Games Workshop Upada! Tak, zacząłem manewrem Hitchcocka, i
rozpocząłem tekst od napędzającego adrenalinę tekstu, by od razu uderzyć w was,
mili czytelnicy, odpowiednią dawką napięcia. Spokojnie – GW nie upada, nie
zamierza i ogólnie rzecz ujmując ma się całkiem dobrze. Po co więc ten manewr?
Dawno nie skroiłem luźnego tekstu na temat aktualnego stanu rzeczy na naszym
bitewniakowym ogródku, a tu zawsze coś wyrośnie, chwasty się osadzą, krucy
czarne przylecą i wróble nasiona dłubią – słowem, jest o czym popisać, tym bardziej
że tekst napędzany jest tematami na forach, które przewijają się od czasu do
czasu i w których nieodmiennie powtarzają się hasła czarnej propagandy, o tym,
że GW umiera i się kończy, że inne systemy wykrawają z Warhammerowego tortu
graczy, i że czas końca jest bliski.
Ostatnie ogniwa zapalne tego
stanu rzeczy to wydanie ‘Death from the Skies’ oraz akcja z kopaniem sklepów
niezależnych po klejnotach. Tutaj od razu zaczyna się robić interesująco, bo w
części z nas coś z krwią się stało, zagrzała się czy coś w tę mańkę, i poczęli
iście flagelanci biczować się po plecach, że GW nie lubią, że GW nie cierpią, a
ich modele kupują jedynie ironicznie. Ale najpierw wyjaśnijmy o co biega dla
tych, co niezorientowani w temanie. ‘Death from the Skies’ to /dodatek/, który
nie jest suplementem, lecz czymś, co panowie z Nottingham ochrzcili nazwą ‘kompendium’
– przedrukiem materiałów z White Dwarfa, Crusade of Fire i tak dalej
traktujących o pojazdach latających, ich zasadach i funkcjonowania w grze –
ludzie dość słusznie zaczęli się burzyć, że przedrukowanie starego materiału i
wciskanie tego za kasę to dość tani numer, chociaż to by jeszcze przeszło gdyby
nie fakt, że erraty odsyłają do /płatnego dodatku/ - to znaczy, że jeżeli
chcesz sobie polatać, musisz sobie ów kompendium sprawić, bo niby miało być
przedrukiem materiałów, ale też przy okazji jest wypełnione poprawkami –
zmienione koszty punktowe, statystyki, takie rzeczy. Każdy mógłby się wpienić –
ot, kupił kodeks, a teraz by móc korzystać z lataczy musi jeszcze nabyć kompendium?
Słusznie padają argumenty, że każda inna firma wydałaby chociaż te poprawione,
zmodyfikowane statystyki za darmo w sieci… No ale kto GW zabroni, skoro jest
potężną firmą, której nie zależy na graczach?
Że co? Co ja piszę? Że GW /nie
zależy na graczach/? Ano tak. Nie zależy. Sądziłem, szczerze powiedziawszy, że
każdy o tym wie, ale kurde jednak nadal spotykam osoby, które podświadomie
wierzą, iż wydawca Warhammerów tworzy to wszystko dla nich – dla graczy
turniejowych, dla miłośników zasad… Dla weteranów. Nie siedzę w Games Workshop,
nie prowadzę rozmów z ich developerami, więc kto wie, może ktoś tam przypomina
na zebraniach loży, że ludzie grają w ich systemów również na scenie
turniejowej – scenie, która wymaga klarowności w zasadach, zbalansowanych
armii, dobrych, użytecznych i zróżnicowanych jednostek. Ale jakoś ta wiara, że
ktoś tam zabiera głos w sprawie tychże hobbystów, jest wyjątkowo słaba –
doskonale wiemy jak to wychodzi w praniu; Pogmatwanie spisane zasady, błędy
logiczne, babole na całej linii, niezbalansowanie armii, jednostki które nigdy
się nie pojawiają na stołach, gdzie się gra ‘na poważnie’… Słowem, GW nie
przykłada się za bardzo do tego, by rozgrywka była czymś więcej niż przyjemnym
turlaniem kostek do piwa.
Teraz pada pytanie – czy to źle?
Tak naprawdę… No raczej nie. Pewnie, byłoby lepiej, gdyby gra pod względem
mechaniki była bardziej przemyślana, lepiej testowana, pozbawiona rażących
błędów czy problemów z balansem, ale w naturze zawsze panuje harmonia i scena
turniejowa profesjonalnie radzi sobie ze wszystkimi problemami rozwiązując je
po prostu we własnym zakresie. Rzeczywistość weryfikuje, i meta błyskawicznie
pokazuje co jest dobre, co jest złe, co się sprawdza a co nie, oraz jakie
zasady trzeba ‘podszlifować’, by gra była przyjemniejsze. Tak, właśnie w tym
momencie temat zataczam na PKZ’ty – Polskie Klaryfikacje Zasad. Dość regularnie
pojawia się na forach temat-rzeka o tym, jak to Polhammery niszczą grę, psują
zabawę i są dziecięciem szatana, pomiotem tajnej loży masońskiej mającym na
celu zrujnowanie wszystkie, co Warhammerzaste. Sam nie jestem graczem
turniejowym co często zaznaczam by nie było, że moje zdanie ma jakąś ‘wagę
taktyczną’ – ale uważam PKZ’ty nie tylko za konieczny patent, ale wręcz
prawdziwe usprawnienie całej zabawy, jaką ma być gra. Czemu, pytam się? Cóż,
PKZ’ty pewnie nie byłyby potrzebne, gdyby system był bardziej dopracowany – ale
nie ma co gdybać: nie jest, więc trzeba rzeczy klaryfikować. Po co? By, o
ironio, nie było spin. A są spiny? I to jeszcze jakie!
Tyle że te spiny odbywają się na
forach, gdzie strony toczą zażarte boje na te same argumenty – jedna strona ma
swoją rację, że PKZ’ty to ingerencja, to jedyna słuszna interpretacja, to nie
tak, jak on by chciał by było, a druga strona, że nikt do PKZ’tów nie
przymusza, niech sobie strona pierwsza sama organizuje turnieje i zbanuje PKZ’ty,
proszę bardzo droga wolna. Szczerze się przyznam, że czerpię pewną perwersyjną
przyjemność z tych radosnych przepychanej werbalnych – świadczą one o tym, że
fandom jest zdrowy! Aktywny, tętniący życiem i mającym dość werwy, by na siebie
pluć, a to już coś. Zresztą, niech się kłócą do woli, bo kiedy przychodzi co do
czego to właśnie dzięki PKZ’tom na turniejach jest /dużo mniej spinania
pośladów/ i prawniczenia niż podczas niezobowiązujących zabaw w lokalnych
klubach – bo w klubach PKZ’ty nie obowiązują, więc każdy może mieć własną
interpretację, i teraz kto ma
tubalniejszy głos, większą brodę albo większego Tytana, ten ma rację. A tak,
mamy wszystko wyjaśnione, każdy wie na czym stoi, każdy akceptuje, więc kłótnie
można ograniczyć do minimum, wyciąć jak chwasta. Czyli PKZ’ty wypełniają swoją
rolę doskonale, i jeżeli będę już brał udział w turnieju, to zawsze w takim, w
którym ów uściślenia będą obowiązywać.
No pięknie, załatwiłem jeden
temat, chociaż był mocną dygresją. Powróćmy zatem do upadku GW – nie chcę się
mądrzyć, w porównaniu do wielu graczy i hobbystów jestem zaledwie marnym
neofitą w tematach Warhammera, więc pisanie ‘drzewiej było inszej’ mi nie
przystoi, ale nawet w mym krótkim niespektakularnym dorobku hobbystycznym
widziałem już co najmniej trzy, cztery razy tę samą śpiewkę. Schemat wygląda
tak – GW robi coś, co jest uznane przez Spis Powszechny za ‘Be!’ numerek - ot, wydają płatną erratę, kopią niezależne
sklepy w klejnoty rodzinnie, wypuszczają falę modeli wyglądających jakby ktoś
miał ostrą niestrawność po meksykańskiej kuchni…
I zaczyna się! Ludzie, którzy
przeważnie posiadają na półkach po kilka tysięcy punktów w modelach od Games
Workshop grzmią, że oto nadchodzi koniec, że wydawca się stacza, że firma A i
firma B robią wszystko dużo lepiej, że oni już myślą o tym, by się właśnie na
grę C przesiąść, bija się w pierś na tę podłość, na łotrostwo korporacji, na
bezduszność złowrogiej maszynki do robienia pieniędzy! Główny argument
przeciwko GW jest to, że firma chce zarabiać pieniądze… Toż To Zbrodnia! Jak
oni w ogóle mogą robić coś takiego, i to w biały dzień? I tak dalej, i w kółko,
aż do znudzenia. Co jest iście zadziwiające to to, że piana szybko znika, temat
się rozchodzi po kościach, a Grzmiący cichną, posłusznie kupując więcej
plastikowego cracku. I po co to komu? Forma tańca godowego? Żeby było weselej
znaczna część ów gorącokrwistych fanów zachowuje się tak, jakby w życiu nie
otrzymali lekcji o tym, jak się zarabia
pieniądze i skąd się one biorą.
Tak – popularność innych systemów
rośnie. Nie da się tego nie zauważyć! Ot, chociażby teraz, prosty przykład: w
konkursie, którym teraz organizuje najwięcej ma zgłoszeń od Warmachine /
Hordes, bijąc łącznie nawet liczbę ochotników z WH40k – ktoś może powiedzieć,
że to żadna wytyczna, ale skoro uderzam na dwa największe fora, każde
poświęcone jednemu z systemów, to jednak liczba aktywnych uczestników może być
pokazem tego, że poza Młotkami można w kraju pograć w coś innego. Ba, jeszcze
nie tak dawno temu wydawało mi się, że jestem jedynym posiadaczem modeli do
Dystopian Wars – teraz nie mam już problemów ze znalezieniem graczy. Tak jest,
inne systemu powolutku, nieuchronnie się rozrastają. Zabawa polega na tym, że
Piewcy Końca GW z jakiegoś magicznego powodu łącza wzrost popularności innych
systemów ze spadkiem popularności produktów GW. Nie mam najmniejszego pojęcia
skąd im w ogóle coś takiego przyszło do głowy – przecież to nie jest system
zerojedynkowy, gdzie jedna opcja wyklucza drugą. Sam posiadam małe armie do co
najmniej pięciu systemów, i równie chętnie wydaje szmal na nowinki do Wojennych
Młotów jak chociażby do Dystopian Wars. Wszystkie systemy mogą się prężenie
rozwijać całkowicie niezależnie od siebie, i to, że teraz łatwiej o spotkanie warmaszynowca
wcale w konsekwencji nie pociąga tego, że trudniej o warhammerowca.
