3.11.2011

[3.XI.2011] Infinity z Października


Paździochnik się skończył chwilę temu, ciemno coś nagle się popołudniem stało (*przeklęta zmiana czasu, bebła moje plany popołudniowego czasu z hobby*), a więc nastał czas na lekkie rozruszanie blogaska – cóż, dwie tygodniowe kolumny z ‘regularnych’ stały się ‘średnio regularne’, jedynie Złomowisko udaje się jako tako zgrzebnie w poniedziałki wrzucać. Wiadomo jak to jest, samo życie – bo w końcu niełatwo wyczarować solidny tekst, kiedy brat z małżonką na dwa tygodnie uderzają na kwadrat. Albo kiedy HOMM6 czy Battlefield 3 spędzają mi sen z powiek. Jak widać, sporo rozpraszaczy uwagi ostatnio gości pod moim dachem, ale pomimo to dzielnie walczę, by coś wyskrobać. Fortunnie sporo tematów się pojawi całkiem niechybnie! Nowy White Dwarf, kodeks do odświeżonych Nekronów (*dwa pudełka z nowinkami już do mnie lecą, spodziewać się można w przyszłości solidnej recenzji nowych zestawów*), podręcznik do Dystopian Wars kończy się czytać (*i tak bardzo chciałbym, by ta gra była sto razy bardziej popularna, niż jest*)… słowem, materiału na powolne, żmudne dzierganie postów nie braknie! A dzisiaj, coś niedzielnie lekkiego i łatwo strawnego – październikowe nowości do Infinity!

Obiektywizm obiektywizmem, próba dziennikarskiej chłodnej oceny, jakkolwiek szlachetna w postanowieniu, musi się dzisiaj schować pod schodami w komórce na miotły, jako że w tym miesiącu Corvus Belli wydali Sorogata – najtęższego skurwysynu (*gorąco przepraszam za tą niewybredną łacinę szturmową, ale niestety, pasuje idealnie*) jakiego Moraci mogą zaoferować, gościa tak twardego, że jest prawie że T.A.G’iem w miniaturze. Mocarny pancerz, solidne statystyki, wielka pukawa i gotowość do rozerwania w zwarciu, oto jest właśnie Sorogat – i rzeźba nie rozczarowuje, ba, potężny pancerz naszej kosmo-małpy ledwo mieści się na małej podstawce. Spójrzcie na jego pozę; totalnie wyluzowany, pozujący do zdjęcia… w końcu z pancerzem na poziomie 6 nic mu nie grozi, więc co się będzie przejmować. Ciężki karabin maszynowy dzierży od niechcenia, niczym pistolecik, a nie należy zapominać o całkiem obfitym rozmiarowo toporze, który z pewnością jest wyraźnym powodem posiadania AP CCW w zasadach. Model jest… no po prostu super. Poza nie jest dynamiczna fakt, ale dzięki temu nasz kozyr prezentuje się całkiem dostojnie, a przy okazji można w pełni pokazać detale (*obfite!*) jego mocarnego pancerza wspomaganego. Oczywiście, jestem na sto razy tak.

Kiedy już moja prywatna podnietka otrzymania nowości do mojej ukochanej frakcji ostygła, mogłem ukoić roztrzęsiony umysł by zachwycić się kolejnym genialnym modelem ze stajni Corvus Belli – Ojcem Lucienem Sforza, autoryzowanym łowcą nagród. Kolejny wyborny model nie obdarzony dynamiczną pozą, ale za to wyzywającą postawą zawodowego żołnierza. Co jednak rzuca się w oczy to nie standard Corvus Belli (*w postaci doskonałym proporcji czy atencji względem detali*), ale wyborna rzeźba twarzy, wspaniały projekt broni (*która ma w jednym kompaktowym opakowaniu reprezentować karabin wirusowy z wyrzutnią kleju -  i zdaje ten egzamin*) oraz doskonale opracowany wzór kostiumu – od wysokich butów, poprzez lekki pancerz kryjący się pod absolutnie wybornym płaszczem. Model będzie niesamowitym wyzwaniem dla każdego malarza i aż prosi się o pobawienie i poeksperymentowanie z limitowaną paletą barw. Czyli ogólnie rzecz ujmując, jest na tyle mięsastyczny, bym czuł gorące pragnienie nabycia go nawet pomimo faktu, że nigdy nie użyję go na polu bitwy.



Bo tych dwóch pięknościach możemy przejść do mniej orgazmogennych modeli – co nie oznacza, że brzydkich czy jakoś znacznie gorszych, w końcu jak to zaznaczałem wielokrotnie, przeciętny poziom Corvus Belli i tak przebija mistrzowski poziom znacznej części konkurencji. I w ten oto sposób lądujemy na Husseinie Al-Djabelu, znaczy się po prostu Hasasyńskim Szatanie. Fidayski weteran prezentuje się niezwykle groźnie ze swoją pozą „come on punk and make my day” – zaznaczyć muszę tutaj, że poza jest żywcem wzięta z ilustracji, którą odnajdziemy w podręczniku; słodki mały detal. Rzeźba uderza w nas klasycznym wykonaniem CB; świetny płaszcz, super kombinezon haqqislamskiego hassassyna (*znamy to ze wcześniejszych fidayów*), groźne wygląda również szponiasta rękawica, które ma reprezentować wirusową broń do walki w zwarciu naszego diabła. Model kontynuuje październikową tradycję póz raczej stacjonarnych, chociaż jest zdecydowanie ruchliwszy od pozostałej, opisanej już dwójki – jest na tyle dobry, że rozmyślam nad jego zakupem pomimo absolutnego braku zainteresowana frakcją… a to jest świadczące!

Corvus Belli wie, jak wyglądają snajperzy – no dobrze, to zdecydowanie lekkie nadużycie względem wiecznie torturowanej przez realia SF rzeczywistości, ale trzeba panom z CB przyznać, że chociaż starają się, by pozy żołnierzy dzierżących karabiny snajperskie w Infinity rzeczywiście przypominały te, które prawdziwy strzelcy wyborowi przyjmują przed strzałem. Mamy więc ślicznego Djanbazana z długą luśnią, mamy doskonałego Żuława w okopie… a teraz do kolekcji dochodzi PanOceańska Nissa ze Svalarheimu z MULTI karabinem snajperskim. Nie jestem wielkim fanem wzornictwa PanOceani, ale Nissy były wyjątkiem – te lekkie, pełne pancerze z fantastycznymi hełmami z kilkoma parami wizjerów i uroczą antenką, te futrzane płaszcze na chłodne zimy mroźnej planety. Co jednak czyni ten model uroczym, to właśnie ta semi-true poza, gdzie nasza uzbrojona pannica spokojnie siedzi w śniegu i z tej oto pozycja namierza swój cel. Z pewnością model może się podobać, a jeżeli ktoś jest miłośnikiem wzornictwa pancerzy i uzbrojenia ze stajni PanOceanii to podejrzewam, że oprzeć się mu będzie ciężko (*tym bardziej, że któż nie chciałby w swojej armii seksownej snajperki, aye?*). Na plus!

I na końcu – Corvus Belli nabiera rozpędu przed świętami – i piąta nowość października to nie pojedynczy model, ale pudełko z aż czteroma! Merovingia (*le francuska le kolonia na Le Ariadnie*) nabiera rozpędu i pewnikiem szykuje się do uzyskania swojego sektorowego startera – mamy już sporo Metrosów (*podstawowych trepów parlujących po francais*), mobloty czy żuawów w kilku wariacjach… teraz dostajemy aż czterech Loup-Garous, bardziej ‘zaawansowaną’ lekką piechotę tego sektora o nie tylko bardzo interesujących zasadach, ale równie zacnych modelach. Od początku lubiłem te policyjne kaski i lekkie mundury, ale to te powłóczyste płaszcze nadają im charakteru. Nie należy nowemu zestawowi odmówić jednak urody w kwestii uzbrojenia; karabiny wirusowe na które wszyscy czekaliśmy wyglądają godnie, nowocześnie i na tyle unikalnie, że nie da się ich w żaden sposób pomylić ze standardową spluwajką ołowiu. Wyrzutnia Kleju (*jedna z moich ulubionych giwer w grze*) też jest sympatyczna, jedynie strzelba szturmowa wygląda raczej… mizernie. Nie uwierzyłbym na wygląd, że taka pukaweczka kryje w sobie takiego kopa. Poza tym jednak kolejne pełnowartościowe pudło – dla fanów Ariadny, ostra pokusa.

W ten oto sposób… tak, ziewamy… PO raz kolejny Corvus Belli udowadnia, że ich skirmish SF jest jedną z najlepiej wyglądających gier figurkowych na rynku, i co miesięczny wyczekiwanie na ich nowości rozgrzewa wielu graczy na całym globie. Trudno się dziwić, jest pięknie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz