26.05.2013

[26.V.2013] Nowości do Eldarów!


Chłodna majowa niedziela! Zgodnie z nowo wykuwaną tradycją powinienem zarzucić Wam, mili czytelnicy, jakiś kawałek moich literackich wypocin pod postacią opowiadania czy pierwszych rozdziałów nowelki, którą sobie żmudnie rzeźbie wieczorową porą, ale dzisiejsza niedziela nastąpiła po kluczowej dla hobbystów sobocie, kiedy to na stronie Games Workshop opublikowane zostały nowinki do dzieci Ishy – Eldarów. Będzie to wpis dość nietypowy jak na  prezentację nowości od tego wydawcy, bo chciałbym również poruszyć kilka spraw związanych z widocznym kierunkiem, w którym zmierza jeden z największych wydawców gier figurkowych na świecie. Rzućmy się więc w wir nowości i zobaczmy, co też nam się w GieWuskim tyglu zagotowało!

Pierwsze, co wpada w oczy, to fakt, że dostajemy tak bardzo mało! Gdzie się podziały niegdysiejsze fale nowości z masą nowych pudełek i blisterów? Odpowiedź na to pytanie jest akurat prosta i choć opiera się na własnych domysłach, jestem przekonany, że są one jak najbardziej poprawne. Jak doskonale wiecie (*a chociaż zdaje mi się, że wiecie!*) Games Workshop od jakiegoś czasu narzuciło sobie zabójcze tempo wydawnicze, chcąc bombardować nas stosami nowości z miesiąca na miesiąc. Takie przyspieszenie i chęć przystosowania kodeksów i ksiąg armii do aktualnych edycji w najkrótszym możliwym czasie, choć szlachetna w teorii, musi się jednak odbić na jakości wydawniczej nowinek – Games Workshop zamiast jednak wydawać rozmoczone kluchy i zestawy podlejszej jakości zredukowało zwyczajnie liczbę nowości ‘na falę’, i w ten sposób 3-4 nowe czy zwyczajnie odświeżone pudełka to wszystko, na co możemy liczyć i nie należy się spodziewać zmian w tymże trendzie. I choć nie jest to w żaden sposób złe dla odbiorców (*w teorii mniej nowości, mniejsze wydatki – w teorii, bo GW i tutaj zaradziło, wydając nowości /duże i drogie/*), to jednak smuci fakt, że takie niewielkie premiery wzbudzają pewien niedosyt wśród fanów danej frakcji, którzy często-gęsto czekali na więcej – w przypadku Eldarów na nową rzeźbę Awatara, motorków antygrawitacyjnych, które powoli stają się ‘Duke Nukem Forever’ fandomu czterdziestki (*”Wyjdzie po tym, jak wydadzą nowe motorki eldarów!”*) czy może nowy zestaw z Lśniącymi Włóczniami? No ale cóż, cieszmy się z tego, co dostajemy.


Pochwalić muszę zmianę w formie prezentacji nowości. Oglądaliście już filmik, który przykleiłem powyżej tego akapitu? Tak powinny wyglądać wszystkie filmiki prezentujące nowości, a wydawcy powinien porzucić niechlubną tradycję totalnie paściackich ‘teaserów’, które wypluwają na kilka dni przez wyłożeniem kart na stół – wiecie których, tych 20-30 sekundowych wyplutków z głupawymi hasełkami, ‘epicką’ muzyką i jakimś mrygającymi flarami w tle. Powyższy filmik to już jest klasa – oglądniemy wszystko, co wyszło w przystępnej, eleganckiej formie, która zdecydowanie wzbudza apetyt. Warto też wspomnieć, że zmieniono wzornictwo pudełek! Zastanawia mnie fakt, czemu dopiero teraz? Widzicie, nowe pudełka niezwykle mi się podobają – są schludne, świetnie wyróżniają się na tle kolorowych pudełek z modelami konkurencji i wbrew pozorom zarówno dobrze oddają ‘grimdark’ uniwersum jak i są na tyle reprezentacyjne dzięki dużym zdjęciom modeli, że brak rozróżnienia poprzez kolorek wyrenderowanego tełka nie będzie nikomu przeszkadzał. A przynajmniej nie powinien. Bonus nowych pudełek jest taki, że zaczynają już nie wyglądać jak zabaweczki, a bardziej produkty luksusowe dla koneserów – ot, elitaryzm, ale w przemyślanej formie i na pewno nie zaszkodzi ich wizerunkowi.