Słowem zakończenia tego potoku
słów – Panie i Panowie, powtarzam to po raz drugi na łamach tego bloga; Nie ma
co pielęgnować nerwicy na czymś, co jest waszym hobby – hobby, czyli ucieszną
ucieczką od rzeczywistości, czasem dla relaksu, zregenerowania baterii na
kolejny dzień, miłą odskocznią od pracy, rodziny… Czymś dla was. Szargać sobie
nerwy o jakieś błahostki? Mam tego po czubek głowy w pracy, nie zamierzam tego
szukać w swoim czasie na relaks. Złota zasada jest taka – NIKT nie przymusza do
kupowania, zbierania i grania w cokolwiek. Komandosi GW nie wskoczą wam przez
okno, by rozbić wasze figurki Mantica i by wepchnąć wam katalog Forge World;
Jeżeli zagrywki i ruchy wykonywane przez firmę naprawdę działają wam na nerwy,
zamiast narzekać i jęczeć jak nastolatki, które nie dostały upragnionego
Ajfona, podejmijcie twardą męską decyzję – przerzućcie się na inny system, bo
nie żyjemy już w świecie całkowicie Warhammerowym, ale też przestańcie wody
burzyć tylko po to, by tydzień później zmienić zdanie!
Ot! Rzekłem!
Dobry tekst, choc ciuteczke rozwlekly, jako ze powtarza sie nieco wewnetrznie. Niemniej jednak podpisuje sie oboma recamy:)
OdpowiedzUsuńFireant,a może napiszesz coś o nielegalnej azjatyckiej konkurencji dla GW? Ciekaw jestem Twego zdania :) pozdro Equos
UsuńDobrze prawisz. Ja już dawno przekonałem się do innych systemów. Najbardziej w systemach GW denerwują mnie niezbalansowane armie i ceny plastiku z kosmosu. Infinity Rulez :)
OdpowiedzUsuńJak się pisze o takiej godzinie tokiem wypluwania tego, co na głowie siedzi, to się czasem człowiek powtórzy ;)
OdpowiedzUsuńDasilwa, ja tam nie mam nic do GW - uwielbiam warhammerowski grimdark, mam całe stosy ich modeli, bo jednak regularnie wydają ładne rzeczy (ot, w zeszłym miesiącu Throgg, król trolli) a nawet lubię sobie kulnąć kością w ich systemu. Jednak przekonanie do innych systemów nabyłem, bo każdy oferuje coś dobrego - Infinity ma świetne modele i niesamowicie dobrze skrojone zasady z wybornym balansem. Warmachine/Hordes przemawia do mnie stylistyką a i kombogenność żywcem z M:TG łechocze mnie w dobry sposób. Dystopan Wars ujęło mnie steampunkowym klimatem, zabójczym wzornictwem okrętów i dobrymi, nietuzinkowymi zasadami...
Lubię takie artykuły, miło czasem poczytać coś "wokółhobbystycznego" zamiast wszechobecnego "patrzcie jaką figurkę pomalowałem" czy "patrzcie jaką figurkę możecie kupić od xx". ;)
OdpowiedzUsuńNa pohybel GW, szkoda tylko że czasem żeby grać, trzeba się dostosować do towarzystwa :)
Każdy blog ma (lub powinien mieć) swój charakter. Na jednym są felietony i przemyślenia na innym nie. Autor bloga musi również umieć pisać tego typu materiały. Fireant potrafi to robić.
UsuńNo tak czasem trzeba lubić co się ma i jeśli masz znajomych co grają tylko w Młotka lub Wh40k to kiepsko ale może trzeba zapoznać też nowych ludzi. Na szczęście u mnie w lidze Infinity regularnie gra ponad 25 osób :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst! Hobby to hobby, należy się nim cieszyć i szukać czegoś dla siebie, a nie marudzić i budować antyfankluby systemu/firmy X lub Y. Niestety jak mawiają w internetach: "haterz gonna hate".
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak mówisz... :(
UsuńDobry tekst.. przykre, że tylu ludzi jest zapatrzonych ślepo w produkty GW. Z tego co wiem jest to spowodowane obawą, że nie znajda graczy w nic innego. Z punktu widzenia hobby jako np malowania figurek, to GW nie jest w stanie zaoferować niczego fajnego. Od roku nie kupiłem żadnego produktu GW. Są za drogie w stosunku do jakości jaką oferują.
OdpowiedzUsuńGram w bitewniaki od około dziewięciu lat.
OdpowiedzUsuńWszystko zaczęło się od LotRa, konwentów, gier w centrach handlowych, czy tez szkołach.
Na początku liczył się klimat, odkładanie co miesiąc kasy na blisterki, malowanie pojedynczych modeli, gazetki DeAgostini, itp.
Potem przesiadłem się na Młotka, teraz moja armia liczy około 7000pkt, a więcej gdyby wystawić wszystkich bohaterów.
Klimat Warhammera, masa godzin spędzonych na sesjach RPG, megabitwy, kolekcjonowanie i sklejanie modeli, to było coś!
Jednak z nadejściem nowego AB do 8 ed, gdy nagle okazało się, że większość moich modeli mogę odstawić na półkę i nie jestem w stanie podjąć równej walki z przeciwnikiem, jeśli nie wydam 1000 lub więcej złotych, stwierdziłem, że odpuszczam sobie WFB i będę grać w coś innego.
Nie wspominając już o tym, że ~1.5 roku wcześniej wydałem podobną kwotę na modele, które w obecnych realiach są całkiem niegrywalne.
Podręczniki mam, ale przeczytałem je głównie dla tego, by dowiedzieć się czegoś więcej o świecie Młotka.
W międzyczasie uzbierałem armię do Wh40k na 5000pkt.
Większa liczba graczy, prostsze zasady, mniej spin, ogólnie lepsza rozgrywka, chociaż klimat w ogóle do mnie nie docierał (Uniwersum, armia CSM sama w sobie jest świetna!).
Co ratuje te grę to pełno osób, które ma/gra w Wh40k i łatwość umówienia się na grę, czy turniej.
Ale mimo wszystko przez coraz to mniejszą ilość czasu grałem mniej i mniej...
I akurat wtedy dowiedziałem się o kilku ciekawych grach skirmiszowych.
Na pierwszy ogień poszła Konfrontacja, która okazała się całkowitym niewypałem i jednym wielkim wałkiem ze strony sprzedawcy.
Potem było już lepiej... wybadałem teren i znalazłem grę idealną - Infinity.
Spora liczba graczy, dobre zasady, niewielka liczba modeli na stole (10-20) i w miarę krótka rozgrywka (1-2h).
Podoba mi się też system wprowadzania nowych jednostek (zasady) jak i modeli (w falach po kilka szt do różnych frakcji co miesiąc), co pozwala na systematyczne, acz niewielkie wydatki.
Gra sprawdza się zarówno na turniejach jak i grach towarzyskich, co jest jej wielkim plusem.
Smaczkiem jest darmowy i wspierany przez producenta, na bieżąco aktualizowany kreator armii (ze zdjęciami, odnośnikami do zasad na wiki, gdzie znajdziemy faq, itp).
Przy okazji zabrałem się za Warheim, autorski projekt zapaleńca.
Wielki podręcznik, w nim pełno fluffu, dobrych zasad, przeróżnych band i to wszystko polsku.
Mając sporo modeli w klimacie fantasy, skompletowanie bandy nie było problemem (Nieumarli, Krasnoludy, czy też Łowcy Czarownic).
Niestety system jest mało znany, a spora ilość zasad specjalnych i dodatkowych, bez których gra nie jest już tak ciekawa, może odstraszyć potencjalnych graczy.
Reasumując... GW nie jest jest już od dawna jedynym słusznym wyborem.
Czasy, gdy ktoś decydując się na porzucenie WFB./Wh40k skazywał się na wygnanie należą do przeszłości.
Istnieje sporo gier na rynku, z dużą grupą aktywnych graczy (Infinity, Dystopian, Horde/Warmachine, FoW i pewnie kilka innych).
Przy absurdalnych cenach nowych produktów oraz niedbałości w kwestii zasad ilość chętnych na gry GW kurczy się systematycznie.
I dobrze! Bo są gry lepsze, z klimatem, które cały czas się rozwijają.