12.11.2013

[12.XI.2013] Krok w dobrym kierunku...


Dzisiaj wracamy do regularnej aktywności po moim czterodniowym wypoczynku na łamach hotelu/spa, w którym to wyraźnie stwierdziłem, że w każdym domu powinna być sauna, bo to jednak jest zacny wynalazek. No, skoro odpocząłem, zrelaksowałem się i już zdążyłem ów odpoczynek rozbić o tragiczne zarządzanie snem (*SOTM wymagał kilku delikatnych aktualizacji…*), to możemy przywrócić blog to żwawej aktywności, takiej, do jakiej mam nadzieję przyzwyczaiłem was, mili czytelnicy, już od zeszłego miesiąca. Dziś zaczniemy tydzień niejako tradycyjnie, czyli od nieco szerszego tekstu, ponownie skierowanego pod adresem działalności Games Workshop. Dziś jednak będzie wyjątkowo, bo akurat po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że – chrońcie bogi! – coś robą dobrze! No, ale spokojnie, nie uprawiajmy radosnego hurraoptymizmu i porozmawiajmy na temat nowego, prężnie rozwijającego się eksperymentu tego wydawnictwa – postępującej cyfryzacji oraz lawinie suplementów.

Eksperyment, czyli  testy w terenie


No dobrze, po kolei… Dlaczego nazwałem to eksperymentem? Odpowiedź jest prosta – Games Workshop testuje obie koncepcje tylko na jednym ze swoich produktów, a mianowicie na Warhammerze czterdziestego tysiąclecia. Nie dziwi to i nie zaskakuje, biorą pod uwagę, że kosmiczni marines i cała kolorowa hałastra ksenos przebiła popularnością hordy ze świata fantasy już jakiś czas temu i na dzień dzisiejszy są ich flagowym produktem przynoszącym wielomilionowe obroty. Przy tak tłuściutkim rynku eksperymenty z nowymi seriami czy pomysłami mają aktualny sens, bo przecież pośród takiego szerokiego wachlarza klientów po prostu wszystko się sprzeda. Tak, tak, wiem, że powyższe zdanie brzmi jak rodem wyjęte z nastoletnich hasełek w stylu „korporacje kradną, korporacje są złe”, ale wierzcie mi, nigdy nie miałem nic na przeciw temu, że firma ma pragnienie osiągnięcia zysku – wykazuję powyżej jedynie fakt, że z racji bycia największym,  najbardziej lukratywnym kawałkiem finansowego ciasta tego wydawcy, WH40k jest naturalnym gruntem do sprawdzania ‘chwytności’ nowych pomysłów. Co prawda może to nieco smucić fanów WFB, że póki co muszą obejść się smakiem i patrzeć z rosnącą zazdrością, jak to kodeksy się digitalizują, jak to powstają kodeksy stricte cyfrowe oraz jak praktycznie każda nowa fala nowości obok głównej księgi proponuje również suplementy do tychże.

A przecież to nie jest tak, że Warhammer w odmianie fantasy nie ma potencjału na takie produkty. No powiedzcie mi szczerze… Nie widzielibyście suplementu dla imperium pod tytułem ‘Nuln’ wraz z zasadami ‘artyleryjskiego pociągu’ i stosem strzelców? Albo może suplement dla klanów zabójców troili dla nowo nadchodzących krasnoludów? A poszczególne klany dla Skavenów? Bogowie, przecież suplementy takie jak Klan Skryre czy Moulder aż czekają, by zostać wydanymi! Cóż, z całą pewnością możemy liczyć na ich powstanie, jeżeli tylko się okaże, że sama koncepcja dodatków tego rodzaju sprawdziła się wydawnictwu na łamach WH40k – jeżeli będzie to przynosić zyski, jeżeli będą w tym pieniądze do wyrwania, to szczerze wątpię, by GW nie zainteresowało się wydaniem takich dodatków również do swojej ‘drugiej dużej gry’. Tym bardziej że…

Prezentują niezwykły spryt i słuszność koncepcyjną, wydając najpierw suplement w wersji cyfrowej a dopiero po pewnym czasie – w wersji papierowej. Naturalnie daje im to wyśmienitą elastyczność! Nie tylko mogą wstępnie ocenić popularność danego tytułu jak i zarobić trochę kasy niewielkim, relatywnie, kosztem (*bo przecież wersje cyfrowe kosztują tyle, ile praca ludzi wdrożonych w ich wykonanie! A brak druku, dystrybucji, organizowania logistyki w tym transportu /znacznie/ obniża koszt takiego produktu – a mimo to kosztuje nas on tyle, ile pełnoprawny kodeks! Słowem, zarabiają dużo więcej mniejszym nakładem pracy*), ale też mieć pewien klarowniejszy rzut oka na to, czy opłacać im się będzie wydanie wersji papierowej. Dodatkowo daje im to czas na popracowanie nad ewentualnymi błędami, literówkami czy nawet na wprowadzeniu errat do wersji drukowanej, jeżeli takie poprawki pojawią się jeszcze podczas wydawania tytuły tylko w wersji cyfrowej. Słowem… Widać w tym naprawdę solidne ogarnięcie kogoś, kto zarządza całym tym projektem.

Suplementy! 70 stron fluffu w cenie kodeksu!


Zanim przejdę do idei wydań cyfrowych, ich zalet i wad w moim odczuciu, chciałbym napisać kilka zdań na temat suplementów, czyli nowej maszynki do mielenia pieniążków obrandowanego żółto-czerwonym logo Games Workshop. Powiem tak… W sumie cieszę się, że tego rodzaju dodatki powstały, zostały przetestowane i w tym momencie dostajemy ich co raz więcej i co raz bardziej ‘rozdrobnione’. Cieszy mnie fakt, że do takich dla przykładu Tyranidów zapowiedziano aż cztery suplementy, w tym jeden do Kosmicznych Marines a trzy właśnie dla robali, w tym – jeżeli wierzyć plotkom – pierwszy, który będzie oferował listę składającą się z dwóch armii na łamach jednej listy, i to bynajmniej nie na zasadach sojuszu. Czemu mnie to cieszy?

Od co najmniej roku w kwestiach związanych z Games Workshop na łamach tego bloga, for jak i w moim lokalnym gruncie staram się uświadamiać hobbystów, którzy nadal wierzą, że wydawca interesuje się aspektem rozgrywki, że to mrzonka… GW robi wszystko już od dłuższego czasu, by /bardzo dosłownie/ pokazać nam, że nie obchodzą ich elementy kluczowe do stworzenia zbalanasowanej gry i zdrowej atmosfery dla rozgrywek w kategoriach turniejowych, lecz chodzi im bardziej o stworzenie idealnego systemu dla miłośników elementu narracyjnego, modelarskiego i zwyczajnie, jak to gdzieś kiedyś zasłyszałem – świetnej gry „do piwa”. Nie da się ukryć, że kampanie czy gry oparte na scenariuszach to straszna frajda i niemalże rozkosz w samym oglądaniu, a co dopiero w rozgrywaniu takich zabaw, i w sumie w tym kierunku GW zmierza odkąd wydali nową edycję – nie liczą się zdrowe, pozbawione dziur zasady, lecz klimat, atmosfera, stylistyka i ubaw.

Suplementy to można powiedzieć ostateczny wyraz tego trendu, rodzaj wisienki na wielkiej górze bitej śmietany, bo oto w cenie standardowego kodeksu otrzymujemy książeczkę, która składa się w 99 procentach właśnie z fluffu i dodatków „do piwa”, takich jak scenariusze zamknięte pod wdzięczną nazwą Altars / Echoes of War, dodatkowe stratagemy do Cities of Death czy formacje do Apokalipsy a  w tym tak naprawdę mała garstka zasad do czegoś, co mogę nazwać regularną rozgrywką w czterdziestkę (*głównie nowa tabelka Warlord Traits oraz unikalne artefakty*) – słowem, Suplement zawiera wszystko, by mieć kupę frajdy tam, gdzie kręci się rozgrywki na luzie, gdzie ludzie bawią się w Apokalipsę czy Miasta Śmierci, gdzie ktoś aktualnie ma zamiar użyć zawartych w dodatku scenariuszy, dać im szanse i zobaczyć, jaki ubaw można z tego wyciągnąć. Jak sami widzicie, mi, jako miłośnikowi głównie fabuły tego systemu, całego tego fluffu i historii jest to dla mnie naprawdę fajny produkt…

Gdyby nie pewna wada pod postacią ceny – koszt kodeksu za coś, co jest od kodeksu krótsze po to, by dostać w sumie relatywnie niewiele tego mięska? W ten cenie mogę nabyć od dwóch do trzech książek The Black Library, co da mi średnio 1000-1500 stron zapchanych aktualnymi opowieściami ze świata! Słowem, trochę drogo, ale też trzeba oddać im honor, że ów suplementy wydawane są na wyśmienitym poziomie – sporo ilustracji wysokiej jakości, kredowy papier, pełen kolor, obwoluta z czystą ilustracją okładki i nawet jeżeli sam fluff nie jest tak zunifikowany jak dobra książka osadzona w settingu, to oferuje sporo ‘wiedzy encyklopedycznej’ z danego zakresu i w sumie prezentuje sporo nowego, unikalnego materiału – jak chociażby Iyandenowski dodatek pokazuje nam pełen przekrój ‘Domów Duchów’ na światostatku czy też suplement do enklaw Farsighta przedstawia nam pełny skład jego ‘ósemki’, wybranych liderów i weteranów jego wywrotowego ruchu. Więc choć cena zdecydowanie orbituje na wysokim pułapie, to dla miłośnika danej frakcji, który ceni i lubi fluff, może mimo wszystko być to nie lada pokusa.

Ogólnie jestem poplecznikiem dodatków tego typu – niech ich będzie jak najwięcej, niech wydają całe stosy, głównie z dwóch kluczowych powodów. Dywersyfikacja i regularne przetasowania w listach! Ich szybciej wydają, tym mniej czasu mają gracze na wytworzenie ‘jednej słusznej listy’ na łamach wybranej frakcji, tym szybciej meta ulega zmianom, nawet, jeżeli drobnym, to często wystarczającym, by już zmusić ludzi do ponownego rozważenia swoich rozpisek. Dywersyfikacja to naturalna kolej rzeczy, choć tutaj musimy pewnie jeszcze poczekać do momentów, w którym GW zacznie wydawać aktualnie /mocne/ suplementy na stołach, bo póki co te, które są nam znane służą głównie za metodę dostarczenia dodatkowych slotów-klonów w armii na zasadach sojuszników czy też okazjonalnej zmianie w traitach czy wybranych przedmiotach. Z niecierpliwością czekam na Klan Raukaan, który być może będzie oferował Żelaznym Dłoniom szansę na wystawianie terminatorów jako sierżantów w oddziałach taktycznych…

Cyfryzacja, czyli faworyzowanie jabłuszek!


Jestem /wielkim/ fanem jak najdalej postępującej cyfryzacji wszystkiego, co możliwe. Wynika to z wielu przyczyn… Ot, pierwszą i podstawową jest kwestia wyrastania na korzeniach sklepu komputerowego, więc niejako gadżeciarstwo i parcie na nowe technologie w dziedzinach mediów mam niejako wtarte pod skórę, płynie w mych żyłach. Kolejną z nich jest niesamowita wygoda oferowana przez to rozwiązanie – nie, nie jestem wrogiem książek na papierze, sam posiadam ich obfitą kolekcję a zapach nowej książki jest jedną z topowych przyjemności żywota, ale jednak na półkach mam ograniczone miejsce, a że dość regularnie jestem w trasie (*a będę jeszcze częściej*) a tempo czytania, pusząc się dumnie, mam całkiem zabójcze, to jednak wolę mieć 100-200 książek na jednym urządzeniu niż tachać w bagażu podręcznym kilka aktualnych książek, co chyba oczywiste.

O ile jednak rozumiem pewną dozę zniechęcenia do cyfrowych książek od fanów papieru, o ile kumam i ogarniam, że dla kogoś świecący ekran nie jest wygodny, to jednak w kwestii podręczników czy kodeksów wersje cyfrowe oferują niesamowitą elastyczność i wygodę obsługi! Wyszukiwanie po słowach kluczowych, linkowany indeks, dostęp od ręki do dodatkowych aplikacji pomagających w grze… Jeżeli ktoś prowadzi sesje RPG i przerzucił się już na tablet i pliki PDF, to sam wie, jaka to wygoda, mieć muzykę, zasady, tabelki a nawet mapy i symulator rzutów kośćmi w zasięgu ręki w jednym, poręcznym urządzeniu! To samo ma się względem kodeksów – dobrze zrobiony kodeks w wersji cyfrowej to sama rozkosz w obcowaniu; Wszystkie zasady w zasięgu ręki, wszystko objaśnione na miejscu, błyskawiczny dostęp do wyszukiwanych kwestii… Nie musimy wertować i zużywać papierowej wersji, skoro cyfrowa zniesie wszystko i pozwala nam na bardziej intuicyjną i szybszą nawigację.

Szczególnie, kiedy ktoś zobaczył, jak wygląda cyfrowa wersja kodeksu Kosmicznych Marines! Toż to prawdziwa perełka – świetna optymalizacja, bogata treść, stos nagrań dla smaczku a nawet wbudowane narzędzie do budowania armii i pisania rozpisek! Gdyby wszystkie kodeksy były wydawane w ten sposób, to nawet wysoki próg cenowy byłby w pełni wybaczalny. A właśnie, skoro przy tym jesteśmy, muszę zauważyć o dwóch ewidentnych problemach związanych z cyfrowym ryneczkiem kodeksów i suplementów w wydaniu Games Workshop, czyli cena i faworyzowanie produktów Apple’a. Po pierwsze, cena… Która jest /dokładnie taka sama/ jak papierowa wersja! Skąd to się kurna bierze? Czemu tak jest? Na całym świecie, w każdym innym wydawnictwie, ba, nawet na łamach książek z Czarnej Biblioteki wersja elektroniczna jest tańsza od cyfrowej! Przecież jest to główny motor napędowy rosnącej popularności tych wydań – są tańsze, i to podstawnie, bo przecież odpadają niemałe koszty związane z drukiem i dystrybucją. Wydawanie wersji cyfrowych takiej samej cenie jak papierowej jest takim samym ruchem jak sprzedać odlewów żywicznych po cenach metalowych lub nawet wyższych i jeszcze mieć czelność mówić, że to jest w pełni w porządku.

 Tutaj jest jeszcze gorzej, bo o ile taką cenę mogę jeszcze z dobrą wolą wyjaśnić tym, że cyfrowe wersje kodeksów i suplementów na iPada to naprawdę porządna robota… to jednak pliki ePub pod Kindle’a i wszelkie inne czytniki to szpetne ochłapy! Ja rozumiem, że to wynika z wymogu kompatybilności z jak największą liczbą urządzeń i oprogramowania, ale porównajcie sobie jak wygląda wersja cyfrowa pod Apple’a a jak pod Androida – to są dwa zupełnie inne światy w dziedzinie jakości… A cena pozostała taka sama, i o ile te 30 dolców byłbym w dobrym dniu w stanie wyrzucić na cyfrowy kodeks na iPada, to już taka kwota za podłej jakości plik pod Androida to bolesne i brutalne ździerstwo. Nie wiem, skąd taka polityka i czemu GW postanowiło karać użytkowników innych urządzeń, niż te z jabłuszkiem, ale nie brzmi to jak dobra polityka…

Ale pomimo ewidentnego faworyzowania i dziwacznej ceny, warto zauważyć, że cyfrowa dystrybucja oferuje coś więcej… Coś, co już widzimy, czyli szansę na pojawienie się kodeksów i dodatków, które po prostu nie znalazły by miejsca na wydanie ‘na papierze’ ze względu albo na swoją niszowość, albo na konieczny nakład pracy, by móc wydać je w wersji papierowej. Ot, najpierw ujrzeliśmy odświeżenie siostrzyczek bitwy na łamach cyfrowego kodeksu, który to ślicznie podciągnął je do aktualnej edycji. Teraz zaś dostajemy kodeks dla Inkwizycji, który pozwoli kilku modelom na powrót na stoły! Jak sami widzicie, oferuje to szeroki wachlarz zagrywek ze strony wydawnictwa… Dla przykładu, czekam na dodatek ‘Deathwatch’, bo jakoś nie mogę uwierzyć, żeby pominęli taką okazję na łatwy dodatek, który z pewnością zejdzie jak ciepłe bułeczki.



Słowem? Jestem ogólnie zadowolony z tego, że Games Workshop tak agrewysnie zaatakowało binarny rynek oraz z tego, że postanowili wypełnić luki wydawnicze korzystając z tego narzędzia, przywracająca na stoły armie, formacje i organizacje znane nam z fluffu, które były zakurzone i zaniedbane już od dłuższego czasu, a dzięki cyfrowym wydaniom mają nareszcie szansę być regularnie aktualizowane – to dobry ruch, bez dwóch zdań. Naturalnie szkoda, że po drodze popełniają sporo brzydkich manewrów, jak chociażby niewytłumaczalnie wysokie ceny (*bo to GW, ciśnie się na usta*), spuszczanie plików pod Androida po bandzie czy rozmienianie się na drobne z suplementami dla pojedynczych kampanii… Ale w sumie, popieram ich działania w tym zakresie i po prostu liczę, że albo poprawią jakość tych produktów, albo obniżą cenę i w ostatecznym rozrachunku skupią się na wydawaniu suplementów, na które czekają fani! No, ale do marzenia ściętej głowy, nic, tylko czekać, i zobaczyć jak sobie z tym poradzą…

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się prawie ze wszystkim, tyle tylko, że ja w applowym iStorze widzę też te uboższe wersje kodeksów i one zawsze są jednak o jakieś 4-5 euro tańsze od tych wypasionych "iPad only".

    OdpowiedzUsuń
  2. W dobrym? Wydawanie kodeksów tylko w wersji cyfrowej, w dodatku, z różniącą się zawartością między sobą (sprawa Evisceratora dla szefowej Serafinek, Apple'owa może, Androidowa nie widzi takiej opcji)...
    No i rzecz najważniejsza - mam płacić, jak za wersję papierową? Mam płacić tyle samo, tylko ze wersję mocno okrojoną i podatną na brak prądu? Jakim, kuźwa, cudem? Kto na taki idiotyzm wpadł?
    Dodatkowo, bzdura, że dopracowują produkt cyfrowy aby wydać go potem bezbłędnie w wersji normalnej, patrz FAQ do Farsighta... wersja elektroniczna, wedle mojego rozeznania, owe błędy miała szybko rozpatrzone, na początku istnienia Farsighta... i co? I wersja papierowa z bugiem wyszła, że FAQ był potrzebny...

    RPG na tablecie, z symulatorami... kurde, co to za frajda? Zerowa... magią RPG jest, przynajmniej jedną z nich, właśnie własnoręczne rzucanie, a nie powiedzenie maszynie, by to zrobiła... ogólnie magią RPG jest to, że nie potrzeba prądu do niej. Wprowadzanie tabletów czy wydań elektronicznych... może jeszcze planszówki na tabletach? Tylko po co? Co za sens? Podpowiem - żaden.

    Funkcjonalność... no właśnie. Wszelkie zachwyty dotyczą Apple'a, czyli urządzeń niekoniecznie lepszych. Androidowa wersja, tak po prawdzie, jest gorsza nawet od po prostu zeskanowanego kodeksu do formatu PDF, z obróbką pozwalającą na kopiowanie i wyszukiwanie tekstu. I dalej jest to cena normalnego kodeksu!

    W tym momencie, sorki, ale ten tekst faktycznie brzmi jak reklama GW. :/
    Pomysł może i był niezły, ale wykonanie w stylu GW: brak słów, po prostu brak słów na taki skandal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie! Nie unosimy się, tylko spokojnie czytamy :D Wiadomym jest, że Games Workshop to taka firma, która mówiąc bez ogródek - zawsze coś po drodze spierdoli. Moja powyższa wykłoda mówi, że opcja 'Cyfra -> Czas -> Papier' DAJE MOŻLIWOŚĆ skorygowania błędów przed wyjściem wersji analogowej, a nie, że GW tak czyni i że im to świetnie wychodzi. Jest to rzecz, z której mogą i powinni skorzystać, i mamy nadzieję, że tak będzie.

      W tekście wielokrotnie zaznaczałem, że cena równa papierowemu wydaniu jest wzięta z kosmosu. I że jedynie tak naprawdę kodeks Space Marine - który powinien być wzorem dla innych wydań tego typu - posiada na tyle 'blingu' w sobie, by można się nad taką wysoką ceną zastanowić. Tak samo napisałem, że o ile bardzo eleganckie, interaktywne i intuicyjne wydania na Apple są okej, to wersje ePub to porażka.

      Słowem, piszę do samo co Ty w swoim komentarzu XD Wskazując dodatkowo drogi, kiedy to może być lepsze, jeżeli GW się nauczy na błędach.

      Co do tego czym jest 'magia' RPG i radość z planszówek do już prywatna opinia każdego - ja nadal mam kupę frajdy korzystając z tabletu do pomocy w sesji czy grając w Ticket to Ride czy nawet Agricolę po sieci na Tablecie ;)

      Usuń
  3. Gdybym był złośliwy ( a nie jestem :) ) to zapytałbym o fakt, że ostatnio mocno zabiegałeś o wsparcie finansowe 27.10.13 http://www.wh40k.pl/index.php?name=Forums&file=viewtopic&t=21489 w ramach utrzymania portalu http://wrota.org/ za śmieszną kwotę 123,00 PLN na rok a dziś piszesz o cztero-dniowym wypoczynku w hotelu SPA ? ) które moich doświadczeń jest "troszku" droższe ...
    Nie żebym zaglądał Ci do finansów osobistych oraz portfela ale kilku Użytkowników GV którzy wsparli portal Wrota.org chyba powinni otrzymać jakieś wyjaśnienie ?
    Pozdr
    Dako

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD Słowem, mówisz, że nie zarzucasz mi malwersacji finansowych ALE jednak zarzucasz mi malwersacje finansową? :D

      Nie czuję potrzeby spowiedzi, ale proszę: na wypoczynek zostałem zaproszony przez rodziców. Cały wyjazd mi, mamie i mojemu najmłodszemu braciszkowi ufundował Tata. Słowem, ja nie wydałem ani grosza :)

      Już dobrze? :D

      Usuń