21.01.2014

[21.I.2014] ROC#25: 'M&SU' Ramos Crew


Witam ciepło w deszczowy wtorek i z zawołaniem, że śliczną wiosnę mamy tej zimy! Z niejaką dumą mogę stwierdzić, że udało mi się nie rzucić słów na wiatr, i w istocie możność pisania w trakcie podróży nie tylko poprawiła częstotliwość pojawiania się wpisów, ale nawet powoli doprowadza do poziomu z cudownego października roku zeszłego - co mile odbija się na liczbie wejść, ponownie tworzących zdrową średnią powyżej 500 stuknięć na dzień a zbliżając się do 600 w sposób nieuchronny... Wady? Cóż, pisanie na kolanie wpływa raczej negatywnie na liczbę popełnianych gaf ortograficznych! Jestem jednak w stanie przełknąć babole, jeżeli jest to cena utrzymania bloga w radosnej, wybuchowej aktywności. Ci z was, co śledzą wątek MalifauX na forum Gloria Victis już wiedzą, że dzięki uprzejmości Emeryta w mych rękach wylądował mały stosik pudełek z modelami do tego systemu, a to nieuchronnie zaowocuje licznymi recenzjami! Jedną z nich właśnie czytacie, a raczej zaczniecie, bo dzisiejszy wpis poświęcony jest drugiemu starterowi do drugiej edycji gry jaki wpadł w moje łapy, czyli 'M&SU' - Ramos Crew. Bez dalszego przedłużania, zapraszam do lektury i oględzin.


Ekipa Ramosa jest pierwszym zestawem startowym przeznaczonym do drugiej edycji gry dla frakcji Arcanists. I choć wiem, że starsze, metalowe wzory nadal mają swoich licznych zwolenników, to sam się do nich nie zaliczam i jestem zdecydowanym fanem rewitalizowania ów starszych wzorów w pięknym i apetycznym plastiku. Zgodnie z niepisaną tradycją każdy taki odświeżony starter zawiera nowe wersje modeli zawartych we wcześniejszym, metalowym starterze plus jeden model ekstra. Co też więc znajduje się w pudełku obok naszego miłośnika napędzanych parą i magią maszynek, znaczy się, mistrza Ramosa? Cóż, sam Ramos to jednak chudzina i dżentelmen w kwiecie wieku, nic więc dziwnego, że jego poplecznikiem jest Joss, technik-inżynier i zawołany obijmorda słusznej postury i armamentu. Gdyby jednak to nie starczyło, to Ramosowi towarzyszy kark w postaci cyborga o metalowych, pajęczych nogach i ostrych broniach zamiast dłoni - Steamborg Executioner, a dokładniej to Howard Langston. Ramosowi towarzyszy Brass Arachnid, duży, opancerzony pająk napędzany kamieniami dusz a sam szef regularnie produkuje mniejsze acz nie mniej zadziorne Steam Arachnids, które potrafią działać razem, tworząc chmary, które zalewają wrogów deszczem ciosów swych spiczastych odnóży.




Tutaj starter mocno się różni od pozostałych co też po części wyjaśnia skąd nieco wyższa cena, niż zazwyczaj. Dostajemy bowiem aż 10 modeli, gdzie jednak od razu trzeba dodać, że sześć z nich to te same jednostki i na dodatek raczej małe w gabarytach. Nie zmienia to faktu, że jeżeli skleimy każdego pajączka z osobna, to pudełko to oferuje nam ponad 60 punktów w ekipie! Tym bardziej, że wydawca jest tak miły, że w pełni uposażył pudełko do takiego wykorzystania, bo dostajemy zarówno dość kart, by wystawić pajączki pojedynczo, jako dwie chmary czy też w innej kombinacji, jak i dorzucił do pudełka dość podstawek. To miłe, biorąc pod uwagę fakt, że nasz mistrz potrafi 'tworzyć' pajączki w trakcie gry, a my nie jesteśmy od ręki zmuszani do zakupy małego pudełka z samymi pajączkami, bo w pudełku jest zapas.



Przejdźmy do samych modeli, bo choć jakość odlewów nadal uważam za niesamowitą i godną wszelkich możliwych pochwał, to już niestety mam pewne zastrzeżenia co do pewnych głupich pomysłów wydawcy jak i absolutnie druzgoczącego braku elastyczności niektórych zestawów. Zacznijmy jednak od Ramosa, do którego nie mm żadnych zastrzeżeń. Składało się go łatwo i intuicyjnie, model sam jest bardzo ładny, nawet pomimo swej statycznej pozy. Tutaj chciałbym zaznaczyć, że rzeźbiarze znają się na odpowiednich wykorzystaniu szat i ubrań, i nie tylko wyglądają one bardzo realistycznie (*jako pozbawione wszelkich ozdóbek, acz wcale nie ubogie w detal!*)' ale aktualnie dodają modelowi dynamizmu - tutaj widzimy jak poły jego płaszcza rozwiewają się pod wpływem magicznego powiewu jego zaklęcia, którym powołuje do życia kolejną ze swoich mechanicznych zabawek. Jak dla mnie wygląda naprawdę ładnie, dając spore pole do popisu dla miłośników freehandów i malowania realistycznych tkanin, a na dodatek wybornie ostre detale twarzy i włosów tylko kuszą, by nadać twarzy realistycznego wyrazu dobrym malowaniem.



Drugim w kolejności po samym mistrzu jest jego wierny poplecznik, czyli Joss, który w swojej odnowionej formie nabrał sporo masy i zaczął wyglądać jak człowiek, a nie jak elfi ganger. Jest to fantastyczny model, jeden z moich ulubionych, który pięknie reprezentuje opanowanie anatomii pośród rzeźbiarzy wydawcy, ale da mam szansę na solidną próbę pomalowania ludzkiej skóry w dobry sposób, dodajmy do tego solidną pozę w stylu 'idę Ci spuścić łomot, milordzie', bardzo ładny i ostry toporek (*Privateer Press mogłoby się uczyć, i przestać wydawać maczugi jako miecze...*) stalową piąchę, gogle i mały bojler na plecach! Czego więcej chcieć? Model sklejało się łatwo i przyjemnie... Aż do momentu, w którym należało dokleić okablowanie. Do dziś jestem zaskoczony, jak udało mi się dokonać takiego cudu, że jeszcze żaden nie pękł i nie zaginął w mrokach dywanu. Rozumiem, realizm i zachowanie skali to piękne i szczytne cele - dzięki temu podejściu strzelby i pistolety wyglądają dobrze i w niczym nie przypominają cegieł a trzonki broni nie są grube jak ramiona... Ale niestety są chudziutkie a zatem łamliwe, iż zarówno w fazie wycinania ich z wypraski jak i składania należy zachować ostrożność i dopomóc sobie odpowiednimi narzędziami. Bez tego ani rusz.



Howard Langston to obok Jossa model, który dosłownie sprzedał mi ten zestaw. Pamiętam stary wzór tej miniatury, zwanej wtedy jeszcze Steamborg Executioner, która choć w zamyśle bardzo mi się podobała, to już w wykonaniu nie byłem nawet chwilowo zauroczony, a wręcz przeciwnie. Nowa, plastikowa i nazwana wersja nie tylko jest znacznie bogatsza w detale i posiada pewną elegancką zwiewność formy, to wbrew dość dokładnej i szczegółowej instrukcji złożenia jest bardzo elastyczna w lekkich konwersjach i tak naprawdę przy zaledwie odrobiny pracy i chęci nogi czy ów mechadendryty z łapkami możemy poustawiać w dowolny i odpowiadający nam sposób. Model ma ładną, dynamiczną pozę ataku a przy okazji możemy sami albo dodać dynamizmu poprzez iluzję ruchu lub ataku nogami lub też nieco ustabilizować poprzez ich statyczny układ. Ze sklejeniem nie sprawiał żadnych problemów, choć ponownie dodatkowe macki z pazurami są raczej cieniutkimi kawałeczkami plastiku, i należy nimi operować ostrożnie, by czegoś czasem nie uszkodzić (*zastąpienie ich drutem może się okazać dobrym pomysłem*). Sama rzeźba podoba mi się wyjątkowo, dając boskie okazje do poćwiczenia malowania ludzkiej skóry jak i metalu. PS. Przerwa między głową a szyją to moja wina, przyciąłem zbyt entuzjastycznie – w ostatecznej wersji wypełnię płynnym green stuffem.



