5.06.2013

[05.VI.2013] ROC#17: Daemon Prince


Można się załamać… Mroźna zima była? Była. Długa? Owszem. Szczypała w cztery litery? Srogo i nieustannie. I co, przychodzi taki czerwiec, człowiek myśli sobie, kurde, ciepło będzie, słonecznie… Po takiej lodówce w zimie nadeszła pora wygrzać się jak trzeba, spijać chłodne piwko i dmuchać klimatyzacją na spokojną noc! A tu co? Burze, deszcze i zimno, aż łydki dygoczą. Lipa! Pogoda zmusza do siedzenia w domowym ciepełko, gdzie sucho i miło, i choć brak słonka i za oknem nieco przeszkadza w nakładaniu podkładu pod modele (*w domu coś się mi nie uśmiecha, bo zwyczajnie śmierdzi od tego*), to przynajmniej ma się stos wolnego czasu, który można wykorzystać na swoje hobby! Bez dalszych ceregieli otworzyłem więc pudełko, które nabyłem kilka tygodni temu po zapoznaniu się z turniejową rozpiską Demonów, która posiada w sobie aż 30 modeli, z czego 20 to jednostki troops – Plaguebearers. Łączny koszt konieczny do poniesienia na zbudowanie tej listy to zaledwie ~1100 złotych, co w sumie nie jest wysoką kwotą. Żmudnie zabierając się więc do jej budowy (*bo zanim moi Tau staną się ‘grywalni stołowo’, jeszcze sporo wydatków mnie czeka*) i zacząłem od kupna trzech demonicznych książąt! Jednego postanowiłem uwiecznić podczas powstawania… W ten sposób zapraszam do rozdziewiczenia pudełka z nowym modelem Demon Prince.


Który to model zaatakował sklepowe półki w roku 2010 w drugiej fali nowości po wydaniu nowego kodeksu i księgi armii w celu odświeżenia tejże armii. Pudełko z plastikowym modelem zaprojektowanym tak, by mógł służyć w obu głównych systemach Games Workshop zastąpił starusieńki, metalowy wzór wyrzeźbiony przez Juana Diaza, zgodnie z ustaloną polityką podmiany wszystkich metalowych modeli na plastiki, a w niektórych przypadkach na żywicę Finecast w późniejszym terminie. Nowy model czerpał ze spuścizny pierwowzoru i w istocie na swoich ramkach zawiera komponenty, z których można zbudować demonicznego księcia do systemu WH40k bardzo przypominającego poprzedni model we wzornictwem i kształtach. Plastik jednak pozwolił znacznie zwiększyć elastyczność zestawu, dostajemy więc zestaw kilku głów, różne uzbrojenie a nawet, co najważniejsze - plastikowe skrzydła, które dzięki lekkości materiału już nie będą stanowić problemów przy sklejaniu czy nie grozić totalną katastrofą przy jego upadku. W pudełku znajdziemy więc 34 komponenty na dwóch standardowych wypraskach A5 oraz dwie duże podstawki – okrągłą 60 mm oraz kwadratową 50 mm.



Jestem ogólnie bardzo zadowolony z tego modelu. Przejście na plastik pozwoliło naprawdę uwolnić potencjał drzemiący w koncepcje Księcia Demonów – nie chodzi nawet o to, że znacznie urósł i rzeczywiście góruje teraz nad każdą piechotą, patrząc z góry nawet na znaczną część pojazdów pancernych. Bardziej przemawia do mnie ładna rzeźba, która pozwala na sklejenie modelu w dość dynamicznych, bojowych pozach i oferuje solidną ostrość detali, dobrze wyrzeźbioną muskulaturę, ładne skrzydła w odpowiedniej skali (*rzeczywiście nasz księciunio sprawia wrażenie, że byłby zdolny do lotu!*)… Po prostu, jest to ładny model, choć przyznam, że czapki mi z głowy nie zwiało. Ot, porządna robota, ciężko się do czegoś przyczepić, a choć 34 komponenty nie brzmi jak jakaś zatrważająca liczba, to jednak jest ich na tyle i są tak zróżnicowane, że nie będzie żadnych problemów z postawieniem na stole kilku takich gości tak, by każdy wyglądał zgoła odmiennie.

Muszę za to gorąco pochwalić niezwykle zmyślną kompozycję poszczególnych części i przemyślany proces konstrukcyjny modelu. Widać, GW podchodzi do tematu niczym inżynierowie LEGO i walczy, by każdy model był tak zaprojektowany, by jego złożenie nie tylko było banalnie proste i niezwykle intuicyjne, ale też w naturalny sposób wzmacniało poszczególne punkty sklejenia i maskowało linie połączeń pomiędzy częściami. I tak na przykład kiedy zaczniemy doklejać nogi do korpusy może nam się wydawać, że powierzchnia styku sklejenia będzie za mała, by się to trzymało… Ale wtedy doklejamy ogon, który spina obie nogi ze sobą i tworzy trwałe połączenie między korpusem a nogami! Ręce doklejamy do korpusy i widzimy brzydkie, puste przestrzenie pomiędzy połączeniem? Doklejamy naramiennik i voila, pięknie zamaskowane. Cały model sklejało się bezproblemowo, sympatycznie i ekspresem, bo w spokojnym tempie, drugim okiem oglądając serial. By jednak nie było tak całkiem różowo, tam, gdzie nie chcemy lub nie da się zamaskować drobnych wad w dopasowaniu elementów będzie trzeba się pobawić płynną szpachlówką, by wypełnić szczeliny, a sam model wymaga kilku minut drapania, by wygładzić nadlewki i linie podziału biegnące głównie wzdłuż nóg i rąk. Mimo wszystko nie jest to dużo pracy a ekspresowe tempo sklejenia całości z pewnością i tak wynagradza konieczność podłubania w oczyszczaniu części.




Jak widać po złożeniu, model jest naprawdę sympatyczny, i trzech takich jegomości z pewnością przykuje uwagę każdego wroga na polach bitew, niezależnie czy tych skąpanych w magicznych ogniach Starego Świata czy tych a akompaniamentem bolterowych wystrzałów. Opłacalność? Oficjalnie pudełko kosztuje 125 blaszek, czyli ‘standardowa cena’ GW na model z dużą podstawką – naturalnie są sklepy, gdzie wydamy góra 100 złociszy za to pudełko, i w sumie w tej kwocie jest to całkiem opłacalny zakup, nawet z punktu widzenia rozgrywki, bo za circa 300 złotych można wystawić praktycznie 1/3 solidnej armii w punktach na 3 takich modelach.


Ocena: 8/10
Opłacalność: 7/10

TLDR: Nowy plastikowy książę demonów to ładny, elastyczny model w kwestii złożenia, który skleja się ekspresowo i w sumie sprzedaje się w dobrej cenie względem tego, co oferuje.
Producent: Games Workshop / Cena: ~110 zł

3 komentarze:

  1. można jeszcze dodać, że z odrobiną chęci i GSu (lub innych wynalazków) z jednego pudełka wychodzi nie jeden demon, ale dwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak przy nieco większych niż mniejszych tych chęciach! :D

      Usuń
  2. Mam nieco starszy wzór tego demona w metalu:

    http://www.solegends.com/citcat2000/c2000p263-01.htm

    w opcji z małą główką z wywalonym ozorkiem, kozacki model (i zupełnie inny efekt niż te z tymi bardzo rogatymi głowami).

    Trochę w tych modelach do malowania przerażają mnie skrzydła, a w starszym modelu są one dużo mniej płaszczyznowe niż te, które mamy tutaj, a i tak budzą lęk i niepokój. Także jak pomalujesz chętnie sobie popatrzę na końcowy efekt malowania takich skrzydeł. Ciekawy zakup - pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń