5.11.2013

[05.XI.2013] Infinity: Dire Foes


Ja tu sobie opowiadam o rozwoju gier ze stajni brytyjskich Spartan, o tym, jak to Firestorm Armada ma wejść w nową, światłą przyszłość wraz z drugą edycją, o tym jak do Legionu wielkimi krokami nadchodzi piąta, z dawna wyczekiwana przez niżej podpisanego frakcja czy o nowych flotach do Dystopiana, a przecież tuż za miedzą tyle się dzieje w innych systemach – MERCS, którzy z pewnością wam za niedługo przedstawię, puchnie w oczach i w ciągu roku z czterech frakcji nagle zrobiło się dziewięć. Nowa edycja Dark Age też podbija serca graczy świetnymi modelami i podobno bardzo dynamicznymi zasadami. MalifuaX zaatakował drugą edycją z wielkim impetem i wygląda na to, że na dzień dzisiejszy to najprawdziwszy, esencjonalny skirmish, gdzie naprawdę gra się kilkoma modelami bo te posiadają całe góry własnych zdolności, zaklęć i generują świetne wewnętrzne synergie… Słowem, dzieje się, jest o czym kurde pisać! A przecież o takich cudach mało kto słyszał, aż wstyd, że w naszym kraju takie zaściankowo, prawda?

To nic jednak. W końcu samo się nie pojawi, więc troszkę promocji słownej i nagłośnienia z pewnością nie zaszkodzi – dziś jednak chciałbym pomówić o systemie, który aktualnie ma w kraju co najmniej kilku aktywnych graczy, i który normalnie można nabyć w więcej niż jednym sklepie, czyli o drugim co do popularności systemie skirmishowym w Polszy – Infinity. System ten rozwija się w bardzo ciekawy sposób, widać, że Corvus Belli próbuje i eksperymentuje z nowymi formami dodatków i suplementów – po klasycznym suplemencie wprowadzającego nową frakcję i grom nowych jednostek wydali podręcznik do prowadzenia kampanii, bardzo udany, oferujący fajne scenariusze i patenty na rozwój własnych boha- tfu, komandosów. Niedawno otworzyli własną serię modeli kolekcjonerskich – Infinity Bootleg – a teraz atakują z czymś, co chyba najłatwiej nazwać „zestawem misji”, w którym to dostajemy trzy modele i ów pakiet scenariuszy do rozegrania przy ich użyciu. Są to właśnie zestawy oznaczone logiem „Dire Foes”, w którym znajdziemy dwóch komandosów z różnych, wrogich frakcji, model neutralny, który stanowi kwintesencję i główną oś fabularną ów scenariuszy i trochę rysunków… Wszystko to za 30 euro! Drogo? Zdania są podzielone.


Poważni Wrogowie! No dobrze, wiem, tragiczne tłumaczenie, i troszkę wybiegam do przodu, więc zróbmy dwa kroki do tyłu i może postarajmy się ogarnąć, cóż to za wynalazek i co to się wydziewa z tym naszym poczciwym Infinity… Dla ludzi, którzy ten system lubią, śledzą i aktywnie w niego pomykają nie jest to żadna nowina, i z pewnością są pośród nich gracze w dwóch różnych obozach – tych, co czekają, aż te pudełka uderzą na sklepowe półki i tych, co z kwaśnym grymasem nie są wcale zadowoleni z tego, co ów seria oferuje. Czemu? Cóż, 120~ złotych za /trzy/ małe modele to sporo kasy – wychodzi 40 blaszek za sztukę, a prawda jest taka, że jeżeli ktoś zbiera powiedzmy jedną frakcję, czy nawet dwie, ale takie, które nie występują w duetach ów zestawów, to tak naprawdę wydać musi sporo kasy po to, by dostać jeden w pełni użyteczny model i zestaw misji, który na dodatek jest… W pełni cyfrowy! Tak jest, scenariusze, fluff i arty dostajemy w formie pliku PDF. Niby wiadomo, że te miejsce, scenariusze i rysunki ktoś musiał zrobić i z pewnością nie było to ani łatwe, ani za darmo, ale jednak jest to kupa kasy za to, co dostajemy w zamian.

Oczywiście, nie ma co narzekać przed czasem – nikt jeszcze oficjalnie nie wiem, jak ów PDF wygląda. Jeżeli będzie to 20-30 stron wypchanych fluffem, artami i stosem scenariuszy, to być może będzie można się zastanowić, tym bardziej, że modele to – warsztatowo – najwyższa dostępna klasa, bogate w wyśmienite detale i utrzymujące świetną tradycję wysokiej jakości tego wydawnictwa. Warto zauważyć, że ludzie już słusznie kombinują i po prostu znajdują sobie partnera do zakupu tak, by ten dołożył te dziesięć Euro pi razy oko i wygarnął z pudełka bohatera ze swojej nacji. Ja dla przykładu zbieram Połączoną Armię, więc poszukuję PanOceanisty, który przygarnie Angusa i Bipandrę a odda za część kasy Anyat, która choć nie podoba mi się za bardzo, do uzupełnienia mojej Morackiej armii jest konieczna. W ten sposób można trochę ściąć z ceny, co nie zmienia jednak faktu, że 120 złotych to nie jest dobra cena za pudełko – oczywiście, pojawia się argument, że przecież tak naprawdę wychodzi to zaledwie kilka złotych drożej, niż trzy blistery, więc w czym problem? Cóż, argument jest poniekąd słuszny, ale ma pewne nieścisłości – po pierwsze, tradycją niepisaną na tym rynku jest to, by figurki w ‘zestawach’ czyli w pudełkach były tańsze od tych w blisterach. A po drugie, kiedy wydaje 120 złotych na 3 blistery, to kupuje dokładnie to, co potrzebuje, czyli trzy modele przydatne w mojej frakcji – tutaj zaś dostajemy jeden neutralny, który można używać jak ktoś się bawi w scenariusze czy YAMS’a, ale też jeden z zupełnie innej frakcji, i jak ktoś jej nie zbiera, to jest mu on po prostu zbędny.


Słowem, mogę w pełni zrozumieć obóz tych miłośników Infinity, którym ów seria zwyczajnie się nie uśmiecha i raczej wyhodują węża w kieszeni, nim rzucą 120 blaszek w kierunku pudełka, z którego użyją jedną, góra dwie figurki, prawda? Teraz nadeszła pora, bym powrócił do tematu modeli i zdradził czemu wcześniej położyłem nacisk na to, że są świetne warsztatowo… Acz niekoniecznie już wizualnie i pod względem wzoru rzeźby. O ile pozy rodem z kalendarzu pin-up pasują jak ulał do ich serii kolekcjonerskich miniatur, to już do modeli, którymi mam grać na stole oczekiwałbym czegoś więcej, niż próba pokonania przeciwnika erotyczną, wyzywającą pozą i wypiętym biustem. Nie jest całkiem źle, ale są modele, które po prostu są pozbawione sensu…

Ot Comm-Tech z zestawu Dark Mist wygląda nie jak specjalistka od komunikacji, lecz jak modelka, którą ubrano w obcisły kombinezon to niewybrednego pisemka. Oficer-Inżynier to /bardzo ładny model/ kobiecy o pełnych kształtach, ale ponownie jej uniform to raczej męska fantazja na temat niż strój, który rzeczywiście pani oficer mogłaby nosić. Najbardziej zaskoczony jestem jednak Treitak Anyat, czyli komandoską Moratów… Z tego co się orientuje z fluffu sztuka uwodzenia czy seksualizm jest  w ich społeczeństwie, no, praktycznie strefą nieistniejącą, a sama rasa ceni tylko siłę i krzewią radosny kult brutalności – Anyat zaś ma pozę taką, jakby miała być na okładce morackiego ‘Playboya’ z obietnicą ujrzenia wszystkich jej tajnych rejonów w środku magazynu.  Pani fizylier Bipandra snowu wygląda, jakby posyłała komuś całusa. No kurde, wojowniczki aż krew w żyłach mrozi…


Cóż, nie zrozumcie mnie źle – modele są naprawdę ładne jeżeli chodzi o jakość – widać po nich, że można z nich wyciągnąć prawdziwe perełki na półeczkę, ale mimo to wysoka cena, mała elastyczność zawartości pudełka i pozy żywcem wyrwane z kalendarza dla panów, którzy muszą powiesić coś na ścianie w garażu nie są elementami zachęcającymi mnie do nabycia tych zestawów. Nie mam zamiaru wydawać oceny już teraz… Poczekam, aż ujrzę na własne oczy, jak PDF’y z misjami się objawią i będzie wiadomo, co tak naprawdę dostajemy poza tymi trzema modelami za tę cenę. Póki co jednak, choć cieszy mnie fakt, że wydawnictwo odważnie eksperymentuje, to jednak sam wstrzymam się z rzucania w nimi pieniędzmi dopóki nie będę przekonany, że zawartość jest tego warta.

2 komentarze:

  1. No Mrówka, pojechałeś po bandzie ;)
    Od początku: kilka osób (4) to gra u mnie na prowincji, taki Wrocław to już osób kilkanaście.
    40 blaszek to koszt ciężkiego piechociarza do Infinity. Tu mamy 3x fajne modele, w tym cywil (który przyda się również do innych scenariuszy, nie tylko tych które dostajemy). Dalej - znalezienie innego gracza, który przygarnie niepotrzebne nam modele to też niewielki problem - sam już zaklepałem sobie Danerys, znaczy Lupę ;) jeśli nie w lokalnym ośrodku, to na forum wargamera całkiem prężnie działa dział Infinity.
    W pudełkach taniej są 4 modele, które składane są z dwóch bazowych torsów i zestawu łbów i ramion. To trochę zmienia koszty niż 3 całkowicie inne modele.
    Koncept rzeźb i ich stylistyka - no cóż, de gustibus ;) i tak jest lepiej niż pamiętny Wulver - parkourowiec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Troszkę rozumiem Fireant'a. Dla mnie seria Dire Foes jest czymś pomiędzy Infinity Bootleg (czyli stricte kolekcjonerskim czymś dla malarzy) a zwykłymi modelami. Tu też chodzi raczej o aspekt modelarsko-kolekcjonerski uzupełniony o fluffowe dodatki i jednocześnie grywalny.
    Cena większa niż odpowiednika - czy słuszna to strategia ? Nie jestem jej celem ale generalnie pomysł wydaje mi się fajny.

    OdpowiedzUsuń