Zanim przejdę do ocen modeli według mojego w pełni subiektywnego odczucia, warto jeszcze zauważyć dość niepokojący trend, który w eldarskiej fali nowości jest prezentowany przez kolosalnego, mierzącego 23 centymetry wysokości Wraithknight’a. Już XV104 Riptide był wyjątkowo duży jak na model do gry w tejże skali, ale Wraithknight zwyczajnie zaczyna zacierać granicę pomiędzy standardową grą w czterdziestkę a rozgrywką na suplemencie ‘Apokalipsa’ z ogromnymi armiami na kilkanaście tysięcy punktów po obu stronach barykady. Ba, przecież nowy rycerz kosmicznym elfów jest ledwie kilka centymetrów niższy od najlżejszego /Tytana/ eldarów! TO wszystko wygląda wysoce podejrzanie biorąc pod uwagę fakt, że podręcznik do Apokalipsy 2.0 jest w przygotowaniu i ma uderzyć niechybnie na sklepowe półki, oraz to, że nadchodzące kodeksy to, według ploteczek: Orkowie, Imperialna Gwardia oraz Kosmiczni Marines. Czyli Stompa, Bandeblade i Thunderhawk? Trend dużych modeli w kodeksie może się utrzymać, hah, jestem przekonany, że się utrzyma… Bo nie sądzicie, że GW nadal ma magazyny wypełnione pudełkami ze Stompami czy Baneblade’ami? Przepakować w nowe kartony, dołożyć wpis w kodeksie, i bam, mają gotowe, wielkie modele do dołożenia do obu armii. Kosmiczni Marines znowu od dawna jęczą na temat plastikowage Thunderhawka, ale równie dobrze GW może wszystkich zaskoczyć i wydać Knighta do Legio Titanicus. Się okaże!

A teraz przejdźmy do nowości zaczynając właśnie od największego zawodnika, czyli od Wraithknight’a, największej wojennej maszyny eldarów stworzonej z upiorytu i dostępnej w kodeksie. Model zbierał różne opinie po pierwszych wyciekach, ale kiedy można zobaczyć go już w wysokiej rozdzielczości i ujrzeć ostrość krawędzi, ładne detale, schludne, smukłe linie sylwetki… Słowem, można się przekonać, że zdecydowanie nie jest to brzydki model. Ma w sobie pewien dynamizm tancerza, najpewniej wynikający z jego relacji wysokości do objętości, gabarytu… Jeżeli wierzyć możemy reklamowym tekstom wydawcy, model powinien oferować dużą elastyczność w pozycjonowaniu a na dodatek przynosi ze sobą kilka niezłych wizualnie wariantów uzbrojenia, od wielkich, długich dział od razu kojarzącymi się z uzbrojeniem eldarskich tytanów aż po miecz wysoki jak Władca Upiorów. Osobiście model mi się podoba, jest po prostu elegancki i na moje oko świetne wpasowuje się zarówno w estetykę tej frakcji jak i jest pięknym zwieńczeniem upiorów-konstruktów. Problem? Chora cena w okolicach pełnego Battleforce’a! Tak, tak, nowinka jest wielka i żywcem wyjęta z Apokalipsy, ale cenowa łatka jest straszna i dla niektórych z pewnością wyjątkowo dokuczliwa. Tym bardziej, że ze swoimi statystykami i uzbrojeniem wygląda na to, że może się okazać ważnym elementem armii eldarów w tymże kodeksie.

Jeżeli już jesteśmy przy upiorowatych, to warto wspomnieć, że Upiorna Straż nareszcie może zapomnieć o starożytnych, metalowych wzorach, które wyglądały tak, jakby każdy miał kij od szczotki w tyłku. Nowe pudełko to piękne plastiki, które nawet na zdjęciach pokazują na co stać wydawcę, jeżeli chodzi o plastikowe dobra. Wzory, w teorii, nie odbiegają znacznie od metalowych poprzedników, ale jednak poziom włożonego detalu i widoczna elastyczność w dobieraniu póz robi różnicę. Nie mówiąc już o samym fakcie, że jednak plastik jest zdecydowanie przyjemniejszy w obcowaniu, obróbce oraz malowaniu, niż metal. Dorzućmy do tego fakt, że nowe pudełko z truposzami nie tylko oferuje standardowych strażników, ale daje nam dwie różne armaty (*nowy, fancy D-Scythe*) oraz opcję stworzenia Upiornych Ostrzy, czyli… Jednostki do walki wręcz! Można się śmiać, ale przy ich statystykach to nie przelewki – choć nie rzucają wiadrem ataków, to są wytrzymali jak cegły, i mogą spokojnie przyblokować dowolną wrażą jednostkę… Ba! Demoniczny Książę czy Tyran Roju nie ranią ich na 2+, o nie… Szkoda, że póki co to jednostki strzelające górują  na stołach, i raczej nikt się nie skusi na sklejenie wraciaków z czymś innym, nić pukawką. Tak czy owak ładne modele i pudełko wypchane po brzegi (*135 elementów na 5 gości!*).

Kolejna nowinka i tak naprawdę ostatnie nowe pudełko to już tradycja w nowych armiach, czyli maszyna latająca! W jednym pudełku mamy zaklęte dwa różne myśliwce – o tyle fajne, że wysoce odmienne zarówno w wyglądzie (*choć, naturalnie, oparte na tej samej ramie*) jak i w działaniu i samym tle fabularnym! Bah, nawet piloci się różnią pomiędzy sobą. Pierwszy to Hemlock Wraithfighter, czyli upiorytowe narzędzie terroru, pilotowane przez Spiritseer’a, uzbrojone w narzędzie o nazwie Mindshock Pod, która ma wzbudzać strach w sercach przeciwników, nad którymi myśliwiec przeleci. Ponadto uzbrojony jest w ciężkie uzbrojenie do rażenia celów naziemnych. Druga opcja to Crimson Hunter, co nie jest nazwą samego myśliwca (*Nightshade Interceptor*) a nowych aspektowych wojowników, eldarskich asów przestworzy, którzy są perfekcyjnie wyszkoleni do zwalczania obcych pojazdów latających w swoich zwrotnych i specjalnie uzbrojonych myśliwcach przechwytujących – ba, jest nawet opcja na wykupienia egzarchy, który odblokowuje dodatkowe uzbrojenie oraz, jak każdy egzarcha, wachlarz specjalnych umiejętności do wykupienia dla naszej maszyny latającej! Słowem, pudełko oferuje dość sporo, a warto zauważyć, że jest to naprawdę ładny model o bardzo drapieżnym, agresywnym wyglądzie. Oba warianty różnią się znacznie sylwetką skrzydeł i nie da się ich ze sobą pomylić, a to niełatwe osiągnięcie w modelu opartym na jednym wzorze ramki.

I to tyle, jeżeli chodzi o modele zamknięte w pudełkach. Oczywiście nie obyłoby się bez nowych bohaterów w clampackach, które również przeszły odświeżenia wzornictwa i dostały takie same tło jak reszta, bazujący na wyglądzie startera. Naturalnie jak w każdej nowej fali dostajemy plastikowy model pojedynczego bohatera – Farseer na piechotę w nowym wzorze naprawdę mi się podoba. Nie prezentuje sobą zbyt dynamicznej pozy, ale to nie szkodzi, bo Farseer nigdy nie był wojownikiem, więc wyciągnięcia dłoń i dumna postawa tworzy świetną sylwetkę czarownika, który właśnie razi jakiegoś smutnego kosmicznego marynata pierunami szmocy a la Palpatine. Jedyny problem jaki w nim dostrzegam, choć nieco na wyrost, to to, że za bardzo się nie wyróżnia od pozostałych znanych nam wzorów, i tak naprawdę jedynym twardym argumentem dla eldarskich graczy jest fakt, że jest w plastiku – i tak raczej nie będziemy wystawiać więcej niż dwóch proroków na raz, więc zwyczajnie stado tychże jest nam zbędne. Ale cóż, co powstrzyma kolekcjonera? Sam doskonale wiem, że na pewno nie takie niuanse.

