30.09.2013

[30.IX.2013] Relacja z XIV Pomorskiego Turnieju Infinity


 Czołem, tutaj Ranger! Dzisiaj nieco inaczej niż zwykle. Jako że brałem udział w kolejnym już turnieju na terenie Trójmiasta, postanowiłem podzielić się z wami relacją z tego, jak przebiegły kolejne starcia w uniwersum Infinity w pomorskiej galaktyce ;)

Sobota, 28 IX 2013. Turniej był zapowiedziany niemal trzy tygodnie wcześniej. Tym razem padło na Bording Action, czyli specjalnie stworzone plansze 2D. Takie rozwiązanie to oczywiście odskocznia od uskutecznianej comiesięcznie i skądinąd miłej rutyny w postaci grania na "oryginalne" zasady. Trzy scenariusze z lokalnej klasyki, czyli rajd na generatory, misja treningowa i zająć centrum dowodzenia. To pierwsze to nic innego niż kalibracja dwóch urządzeń, by dawały nam punkty na koniec gry. Urządzenie stoi niczym waga w pozycji zero, a potem strony głównie z pomocą specjalistów przeprogramowują te cuda na swoją korzyść. Misja treningowa to strzelanka w wersji "anty-rambo". Jeden żołnierz może dla nas zarobić tylko jeden punkt. By zdobyć kolejne, musimy aktywować kolejne jednostki i odpowiednio nimi podziałać. A centrum dowodzenia było pomieszczeniem w centralnej części mapy. W skrócie - im więcej Twoich żołnierzy dostało się do niego na koniec gry, tym lepiej. Tutaj jednak nie było zbyt łatwo. Za każdy kolejny rozkaz trzeba było testować właściwy współczynnik, a w przypadku oblania rzutu żołnierz nie mógł dalej kombinować. To tak zwane zakłócenia łączności ;)


Na turniej zapisała się rekordowa liczba osób, bo aż 15. Gospodarzem grania była Shaga w Gdyni, deklarująca pomieścić tylu chętnych na bitewniakowe zmagania. Frekwencja niestety nie pokryła się z listą, ale i tak przyszło 11 graczy. To potwierdzenie aktualnego rekordu. To potwierdzenie aktualnego rekordu. Kędzior liczył na co najmniej parszywą dwunastkę, a tak co kolejkę ktoś musiał pauzować.

Jako że w Trójmieście pogoda była iście angielska, a zatem deszcz przeplatający się ze słońcem w trybie perpetuum mobile, na zmianę i od nowa, mnie przywitał ten pierwszy, chłoszcząc kaptur kolejnymi wazonami wody. Na miejscu Kędzior oczywiście wszystkich sparował i jak to bywa, zagraliśmy razem na otwarcie turnieju, co staje się powoli niepisaną tradycją. Moje Acontecimento zostało wypunktowane głównie przez damski girlband (Odaliski z Haqqislamu). W trzecim scenariuszu wygrałem z Narranderem 7-0. 

W drugiej grze miałem przerwę, więc mogłem śledzić zmagania ludzi na pozostałych stołach i chwilami odciążać sędziego, który to był pochłonięty wymianą kuksańców ze Stalową Falangą Albarista na pierwszym stole, walcząc o kontrakt dla swoich wokalistek ;) Nie brakowało spektakularnych akcji, zwłaszcza że była to misja treningowa. Artiss robiąc rozpiskę na kolanie wystawił ledwie cztery jednostki - Wallace'a i trzech Wulverów (Ariadna - szkocki sektor). Jak na format 150 punktów to rozwiązanie delikatnie mówiąc niestandardowe ;) Gra z Kombinatem przebiegła szybko. Coś podkusiło Daniela, by posłać swojego zakamuflowanego dowódcę (Shasvastii) uzbrojonego w klej i zalepić coś w tym ciekawym linku. Tak, jeden z wilko-ludzi został unieruchomiony, ale Obcy pozostali bez dowódcy, a ich szef nie kwapił się, by wyznaczać nowego. Jak to powiedział Daniel: "no a po co nowy dowódca, jeśli mam dwa rozkazy?" ;) Artiss poszedł w końcówce na całość i przespacerował się do strefy rozstawienia Kombinatu, usiłując odstrzelić ostatniego aliena. Ten najpierw wbił w reakcji ranę, a potem wbiłby kolejną, gdyby nie turbo-kilt Wallace'a ratujący go przed śmiercią ;)\


Po sąsiedzku też się działo. Military Orders (PanOceania) Ghosta starło się z Haqqislamem Narrandera. Maciek poszedł po najmniejszej linii oporu i wsadził zakonnikom czterech sierżantów z ciężkimi miotaczami ognia (auxbotami). Czy w tym szaleństwie jest metoda? Może jest, ale tym razem dobre rzuty dowodzącego drugą stroną pozwoliły zminimalizować straty. Osamotnieni sierżanci musieli się chować na tyłach pozbawieni swoich jeżdżących zabawek. Dla odmiany Narrander z sobie tylko znanych powodów z uporem maniaka przebijał się przez ściany ładunkami wybuchowymi, zamiast wybrać zupełnie nieobstawione tunele. Taktyka godna krasnoluda! ;) Z tego co pamiętam wygrała PanOceania.

HanSolo z kolei przeklinał Corregidor, zwłaszcza link Wildcatów. Draigar pozwolił mu zacząć i wtedy się zaczęło. Ariadnia nie była w stanie przebić się przez defensywę wrogiej armii sektorowej, a potem Nomadzi zdobyli przewagę. Zielas z kolei wdraża się powolutku do grania, a jakże, Ariadną, kręcąc się gdzieś na styku listy ogólnej (dziś) i szkockiej (kiedyś). Naprzeciw Metalslave z sektorówką Haqqislamu. Widziałem tylko krótkie fragmenty, a gdy przyszedłem na koniec, resztki Ariadny były dobijane przez kontyngent rywala. Jego agresywne wystawienie z początku gry miało ustawić rozgrywkę.

Rozpiski zostały zdominowane przez linki. Pięć pierwszych miejsc to odpowiednio skonstruowane armie sektorowe. Szalenie popularne były także wszelkie bronie używające wzorników. Przede wszystkim chainy i miotacze ognia, ale też strzelby czy nanopulsery. Rzeczywiście takie patenty musiały się sprawdzić na planszach, gdzie jest bardzo mało miejsca na manewrowanie. Wiele osób poniosło straty w żołnierzach właśnie poprzez powyższe patenty, ale najbardziej rozpoznawanym przykładem byli Szkoci Artissa. Miał on cholernego pecha w końcówce. Jego gra skończyła się błyskawicznie, gdy miotacz z auxbota Maćka pokrył wszystkich "łezką". Osiem oblanych testów pancerza równało się w jego przypadku utracie całej armii.

Na półmetku jest II sezon Ligi Pomorskiej Infinity. O tym, co można wygrać i kiedy znowu gramy doczytacie na forum Wargamera, będącego de facto jedynym oficjalnym miejscem, gdzie spotykają się gracze Infi z większości województw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz