7.12.2013

[07.XII.2013] Lexicanum: Dataslates of Games Workshop #1


Miało być kilka dni temu, przyznaję, ale nadal jestem w trakcie przyzwyczajania się do nowego trybu codziennej aktywności, i cóż, jeszcze nie udało mi się płynnie wejść w nowy podział godzin wymuszony na mnie przez nowo podjętą pracę, tak więc przez ostatnie dni, zamiast pisać jak należy, walnąłem się wytyrany na wyrku i starałem się opróżnić umysł. Nie obawiajcie się, mili czytelnicy, takie czkawki w regularności w nadawaniu miną tak szybko, jak tylko uda mi się nareszcie opanować zarządzanie limitowanym czasem wolnym. Tak czy owak, warto od razu dodać, że na codziennie wpisy nie ma raczej co liczyć – raz na dwa dni brzmi dużo realniej, chociaż weekend może być wyjątkiem od tej nowej reguły, ponieważ, nareszcie, jest całkowicie wolny od wszelkich zobowiązań! Cóż, najgorsze są, póki co, czwartki, w których to praca pochłonie około 90% moich aktywnych godzin, więc o czwartkowych wpisach raczej nie będziemy mówić... Chyba, że się napatoczy wpis gościnny!

No, ale dość tego wstępu. Poprzedni wpis wywołam dyskusję tak napiętą i dynamiczną, że aż się nie odważyłem wściubiać w niej swojego nosa, pozwalając dwóm obozom skutecznie się zwalczać na gruncie werbalnym. Z mojej strony, muszę jedynie powiedzieć, że zaśmiałem się gorzko, kiedy Games Workshop niejako samo z siebie oferuje mi amunicję, bo o ile Be'Lakor miał jeszcze sens i solidne obramowania ograniczeniami (*slot HQ, dwie armie, a na dodatek zasady do modelu, który po prostu ich nie miał – argumentacja poprawna, DLC zaakceptowane!*) o tyle nowy Dataslate – Tau Fireblade Support Cadre – jest już grzesznym DLC w pełnym, paskudnym znaczeniu tego słowa wykutym w piekielnych głębinach Electronic Arts. Czemu? Już do tego przejdziemy; Nadeszła pora na recenzję cyfrowych jednostek, zarówno pierwszego demonicznego księcia jak i wielkich dział Tau.

Zacznijmy od końca, czyli od Zabawek Tau dla Każdego. Zanim przejdę do samego produkty, nie omieszkam się poruszyć dlaczego wywołał on taką burzę i dlaczego na większych forach poświęconych czterdziestce kwitną tematy przepełnione palącym ogniem radosnej dysputy a nawet kłótni. Widzicie, zabawa polega na tym, że ów twór wprowadza niejako nowy format do budowania armii i to w najgorszy możliwy sposób, bo zwyczajnie całościowo kładzie lagę na całym systemie opartym na Force Organization Chart - po prostu na łamach tzw. Formacji dostajesz jedną lub więcej zgrupowanych jednostek, którą to formację możesz dodać do absolutnie dowolnej armii, która tylko będzie spolegliwa w tabeli sojuszników. Żeby było weselej, to nie wpływa w żaden sposób na dodanie oddzielnego, pasującego sojusznika, a w przypadku armii Imperium - dodatkowo inkwizycji! Tak więc armia składająca się kosmicznych marines, imperialnej gwardii, tau oraz inkwizycji to rzecz jak najbardziej realna, choć oczywiście ograniczenie punktowe raczej wstrzymuje tworzenie takich dziwadeł - choć na większe punkty możliwość istnieje i to bez większego kombinowania.

Dlaczego uważam, że to jest złe? Cóż, mógłbym pisać o tym, jak takie podejście dokonuje brutalnego gwałtu na otoczce fabularnej, jak paskudnie wygląda ignorowanie FOC po to, by przymusić ludzi do kupowania większej liczby modeli (*tak, tak, zaraz ktoś zakrzyknie, że ‘nie trzeba nic kupować’, ale jak ludziska na forum wykazali - to tylko prawda, jak ktoś gra do piwka, jak ktoś ora turniejowo czy ligowo, i aktualnie chce coś ugrać, to naturalnym jest bieganie na tym, co aktualnie jest odpowiednio wygięte*), mógłbym pisać o tym, że nie jest to zdrowa praktyka, kiedy wydawca zaczyna tworzyć bazę mikropłatnościową do i tak drogiego produktu i tworzy sobie furtkę, precedens do tworzenia takich produktów, zmuszają niejako swoich klientów do płacenia za każdy element produktu. Mógłbym się rozpisać, ale tak naprawdę nie widzę już potrzeby - jak zauważył Metalslave, wystarczy zobrazować sobie, że źle się dzieje, skoro ‘starzy wyjadacze’ grymaszą a nawet porzucają zabawę z niesmakiem. Skoro szukają alternatywy (*znajdując ją chociażby w WH30k, który na dzień dzisiejszy wygląda stabilniej no i jest nastawiony totalnie na klimacik, a nie na spinanie pośladów!*).

No dobrze, ale co w środku? Struktura Dataslate jest całkiem klarowna – ot, na wstępie dostajemy kulturalny i przejrzysty spis zasad wyjaśniający czym są formacje i jak funkcjonują. Dyskusja o tym, jak wpłyną na balans, budowanie armii i w ogóle, czy ma to sens to oddzielny temat w sumie już wydrążony na łamach Gloria Victis. Dobrze, że zasady są i wszystko jest jasne. Następnie dostajemy mięsko, czyli fluff mówiący o naszej formacji, historię jej powstania oraz tabelkę z chronologicznie ułożonymi wydarzeniami dotyczącej jednostki. Po tym jakże radosnym fluffie następuje to, co treściwe, czyli zasady! I tutaj coś, co jest z jednej strony bardzo miłe a drugiej troszkę… Na siłę? O ile w wypadku Be’Lakora rzeczywiście dostajemy całościowo nowy zbiór zasad i statystyk dla demonicznego szefunia, to w wypadku Formacji możemy liczyć na zaledwie dwie-trzy dodatkowe zasady bonusowe, jakie dostajemy, kiedy wystawiamy dane modele w formacji, a reszta to po prostu kopiuj / wklej żywcem wycięte z odpowiedniego podręcznika – co jest in summus bardzo dobre, bo kupując zasady do danej formacji nie jesteśmy przymuszani biczami do posiadania odpowiedniego kodeksu, bo statystyki, koszty punktowe, wszelkie możliwe upgrade’y a nawet wyjaśnienie USR’ów, więc wszystko, co jest potrzebne by z formacji czy jednostki skorzystać znajduje się na łamach pliku. Przyznam, że to ładnie z ich strony, bo przecież zgodnie z logiką Stalina (*a mógł zabić!*) nie musieli wcale tak obficie się zasadami dzielić, i tylko kulturalnie napisać, że to i to znajdziecie w oficjalnym podręczniku a te jednostki są w takim a takim kodeksie. Wszystko to całościowo zamyka się na kilkunastu stronach A4, co za mniej niż 1/10 ceny kodeku wbrew pozorom strasznym ździerstwem nie jest (*cena jest znośna w pełni względem treści, zaznaczam to z mocą – co mi doskwiera to sam fakt powstania takich plików i budowanie sprzedażowej formy opartej na mikropłatnościach*).

Pierwsza rzecz jaka rzuciła mi się w oczy przy Dataslate do formacji Tau to… Błąd w nazewnictwie! W opisie produktu oraz jego nazwie widnieje Tau Fireblade Support Cadre, ale już na okładce oraz w tekście mamy Tau Firebase Support Cadre! Tak wiem, drobnostka, detal, każdemu się zdarzy, ale jak mam już za coś płacić, to korektę mogliby zrobić i sprawdzić, czy aby wszystko klika jak należy – jako uprzejmy obywatel już im skreśliłem maila z informacją o nieścisłości. Tuż za okładką i obowiązkowym wpisem o tym, czym jest formacja i na jakiej zasadzie jej używać przechodzimy do fluffu. 1970 słów! Dużo? Cóż, licząc, że znaczna moc opowiadań pojawiających się na łamach Story Of The Month liczy sobie podobny zakres, uznałbym, że nie za bardzo… Nie oznacza to jednak, że nie jest wart uwagi, bo choć nie ma tutaj obfitości treści, to przynajmniej należy poklepać autora po plecach za wysiłek i zbudowanie czegoś nowego – tak, wielką zaletą jest to, że od strony fabularnej nie uprawiają recyklingu, i dostajemy nowy kawałek historii oraz chronologii, które to informacje są w istocie skupione na formacji.

I tak dowiemy się, że baza ogniowa jest formacją niejako eksperymentalną, wchodzącą  w konflikt z nauczaniem i doktryną wojenną kasty ognia, powstałą raczej reakcyjnie jako próba stworzenia oddziału gotowego do walki z potężnym przeciwnikiem jakim okazali się Astartes. Co do samej formacji, cóż, trudno się dziwić, że nieco namieszała i zawrzała w środowisku – owszem, Riptide z szóstką Broadside’ów to niemały koszt punktowy, ale też niemała siła ognia! Szczególnie, jeżeli formacja dodatkowo otrzymuje zasadę Tank Hunters oraz Preferred Enemy: Space Marines tak naprawdę za darmo i może być brana do każdej armii, która może wybrać Tau zgodnie z tabelką sojuszy. Cóż, by było zabawniej, sami Tau mogą się okazać zainteresowani taką formacją, która nie wymaga Komandora Niańki!

Be’lakor był pierwszy i wyszedł w dwóch wersjach – Dataslate, czyli pliczek do WH40k oraz Battlescroll – naturalny odpowiednik dla WFB. Osobiście w WFB ledwo liznąłem i nie czuję się na siłach wypowiadać w kwestii tego jak silnym lordem dla demonów czy śmiertelników chaosu jest pierwszy demoniczny książę, ale na łamach czterdziestego pierwszego tysiąclecia demoniczny książę cieni, wybraniec wszystkich czterech potęg i manipulator własnych potrzeb jest naprawdę interesującym kąskiem! Oczywiście rozpoczynamy od standardowych formułek wykazujących cóż to jest formacja, jak działa i o co w tym biega. Muszę pochwalić stronę fabularnego tła, bo nie dość, że 2500 słów to już całkiem konkretny wpis, to na dodatek ostro rozwinęli tutaj historię im bytność Be’Lakora, ładnie wplatając go w uniwersum czterdziestego pierwszego tysiąclecia jako szarą eminencję za każdym niemalże większym wydarzeniem dotyczącym ekspansji chaosu w galaktyce ludzi, wliczając w to aktywne knowania i pociąganie za sznurki na tle Czarnych Krucjat.

Nie żałowali jednak węgla w tym piecu i zrobili z Be’Lakora całkiem kuszącego demona! Nie jest a w każdym razie nie wygląda jak byt przegięty, ale mimo to jego elastyczność dobrze pachnie – 4+ ochrony specjalnej, Shroud, Psionik poziomu trzeciego, zna od czapki całą telepatię a jak ktoś zwali test morale w poprzedniej turze, generuje D3 więcej Warp Charges. Oczywiście jest to latająca potwora o statach demonicznego księżula z dodatkiem w postaci LD na poziomie 10, więc nie mamy do czynienia z cienkim bolkiem. Można go brać jako wybór dowódcy w armiach demonów (D’oh!) oraz kosmicznych marynat o smaku Chaosu, i w sumie nie widzę przeciwskazań, by obie te armie miały jakieś problemy z wypróbowaniem tego demonicznego szefa, bo obu oferuje solidną skrzynkę narzędziową i dobre, stałe wsparcie zarówno w klepaniu twarzy jak i spuszczaniu psionicznego łomotu. Dobry, solidny plik, tym bardziej, że ma aktualnie sens – GW dobry model się kurzył, czemu by nie przywrócić go na stoły po prostu dodając mu zasady? Za taką polityką mogę w sumie stanąć murem… Choć nadal przyznam, że boli mnie, że jeszcze należy w nich rzucać za to kasę tak, jakby z samego modelu nie zdzierali fortuny.

Ogólnie jestem rozbity na dwie strony wewnętrznie skłócone. Pliki oferowane na łamach Dataslate nie są /złe/ i wbrew pozorom prezentują niezwykły spryt i marketingowe granie firmy – co lepiej sprzeda duże zestawy jak nie danie im możności bycia wystawianymi w większej liczbie armii a na dodatek dorzucenie im kilka bonusowych zasad specjalnych? Co sprzeda z magazynów starsze modele, jeżeli nie nowe zasady? Słowem, Games Workshop pokazuje, że wie co robi i to doskonale, a przy okazji robi to w nienajgorszym stylu – nowy fluff, historie popychające czas do przodu, solidne na papierze zasady, ba, do Be’Lakora, o ile mnie wyszukiwanie nie myli, nawet nowe arty skroili (*Tau Firebase oraz Storm Wing już tego szczęścia nie dzielą*). Słowem, za te kilka baksów nie jest to wcale wątła oferta… Problem jednak, przynajmniej po mojej stronie, leży właśnie w tych kilku baksach – ledwo toleruje system DLC w grach komputerowych, gdzie wyrywają z gry elementy by sprzedawać je osobno, a praktyka taka w grze figurkowej budzi moją obrazę i natychmiastową reakcję obronną. Nikt nie przekona mnie, że tworzenie mikroplików z zasadami do jednej jednostki czy formacji nie jest metodologią na żywca wyjętą z definicji DLC, i ogólnie nie jestem wcale przekonany do tego, czy gry te zmierzają przez to w dobrym kierunku…


3 komentarze:

  1. Nie jestem jakoś bardzo na bieżąco ze środowiskiem, ale byłbym skłonny założyć się, że na wstępie takie rzeczy zbanują. Jak wychodziła obecna edycja od razu poszedł turniejowy ban na sprzymierzeńców i fortyfikacje (zupełnie bez przejmowania się faktem, że właśnie zakazują stosowania normalnych zasad gry jak gdyby ogłosili zakaz używania dajmy na to Terminatorów...) i dopiero powoli się na to turnieje otwierały. Pewnie teraz będzie podobnie. Suplementy tego typu będą zakazane, będzie ich wychodzić coraz więcej, i albo w końcu ludzie się ugną i zaczną je dopuszczać, albo będą musieli pogodzić się z tym, że grają w zupełnie inną grę, niż twórcy napisali.

    A co do samej natury DLC i polityki firmy, która je tu tworzy... cóż. Dopóki ktoś to kupi, decyzja z biznesowego punktu widzenia była słuszna. Że źle to robi na równowagę gry i przybliża do modelu pay to win? GW otwarcie ogłasza, że 40k nie jest, nie było i nie będzie grą turniejową. Jeśli komuś nie podoba się kierunek, w którym firma ciągnie grę... jest mnóstwo innych gier. Często lepszych.

    (A tak personalnie, to niesamowicie mnie bawi wciskanie na siłę bohatera osadzonego w świecie WFB do 40k w imię zwiększenia sprzedaży. Tylko czekam, aż zasady i fluff zaczną umożliwiać łączenie ze sobą obydwu systemów...)

    OdpowiedzUsuń
  2. DLC to pójście z duchem czasu, skoro w branży elektronicznej to przeszło, to zapewne przejdzie w tradycyjnym bitewniaku w końcu,firma chce zarobić... Hajs musi się zgadzać.Hardkorowi zbieracze i gracze to kupią, już jakiś wywiad środowiskowy w tej materii GW zapewne przedsięwzięło czy te ich DL:C to opłacalna inwestycja.

    Tau... Not my favorite.

    Chaos Daemons... Demony sa jka akwizytorzy, pchają się z warpu na śmiertelny padół drzwiami i oknami, a po prawdzie, większość ludzi i xenos wcale ich tu nie chce i nie zaprasza na impreze zwaną Long War. "Immortalis Domine, defende nos in proelio; contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium" Brawo geniuszu właśnie sam siebie wyegzorcyzmowałem;) Pozdro dla autora, miło się czytało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie połączą świata WFB i 40k, bo swego czasu zaprzeczyli, jakoby planeta WFB znajdowała się w galaktyce 40k. ;)

    Wnioskując z tekstu - nie ma co się ciebie pytać, co zawiera Battlescroll WoChu?

    Bo na sam temat nie mam nic więcej do powiedzenia - DLC to największy idiotyzm, na który dali się złapać ludzie...

    OdpowiedzUsuń