19.10.2012

[19.X.2012] Dziewięć stopni do piekła!


          Witam pięknie w ten jakże jesienny dzionek! Długa, straszna recenzja wampirzego podręcznika się smaży, jest już w połowie, fluff jest już zagryziony a ja powoli wysysam ciepły szpik z jego jednostek i zasad. W przerwie między klepaniem tysięczników w liczbie znaków postanowiłem… Nie, doznałem radosnego, kreatywnego olśnienia i postanowiłem skroić jakiś lżejszy tekścik w tym czasie wyczekiwania, coś, co chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu – drabinkę progresu postępów w malowaniu modeli, od pierwszych kroków do etapu nieskończonej repetycji! Myślałem, w jaki sposób dokładnie to przedstawić i doszedłem do wniosku, że schemat na planie koła podzielony na dziewięć kluczowych etapów będzie idealny! No to w drogę.

Pierwsze Kroki! 


1 – To istnieje więcej kolorów? Oto etap wstępny, zaczynający się przeważnie gdzieś w okolicach tygodnia od nabycia pierwszych modeli. To właśnie moment, w którym młody adept nabiera odwagi, zebrał potrzebną gotówkę i jak amen w pacierzu kupuje zestaw startowy do malowania od GW – pierwsze osiem czy dziesięć farbek, jeden, uświęcony pędzelek i cały entuzjazm świata pęczniejący w duszy! I zabiera się za swoje pierwsze modele, żmudnie poświęcającą jednemu nawet do, Och Boże Mój, do 30 minut pracy! I gotowe, pięknie pomalowana, serce płomienne ogarnąć próbuje blask i światłość ów fantastycznego dzieła – efekt: model chlapnięty kolorem bazowym, jeżeli Operator Pędzla wskazuje jakiś talent, to pomalowany równo i schludnie (*co wątpliwe, gdyż odkrycia takie jak rozcieńczanie farb czy posiadanie oddzielnego pędzelka do farb metalicznych jeszcze na naszego bohatera czekają*). Entuzjazm Wstępu szybko jednak wygasa, kiedy nasz dzielny entuzjasta zdaje sobie sprawę, że na tle nawet przeciętnych prac w jego okolicy jego paćkanina jest zwyczajnie paskudna – fortunnie nie wygasa on całkowicie! W końcu, dopiero co zaczęliśmy, mamy czas, musimy ćwiczyć! No i się bierzemy do dzieła… 

2 – Właśnie wydałem pieniążka na farbkę! Zaczyna kupować farbki bo uważa, że mieszanie dwóch kolorów z podstawki to jednak nie to samo, co posiadanie danego koloru. Zaczyna dostrzegać potrzebę używania więcej niż jednego pędzelka! Zaczyna dostrzegać łosze – znaczy, że istnieją i że mogą być użyteczne! Poznaje tajemny świat, który powoli odkrywa przed nim swoje tajemnice… widzi potrzebę korzystania z odpowiednich narzędzi, zaczyna aktualnie wydawać na nie pieniądze, ćwiczy podstawowe techniki i wie już na czym polega technika suchego pędzla czy do czego ów mistyczne łoszowanie służy. 

3 – Wiem co to jest Table Top! Powolutku dociera podstawy – potrafi namalować kolor na czysto i na płasko. Wie już, że istnieją zaawansowane techniki malowania, ba, ostro je ćwiczy i poleruje. Drybryshuje co popadnie, łaszuje wszystko, krawędziuje co wystaje i jest z tego wielce dumny. Potrafi pomalować prosto acz schludnie – słowem, nikt już nie rzuci, że modele wyglądają jak kupczatki, ale zachwycać się będą tylko ci, co sami mają dwie lewe ręce i uważają malowanie za kompletną stratę czasu. 

Moi koledzy mówią, że pięknie maluje!


4 – Jestem świetnym malarzem! Na tym etapie zatrzymuje się większość z nas. Opanowane podstawy, potrafi namalować znośny tabletop, wie jak używać łoszy, drybrusha, zna wszystkie podstawowe techniki i potrafi je skutecznie zastosować. Słowem, wie jak chlapnąć modele farbą tak, by efekt był spolegliwy z jego wizją – tak, pi-razy-oko. Koledzy mówią mu, że świetnie maluje, bo sami tego nie robią. Lokalny gość, który ‘naprawdę umie’ malować z politowaniem kiwa głową i stara się być grzeczny. 

5 – Depresja post-galeriowa. Ten etap się zdarza raz na jakiś czas wśród tych hobbystów, dla których malowanie modeli jest elementem ważnym, kluczowym, daje im radość i lubią to robić. I dlatego też przeglądają blogi, CoolMiniOrNot, galerie innych, dużo lepszych malarzy i wreszcie zdają sobie sprawę, że pochwały kolegów nie oznaczają jeszcze, że potrafią malować modele. I cierpią katusze. 