Kontynuujmy więc ścieżkę wiedźmy i rzućmy okiem na nowiutki model Spiritseera, czyli eldarskiego czarownika, który uznał, że towarzystwo umarłych jest mniej sztywniackie (*klaps o udo za dowcip mi się należy*). Spiritseer to nowa w rodzinie eldarskich miniatur figurka, która dość zręcznie łączy ze sobą wzornictwo dwóch znanych nam symboli rozpoznawczych – mamy więc szaty proroka, odpowiednią, prorocką pałę (*o ha ha!*), łańcuszki wypchane kamieniami dusz i ewidentny dowód, że Eldarzy są miłośnikami glam metalu. Słowem, widać na pierwszy rzut oka, że mamy do czynienia z czarownikiem i psionikiem. Ale też na pierwszy rzut oka rozpoznamy w nim elementy z naszej upiorytowej braci – naturalnie hełm bez twarzy to ewidentny ukłon, ale rzućmy też okiem na plecy, a na nich znajdziemy Warp Vein, czyli źródło zasilania czerpiące moc prosto z osnowy. Pomimo trochę skrzywionej pozy fuzja obu światów wyszła naprawdę dobrze, i Spiritseer prezentuje się na tyle unikalnie, by nie było możliwości pomylenia go ze zwykłym prorokiem. Jest naprawdę ładny i jedna rzecz ciąży na jego sumieniu – bycie odlanym w Finecaście.

Ostatnią nowinką pośród eldarów jest pojawienie się imiennego bohatera poznanego w ostatnim kodeksie nekronów – Illic Nightspear, czyli legendarny snajper i wyborny zwiadowca ze światostatku Alaitoc. Figurka jest absolutnie fantastyczna i aż bije od niej klimatem! Fantastyczna poza w rodzaju „właśnie ustrzeliłem łotra, a teraz spokojnie się zwijami” albo „O, tam jest. Pora pierdyknąć go z mojej wspaniałej luśni, która otwiera mikroportale do osnowy w ciele mojego celu!” – figurka jest bardzo bogata w detale, od bardzo dobrze wyrzeźbionej twarzy z wyrazem niezwykłego skupienia i maską do filtrowania powietrza aż po skórzane rękawice. Dorzućmy do tego ogromną armatę w postaci jego specjalnego karabinu snajperskiego oraz ukrytym pod płaszczem mesh armour’em i posadźmy takie kombo na kawałku eldarskiej ruiny et voila, uzyskamy bardzo ładny model o bogatym charakterze, który jest na tyle ładnie wyrzeźbiony, że można spokojnie rozważyć nabycie do postawienia na półce. Problemem znowu może okazać się upartość Games Workshop i odlanie tejże rzeźby w Finecaście! A co raz więcej profjesonalistów-malarzy zwyczajnie odmawia przyjmowania modeli odlanych w tym materiale do malowania, a to jednak o czymś świadczy. Mimo to można wierzyć, że sam wzór jest na tyle dobry by znalazł dom pod dachami nie tylko graczy eldarów, ale hobbystów malarzy i kolekcjonerów. Mi się strasznie podoba!

Podsumowująć, choć odświeżenie Eldarów nie niesie ze sobą ogromnego splendoru wydania jak chociażby rewitalizacja ich mrocznych braci, to jednak prezentuje ładne modele, śliczny kodeks, nowe moce psioniczne i nowe wzornictwo w pakowaniu! Dorzućmy do tego nowy arkusz z kalkomanią (*znacznie bardziej bogatszy od starego i zawierający dość ikon, run i symboli do obdzielenia kilku oddziałów i maszyn*) dostępny w pudełkac, zapomnijmy o fakcie, że przepakowano Dire Avengers to nowego pudełka, które w cenie 100 blaszek oferuje połowę modeli dostępnych w poprzednim pudle oraz o dość przeciętnym battleforce a otrzymamy bardzo solidną falę ładnych modeli, które choć przysłowiowej dupy nie urywają, to jednak też w zupełności nie mają się czego wstydzić.


Och! Jeszcze jedna ważna sprawa! Wygląda na to, że nasz polski rynek okazuje się rozkwitać… Bo dlaczego by wydawali kodeks w języku polskim we własnym zakresie, w dniu premiery? Widać, postarali się bardziej – choć nadal należy im się mocarny kopniak w cztery litery za to, że kodeks kosztuje /tyle samo/ co anglojęzyczna wersja… A jest wydany na paskudnej, wujowej po maksimum miękkiej okładce!  Toż to niemalże zbrodnicze. No ale fortunnie w rodzimych sklepach pojawiają się też kodeksy w oryginale, więc nic nie zakłóci mi dopełniania mojej kolekcji!

2 komentarze: