezentującej niewielką armię Czerwonych
Skorpionów – bardzo godnie się prezentującą.
→ Na popiersiu tytana eldarów
klasy Phantom ze światostatku Saim-Hann dostaniemy recepturę krok po kroku
konieczną do uzyskania efektu błyszczącego lakieru, niczym metalik na
samochodach – efekt jest świetny a sam poradnik jest dość prosty i wymagać
będzie jedynie cierpliwości użytkownika w etapie polerowania warstw werniksu na
całym pancerzu w celu uzyskania idealnie gładkiego efektu. Tekst szybko
przechodzi w prezentację fantastycznego stołu i sceny pod tytułem ‘Encounter at
the Balmeus Ice Mines’, gdzie siły eldarów ścierają się z imperialną gwardią i
tytanem na tle lodowych kopalń – poza scenką dostajemy całkiem tłusty poradnik
jak stworzyć sobie taki stół, w którym wyczytamy cenne lekcje o obróbce
styrodyru i budowaniu realistycznych gór i wzniesień. Lektura jest długa, ale
przenosi nas krok po kroku po każdym zakątku terenu na wielkim stole oraz po
każdym modelu, prezentując inny aspekt pracy włożonej w dany element – jest tutaj
sporo drobnych acz świetnych porad: jak tworzyć półprzezroczyste warstwy farb
do aerografu, jak uzyskać efekt marmurkowej tekstury na płaskich, gładkich
powierzchniach pancerzy czy też jak zrobić solidny zimowy whitewash na pojeździe
pancernym.
→ Podczas malowania ‘The Great
Brass Scoprion’ połączone techniki poznane przy malowaniu Reveara oraz Phantoma
dadzą nam efekt marmurkowej tekstury pancerza o lakierowanym poblasku, tworząc
naprawdę świetny efekt – jakby tego było mało poradnik sięga po produkty z poza
oferty GW – to taki sygnał, że mamy do czynienia z poważną książką, a nie
reklamówką produktów wydawnictwa! W podobnej kolorystyce panowie utrzymali
kolejny model, czyli Tytana klasy „Reaver” spaczonego przez Chaos – dowiadujemy
się tutaj jak w banalny sposób stworzyć ‘zachmurzoną’ teksturę zwyczajnie
tworząc wzór za pomocą białego podkładu na czarnym na który potem naniesie się
odpowiedni kolor docelowy. Znajdziemy tutaj również małą i interesującą notkę o
mieszaniu błyszczącego werniksu z washami w celu uzyskania płynów o
charakterystyce oleju jeżeli chodzi o odbijanie światła.
→ Dwa kolejne, krótsze poradniki
w formie prezentacji modeli ze wskazówkami modelarskimi pokażą nam proste
metody konieczne do uzyskania efektu zaawansowanej korozji oraz malowania
martwej, starej tkanki organicznej. Na modelu ‘Plague Hulk’ wszystko, co
metalowe jest solidnie wyżarte pomarańczą rdzy a ‘Blight Drone’ papy Nurgiela,
choć już nie tak jaskrawa, pokazuje fajny kontrast między ciemnym, wyniszczony
pancerzem a bladą, wysuszoną i popękaną skórą. Ohydnie, i o to chodzi –
świetnie podana receptura na malowanie skóry wyznawców Pana Zarazy.
→ ‘Blessed be these wings’ to
artykuł ukazujący nam proces powstania niewielkiej dioramy imperialnego
przyczułka z lądowiskiem dla myśliwca Thunderbolt. Bardzo interesujący tekst,
który pokazuje jak za pomocą drobnych wstawek i elementów dodać do modeli sporo
dodatkowych detali – wyposażenie kokpitu, otworzenie nadwozia czy nawet dodanie
szmatki na kadłubie. Obok prac nad mikrodetalami dostaniemy również krótką
informację o maskowaniu pod kamuflaż przy użyciu masy Blu-Tack (*sam korzystam
i polecam*) oraz porady o budowaniu atmosfery sceny, czyli odpowiednie użycie
dodatkowych modeli, postarzania i elementów terenu w celu zachowania
konsystencji sceny.
→ W dwóch tekstach poświęconych
wariantom samolotu ‘Valkyria’ zaś wczytamy się w metodologię powstawania
wertykalnych zacieków na pojazdach latających oraz metodą ich odtworzenia na
modelach. Poza tym dowiemy się o tworzeniu podwójnego kamuflażu dla lataczy –
od spody mają one przeważnie inną kolorystykę tak, by zmylić jednostki wroga
znajdują się na ziemi lub pełniące jeszcze inne cele, jak chociażby pasy
bezpieczeństwa w strefie załadunkowej transportera sprzętu ciężkiego ‘Sky Talon’.
→ Podczas malowania modeli ‘Crassus
Armoured Assault Transport’ oraz ‘Preator Armoured Assualt Launcher’ poznamy w
pełni tajniki malowania kamuflażu zimowego, popularnego ‘whitewasha’, gdzie
żołnierze zwyczajnie pokrywali swoje pojazdy ‘ad hoc’ warstwą najprostszej
białej farby tworząc kamuflaż tymczasowy. Świetny, objętościowo gruby poradnik,
w którym nauczymy się aplikować ów zimowy kamuflaż jak i wcierać śnieg w
gąsienice czy w miejsca, gdzie może się akumulować na pojeździe poruszającym
się wolno lub stacjonarnym. Ponadto znajdziemy tutaj poradnik do szybkiego i
efektywnego malowania surowego wnętrza.
→ A przy modelach pojazdów pancernych
obsadzonych przez renegatów imperialnej gwardii – czołgu ‘Valdor’ oraz
superciężkiej artylerii ‘Minotaur’ – te krótkie zbiory porad pokażą nam metody
malowania freehandów wyglądających niczym rysunki kredą po pancerzu, używanie
farb olejnych w celach stworzenia efektu rozlanego oleju oraz używanie taśmy
maskującej i lakieru do włosów do uzyskania kamuflażu z ciężkimi śladami
zużycia.
→ I wreszcie przechodzimy do
przedostatniego tekstu w podręczniku, kolejnej prezentacji ogromnego stołu /
makiety pod tytułem ‘The raid on Kastorel-Novem’, w którym to będziemy mogli
podziwiać fantastyczny przyczółek orków ‘dobudowany’ w ich klasycznym stylu ‘na
ślinę i gwoździa’ do zdobytej imperialnej placówki. Efekt jest porażający a
taki stół byłby chlubą każdego klubu graczy, sama zaś prezentacja obfituje w
świetne wskazówki, takie jak chociażby użycie małej buteleczki z atomizerem w
celu rozpylania nierównych plam kolorów po powierzchni makiety czy używania jej
do nakładania efektów kurzu i pyłu na modele i budynki czy chociażby
fantastyczna pora do tworzenia orczych glifów i wzorów przy użyciu metody
znanej graficiarzom, czyli od wcześniej wyciętego wzornika, przez który
wystarczy tylko przelecieć sprejem.
→ A książkę zamykają teksty traktujące o
metodach aplikacji i użycia suchych pigmentów w proszku oraz krótki i zwięzły
przegląd tych narzędzi i modelarskiej chemii, które każdy szanujący się
modelarz, według autorów książki, powinien mieć w swoim hobbistycznym
warsztacie.
Jak widać zawartość tych 144
stron jest dość obfita i zapewniam was, że każdy może poza najbardziej
zaawansowanymi modelarzami znajdzie tutaj coś dla siebie, a nawet ów mistrzowie
pędzla z pewnością nie pogardzą przeglądem fotek ładnie skrojonych modeli i
makiet, ot chociażby po to, by sprzedać solidnego kopa swojej wenie twórczej.
Sam uwielbiam przeglądać galerie ze świetnie wykończonymi modelami właśnie w
celach zatankowania do pełna mojego baku inspiracji, a tutaj łączymy przyjemne
z pożytecznym, ucząc się nowych technik i wzdychając z nadzieją, że kiedyś też
tak będziemy potrafili. Bez dalszych ceregieli, gorąco polecam wyłożenie tych
plus/minus 130 blaszek, bo zdecydowanie warto – nie tylko będzie to ozdoba
każdej półki hobbysty-modelarza, ale również jest prawdziwie cennym źródłem porad
malarskich i modelarskich.
Muszę to mieć :)
OdpowiedzUsuń