16.02.2012

[16.II.2012] Złomowisko: Płyn Maskujący



Witam pięknie w ten czwartkowy wieczór! Zgodnie z tradycją nadeszła pora na co poniedziałkowe Złomowisko! No dobrze, czwartkowe co poniedziałkowe złomowisko – spieszę z ogólnymi wyjaśnieniami. Widzicie, drodzy czytelnicy, czasem następuje coś, co w ogólnym żargonie prawnym znane jest jako ‘zdarzenie losowe’, znaczy się nagły i zdecydowanie niezaplanowane wydarzenie, które całkowicie i doszczętnie rozbraja wszelkie plany, jakie udało się na dany czas zbudować. Tak właśnie stało się wczoraj, kiedy to nagle, niczym Filip z konopi a ksiądz z konfesjonału, inne moje obowiązki wybuchły mi w twarz z mocą pogardy fanatycznych miłośników Sagi Zmierzch do pozostałej literatury. W ten oto sposób dopiero dziś wieczorem splatam te kalekie słowa w coś strawnego do wchłonięcia. Skoro wstęp mamy już jednak za sobą, przejdźmy do konkretów – dzisiejszy odcinek dedykuję zacnemu czytelnikowi Grzegorzowi, który zapytał się, czym zastąpić broń biolo—znaczy się, Maskol Humbrola. Tak więc popiszemy sobie o płynach maskujących!

Zacznijmy od podstaw, czyli od informacji dla tych, którzy nigdy nie mieli okazji spotkać się twarzą w twarz (*czy też słoiczek… albo buteleczkę… mniejsza!*) z tymże wynalazkiem. Pamiętamy ostatnio odcinek Złomowiska o taśmach maskujących? Płyn maskujący spełnia tę samą rolę ale, jak trudno zgadnąć, nie jest taśmą (*szok*), lecz płynem! (*cóż za fabularny twist!*) Po co aż dwa produkty do robienia tego samego? A po to, że oba choć w domyśle pełnią tę samą funkcję – zabezpieczają wybraną powierzchnię przed pomalowaniem – to jednak ich specyfika dyktuje ich cel. O ile taśma maskująca jest wysoce precyzyjna na płaskich powierzchniach i pozwala na tworzyć ostre wzory geometryczne oparte na prostych, o tyle płyn maskujący jest bardziej… swobodny w obyczajach i daje nam możliwość wykorzystania go przy tworzenia efektów postarzania pojazdu (*starta farba, odpryski etc.*) – poza tym, nakładana pędzelkiem, może przykryć te detale, do których taśmą nie sięgniemy. Niestety, płyn maskujący jest dużo mniej wygodniejszy w późniejszym procesie oczyszczenia modelu z niego, ale cóż, to bolączka z którą trzeba nauczyć się żyć podczas zabawy tą modelarską chemią.

I jak zwykle w przypadku chemii modelarskiej, jedna jest lepsza, a druga gorsza… gdzie niekoniecznie ta droższa jest równoznaczna z lepszą, by było bardziej pogmatwane. Na co powinniśmy zwracać szczególną uwagę przy wybieraniu naszego płynu maskującego? Po pierwsze, jego gęstość, płynność i czas wysychania – jeżeli jest zbyt gęsty czy co gorsza, ‘gąbczasty’ komfort jego nakładania będzie raczej niski i będziemy się jedynie frustrować podczas zabawy z tym błockiem. Jeżeli będzie za rzadki znowu, to zamiast trzymać się powierzchni, na której go nałożyliśmy, będzie ściekać niebotycznie tam, gdzie wcale a wcale go nie chcieliśmy. Zbyt długi czas wysychania znowu opóźnia nam pracę… zbyt krótki nie daje nam czasu na zabawę z efektem, który chcemy osiągnąć. Złoty środek jest tutaj potrzebny. Dodatkowym atutem jest brak smrodu! Bo niestety, większość płynów maskujących cuchnie jak sto nieszczęść, a lokalnym rekordzistą w czadowości jest właśnie Maskol Humbrola – bardzo przeciętny acz tani produkt. Poza wygodą w nakładaniu równie ważne będzie łatwość w ściąganiu wyschniętej maski z modelu. Ostatnie co byśmy chcieli, to zdzieranie maski z farbą pod spodem czy też zwyczajne wymuszenie zdrapywania jej jakimś narzędziem.

Znając wszystkie te powyższe wymagania czy mógłbym polecić jakiś produkt? Cóż, i tak już wszyscy wiedzą, że jestem fanbojem produktów Vallejo, ale nic na to nie poradzę – nie moja wina, że firma ta jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, i zarówno ich farby jak i chemia modelarska zawsze stała na diablo wysokim poziomie w zacnej cenie. I tym razem Hiszpanie nie zawiedli – ich błękitny płyn maskujący jest jak dla mnie prawie idealny. Dostatecznie płynny, by móc nakładać go pędzelkiem czy gąbką, dostatecznie spójny, by się nie rozłazić tam, gdzie nie chcemy, a wysycha na tyle szybko, by móc po drodze wprowadzić ewentualne poprawki. Co najlepsze, do jego ‘zdarcia’ wystarczają mi zawsze czyściki do uszu czy wręcz chusteczka nasączona wodą; słowem, schodzi bez stresu i bez powodowania uszkodzeń na warstwie, na którą została maska nałożona. Idealnie i w dobrej cenie, czyli po prostu Vallejo w skrócie.

Nie oznacza to jednak, że poza Vallejo nikt już dobrych rzeczy nie robi! Co to, to nie – są jeszcze co najmniej dwie firmy, których chemię modelarską ubóstwiam, ale muszę lojalnie zaznaczyć, że ich produkty są już /nieco/ droższe. Przykładem może być tu bowiem Gunze Sangyo – przyznam szczerze, że niewiele produktów tej firmy na stan dzisiejszy posiadam, ale póki co każdy zasługuje na oklaski, pochwały i najwyższe noty w recenzjach (*ich klej do plastiku, Mr. Cement, odkąd go odkryłem jest moim jedynym i absolutnie niezastąpionym klejem – teraz zamówiłem ich klej do metalu, zobaczymy, czy tak samo rewelacyjnym go znajdę!*). Ich płyn maskujący jest wyborny, zwyczajnie pozbawiony wad; zmywalny wodą, a przy tym po wyschnięciu na tyle sztywny, by móc go podcinać nożykiem bez zwijania się czy kruszenia – pozwala na bardzo precyzyjną pracę. Podobnie wysokiej klasy produktem pochwalić się może, naturalnie, Mig Productions – ich Liquid Mascara z serii Abteilung 502 to klasa sama w sobie. Praktycznie bezwonny (*w porównaniu do Humbrolka czy potworka Wamodu*), płynny, szybko zwierający i banalnie prosty w usunięciu, nie sprawił nigdy żadnych problemów i pomimo wysokiej ceny, jest godny polecenia.

I w ten oto sposób jeżeli będziecie poszukiwać płynu maskującego do zasilenia waszej narzędziowni modelarskiej, macie już jedną opinię, na której możecie się oprzeć – reklamacji nie udziela się, wszelkie zażalenia kierowane są do działu natychmiastowego rozpatrzenia (*odgłos pracującej niszczarki*). Musicie mi wybaczyć brak ‘naprawdę grubych wpisów’ na które wiem, że wszyscy czekacie… recenzję Ognistych Mieczy, czy też nowych wąpierzy… ale problemy zdrowotne, które pojawiły się wraz z gwałtownym ociepleniem nie pozwalają mi się skupić. Upraszam pacjencji i łagodnego wymiaru kary!

Pozdrawiam totalnie zasmarkany – Fireant.

5 komentarzy:

  1. Zaraz, a kiedy ten PDF z jednostkami się pojawi? :(
    Miał być w weekend i nie ma. :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Prze-wielkie dzięki za ten wpis o Przedwieczny! :)
    Jedno tylko pytanie co do właściwości płynów - czy polecany produkt Vallejo (swoją drogą, też jestem ich fanboyem - dobre, w dobrej cenie, i o ile nic się nie zmieniło, produkowane na Starym Kontynencie) też poddaje się ewentualnie precyzyjnej obróbce nożykiem jak płyn Gunze Sangyo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzekłbym, że "nie do końca". Płyn Vallejo ściera się prosto, ale jest odrobinę za miękki i klejący do operacji nożykowych - da się to zrobić, ale wymaga precyzji i wolnego prowadzenia ostrza, by spostrzec, że się zaczyna kleić. Gunze Sangyo nie ma takiego problemu. Jak wyschnie, to kroimy jak ciasto :)

      Usuń
    2. Zatem do koszyka wędruje Gunze - jeszcze raz dzięki za wpis. :)

      Usuń
  3. Przypomniała mi się zeszłoroczna akcja. Przed turniejem miałem modele z podkładem i podstawowymi kolorami (naramienniki itd.) - bez twarzy, ogonków, metallików. Nałożyłem na to wszystko recenzowaną maskę Vallejo i w ruch poszedł aerograf z szarym kolorem. Miało to przyspieszyć prace - na białym maluje się łatwiej itd.

    Maska zeszła miejscami odsłaniając plastik :P

    Wyszło na to, że niektóre figurki przegapiły mycie po sklejaniu albo było to źle zrobione - zamiast kończyć malować armię na poziomie minimum musiałem ją ratować.

    Tak więc moja porada modelarska: myjcie dokładnie figurki przed rozpoczęciem malowania ;)

    OdpowiedzUsuń