17.11.2013

[17.XI.2013] Złomowisko: Techniczne Farbki Citadel


Kurde-bele, nic na to nie poradzę, ale coś ostatnie wpisy mocno się wyostrzyły w kierunku tematyki opartej na Games Workshop i ich poczynaniach! Nie lękajcie się jednak – na warsztacie jest już kolejny tekst traktujący o starterze do Dystopian Wars oraz solidne wprowadzenie do Malifaux. Tak po prostu wyszło, że sporo się dookoła wydawcy Wojennych Młotów działo, i w sumie głupio by było pominąć takie okazje do skrojenia wpisów, więc się ich chwyciłem jak tonący brzytwy! Cóż, nic na to nie poradzę i muszę poinformować, że dzisiejszy również będzie prosto ze stajni żółto-czerwonych liter GW – bowiem jest o czym pisać na łamach Złomowiska, jako że ów wydawca właśnie wypuścił nowy zestaw ‘farb efektowych’, które ku memu niezmiernemu zaskoczeniu okazały się, w znacznej większości, zdecydowanie dobre!

Games Workshop od już dość dawna zawsze byli do tyłu, jeżeli chodzi o malarski wymiar ich hobby. Nie chodzi tu wcale o jakość, którą też od zawsze prezentowali co najmniej dobrą, ale raczej o wachlarz oferowanych produktów, który zwyczajnie był ubogi przez naprawdę długi czas. Relatywnie niedawno znacznie powiększyli swoją paletę, dodali solidny zestaw łoszy a nawet specjalne farbki do glazingu czy dla miłośników metody suchego pędzla. Był to świetny manewr, bo już naprawdę zaczęli ostro odstawać od malarskiej konkurencji i – przynajmniej w gronie malarzy/hobbystów mi znanych! – produkty Vallejo czy nawet P3 / Reapery zaczęły zwyczajnie wypychać niegdyś ubogą ofertę farbek GW z warsztatów. Powiększenie oferty i unifikacja słoiczków wraz z klarownym podziałem na wydawnicze serie dobrze zrobiły farbkom Citadel i teraz mogę zarzucić im jedynie jedną wadę, czyli relatywnie wysoką cenę – poza tym są one naprawdę wysokiej jakości i oferują dość kolorów i dodatków, by móc spokojnie polegać praktycznie tylko na nich.

Tak czy owak ktoś tam w czeluściach R&D Games Workshop uznał, że skoro i tak cała firma kładzie od już jakiegoś czasu mocny, nieustępujący nacisk na aspekt hobbystyczny tego hobby, to seria farb musi się rozwijać. Jakiś czas temu wydali pastelowe, jasne kolory pod serią ‘Edge’, w teorii służące do krawędziowania, w praktyce będąc po prostu solidnych uzupełnieniem palety na tyle, że aż mnie dziwi, że wydawnictwo jeszcze nie poszło wzorem Reaper Miniatures i nie zaczęło tworzyć zestawów ‘triad kolorów’. Teraz zaś dostrzegli, że nadal brakuje im kilku bardziej technicznych efektów modelarskich… Po prostu, jeżeli ktoś próbuje stworzyć realistyczny efekt rdzy czy śniedzi, jeżeli ktoś maluje korozję czy próbuje stworzyć efekt świeżej, ściekającej juchy… To znowu musiał sięgać po produkty spoza stajni Games Workshop! Jak widać najwyraźniej uznali oni, że pora to zmienić, i tak seria ‘Technical’ rozrosła się nam o pięć nowych farbek efektowych! Dzięki uprzejmości sklepu Vanaheim.pl miałem już okazję się z nimi zapoznać własnym pędzelkiem i wyrobić sobie solidną wstępną opinię, która… Jest zaskakująco dobra! Nie uprzedzajmy jednak faktów i weźmy pod lupę każdą z nich.

Blood for the Blood God! No chyba najciemniejsza tabaka w rogu się domyśli, cóż też za efekt może się mieścić w słoiczku opatrzonym taką nazwą… Tak jest, GW uznało, że skoro w ich grach i fluffie krew przelewa się gdzieś tak na oko w milionach litrów w skali dnia a armie zarzynają się z wielkim entuzjazmem w brutalnych starciach, to aż smutno, by ludziska sięgali po ‘efekt krwi’ gdzieś indziej, prawda? Cóż, wszyscy, co się bawią w oblewanie juchą swoich pamperków wiedzą, że od pradawnych czasów głównym środkiem do uzyskania tego efektu jest niezrównana farbka Tamiya X-27 Clear Red, która dzięki lekkiej przezroczystości, mocnemu nasyceniu i odpowiedniej barwie niewiele pracy wymagała, by uzyskać świetne efekty świeżej krwi. Krew dla Boga Krwi jest dość podoba w swoich właściwościach, acz jednak znacznie ciemniejsza w barwie co nie jest bez znaczenia, bo jak chcemy uzyskać juchę bardziej świeżą, to trzeba do mieszanki dodać troszkę jaśniejszej czerwieni. Ale można też podlać ów farbkę ciemnym łoszem (*np. Aghrax Earthshade*) by uzyskać bardzo przyzwoity efekt starszej, zakrzepłej krwi. Jest to całkiem dobra alternatywa dla legendarnej Tamiya, ale jednak ten ciemniejszy odcień nie każdemu przypadnie do gustu – kwestia, wydaje mi się całkowicie osobistego wyboru, bo po prostu pod względem aktualnych właściwości nie zauważyłem żadnej różnicy. No dobrze, Tamiya nadał ładnie pachnie malinką… Słowem, werdykt pozytywny! Jak ktoś poszukuje solidnego efektu krwi a nie ma pod ręka sklepu oferującego mistyczną X-Dwudziestkę Siódemkę japońskiego producenta, to w sumie nie ma się co zastanawiać, bo ów nowy produkt GW w pełni się nada i spełni swoją rolę w pełni poprawnie.

Nihilakh Oxide to moim prywatnym zdaniem, tuż obok nowego łosza do ciemnej korozji, najlepszy produkt zaprezentowany na łamach tejże serii. Jak można zgadnąć po nazwie, jest to środek do tworzenia efektu patyny i sprawdza się /wybitnie/. Widać, że się postarali, bo to naprawdę porządna farbka i daje szybko solidne efekty. Po pierwsze, jej konsystencja jest praktycznie taka sama, jak łoszy, więc w pełni płynna i ładnie ściekająca w zagłębienia, tam, gdzie patyna w istocie ma prawo się pojawić. Odmiennie jednak do łoszy jest to farbka pozbawiona przezroczystości i w sumie ma mocny, solidny pigment, który pięknie osiada tam, gdzie go chcemy i po wyschnięciu od razu prezentuje solidny, dobry kolor w miarę świeżo powstałego nalotu śniedzi. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to cud nad Wisłą, który jednym chlapnięciem stworzy bosko wyglądający efekt patyny to zabrania na Golden Demona… Ale do porządnego TT świetnie się sprawdza, a nawet wytrwani mistrzowie pędzla mogą znaleźć dla tego specyfiku zastosowanie w formie bazy pod dalsze zabawy z efektem postarzania miedzi i brązu. Bo tak naprawdę niewiele potrzeba, by wzbogacić efekt, jaki możemy uzyskać korzystając z tego specyfiku. Od łoszyk zrobiony z ciemniejszego turkusy by wzbogacić odcień… Albo lekkie chlapnięcie błyszczącym lakierem, by dać efekt wilgoci. Bardzo dobry produkt i, ku mojemu zaskoczeniu, zdecydowanie lepszy niż produkt tego samego typu wydany przez Vallejo, który działa niby podobnie, ale nie posiada tak dobrego zabarwienia. Po prostu, jak masz brązowe pancerze czy bronie, bierz w ciemno, bo robi robotę na piątkę.

Typhus Corrosion to już trzeci produkt w tej serii, który zdecydowanie na stałe wyląduje w zapasach mojego warsztatu. Jest to, być może, najlepsza farbka jaką Games Workshop wydało od bardzo długiego czasu, prawdziwe błogosławieństwo miłośników postarzania modeli, którzy jednak doktrynersko trzymają się produktów akrylowych, bo nie mają ochoty wciągać noskiem aromatów terpentyny przy zabawach z produktami olejnymi czy bazującymi na alkoholu. Jest to produkt, który aż się prosi o to, by napisać do wydawcy, czy możemy dostać tego więcej acz w różnych odcieniach, bo widzicie… Jest to tradycyjny, ciemnobrązowy wash, który dodatkowo posiada w sobie bardzo drobno zmielone ‘coś’ - teksturę, dzięki czemu po wyschnięciu nie tylko zaciemnia pomalowaną powierzchnię, ale też tworzy ewidentną fakturę, nalot, jak przyklejone błoto czy ziemia. Oczywiście ze względu na swoje nietypowe właściwości produkt ten będzie wymagał nieco praktyki i opanowania, ale sam uważam, że będzie bezcennym i wartościowym dodatkiem do kolekcji. Jak ktoś maluje pojazdy pancerne wszelkiej maści, jest to niczym manna z nieba! A i do pojedynczych figurek nikt nie pogardzi dobrym efektem zabrudzeń, prawda? Naprawdę produkt godny polecenia każdemu, kto brzydzi się sięgać po bardziej fantastyczne specyfiki ze stajni AK-Interactive czy MIG Productions.

Agrellan Earth to czwarty produkt, który jest co najmniej dobrym! Nie będę już się zachwycał w ten sam sposób co powyższymi, bo tak naprawdę nie jest to nic /nadzwyczaj/ uniwersalnego w użyciu ani też nie jest niczym, co w sumie dość łatwo mogliśmy wcześniej osiągnąć korzystając z Crackle Medium absolutnie dowolnej firmy, nawet z dobrym wyborem zestawów do tworzenia efektów spękań przeznaczonych do decoupage’u… Ale powiedzmy sobie szczerze, są to w sumie drogie dodatki no i oczywiście zwiększają czas pracy w sposób /znaczny/ i nie każdy jest gotowy, by to przełknąć. Ów nowy produkt GW oferują nam praktyczne rozwiązanie pod postacią w pełni gotowej farbki o kolorze wyschniętej ziemi, która po wyschnięciu tworzy spękania w taki sam sposób, jak przy użyciu właśnie dobrego medium efektowego. Co prawda czytałem raporty już w sieci o pojedynczych sztukach tych farbek, które ‘nie pękają’, ale jakoś ciężko mi w to uwierzyć i zrzucam to raczej na karb nieodpowiedniego użycia, jak chociażby pokazuje recenzja na Tales of Painters, gdzie autor ewidentnie nałożył za cienką warstwę – a by ten efekt powstał jednak należy nałożyć tego dość grubo, tak, by przy wysychaniu miały gdzie ów pęknięcia powstać. Jak wspomniałem wcześniej, ze względu na swój kolor i uzyskiwany efekt nie jest to farbka /bardzo/ uniwersalna, ale też nie należy zbywać jej brakiem kreatywności, bo poza tworzeniem szybkiego i ładnego efektu na podstawkach, możemy też spokojnie brudzić nim gąsienice a nawet tworzyć kapitalną teksturę na płaskich powierzchniach (*popękany, kamienny naramiennik? Nie ma problemu!*), tym bardziej, że po utrwaleniu werniksem można ów powierzchnię spokojnie pomalować innym kolorem i łoszować według uznania! Użyteczna rzecz z całą pewnością, a dzięki temu, ze kosztuje zaledwie 10 złotych, to wychodzi znacznie taniej niż zakup odpowiedniej chemii – brawa dla GW w tym przypadku.

Nurgle Rot… Oczywiście, było by za pięknie, gdyby wszystkie wydane produkty były świetne i godne nabytku, tak więc ostatnie dwie nowinki już nie wzbudzają mojego dziecięcego entuzjazmu w taki sam sposób, jak poprzednia czwórka. Nurgle Rot to coś, co najlepiej określają słowa ‘zmarnowany potencjał’… Nie wiem, to pewnie kwestia odmiennych nadziei, bo sam chciałbym dostać farbkę, która miała by choć w części właściwości kleju UHU, która by się nieco ciągnęła i ściekała tak, jak porządny glut powinien! W domyśle produkt ten ma imitować ropę i flegmę i w sumie nie wygląda źle – lekko gęsty, odrobinę przezroczysty i lśniący, w sumie dobrze spełnia efekt śpików kogoś ciężko chorego, ale jest to jak dla mnie produkt, który wymaga trochę dodatkowej pracy, by dało się z niego wyciągnąć coś dobrego. Jako że jest nadal farbką akrylową, ładnie się z nim pracuje za pomocą wody i odpowiedniej chemii, takiej jak np. Glaze Medium od Vallejo. Możemy spokojnie zmienić odcień gluta dodając kropelkę wybranego łosza, możemy rozcieńczyć sam produkt do konsystencji bardzo fajnego glaze’u, który po nałożeniu na ostrze stworzy sympatyczny efekt broni pokrytej trującym olejkiem czy mazidłem. Możemy dodać do dowolnego efektu wody, by stworzyć paskudne kałuże toksycznego syfu czy nawet właśnie połączyć z klejem UHU w celu uzyskania ciągliwej brei odpowiedniej barwy. Słowem, nie jest to produkt zły… Tylko po prostu nie używał bym go ‘na surowo’ ze słoiczka, i by w pełni pokazać pazur jednak wymaga już jakiegoś konkretnego pomysłu i wsparcia dodatkowych materiałów.

Ryza Rust czyli wielki przegrany! No dobrze, nie przesadzajmy, nie jest /tak źle/, ale też do rdzy jako takiej nie powiedziałbym, by był to dobry specyfik – Rdza jest akurat popularnym tematem dla modelarzy wszelkiej maści i praktycznie każda szanująca się firma wydająca farbki dla malarzy ma swoje specyfiki, lepsze lub gorsze, ale Ryza Rust po prostu nie robi tego, co farbka do rdzy robić powinna. Widzicie, rdza z natury ma to do siebie, że się osadza w zakątkach, szczelinach… Miejscach, gdzie wilgoć może się zbierać, gdzie może reagować z metalem i tworzyć radosną pomarańczowo-rudą barwę z elegancką teksturką. Dlatego też większość znanych mi solucji jest prezentowana w formie łoszy czy czegoś podobnego, lub też odpowiednik fikserów połączonych z pigmentami. Ryza Rust zaś nie jest nawet farbką w serii ‘Technical’, lecz ‘Dry’ – jest to po prostu farbka do stosowania metody suchego pędzla o kolorze jasnej rdzy. Czy to oznacza, że jest bezużyteczna? Absolutnie nie! Po prostu nie jest jednostrzałowym rozwiązaniem na tworzenie ładnej rdzy, ale za to stanowi świetną /bazę/ pod takowy efekt, bo ma mocny, jasny kolor, buduje solidną teksturę i można spokojnie rozpocząć cały proces tworzenia rdzy lub ciężkiej rdzy w wybranym miejscu… Jednak zamiast smarować powierzchnię suchym pędzlem (*która to technika zamiast nakładać kolor w zagłębienia, działa wręcz przeciwnie przecież*) to lepiej używać stipplingu w zagłębieniach lub na płaskich powierzchniach. Nie jest więc tak, że Ryza Rust jest produktem zupełnie bezużytecznym, ale tak naprawdę jest też… Zwyczajnie nadprogramowym, bo przecież taki sam efekt mogę uzyskać stosując dowolną jasną, pomarańczową farbkę i używając jej w ten sam sposób, prawda? Po prostu Ryza Rust nie znajduje u mnie miejsca na półce, bo nie oferuje niczego nowego, nie oszczędza mi w żaden sposób czasu ani nie posiada właściwości dwóch produktów w jednym słoiczku. Nadal jednak będę mazał swoją rdzę produktami MIG Production i do tego czegoś się jednak nie przekonam, bo pomarańczowa, sucha farbka w moim słowniku nie jest synonimem efektu rdzy.

Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, i to dość całościowo – nie chodzi nawet o to, że Games Workshop nagle się obudziło i zaatakowało rynek solidnymi produktami z serii efektów malarskich, ale bardziej o to, jak ładnie się za to zabrali. Nie tylko nie rzucili jakieś chorej ceny za ów produkty, trzymając standard za słoiczek dowolnego innego ich produktu, ale też stworzyli zgrabne prezentacje na łamach wpisu na ich blogu z krótkimi filmikami, na których to możemy solidnie rzucić okiem na to, jak ów efekty prezentują się ‘w naturze’ wraz z bardzo bazowymi wskazówkami jak je stosować. Ładnie z ich strony i w sumie aż tęskno, by w takiej formie prezentowali swoje produkty w sposób regularny! Po smutnej jakościowo fali nowości do Mrocznych Elfów miło zauważyć, że panowie z Nottingham nadal wiedzą jak wydać cos porządnego!

A wam jak przypadły do gustu nowe farbki efektowe ze stajni Games Workshop?

6 komentarzy:

  1. Jeszcze nie mam. Ale naprawdę jestem zaintrygowany tymi produktami. Chodzą mi po głowie od czasu wydania WD. A twoja recenzja przybliża moją decyzję. Na pewno kupię w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki za skonsolidowane info. Chyba sie zapoznam blizej z patyna i washem do postazania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z całego zestawu najfajniej widzi mi się krew i efekt patyny (ten z Vallejo faktycznie jest mocno średni). Za to na pewno nie przekonam się do barwionego crackle medium... które nie wiem jak liczysz, ale biorąc pod uwagę pojemność słoiczków GW i dwuskładnikowego crackle, którego używam, to ten mój specyfik wychodzi znacznie taniej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I bez tej recenzji kupiłabym pewnie co najmniej jedną z tych farbek, ale teraz już jestem pewna, że w nie zainwestuję ;) Patynę niby zawsze robiłam zwykłymi farbami, ale jakoś najbardziej mi się podoba. Szkoda, że Nurgle rot nie jest tym, czym powinien być... kiedyś tam by się pewnie przydał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ad Groan: Wydatek 60 złotych całościowo na wszystkie to w sumie niewielki wydatek, a można sobie samemu wyrobić opinię, więc czemu by nie? Choć i tak bym zrezygnował z Ryza Rust / Nurge Rot a jedynie tak naprawdę polecił z całego serca Typhus Corrosion.

    Ad Arbal: W sumie najbardziej polecam Typhus Corrosion, bo choć patynka jest lepsza niż ta od Vallejo i daje solidny efekt na malowanie TT, to przecież we własnym zakresie dużo lepsza patynkę można uzyskać... Ale jako baza pod solidną patynę też się z pewnością będzie nadawać.

    Ad Bloody Brushes: Cóż, mój Crackle Medium dwuskładnikowy kosztował 57 złotych - owszem, są to dwa duże, 50 ml słoiczki i starczą na wieki, ale to nie o to przecież chodzi, bo jednak korzystanie z tego nie jest najłatwiejsze i co ważne, znacznie przedłuża cały proces i dodaje kolejne etapy do produkcji w modelu. A w słoiczku GW mamy /wszystko na miejscu/ i łatwość w obsłudze i operowaniu to są oferowane zalety. :)

    Ad Skavenblight: Haha, cieszę się, że moja skromna recenzja pomogła przechylić decyzyjną szalę - ogólnie jak zaznaczyłem w tekście, za wyjątkiem niechlubnego wyjątku Ryza Rust reszta to produkty, które z pewnością mogą odnaleźć solidne zastosowanie; Choć efekt krwi i 'postarzacz' Typhusa mają oczywiste efekty i szeroki wachlarz usług, to patynator robi świetną bazę pod ów efekt a nawet taki Nurgle Rot można ładnie wykorzystać, co o dziwo widać na filmiku GW właśnie, gdzie rozcieńczony do formy washa tworzy na ostrzach Talosa ładny, błyszczący naciek trucizny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba się skuze i w sobote kupię tą farbę do patyny i postarzania. Co do krwi to sprytnie kupilem dwa sloiczki tamyi kiedyś więc mam dużo malowania i wąchania:D

    OdpowiedzUsuń