6 – Bierze się do roboty, czyli ćwiczymy! Kiedy depresja minie pojawi się nagła potrzeba kopiowania, znaczy, chęć osiągnięcia takich samych efektów, jakie podziwialiśmy w tych wszystkich galeriach. Skoro oni potrafią, to ja też! I zaczyna się żmudna ścieżka do poznania zaawansowanych technik, czytanie poradników, malowanie, malowanie, tony malowania. 

Nigdy nie będę w tym dobry!


7 – Samorealizacja! Najpiękniejszy ze wszystkich etapów. Cierpieliśmy już przy podziwianiu prac gości, którzy są w tym wyborni. Wzięliśmy się do roboty. I nareszcie rozumiemy, że jak z każdą umiejętnością tylko praktyka jest w stanie dać efekty. Teraz ta błoga wiedza okrywa nas jak ciepły pledzik – przeglądamy galerię nie z bólem na duszy, lecz entuzjazmem, rozgryzając, jak dany efekt można osiągnąć. Bawimy się tym hobby! 

8 – Szczerze, jestem w tym dobry. W tym momencie zaczynamy wierzyć, że naprawdę potrafimy pomalować model w sposób, który nas zadowala. I jest to prawda. Ale, niestety, za każdym razem dostrzegamy jedną drobnostkę, która nas drażni. Coś, co moglibyśmy zrobić lepiej. I nie daje nam to żyć, ale nie możemy jednego modelu malować w nieskończoność, więc dajemy spokój i postaramy się zrobić to jeszcze lepiej następnym razem. 

9 – Bogowie, nie jestem w stanie pomalować nawet ściany… Czyli cudowny etap rotacyjny. W tym momencie mamy małe i leciutkie załamanie, bo znowu zdajemy sobie sprawę, że tak dużo rzeczy jeszcze nie wiemy. Jednak zamiast się poddawać, studiujemy! Kupujemy nową chemię, nowe farbki, nowe narzędzia… staramy się opanować kolejne techniki. Etap po etapie dowiadujemy się więcej i więcej. 

Osobiście określił bym się jako Etap 7 – wiem, że istnieje dwie i pół tony malarzy lepszych ode mnie, ba, na naszym rodzimym poletku jest ich całe stado… Ale nie cierpię już, gdy przeglądam ich galerię, a wręcz przeciwnie, czerpię radosną, twórczo iskrzącą inspirację, kiedy podziwiam cudowne malunki C’Tana czy zbieram się po opadzie żuchwy po kolejnym wpisie Malującej Mamy. Powoli i żmudnie poleruje swoje umiejętności, przysięgam na wszelkie moce podziemne, że będę malował więcej i studiuje kolejne tutoriale w celu dalszego rozwoju w tym szlachetnym hobby… 

A wy, Panie i Panowie? Na jakim etapie sami byście się wytypowali?

6 komentarzy:

  1. chyba etap 9....
    Fajny materiał do prywatnego przemyślenia i podsumowania swojej "działalności".

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Sam nie wiem. Sadze ze gdzies miedzy 7 i 9, w zaleznosci od dnia...

    OdpowiedzUsuń
  3. 7 a maluje dużo gorzej od Ciebie, Ant -> słodka pycha :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jestem tak pomiędzy 2 i 3, ale jak to Fireant napisł: ciągle ćwiczę. I mam pytanie: jakie pędzelki polecacie. Ostatnio korzystałem z Citadel i magpol - niestety najnowszy zakup standard brush nie był udany, rozlazł mi się po pierwszym malowaniu, pomimo "zakonserwowania" go w mydle. A skoro czeka mnie zakup nowych narzędzi, moglibyście mi doradzić jakieś dobre pędzelki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście.

    Ogólnie, pędzeli firmy Games Workshop są, moim zdaniem, całkiem do dupy i jej kant rozbić. Prędzje umrę, niż wydam choćby miedziaka na te przydrogawe przeciętniaki. MAG-POL dość losowo - jak się trafi dobra partia, to chodzą jak burza, wszystko wytrzymają i pięknie trzymają szpic. Jak się trafi gorsza, to cóż... jest gorzej.

    Osobiście korzystam z dwóch zestawów pędzli. Do akryli wszelakich ma pędzelki Kolibri - niedrogie, a całkiem dobre; przy dobrym traktowaniu wytrzymają długo i spłacą się wielokrotnie. Do olejnych, alkoholowych czy inszych emalii korzystam z pędzelków Vallejo z włosiem sobolowym.

    OdpowiedzUsuń
  6. Thx - rozejrzałem się w ofertach sklepów internetowych i zgłupiałem, tyle rodzajów, która seria Kolibri jest najlepsza do naszego hobby?

    OdpowiedzUsuń