23.06.2014

[23.VI.2014] Figurkowa Kornukopia


Jest takie święto, które dotyka tylko bitewniakowców. Unikalne i wyjątkowo nieregularne, bo nie znajduje swojej stałej pozycji w kalendarzach i zmienia się w sposób płynny… Jest to święto, które jest wyczekiwane z rosnącą antycypacją, które pobudza wyobraźnie, sprawia masową radość a jednocześnie, niczym zażarty mecz piłki nożnej, dzieli ludzi na dwa nieraz wrogie sobie obozy. Najlepsze jest to, że dla graczy ciułających w więcej niż jeden system święto to występuje częściej! Cóż, mógłbym dalej zagłębiać się w enigmatyczne nawiązania, ale po tytule już najpewniej się domyśliliście, że chodzi tutaj o wspaniałe wydarzenie jakim jest nadejście nowej edycji. Jest to jedno z najciekawszych wydarzeń dla każdego hobbysty, dzień, w którym niemal każdy wyciąga swoją listę życzeń i przepełniony nadzieją zapoznaje się z wyciekającymi plotkami, czerpiąc z nich niczym z życiodajnego źródła…

Czemu o tym wspominam? Bo rok 2014 jest wyjątkowo łaskawy dla wszystkich miłośników gier figurkowych, gdyż nowe edycje, odświeżenia i restarty przeróżnych systemów dosłownie bombardują rynek! Oczywiście można by powiedzieć, że największą bombą tego sezonu jest siódma edycja Warhammera 40k, chociażby ze względu na dominującą pozycję tego systemu na rynku a więc i najżywszy i największy odzew fanów, ale nie tylko Młotki od GW mogą się nacieszyć liftingiem i nową maseczką z ogórków… Infinity The Game zbliża się nieuchronnie do swojej trzeciej edycji. Nowy starter dla dwóch osób już tuż tuż na horyzoncie, dostajemy już nowe rzeźby dla starszych modeli, od plotek aż huczy w sieci miłośników tej gry… Mało? Idziemy dalej! Dystopian Wars! Po wydaniu drugiej edycji Firestorm Armada nadeszła pora na w sumie najpopularniejszy system wydawnictwa Spartan Games, czyli na aktualizację właśnie Dystopijnych Wojen - nowy podręcznik już jest w sprzedaży wraz z nową talią kart i dużym, bogatym zestawem startowym dla dwóch graczy!

Jakby tego było mało, Wolsung SSG wszedł właśnie w nowego Kickstartera, który ewidentnie ma na celu stworzenie z tego projektu pełnowartościowej gry skirmishowej, która może stać się naprawdę mocną konkurencją dla MalifauX - tematyka podobna, figurki w miarę ładne, zaczyna to profesjonalnie wyglądać. Dorzućmy do tego powolne acz widoczne wyłanianie się Warzone: Resurrection jako tytułu, w który ludzie zaczynają grać czy nowy, tłusty kickstarter dla Dust Tactics, pierwszy poważny projekt z tym tytułem dzierżony już przez nowych wydawców, a dostajemy obraz wielkiej aktywności w naszym figurkowym półświatku.

Nie sądzę, bym był człowiekiem unikalnym na skalę krajową – wierzę więc, że znaczna moc hobbystów dostrzega, że Polska przestała być ciemnogrodem również w naszym hobby. Skończyły się czasy bezapelacyjnej dominacji dwóch gier,  skończyła się sklepowa posucha i już nie trzeba importować towarów z obcych krain, by móc sobie spokojnie wyłożyć na stół tak naprawdę absolutnie dowolną grę dostępną ‘na zachodzie’. Ba, mamy nawet internetowe sklepy wyspecjalizowane w sprowadzaniu produktów do systemów, o których zgoła nikt nie słyszał! Czy to nie jest piękne? Myślę, że jest w tym momencie tylko jedna mała blokada na drodze do pełnego ogarnięcia tej nowo powstającej sytuacji – jak zwykle są to ludzie!

Nie, to nie jest wytyk ani jakiś dziwaczny błąd. To kwestia przemian, które jak to przemiany mają w zwyczaju, wymagają czasu, opatrzenia… To jak pojawienie się nowego sąsiada z bulterierem na ogródku. Z początku wygląda groźnie, może jest trochę groźny, może nikt nie chce podejść – ale jak się zaprosi na grilla, to się okaże, że całkiem równy gość, a pies to przyjazna bestyjka, nawet pogłaskać można. Słowem, na stołach witamy się z coraz ciekawszymi tytułami a lud powoli acz nieuchronnie przebija się do klubów i lokalnych sklepów hobbystycznych z mniej znanymi tytułami. Jakby tego było mało, niektóre z ‘gier niszowych’ przestaje nimi być! Takie Infinity czy Warmahordes dla przykładu zdecydowanie już nie zasługują na ten tytuł – środowiska są dość prężne, w każdym większym ośrodku znajdziemy solidną liczbę graczy, którzy nie tylko krzewią swój ulubiony tytuł, ale wykazują aktywność raczej prezentującą wysoki poziom zorganizowania, jak chociażby aktywacja turniejowych scen czy tworzenie kampanii dla swojego środowiska.

Serce rośnie!

Podoba mi się ta zmiana. Podoba mi się to, że na naszych oczach dobiega koniec siermięgi „jednej gry”, że coraz więcej hobbystów wykazuje żywe zainteresowanie czymś nowym, że sami poszukują i aktywnie gmerają na ryneczku wyszukując coś dla siebie. Ot, chociażby perfekcyjny przykład mojego własnego sąsiedztwa – Vanaheim! Sklep i ośrodek graczy twardo i na mocnych nogach stojący Wojennymi Młotami. Nawet tam wykazuje się urocze przełamanie monolitu, i nagle (*dosłownie!*) na pułkach pojawiły się zestawy do Bolt Action a część stałych bywalców rzuciła się na system niczym wygłodniałe wilki, które pragną czegoś nowego w swoich repertuarze, bo codziennie ziemniaki i kapusta już się przejadły. Sam mam zarezerwowane pudełko z piechotą brytyjską i tylko czekam na nieuchronny desant wypłaty, by je odebrać i dołączyć do ekipy. Bolt Action to jednak nie wszystko! W ofercie pojawił się również X-wing, odbyły się już turnieje i nauki tego nietypowego systemu i jak wiem, jest dość graczy, by dało się to aktywnie utrzymać. Ślicznie, prawda?

I teraz coś, co jest w tym wszystkim naprawdę najpiękniejsze a zarazem mała szpila dla wszystkich tych, którzy wieszczyli koniec Games Workshop i rychły jego upadek – tak, ów mała szpila jest też skierowana ku mej skromnej osobie, bo sam jechałem długo na tym wagonie! Ludziska podeszli do sytuacji zdrowo i na sposób, o którym było nie było marzyłem od dawna, ba, pisałem o tym nawet w niektórych tekstach… Nie odstawili Wojennych Młotów. Nie było rytualnego palenia kodeksów ani wyrzucania armii przez okno w akcie oczyszczającej Defenestracji. Po prostu, moc graczy w te gry i tak posiada już kolekcje tak wielkie i tak pełne, że nawet z bombardowaniem nowości wydawcy… Tak naprawdę nie mają już na co wydawać szmalu! Ktoś mógłby powiedzieć, że zawsze można rozpocząć kolejną armię, zawsze znaleźć nowe źródło wydatków skierowanych z ostrą wizją w ten system. Owszem. Można. Ale mimo to, grom graczy z wykalkulowanym spokojem decyduje się na rozpoczęcie przygody z nowymi tytułami, czy to będzie Bolt Action, czy Warzone: Ressurection czy cokolwiek innego. „Rewolucja” dokonuje się w jednym ze swoich najdoskonalszych wariantów – bezkrwawo, spokojnie, cichutko i bez zbędnej dramaturgii.

Dziś, jeżeli ktoś nie grywa w jedną z dwóch Wielkich Gier, nie jest już skazany na bytowanie w mrocznym chłodku swojej piwnicy, nie musi być wyalienowanym dziwakiem w swoim klubie, który za rękawek stara się pociągnąć kogoś do nowej, nieświętej gry. Dziś można z radością zanurzyć się… W absolutnie cokolwiek! Wystarczy zaprawdę odrobinę entuzjazmu, zdrowe podejście, i co najważniejsze, nie obrzydzanie nikomu zabawy, z której czerpie się radość – a przynajmniej powinno!

Troszkę się rozpisałem w entuzjastycznym uniesieniu, więc wróćmy do konkretów… Cóż mogło stworzyć taki obrót sytuacji? Czy to sprzyjające warunki ekonomiczne? Przesyt rynku? Nagła potrzeba ekspiacji? Nie wchodziłbym w tak martyrologiczne argumenty i rzucił raczej kilka oczywistości… Jak chociażby Cud Kickstartera! Niech moim przykładem będzie Mantic Games – firma „zdrajca”, powstała na mocy ludzi, którzy porzuciły ciepłe posadki w Games Workshop na rzecz tworzenia czegoś nowego. Oczywiście początki były trudne, by nie powiedzieć, że siermiężne i niemalże Hiobowskie a pierwsze produkty nowego wydawnictwa starały się nadrobić ceną i, nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu, dostarczać tańszej alternatywy w postaci modeli właśnie pod systemu Wielkiego Wydawcy. Nie szło im to najlepiej i nie ma się co dziwić – niska cena to jedno, ale jednak hobbyści to i tak ludzie, którzy wydają swobodne fundusze na towary luksusowe. A towary luksusowe powinny się prezentować, więc jesteśmy w stanie sporo przepłacać pod warunkiem, że prezentowana jakość zadowala nasze estetyczne gusta. Mantic nie prządł więc wcale dobrze… Aż do momentu odkrycia potęgi Crowdfundingowej jaką jest Kicstarter (*a dziś kilka podobnych serwisów*). Wtedy właśnie ekipa firmy uznała, że należy zmienić wektor podejścia, i zamiast klonować, stworzyć coś własnego. I jaki mamy tego wynik? Sukces. Może nie ogromny, może nie na skalę światową, ale wystarczający, by wydawca nie tylko nie popadł w zapomnienie, ale aktualnie rozwijał swoje linie produktów i regularnie dostarczał nowych!

Mamy więc Dreadballa, który rozpoczął swoją karierę właśnie na Kickstarterze – zdobywając, bagatela, 3645% (!) założonej kwoty – miało być 20 tysięcy dolarów… Wyszło ponad 700 tysięcy. Dziś ma już trzecią edycję za pasem (*3 sezon dokładniej – to raczej dodatki, ale każdy z nich klarifykuje zasady i powiększa grę, więc można je traktować jako nowe edycje*), solidny wybór figurek, aktywne rozgrywki ligowe a całkiem niedawno, po 17 maja zakończono kolejną kampanię, która zebrała pięciokrotnie większa sumę, niż zakładano, tym razem dostarczając graczom wariant gry – Dreadball Extreme – wraz z aż 12 nowymi drużynami i zasadami, które teraz będą żmudnie wydawane. Niech mi ktoś powie, że nie wygląda to wam jak system, który naprawdę dobrze się rozwija. Może jeszcze nie u nas, może jeszcze nie Polsce, ale za granicą ma się lepiej niż dobrze! Idziemy dalej…

Deadzone! Kolejny miażdżący sukces, kolejne 2432% założonej kwoty, zebrany ponad MILION dolarów na realizację tejże gry. Nic dziwnego, że wydawca sobie nogi na głowę zakłada, by tylko dostarczyć produkt szybko i w dobrej jakości, bo widzi przecież, jakie jest zapotrzebowanie, jakie parcie. Z takim zapleczem zainteresowanych graczy i z takim finansowym bonusem bez problemu postawili sobie dość celów w kampanii, by móc rozwijać system przez co najmniej rok jak nie dwa od momentu jego wydania. A skoro są klienci, skoro się sprzedaje, to dlaczego by mieli nie rozwijać tego dalej? Ich uniwersum rośnie w siłę, wraz z każdym kolejnym tytułem nabiera smaku i głębi, zwyczajnie dlatego, że po prostu powstaje coraz więcej materiałów… Tylko czekać, kiedy wydawca poczuje się na tyle silnym, by spróbować wydać Warpath jako aktualny, pełnosprawny, bogaty system, który mógłby stanąć w szranki z samym Warhammerem 40k. Może to i odległa przyszłość, ale patrząc na sukcesy firmy, nie powiedziałbym, że całkowicie niewykonalna.

Porzućmy na chwilę Mantica i szukajmy dalej. Reaper Miniatures. Znamy tę firmę? To producent wysokiej jakości farb i ciekawych modeli kolekcjonerskich… Firma, która również zauważyła potęgę systemu crowdfundingowego i odpaliła kampanię mając na celu tak naprawdę wskrzesić ich całą linię wydawniczą, odświeżyć modele i odrzucić metal na rzecz plastiku. Udało się? Cóż, dla tych, co nie klikają w linki – owszem. Wydawnictwo założyło potrzebę w wysokości 30 tysięcy dolarów. Zebrali ponad trzy miliony. 10565%  zakładanej kwoty… A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie oferują gry, tylko po prostu modele dla graczy w gry fabularne, malarzy, kolekcjonerów i bitewniakowców, którzy szukają alternatyw!\

Mógł tak naprawdę wymieniać… Kingdom Death: Monster. Kosmicznej jakości groteskowe miniaturki w klimacie ostrego, ciężkiego horroru z grą planszową. 2 miliony zebranego szmalu, 5856% zakładanej kwoty. MERCS: Recon – prawie milion dolarów. Wrath of Kings, to samo. The Toughest Girls in the Galasy, ponad pół bańki. Wild West Exodus, który wyszedł dosłownie z pustki a teraz jest działającym systemem. Nemesis, Drakerys, Golem Arcana… Nie mówię i nie zakładam, że każda z tych gier przetrwa, ba, można spokojnie wierzyć, że może jedna na dziesięć pożyje dłużej niż rok, a jedna na sto uzyska na tyle mocną pozycję, by trwać dalej i się rozwijać. Jednak nie w tym rzecz. Rzecz jest w tym, że powstaje ich cała masa, na pęczki, jak przysłowiowe grzyby po deszczu! I kiedy takie bombardowanie figurkami spada na nas, hobbystów, coś się zawsze przylepi, coś pozostanie, i poprzez naturalny odsiew na świat wyjdą nowe wschodzące gwiazdy, które rozwijane będę wspaniałym motorem jakim jest aktywność środowiska.

Można powiedzieć, że do szczęścia brakuje nam już tylko jednego surowca, którego nie można kupić – czasu, by sklejać to wszystko, malować to wszystko a przede wszystkim, by mieć okazję, by w to wszystko zagrać. Żyjemy, Panie i Panowie, w pięknych czasach dla miłośników gier figurkowych. Takiego urodzaju nie pamiętam, cóż, od nigdy. Najpewniej dlatego,  że nigdy takiego nie było. Nie traćmy więc czasu na gorzkie żale a z radością zanurzmy się w odmętach naszego kreatywnego hobby w poszukiwaniu tych gier i tych figurek, które sprawiają, że pomimo wieku, nadal kwilimy niczym małe dzieci wlepione w witrynę sklepu z zabawkami.


Inspiracji w malowaniu, fortunnych rzutów i łatwo składających się modeli życzy wam autor wpisu, czyli ja, Płomienna Mrówka! Do siego! A już jutro, rzut okiem na czerwcowe nowinki na MalifauX – jest ich dużo i są całkiem apetyczne!

4 komentarze:

  1. Ja tam się cieszę, że ludzie zaczynają rozglądać się na rynku za grami, które do tej pory były skazywane przez wielu na niebyt. Niektóre tytuły mocno wyrywają się z niszowego ogródka, a część chyba nawet z niego zwiała. Wydaje mi się, że nie przystoi już pisać o Infinity jako grze, w którą "prawie nikt nie gra", skoro dopiero co bawiliśmy się w kwietniu w Warszawie na Mistrzostwach Polski w Infinity przy frekwencji 38 graczy (!!) Dla niewtajemniczonych dodam, że była to największa na świecie (!!) impreza Infinity (nie licząc tylko Hiszpanii jako kraju, gdzie działa wydawca, Corvus Belli). Jasne, są miejsca, gdzie graczy można znaleźć bez problemu, ale są i takie, gdzie ze świecą szukał i nie ma. A granie się rozkręca, dopóki się ludziom chce i... mają czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda wielka, że Portal tak wcześnie i fatalnie wystartował z Neuroshimą Tactics. Kto wie, w modelu crowfundingowym może wyszłoby z tego coś fajnego? Czystych postapo skirmishów wielu nie znam. Eden? Nisza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Dark Age? Trzyma się mocno, wychodzą regularnie nowe modele, dodatki etc. ;)

      Usuń
  3. Dark Age miałem za prawie pure postapo. Dopóki nie dowiedziałem się, że akcja dzieje się gdzieś na obcej planecie ;) A tak poważniej mówiąc, to DA wygląda interesująco, ale to taki klimatyczny miks. Coś w stylu industro-Malifauxa. Jeśli szukam "madmaxowego" skirmisha "bez czarów" to gdzie powinienem wzrok skierować? ha! No właśnie.

    OdpowiedzUsuń