12.06.2016

[12.06.2016] ROC#41: Tanks! Sherman vs. Panther Starter


Nareszcie nadszedł ten piękny dzionek! Gdy wybierałem się kilka dni temu do sklepu VETO, w którym aktywnie i z werwą propaguje dobro zwane Infinity, przystojny i kraśniejący dobrem właściciel okazując wszechstronność swoich łask obdarował moją skromną osobę zacnym pudełkiem… Pudełkiem, na które czekałem od półtora miesiąca, czyli starterem do nowego systemu wydawnictwa Battlefront – TANKS! Jako że wierzę w okazywanie wdzięczności, zaznaczam po raz ponowny, iż dzisiejszy wpis nie jest sponsorowany, ale może się ukazać tylko i wyłącznie dzięki uprzejmości sklepu VETO – jak wpadniecie do Krakowa na wasze figurkowe zakupy, wpadnijcie do nich, bo wspierają hobby z werwą godną pochwały.

TANKS! Już pisałem wcześniej co nie co o tym systemie… Jeżeli jesteście zainteresowani szybkim rzutem oka na mechanikę i na to, jakim systemem ma być ów gra, to zapraszam do lektury tego tekstu. Zastanawiałem się, jak podejść do tego tekstu, bo ponowne mielenie tego samego jakoś mi się nie uśmiechało – odpowiedzią, jak już pewnie stali czytelnicy rozpoznali po banerze, jest potraktowanie tego jako kolejnego, specjalnego otwarcia pudełka! Bez dalszych ceregieli pora zatem drapieżnie zerwać folię z pysznie pełnego pudełka i rzucić, cóż też za dobra czyhają na nas w jego wnętrzu…

Słowem wstępu, starter kosztuje 83 blaszki. Ktoś powie, kurde bele, dużo… Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w środku dostajemy zaledwie trzy małe modele czołgów w skali 1/100, a przecież można kupić pojazdy pancerne w tej skali w niższej cenie. Sam jednak uważam, że jest to cena nie tylko właściwa, ale wręcz sympatyczna, bo w pudełku dostajemy całkiem sporo śmiecia! Poza wypraskami z ładnie odlanymi częściami do poskładania naszych czołgów dostajemy zestaw 12 kostek k6 w dwóch kolorach, trzy grubaśne arkusze tektury zawierające wszystkie potrzebne żetony, miarki oraz urocze, płaskie tereny, dwie talie małych kart – trafień krytycznych oraz załogi i ekwipunku… A ponadto, ku memu bezbrzeżnemu zaskoczeniu, karty do absolutnie WSZYSTKICH czołgów wydanych na łamach pierwszej fali! Spodziewałem się co najwyżej kart do zawartych w pudełku modeli wraz z wariantami, czyli do Shermanów, Pantery i Jagdpantery, a to taka siurpryza. Miły gest, bo można od razu ze startera zapoznać się z innymi armiami a ponadto…

Cóż, nie powinienem tego pisać. W końcu chcę promować system, a to po części polega na tym, by zachęcać ludzi do wydawania kasy na modele, bo tylko rentowne gry się utrzymują na rynku. Ale nie da się ukryć jednej cudownej rzeczy, która z całą pewnością wydawnictwu leżała na sercu – dzięki temu, ze w starterze dostajemy karty do wszystkich wydanych czołgów, gracze, którzy już posiadają takowe w odpowiedniej skali potrzebują tak naprawdę tylko startera, żeby już móc pokulać swoimi czołgami w tym systemie. Piękny gest, który na pewno ucieszy grających we Flames of War. Jak i tych, którzy szukają oszczędności, i chcieliby nabyć czołgi innego producenta… Choć ceny oficjalnych produktów są apetycznie niskie! Wydać 33 blaszki na nowy czołg i kartę bohatera, myślę, że jestem w stanie się szarpnąć.

Starter przechwala się faktem, że zawartość pudełka w zupełności wystarcza do grania we dwójkę. I nie chodzi tutaj nawet o modele, tylko o całą resztę tałatajstwa potrzebnego do rozpoczęcia zabawy. Kostki, żetony, karty, miareczki a nawet urocze w swojej prostocie tereny na kawałkach grubego kartonu. Choć może to zabrzmieć niczym pusta pochwała, to jednak dorzucę od siebie, że jak na 80 złotych to pudełko ma w sobie sporo dobra! A wyliczając już konkretnie – jeden dwudziestostronicowy podręcznik, 3 plastikowe czołgi, 12 kostek K6 (*po 6 w dwóch kolorach*), 16 żetonów ruchu / zniszczenia, 28 żetonów obrażeń, 4 znaczniki celów, 2 miarki pod postacią szarych strzałek, 40 żetonów identyfikacji czołgów (*4 zestawy do 4 narodowości*), 2 duże, dwustronne kartonowe lasy, 4 kartonowe, dwustronne domy, 22 karty czołgów, 16 kart załogi, 7 kart bohaterów, 16 kart ulepszeń oraz 32 karty trafień krytycznych… Uff. Nie ma to tamto, sporo upchali dobra, jak doliczymy fakt, ze trzy czołgi znajdują się na wypraskach zajmujących sporo miejsca w pudełku. Wszystko pięknie, ale jak z jakością?











Na pierwszy rzut naturalnie polecą modele, bo są one według mnie głównym motorem napędowym każdego bitewniaka – nawet najprostszego! Tutaj zaznaczę, że nie jestem zdecydowanie ekspertem od modeli historycznych, i nie jestem w stanie stwierdzić, jak modele TANKS! oddają historycznie realia i czy są poprawne pod względem realizmu. Miałem jednak styczność nie raz z modelami pojazdów pancernych i mogę przynajmniej powiedzieć, jak to to się prezentuje. Osobiście uważam, że jest dobrze, choć nie bez drobnych potknięć. Modele są ładne, mają sporo detali, ostre krawędzie a na dodatek bardzo mało nadlewek czy innych drobnych wad. Plastik, którego użyli, też nie sprawiał problemów – łatwo się wycinał, łatwo obrabiał… Żadnych zarzutów pod tym względem. Problemem – małym ale jednak! – okazało się sklejenie czołgów. Owszem, w chudziutkim podręczniku znalazło się miejsce na pokazanie procesu złożenia czołgów etap po etapie, ale wypraski nie posiadają ponumerowanych części, więc szukamy elementów na czuja. Co nie byłoby w sumie uciążliwe gdyby nie to, że wypraski posiadają znacznie więcej części, niż potrzebujemy użyć zgodnie z instrukcją. Tak więc relatywnie szybka robota nieco się wydłużyła, kiedy buszowałem po ramkach w poszukiwaniu właściwych komponentów.

Po sklejeniu prezentują się jednak całkiem godnie! Wieża każdego z pojazdów jest osobna i na grubiutkim pinie, przez co ładnie wchodzi do super-struktury i może się elegancko ruszać. Sympatycznym dodatkiem jest to, że plastik jest odpowiednio barwiony, tak więc malarskie leniuszki będą mogły nadal cieszyć się grą nie musząc wyciągać farbek (*choć sam naturalnie gorąco zachęcam do chlapnięcia swoich czołgów! Już mam zaplanowany schemat dla swoich…*). No i jeszcze jeden bonus, warty wspomnienia – choć na okładce i w podręczniku poczytamy o tym, jak ów starter ma nam dać Panterę i dwa Shermany z działami 75 mm, to na ramkach mamy dość elementów, by sobie troszkę pofolgować, i zrobić zamiast powyższych Jagdpanterę oraz Shermany z innymi wieżami i działami 76 mm. Jak się okazuje w wielu pudełkach będziemy mieli taką zwiększoną swobodę wyboru – słodko!




Czołgi odkładamy na bok, bierzemy się za kolejny co do stopnia ważności zestaw komponentów, czyli karty. Karty są… nie do końca przemyślane. Nie będę się tutaj rozwodził nad jakością grafik czy stylistycznych wyborach, bo to jest rzecz zbyt relatywna, by było sens o niej pisać. Za to karty są widać robione po taniości. Materiały nie są złe! Porządny, foliowany czy też lakierowany karton. Ale karty nie mają zaokrąglonych rogów, co nie przedłuży ich żywotności. Często widzimy drobne acz irytujące przesunięcia w druku… A co najgorsze, małe karty – czyli wszystkie karty bohaterów, ulepszeń, załogi oraz trafień krytycznych – są niewymiarowe. 62 x 44 mm nie jest żadnym standardem co oznacza, ze jak ktoś odczuje potrzebę zafoliowania swoich kart, to nie znajdzie na sklepowych półkach żadnych protektorów pasujących jak ulał. Osobiście użyłem kart standardu Mini Euro, czyli 44 x 68 mm, dzięki czemu karty mieszczą się na wysokość na styk, ale już na szerokość, cóż, folia będzie wystawać aż 6 mm poza szerokość karty. Skąd wybór tak idiotycznego formatu? Pewnie koszty, bo to jedyny argument, który wyjaśnia wszelkie bolączki…


Pora na żetony. Nie powiem, na pierwszy rzut oka byłem zawiedziony, ale to nie ma nic wspólnego z samą jakością żetonów. Po prostu na oficjalnej stronie gry widziałem zdjęcia z żetonami z przezroczystej pleksi, które bardzo mi się podobały, i miałem cichą nadzieję, że takowe znajdują się również w pudełku. Naturalnie w tak niskiej cenie za pudełko nie miałem podstaw się ich tam spodziewać i oczywiście zamiast żetonów na pleksi dostajemy zwykłe, kartonowe, umieszczone na wyprasce wyciskowej. Co nie zmienia tego, że są to żetony bardzo dobrej jakości – bardzo gruby, gęsty karton, doskonale podklejony, doskonale przycięty… Żetony są sztywne, dobrze wydrukowane i wygląda na to, że wytrzymają długie godziny aktywnej zabawy. Naturalnie jeżeli system się rozwinie i chwyci na rynku, najpewniej szybciutko znajdą się firmy, które będą produkować swoje własne, plastikowe żetony do tego systemu. Sam z radością chwyciłbym jakiś zestaw w germańskim dunkelgrau.

Co do żetonów… Żetony prędkości służą nam do oznaczania ile razy w ciągu tury poruszyły się nasze czołgi. Żetony oznaczeń tak naprawdę grają tylko wtedy, kiedy wystawiamy na stół więcej, niż pojedynczą kopię tego samego pojazdu – dzięki nim będziemy mogli łatwo i bez wałowania śledzić, który czołg odpowiada której karcie. Żetony znaczników celu, cóż, nazwa mówi sama za siebie. Służą do oznaczania celów scenariuszy i misji. No i wreszcie mamy dwie kartonowe strzałki, dzięki którym się poruszamy i mierzymy wszelkie odległości.



Skoro omówiłem już żetony, krótki paragraf o terenie, bo w pudełku teren tez dostajemy, i to diablo zabawny w moim odczuciu! Dwa lasy i cztery domki to doskonały zestaw… Znaczy, byłby takim, gdyby to były rzeczywiście trójwymiarowe modele, nawet proste. A tak dostajemy płaskie, zadrukowane kawałki kartonu z wyraźnym tekstem świadczącym o tym, jaki jest to rodzaj terenu i jak wpływa na grę. Nie, żebym narzekał… spełniają one swoją rolę i ku mojemu zaskoczeniu, są bardziej niż wystarczające do prowadzenia rozgrywki. Zasłaniają jak należy, dają osłonę, robią swoje. Bonusem jest to, że są dwustronne, więc musimy zagrać kilka rozgrywek, by wyczerpać wszelkie możliwości ich wystawiania. No i oczywiście zabawna nuta… Czyli fakt, że nadrukowane lasy nie starają się udawać prawdziwego lasu, lecz makietę lasu, gdzie drzewka osadzone są na dodatkowo nadrukowanej sztucznej bazie. Głupawe, ale spowodowało uśmiech na mojej twarzy, więc hej… na plus!

Naturalnie w pudełku mamy jeszcze instrukcję. Nie zrobiłem jej zdjęcia z prostego powodu – jest to po prostu wydrukowana i spięta książeczka, którą każdy może pobrać w formacie PDF z oficjalnej strony systemu – tutaj dokładniej rzecz ujmując. Warto mieć ją jednak pod ręką, bo choć zasady są banalnie proste, to wydrukowana na tyle tablica referencyjna, kompilująca wszystkie zasady w jednym miejscu potrafi się przydać podczas pierwszych rozgrywek.


To by było na wszystko względem startera… Ale to dopiero początek. Już teraz czekają na mnie trzy kolejne pudełka do otworzenia i zrecenzowania – Jagdpantera, Panzer IV oraz StuG. Zgodnie z formą cyklu, poza opisem zawartości i zdjęciami modeli, postaram się również opisać statystyki pojazdów oraz bohaterów zawartych w pudełkach tak, by gracze mieli pojęcie, co też kupują i co warto wystawiać w swoich pancernych plutonach. Spodziewajcie się zatem, mili czytelnicy, tygodnia mocno poświęconego tematyce czołgów!

2 komentarze:

  1. Dzięki za recenzję. Przekonała mnie ostatecznie do zakupu startera. Bardzo miło ze strony wydawcy, że dał od razu karty pozostałych czołgów. A i tereny są moim zdaniem ciekawie wykonane - te zdjęcia elementów makiet to genialny pomysł!

    Co do trudności przy sklejaniu, na zachodnich forach ludzie podają linki do >dokładnych< instrukcji składania owych modeli na stronie Flames of War (w końcu były produkowane do tamtego systemu). Sprawdziłem i potwierdzam. Na zdjęciach wyprasek pozaznaczane co i jak.

    A propos malowania, liczę że pokażesz na drugim blogu efekty maziania :) Jestem bardzo ciekaw, bo sam jeszcze nigdy nie malowałem żadnego modelu rzeczywistego, czy sprzętu wojskowego.

    Co do proxowania czołgów - chyba jednak skuszę się na oryginalne zestawy BF. Przy tak małej ilości pojazdów w rozgrywce i raczej okazjonalnym graniu różnica w cenie nie będzie bardzo dotkliwa, a spodziewam się w nich także dodatkowych karty ulepszeń i załogi.

    Czekam z niecierpliwością na recenzje kolejnych pudełek do TANKS.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    Teren jest ze startera do 3 edycji FoW "Open Fire" a czołgi to normalne wypraski modeli firmy BattleFront. Także jakość jest jak najbardziej zadowalająca. A co do trójwymiarowych terenów... mało to firm robi budynki 1:100 w MDF?

    OdpowiedzUsuń