4.11.2013

[04.XI.2013] Złomowisko: Vallejo Model Wash


Pamiętacie, mili czytelnicy, swego czasu dość regularnie co poniedziałek pojawiał się krótki tekst na łamach serii pięknie ochrzczonej tytułem ‘Złomowiska’… Serii, na łamach której zachwalałem czy też wyrażałem swoje oburzenie a czasem pogardę względem jakiegoś produktu modelarskiego, który nabyłem drogą kupna i przetestowałem, metaforycznie rzecz ujmując, na własnej skórze. Jak też pewnie zauważyliście, tych tekstów nagle przestało przybywać – głównie dlatego, że w okresie każdego modelarza slash hobbysty pojawia się taki czas, kiedy warsztacik… Zwyczajnie wszystko ma! Pigmenty, efekty, łosze, taśmy, nożyki, wiertełka, no pełen zestaw. Słowem, nie ma do dokupywać, prawda? Po części – bo są ludzie, którzy nigdy nie ustają w poszukiwaniach Produktu Idealnego i mimo wszystko regularnie próbują czegoś nowego. To w ten sposób poznałem kleje Gunze Sangyo czy przeskoczyłem ze smutnych pigmentów Agamy na świetne Vallejowkie lub te od MIG Production. Tak i tym razem spróbowałem czegoś nowego, i mając dość przeciętnych łoszy od Games Workshop postanowiłem dać szansę nowej serii tych farb wydanej właśnie przez Vallejo – firmę, do której mam ogromny szacunek i zaufanie!

Warto zaznaczyć, że nie pisuję o modelarskim porno głównie dlatego, że lubię, kiedy blog ma określoną rolę, nawet jeżeli tylko z grubsza. Jako że ów blog powoli acz nieuchronnie przekształca się w blog poświęcony wszelakim systemom bitewnym, które niekonieczną posiadają żółtawo czerwony znak GW, to postanowiłem się na tym skupić, a recenzję produktów modelarskich zostawić specjalistom, takim jak ARBAL z bloga Coloured Dust (*Który w sumie kilka dni temu opisał właśnie produkty, które chciałbym wam dziś przedstawić!*) czy Spell z bloga Bloody Brushes – bloga, który wam gorąco polecam, jeżeli modelarstwo to główny motor napędowy waszego hobby, bo znajdziecie tam recenzje dobrych produktów, a przy okazji blog jest coraz regularniej aktywny, więc warto dodać do listy czytelniczej! Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy coś wywrze na mnie odpowiednie wrażenie, nie powstrzymam się, by samemu tego nie opisać – do dzieła zaś!


Od razu na wstępie zaznaczam, że łosze od Games Workshop naprawdę nie są podłe czy złe. Ich główny problem leży przede wszystkim w tym, że nie są ani trochę lepsze od produktów konkurencji, a są znacznie droższe! Od dla przykładu łosze Vallejo w małych buteleczkach z zakraplaczem to wydatek 9 złotych za 17 mililitrów gdzie odpowiednik od GW to 10 złotych za 12 mililitrów… Drożej i mniej a jakość absolutnie taka sama, więc po co przepłacać? Już powiem czemu… Bo w starej serii akrylowych łoszy Vallejo nie było takich odcieni, jakie oferuje Games Workshop, ba, nadal nie ma takich smaczków jak Carroburg Crimson czy Fuegan Orange, ale mimo to nowa seria łoszy produkcji Hiszpanów – Model Wash – to już zupełnie inna liga i jakość, coś, co na moim modelarskim stoliczku już wytępiło niemalże całkowicie obecność produktów GW…

Model Wash to absolutny zwycięzca w każdej kategorii jeżeli chodzi o łosze akrylowe. Po pierwsze, dostajemy duży słoiczek z podwójnym zakraplaczem i zakrętką typu flip-top zawierającą aż 35 ml produktu w cenie… 17 złotych. Tak jest, trzy razy więcej farbki za mniej niż połowę ceny produktów Games Workshop, gdybyśmy również chcieli mieć taką ilość łosza. Jakby tego było mało, paleta dostępnych kolorów na dzień dzisiejszy zawiera aż 18 różnych barw, i choć w sumie brakuje takich ostrych kolorów jak jasny fiolet od GW, to cała reszta ma swoje w pełni funkcjonalne zastępstwo jeżeli chodzi o odcień oraz użycie, a trzeba koniecznie zauważyć, że nie dość, iż produkt ten jest tańszy od odpowiednika wydawcy Wojennych Młotów… To jest też bez miara lepszy.

Czemu? Cóż, nie będę zbyt oryginalny i tak naprawdę powtórzę słowa Arbala, bo świetnie ujął kwintesencję zalet tego produktu. Model Wash są jak woda – w sensie, idealnie płynne. Oznacza to to, że nie tylko /perfekcyjnie/ ściekają do szczelin na lakierowanych powierzchniach, ale na powierzchniach matowych możemy absolutnie bez najmniejszego problemu używać ich niczym filtrów czy do modulacji tonu bazowego. Coś, co jest raczej trudne do osiągnięcia z gęstszymi łoszami Games Workshop, które dzięki swojej konsystencji bez użycia odpowiedniego medium (*Glaze Medium*) do modulacji średnio się nadają, bo nie kryją równa, mają tendencję do zwężania się przy wysychaniu i pozostawiania na płaskich powierzchniach nierównomiernych zabrudzeń. Po prostu są dużo lepiej wykonanymi łoszami, które spełnią każde narzucone im zadanie perfekcyjnie, choć należy zaznaczyć, że wymagają pewnego opanowania i prezentują klasyczną wadę produktów Vallejo – nie lubią długotrwałego urlopu i względnie szybko się rozwarstwiają, więc entuzjastyczne trząsanie słoiczka przed użyciem to tradycyjne ćwiczenie ręki, kiedy obcujemy z produktami tejże firmy.

Łosze te mają też dość długi czas wysychania, bo mniej więcej 20 minut, zanim w pełni odparują. Jest to tak samo wada jak i zaleta… Wada, dość oczywista! Speedpaint z tymi łoszami do najszybszych nie należy, a dodatkowo kiedy używamy ich do ‘zlania’ całego modelu czy dużych powierzchni, to tak naprawdę mamy wstrzymany etap prac aż do wyschnięta warstwy. Zaleta? Cóż, długi czas schnięcia powoduje odporność na błędy – mamy sporo czasu, by zetrzeć ewentualny nadmiar czy nawet za pomocą czystego, lekko wilgotnego pędzelka poprowadzić łosz dokładnie tak, jak sobie tego życzymy, czy zrobić gładziutkie i eleganckie przejście pomiędzy dwoma łoszami na jednej powierzchni. Dla cierpliwych modelarzy liczących i walczących o dobre efekty, to w sumie prawdziwy skarb i oszczędza używania rozcieńczalnika na farbce tak, by ta dłużej wysychała.


Jako że obraz, to tysiąc słów… Powyżej mała fotka czterech malutkich okrętów, które zostały po prostu zalane i wypędzlowane czterema różnymi odcieniami – jasna rdza, jasny szary, ciemny brąz oraz ciemna zieleń – modele były spodkładowane białym kolorem. Tutaj zaś znajdziecie plik PDF z prezentacją wszystkich dostępnych kolorów oraz przykładowe efekty uzyskane przy ich zastosowaniu.


Osobiście nie mogę wam tych produktów polecić /bardziej/ - za niską cenę dostaniecie produkt wysokiej klasy, wielozadaniowy i użyteczny, który dodatkowo jest odporny na przewrócenie (*ostatnio przypadkiem trąciłem słoiczek z łoszem GW, 2/3 poszło do piachu…*) i starczy na bardzo, bardzo długo lub też na bardzo intensywne użytkowanie… A na dodatek, jak twierdzi Arbal – a w tej kwestii z pewnością zalecałbym się go słuchać! – świetnie nadają się do aerografów. Cud-miód-ideał, jak będziecie na kupnie łoszy, rozważcie proszę ten produkt i dajcie mu szansę! Ufam, iż nie będziecie zawiedzeni efektami.

3 komentarze:

  1. Krótko, konkretnie i na temat.
    Tak lubię.
    Jedna podpowiedź, do rozcieńczania washy GW czy Vallejo i modulacji, bardziej od Glaze Medium nadaje się Vallejo Airbrush Thinner lub GW Lahmian Medium (TM) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za polecenie moich wypocin ;) No i dziś listonosz ma mi przytachać kilka flakonów recenzowanego specyfiku. Jeszcze raz dzięki chłopaki za recenzje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna recenzja i ciekawe spostrzeżenia. Oby więcej takich.
    @Arbal - thx za tipa.

    OdpowiedzUsuń