Witam pięknie w ten czwartkowy wieczór! Zgodnie z
tradycją nadeszła pora na co poniedziałkowe Złomowisko! No dobrze, czwartkowe co
poniedziałkowe złomowisko – spieszę z ogólnymi wyjaśnieniami. Widzicie, drodzy
czytelnicy, czasem następuje coś, co w ogólnym żargonie prawnym znane jest jako
‘zdarzenie losowe’, znaczy się nagły i zdecydowanie niezaplanowane wydarzenie,
które całkowicie i doszczętnie rozbraja wszelkie plany, jakie udało się na dany
czas zbudować. Tak właśnie stało się wczoraj, kiedy to nagle, niczym Filip z
konopi a ksiądz z konfesjonału, inne moje obowiązki wybuchły mi w twarz z mocą
pogardy fanatycznych miłośników Sagi Zmierzch do pozostałej literatury. W ten
oto sposób dopiero dziś wieczorem splatam te kalekie słowa w coś strawnego do
wchłonięcia. Skoro wstęp mamy już jednak za sobą, przejdźmy do konkretów –
dzisiejszy odcinek dedykuję zacnemu czytelnikowi Grzegorzowi, który zapytał
się, czym zastąpić broń biolo—znaczy się, Maskol Humbrola. Tak więc popiszemy
sobie o płynach maskujących!
Zacznijmy od podstaw, czyli od informacji dla tych,
którzy nigdy nie mieli okazji spotkać się twarzą w twarz (*czy też słoiczek…
albo buteleczkę… mniejsza!*) z tymże wynalazkiem. Pamiętamy ostatnio odcinek
Złomowiska o taśmach maskujących? Płyn maskujący spełnia tę samą rolę ale, jak
trudno zgadnąć, nie jest taśmą (*szok*), lecz płynem! (*cóż za fabularny
twist!*) Po co aż dwa produkty do robienia tego samego? A po to, że oba choć w
domyśle pełnią tę samą funkcję – zabezpieczają wybraną powierzchnię przed
pomalowaniem – to jednak ich specyfika dyktuje ich cel. O ile taśma maskująca
jest wysoce precyzyjna na płaskich powierzchniach i pozwala na tworzyć ostre
wzory geometryczne oparte na prostych, o tyle płyn maskujący jest bardziej…
swobodny w obyczajach i daje nam możliwość wykorzystania go przy tworzenia
efektów postarzania pojazdu (*starta farba, odpryski etc.*) – poza tym,
nakładana pędzelkiem, może przykryć te detale, do których taśmą nie sięgniemy.
Niestety, płyn maskujący jest dużo mniej wygodniejszy w późniejszym procesie
oczyszczenia modelu z niego, ale cóż, to bolączka z którą trzeba nauczyć się
żyć podczas zabawy tą modelarską chemią.
I jak zwykle w przypadku chemii modelarskiej, jedna
jest lepsza, a druga gorsza… gdzie niekoniecznie ta droższa jest równoznaczna z
lepszą, by było bardziej pogmatwane. Na co powinniśmy zwracać szczególną uwagę
przy wybieraniu naszego płynu maskującego? Po pierwsze, jego gęstość, płynność
i czas wysychania – jeżeli jest zbyt gęsty czy co gorsza, ‘gąbczasty’ komfort
jego nakładania będzie raczej niski i będziemy się jedynie frustrować podczas
zabawy z tym błockiem. Jeżeli będzie za rzadki znowu, to zamiast trzymać się powierzchni,
na której go nałożyliśmy, będzie ściekać niebotycznie tam, gdzie wcale a wcale
go nie chcieliśmy. Zbyt długi czas wysychania znowu opóźnia nam pracę… zbyt
krótki nie daje nam czasu na zabawę z efektem, który chcemy osiągnąć. Złoty
środek jest tutaj potrzebny. Dodatkowym atutem jest brak smrodu! Bo niestety,
większość płynów maskujących cuchnie jak sto nieszczęść, a lokalnym rekordzistą
w czadowości jest właśnie Maskol Humbrola – bardzo przeciętny acz tani produkt.
Poza wygodą w nakładaniu równie ważne będzie łatwość w ściąganiu wyschniętej
maski z modelu. Ostatnie co byśmy chcieli, to zdzieranie maski z farbą pod
spodem czy też zwyczajne wymuszenie zdrapywania jej jakimś narzędziem.
Znając wszystkie te powyższe wymagania czy mógłbym
polecić jakiś produkt? Cóż, i tak już wszyscy wiedzą, że jestem fanbojem
produktów Vallejo, ale nic na to nie poradzę – nie moja wina, że firma ta
jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, i zarówno ich farby jak i chemia modelarska
zawsze stała na diablo wysokim poziomie w zacnej cenie. I tym razem Hiszpanie
nie zawiedli – ich błękitny płyn maskujący jest jak dla mnie prawie idealny.
Dostatecznie płynny, by móc nakładać go pędzelkiem czy gąbką, dostatecznie
spójny, by się nie rozłazić tam, gdzie nie chcemy, a wysycha na tyle szybko, by
móc po drodze wprowadzić ewentualne poprawki. Co najlepsze, do jego ‘zdarcia’
wystarczają mi zawsze czyściki do uszu czy wręcz chusteczka nasączona wodą;
słowem, schodzi bez stresu i bez powodowania uszkodzeń na warstwie, na którą została
maska nałożona. Idealnie i w dobrej cenie, czyli po prostu Vallejo w skrócie.
Nie oznacza to jednak, że poza Vallejo nikt już
dobrych rzeczy nie robi! Co to, to nie – są jeszcze co najmniej dwie firmy,
których chemię modelarską ubóstwiam, ale muszę lojalnie zaznaczyć, że ich
produkty są już /nieco/ droższe. Przykładem może być tu bowiem Gunze Sangyo –
przyznam szczerze, że niewiele produktów tej firmy na stan dzisiejszy posiadam,
ale póki co każdy zasługuje na oklaski, pochwały i najwyższe noty w recenzjach
(*ich klej do plastiku, Mr. Cement, odkąd go odkryłem jest moim jedynym i
absolutnie niezastąpionym klejem – teraz zamówiłem ich klej do metalu,
zobaczymy, czy tak samo rewelacyjnym go znajdę!*). Ich płyn maskujący jest
wyborny, zwyczajnie pozbawiony wad; zmywalny wodą, a przy tym po
wyschnięciu na tyle sztywny, by móc go podcinać nożykiem bez zwijania się czy
kruszenia – pozwala na bardzo precyzyjną pracę. Podobnie wysokiej klasy
produktem pochwalić się może, naturalnie, Mig Productions – ich Liquid Mascara
z serii Abteilung 502 to klasa sama w sobie. Praktycznie bezwonny (*w
porównaniu do Humbrolka czy potworka Wamodu*), płynny, szybko zwierający i
banalnie prosty w usunięciu, nie sprawił nigdy żadnych problemów i pomimo
wysokiej ceny, jest godny polecenia.
I w ten oto sposób jeżeli będziecie poszukiwać płynu
maskującego do zasilenia waszej narzędziowni modelarskiej, macie już jedną
opinię, na której możecie się oprzeć – reklamacji nie udziela się, wszelkie
zażalenia kierowane są do działu natychmiastowego rozpatrzenia (*odgłos
pracującej niszczarki*). Musicie mi wybaczyć brak ‘naprawdę grubych wpisów’ na
które wiem, że wszyscy czekacie… recenzję Ognistych Mieczy, czy też nowych
wąpierzy… ale problemy zdrowotne, które pojawiły się wraz z gwałtownym
ociepleniem nie pozwalają mi się skupić. Upraszam pacjencji i łagodnego wymiaru
kary!
Pozdrawiam totalnie zasmarkany – Fireant.
Zaraz, a kiedy ten PDF z jednostkami się pojawi? :(
OdpowiedzUsuńMiał być w weekend i nie ma. :/
Prze-wielkie dzięki za ten wpis o Przedwieczny! :)
OdpowiedzUsuńJedno tylko pytanie co do właściwości płynów - czy polecany produkt Vallejo (swoją drogą, też jestem ich fanboyem - dobre, w dobrej cenie, i o ile nic się nie zmieniło, produkowane na Starym Kontynencie) też poddaje się ewentualnie precyzyjnej obróbce nożykiem jak płyn Gunze Sangyo?
Rzekłbym, że "nie do końca". Płyn Vallejo ściera się prosto, ale jest odrobinę za miękki i klejący do operacji nożykowych - da się to zrobić, ale wymaga precyzji i wolnego prowadzenia ostrza, by spostrzec, że się zaczyna kleić. Gunze Sangyo nie ma takiego problemu. Jak wyschnie, to kroimy jak ciasto :)
UsuńZatem do koszyka wędruje Gunze - jeszcze raz dzięki za wpis. :)
UsuńPrzypomniała mi się zeszłoroczna akcja. Przed turniejem miałem modele z podkładem i podstawowymi kolorami (naramienniki itd.) - bez twarzy, ogonków, metallików. Nałożyłem na to wszystko recenzowaną maskę Vallejo i w ruch poszedł aerograf z szarym kolorem. Miało to przyspieszyć prace - na białym maluje się łatwiej itd.
OdpowiedzUsuńMaska zeszła miejscami odsłaniając plastik :P
Wyszło na to, że niektóre figurki przegapiły mycie po sklejaniu albo było to źle zrobione - zamiast kończyć malować armię na poziomie minimum musiałem ją ratować.
Tak więc moja porada modelarska: myjcie dokładnie figurki przed rozpoczęciem malowania ;)