29.07.2012

[29.VII.2012] Demoniczna fala...



Dzieje się! Games Workshop, główny sprawca zła na świecie, głodu w klubach graczy oraz uzależnień od pyłu węglowego po raz ponowny tańczy na kurhanach swych wrogów (*czyt. Ich miłośników i wiernych fanów*) uznając, że sierpień to strasznie nudny miesiąc i z tej okazji poczekamy sobie na kodeks do Kosmicznych Marines Chaosu a o starterze do szóstej edycji to już w ogóle, nie ma co wspominać! Nie ma jednak tego złego, na co by na dobre nie wyszło – było nie było za wyjątkiem Grudnia GW musi robić kasę co miesiąc, więc i tym razem dostajemy trochę nowości. Nawet, rzekłbym, całkiem apetycznych… Nowe demony zawitały pod strzechę, wypełniają listę i dodając kolejną makulaturę do noszenia przy sobie wszystkim tym, którzy pomykają spaczonymi bytami z osnowy po polach bitew.

Zacznijmy jednak od ogólników – tym razem wraz z nowymi modelami jesteśmy niejako przymuszeni do zakupu najnowszego Białego Karzeła; no, może nie wszyscy, ale gracze demonów niejako owszem, gdyż wraz z gazetką dostajemy suplement do obu demonicznych podręczników z modyfikacjami profili i innymi zmianami (*Soulgrinder w Warhammer Fantasy Battle… logiczne, wbrew pozorom: każda armia dostaje teraz jakiegoś pudziana do postawienia na wielkiej podstawce, więc czemu by nie Zoi—Soulgrinder? Przynajmniej model jest już gotowy!*). Co z tego wynika? Ano to, że o ile mnie pamięć nie zwodzi a oczy nie gryzą, to Demony mają już wszyściutko w plastiku / żywicy! Jako odwieczny i starożytny wróg metalu w pełni popieram, zachwycam się i otwieram portfel, gotowy na przyjęcie nowego plugastwa w me szeroko rozwarte ramiona.

Przejdźmy jednak do konkretów i zacznijmy od największego nowego modelu – Egzaltowanej Kusicielki Slaanesha na Rydwanie! Czyli, tak naprawdę, dwóch Nie-egzaltowanych Kusicielek Slaanesha na rydwanie sklejonych w jeden, większy model. Tak jest, GW testuje nowy patent; skoro mniejsza liczba modeli w pudełku za cenę większej liczby modeli przeszła, to czemu by nie robić takich modeli, by z dwóch pudełek dało się skleić jeden… większy! Genialne! No ale do rzeczy… model mi się /nie podoba/ wcale a wcale. Owszem, mamy rydwan – z grubsza: są koła, jest ramka, są wierzchowce do targania, ale do jasnej cholery, to ma niby gwarantować dodatkową ochronę? Toż to wygląda jak zrobione z patyczków… A te ‘koła’, bo taką rolę pełnię te zębate ostrza, najwyraźniej pędzą Dzięki Magii.  Cóż, nie jest tak, że model jest całkiem do bani – jako całość, jest do kitu, ale rzeźba Allureski czy Seekery Slaanesha są ładne; nic tylko zdjąć z tego paskudnego wehikułu, postawić na osobnych podstawkach i zapomnieć o tym całym rydwanie. Jakby tego było mało jego wariant… Boże, panowie z GW poszli po najniższej linii oporu, przestawili modele i między ‘koniki’ wstawili kombajn żniwny. I tak powstał Hellflier, znaczy się, Kosiarka Księcia Dekadencji. Paskudztwo.

No, skoro Perełkę Obrzydliwości tego miesiąca mamy już fortunnie za sobą i bez zbędnego rozpływania się nad jej ohydą, mogę się skupić na zacnych modelach nowej fali. Plaguebearers. Tak jest – jest to jeden z tych zestawów, który albo się pokocha od pierwszego wejrzenia, albo natychmiast znienawidzi gorącą, palącą trzewia żółcią. Mi się akurat przytrafiła opcja numer jeden i już nie mogę się doczekać momentu, w którym rozerwę folię na pudełku nowych śmierdziuchów. Jak dla mnie są idealną ewolucją tych modeli, wdzięcznie nawiązującą do starszych wzorów i oferujących malarzom łatwy do pomalowania zestawik nad którym nadal można się pastwić, by wyszły cudeńka. Podobają mi się wygryzione przez ząb czasu miecze, podobają mi się radosne uśmiechy, pryszcze i ziejące w ciałach rany. Jest nurglowato i to aż do słodkiej przesady, trochę paskudnie, trochę śmiesznie, tak jak bym oczekiwał od Papy Nurgiela. No i ta boska przewaga plastiku nad ciężkim, niewygodnym, nieznośnym metalem… Sprzedane!

Jeżeli już jesteśmy przy potomstwie władcy chorób i rozkładu, to możemy pozachwycać się również nowymi Nurglingami! Małe paskudy są… gorsze, niż te starsze; mniej detali, mniej powykręcane, bardziej do siebie podobne. Mimo to, podobają mi się – tak jak w przypadku nowych plagusów zamiast skupiać się na pokazaniu syfu, pryszczy i tyfusu tym razem rzeźby oddają bardziej ‘przytulasty’ aspekt naszego rubasznego Pana Zarazy. Więc wyglądają jak małe, nadęte, powykręcane mutanciątka z nadwagą – słodko. Wielkim bonusem jest jednak to, że cóż… nareszcie widać, że mamy do czynienia z prawdziwą chmarą! Zamiast trzech, czterech rachitycznych modeli na podstawce udających, że jest ich dużo, tym razem mamy naprawdę żywy stos mięcha, coś w stylu Scarab Swarmów czy Ripper Swarmów od Forge World’a – czyli na pierwszy rzut oka widzimy, że jest ich tam dużo. Kudos dla rzeźbiarza za uchwycenie tego w modelu. Jestem na tak.

To tyle jeżeli chodzi o smakołyki z ogrodów rozkładu, nadeszła pora przywitać się w wytworami Pana Zmian w postaci nowych Flamerów Tzeentcha! Modele podobają mi się /bardzo/ - nie jest to tak naprawdę nic nowego, ot poszerzenie konceptu ze wcześniejszego wzoru – bezkształtna masa z wystającymi kończynami, masą zębatych gęb z których wylewa się spaczeniowy płomień! I wygląda to naprawdę dobrze, szczególnie w okolicach, nazwijmy to, głów naszych demonicznych arsonistów, gdzie ktoś poszedł na całość i wysypał całą zawartość szuflady oznaczonej ‘gęby i mordy’ w tym właśnie regionie ich elastycznych ciał! Dodatkowym bonusem są wszędobylskie, pełgające płomienie. Dobry zestaw, na tyle niewyróżniający się na tle poprzednich wzorów, że można je spokojnie ze sobą mieszać by powstał ładny, niejednolity oddział. Słowem jest pięknie, a że modele Tzeentcha zawsze się przyjemnie maluje (*absolutnie żadnych ograniczeń kolorystycznych – totalne ‘Idź na całość’ malarskiego półświatka XD*)… najpewniej trzeba będzie nabyć pudełeczko.

Scremeary! Połączenie płaszczki z kolcami, zębami, łuskami i nadmiarem aparatów widzenia zwanymi potocznie gałkami ocznymi!  Zawsze byłem cichym fanem tych modeli i ich pomysłu, bo przecież latające demoniczne płaszczki to marzenie każdego chłopca oraz kultysty mrocznych potęg – pochwała się należy za, cóż, nieingerowanie w rzeźbę. „Nowe” Screamery to tak naprawdę stare dobre Screamery po lekkim liftingu. Od, lekki manicure na kolcach i kłach, dodatkowe gałki oczne (*bo skoro dwie pary działają, to czemu by nie cztery!*), może rekinia płetwa dla poprawienia humoru. Zostawili to co dobre i tak naprawdę przelali to w plastik, i chwała im za to, bo posiadanie metalowego modelu na latającej podstawce to od prawieków była tortura  ciągłe balansowanie na skraju śmierci (*czyt. Zdrapania malowania podczas upadku*). Lżejszy materiał się nie chwieje, nie giba, a i plaśnięcie o glebę wytrzyma bez rozlecenia się na części.

I na sam koniec zatrzymałem sobie najzacniejszy model z rodzinki, a mianowicie Blue Scribes! Jest to model naprawdę wyśmienity, nie tylko świetnie oddający fluff z kodeksu, ale po prostu godny uwagi każdego hobbysty-malarza. Wysoka ostrość i poziom detali (*z podziękowaniami dla Finecasta*) to tylko zachęta do tej rzeźby… dwa horrory Tzeentcha w zupełnie odmiennych pozach na ogromnym dysku boga zmian, w pełni wyrzeźbionym od dołu (*ma gębę, oczka, skrzela, wszystko na miejscu*) a na tym wszystkim stosy ksiąg, kałamarze, pergaminy, zwoje, elegancki mały stoliczek… jest bosko, to tak naprawdę malutka dioramka zamknięta w pudełku, gotowa do sklejenia i rozkoszowania się nią. Nawet pomimo swojej chorej ceny (*ponownie z podziękowaniami dla Finecasta, żywicy droższej od metalu*) uważam, że warto zainwestować, ot, jako ozdobę półki i ćwiczenie malarskie w jednym. Pieniążki już odłożone! Pięknie.



Czyli, słowem zakończenia – nie ma tego złego, co by na dobre nie Wyjszło! Co prawda na zdrajców musimy jeszcze poczekać (*a szkoda, bo Hurona już kupiłem, i czerownych korsarzy aż mi się chce malować!*), ale cóż, przynajmniej na osłodę w czekaniu dostaliśmy dobrą falę nowych demonów oraz… przepyszną wieść o tym, że Forge World wydaje podręcznik  Horus Heresy ! Och, na bogów, chyba nie tylko ja spinam poślady na samą myśl o dołączeniu jej do kolekcji. No… i to tyle moi drodzy czytelnicy! Do jutra!

2 komentarze:

  1. E tam, nie znasz sie:) Rydwan Slaanesha w obu odsłonach jest fajny, choć w przypadku tego większego, jego fajność jest jeszcze fajniejsza:) Nurglingi są kiepskie - fajny pomysł kupy demoniczkow zepsuty kijowymi dosc figurkami. Plaguebearersi - bardzo fajni. Flamery - moga byc, dosc fajne, choc starsze wzory mi sie podobaja. Screamery - fajne, fajniejsze od fajnych poprzednich. Blue Scriby... hmmm dość fajne. Głównie dlatego że ciupinkę przypominają bardzo stare horrory, sprzed 20 lat:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rydwan fajny, bo z cyckami?:D
    zgodzę się, kronikarze fajni głównie przez to, że przypominają stare.

    OdpowiedzUsuń