A teraz pora na mechaniczne zabawki! Co prawda wszystkie powyższe modele posiadają zasadę ‘Construct’ i mniej lub bardziej są poddane cyborgizacji, ale poniższe modele to już maszyny pełną gębą napędzane kamieniami dusz zamiast starym, poczciwym węglem. Brass Arachnid to totem dla Ramosa, którego cała siła tkwi w możliwości reaktywowania jednego z zabijaków drużyny, jak powyższego Howarda czy Jossa, co potrafi mocno dać przeciwnikowi do myślenia a stole. Sam model… TO piekło. Nie chodzi o to, że wzór jest słaby, bo nie jest – ot, elegancki mechaniczny pajęczak z fajnym kominkiem i dymkiem. Problem leży w dwóch rzeczach – po pierwsze, poskładanie go to w sumie tortura i wlepianie w gał w instrukcje, by czegoś nie pomylić. Po drugie, model ma dużą rozpiętość. Tak, ze pięć centymetrów… A Wyrd Miniatures uznali, że należy mu się podstawka 50mm… Jak go na to upchnąć, nie mam pojęcia, a się już jakiś czas nad tą zagadką głowię! W teorii można wyciąć miejsca łączenia i po prostu skleić własnym sumptem tak, by nogi były posłuszne naszej wizji, ale styki są dość małe powierzchniowo, i może mieć problemy z kruchością złączenia, więc może nie pinowanie, ale klej, który stapia elementy już by się przydał. I choć nie jest to zły model, to jednak perełką też nie jest, i gdyby nie sensowne użycie z szefem i fajna zdolność, nie korciło by mnie by go wystawiać na stoliczek.


Na końcu zaś wesoła gromadka czyli pełna familia Steam Arachnids, maluczkich, czteronogich i w pełni pająkowatych robocików miniaturowymi kominkami czy też rurami wydechowymi, pojedynczym oczkiem i zaciętym charakterkiem. Modele są małe, acz nie pozbawione charakteru, a na dodatek nie są całkowitymi klonami, bo każdy ma dwie doklejone nóżki pod innych kątek, i niektóre stoją spokojnie kiedy inne wychylają się w ataku, dźgając niewidzialnego wroga pojedynczą kończyną! Są całkiem ładne ale… Ogólny problem z robieniem figurek, które stoją na igłach jest taki, że ciężko po prostu przykleić je do płaskiej powierzchni, więc albo potrzebne zatopienie w jakiejś masie czy gruncie, albo nawiercenie i pin od spodu, by się jakoś to trzymało. Mimo to modele te są bardzo elastyczne, głównie ze względu na swój niewielki rozmiar – można spokojnie dorobić do nich odpowiednie podstawki czy nawet kawałki murków czy płotków, których mogą się trzymać pod kątem czy w pionie, jak to na wielonożne maszyny przystało. Choć mogę zrozumieć, że ktoś może uznać takie modele za, cóż, pół modelu w istocie, ale muszę ponownie zaznaczyć, że firma dobrze się zachowała i dała je wraz z kartami i podstawkami tak, by móc je poskładać solo, jako dwie chmary lub chmarę i trzy pojedyncze sztuki. Elegancko!

I to tyle jeżeli chodzi o pudełko Ramosa. Sporo figurek, wielki stos kart, głównie dzięki kopiom dla pajączków i wszystko to wizualnie najwyższej możliwej jakości, naprawdę. Jedynym zgrzytem jaki odczuwałem, to właśnie pewne trudy w sklejeniu niektórych modeli czy niedopasowanie wielkości modelu do odpowiadającej mu podstawki. Wszystko to jednak nie ma żadnego wpływu na wysoką jakość odlewów i świetne rzeźby. Cóż, jeżeli pudełko to chodziło wam po głowie, teraz wiecie jak to wygląda i czego się możecie mniej więcej spodziewać. A pojutrze? Rail Crew!

4 komentarze:

  1. Na Wyrwę! Jakie te modele są piękne! Tyle w nich charakteru.

    Dajcie mi moją Pandorę! I pokażcie nowego Dreamera i Collodi'ego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do większego pająka to możesz zastosować takie rozwiązanie jak tutaj http://gmortschaotica.blogspot.co.uk/2014/01/unboxing-malifaux-ramoss-m.html

      Usuń
  2. Bo ten większy to nie odpowiednik Brass Arachnida, tylko Large Steampunk Arachhnid, który faktycznie był na podstawce 40 mm. Ciekaw jestem jak będzie wyglądać nowy LSPA - malutki klon starego BA z wielką podstawką? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodałem mały podręcznik do wish listy na mgle, bo oczywiście nie ma go w magazynie. Wygląda na to, że przed ostateczną decyzją co do armii muszę sobie ogarnąć zasady i zagrać na kartonikach ze dwa razy. Na pewno Arcanists, ale o pierwsze miejsce walczą Colette i Kaeris a Ramos depcze im po piętach.
    Fireant: Kiedy znów będziesz robił akcję promującą jakiś system uprzedź dystrybutora żeby zadbał o zaopatrzenie ;)

    OdpowiedzUsuń