2.07.2013

[02.VII.2013] Apokalipsa!


Games Workshop nie przestaje mnie zadziwiać. Tym razem jednak w sposób na tyle pozytywny co interesujący. No ale powoli, nie ma pospiechu, wejdźmy w temat z należytą pieczołowitością… Jak doskonale wiecie, temat zmian zachodzących w największym wydawnictwie na rynku gier bitewnych o posmaku fantasy / science-fiction jest regularnie przeze mnie drążony na łamach tego bloga i w sumie ciężko normalnie z dnia na dzień napisać coś nowego. Wierzę, że udało mi się już wybronić i udowodnić tezę i założenie, że producent Wojennych Młotów wyraźnie ma w poważaniu scenę turniejową, gamistów i tych, dla których ich gry to cóż… no właśnie gry. Wiemy, że kładą nacisk na hobby, na kolekcjonerstwo (*przypominam, że na rozprawie sądowej w starciu z Chapterhouse Studios przedstawiciel GW jasno stwierdził, że według nich ‘kupowanie produktów GW’ to to, co ich hobbyści kochają najbardziej!*). Jeżeli jednak ktoś nadal miałby jakieś wątpliwości, nadal gdzieś w ciemnym zakamarku umysłu uważał, że ktoś tam gdzieś w ciemnych zaułkach hal developerskich przejmuje się grą, to niech wydanie Apokalipsy będzie przysłowiowym gwoździem do trumny.

Teraz warto zaznaczyć, że w naturze panuje harmonia i równowaga, i kiedy cierpią gamiści, cieszą się inne odmiany hobbystów – modelarze? Cóż, jeżeli ktoś lubi stylistykę Wojennych Młotów, to z całą w pewnością nie pogardzi kolejnym stosem smacznych modeli… Kolekcjonerzy? O tak. Tak! Miłośnicy fabularnego tła tego uniwersum, ‘zbieracze półkowi’, miłośnicy wydań limitowanych, czytelnicy… Ci z pewnością nie mają na co narzekać! Może za wyjątkiem szalonych cen, ale o tym napiszę za momencik. Czym jest Apokalipsa? Dawno, dawno temu była to taka w sumie dość cienka książeczka z krótkimi zasadami stworzonymi do prowadzenia ogromnych bitew na zasadzie „Zrzuć z półek wszystkie te n-tysięcy punktów twojej armii, postaw je naprzeciw kolekcji kumpla i rozegrajcie bitwę życia”. Tak przynajmniej głosiły hasła towarzyszące premierze dodatku, ale Games Workshop szybko wyniuchało interes i uznało, że jeżeli ludzie chcą grać kolosalne bitwy, to przecież można na nich zarobić /więcej żywej gotówki/! Ot, wystarczy wrzucić pudełka z ogromnymi modelami, dać im możliwość zaszpanowania na stole wielkim potworem, możność wywróżenia swojej kolekcji takim właśnie pudzianem.

Nie wiem jak to jest za granicą z bitwami czy popularnością Apokalipsy. Nie wiem nawet jak to jest w naszym kochanym, białoczerwonym zaścianku. Coś tam słyszałem o jakiś bitwach, o spotkaniach fanatyków… Wiem jednak, że modele się sprzedają. Inaczej nie byłoby ich tak sporo po internetowych galeriach, prawda? A takich Baneblade’ów i wszelkich jego odmian widziałem nie na tuziny, lecz na setki. Podobnie Stompy. A GW, choć może czasem udawać idiotę, głupią firmą w ostatecznym rozrachunku nie jest, i skoro wyczuli, że jest rynek, że jest zbyt… Że są ludzie gotowi na wypuszczenia ponad 100 funciaków za plastikowy model… To czemu by nie oferować tego, czego ludziska pragną swoimi portfelami? A że drogo? Pewnie że drogo, ale czy kogokolwiek to dziwi? Games Workshop od bardzo długiego czasu nie oferuje finansowo zrównoważonej oferty, a wysokie ceny na takie pudełka i produkty to w sumie coś, co mogę dużo bardziej zrozumieć niż podnoszenie cen na takich na przykład Dire Avengers – bo o ile gracze Eldarami pewnie będą potrzebować więcej, niż pięć sztuk tychże, to nawet najbardziej zaciekli kolekcjonerzy raczej nie nabędę kilku sztuk Nekrońskich Obelisków czy Władców Czaszek Khorna. Skoro więc oczekują, że pojedynczy klient nabędzie góra jedno takie pudełko, to muszą na takim odpowiednio zarobić… Stąd najpewniej wysoka marża i co za tym idzie – wysoka cena.

Powróćmy zatem do tematu kolekcjonerów i faktu, że jesteśmy rozpieszczani. Mi samemu ślinka cieknie a portfel piszczy na Apocalypse – Collector’s Edition, nawet przy iście zbójeckim progu cenowym, bo jednak to, co w środku dostajemy wygląda po prostu fantastycznie! Eleganckie pudełeczko z rozkazem zniszczenia planety wydanej przez inkwizytora Coteaza, oprawiony w skórę, w formacie A5 z piękną ikoną Inkwizycji podręcznik zawierający wszystkie zasady do rozgrywania bitew w apokaliptycznej skali, ponad sto kredowych, usztywnianych kart z prezentacją jednostek i formacji dostępnych dla każdej frakcji w grze (*wygodna rzecz, bo zamiast szukać w podręczniku zasad, ot wyciągamy tylko te karty, których formacje czy modele aktualnie są na stole, i zawsze mamy je pod ręką!*), dwa zestawy zasad i scenariuszy do wielkich kampanii takich jak wojna o Armageddon czy o Pandorax, oba zestawy szyte i tak wydane, by wyglądałby jak teczki z dokumentami klasyfikowanymi dla dowódcy… A do tego cała ‘wkładka wizualna’, czyli prezentacje modeli, fotki, ilustracje zamknięte w sztywnym, wachlarzowo otwieranym albumie z okładką, która ma imitować wygląd aktualnego zbioru wziętego żywcem z uniwersum – wygląda bardzo smacznie i nie mogę ścierpieć tego, że nie mam go jeszcze w swoich rękach. Dorzućmy do tego komplet kart ze stratagemami do gry i mamy naprawdę piękny zestaw, aż się łezka w oku kręci. Zresztą, sami rzućcie okiem na tę prezentację:


Oczywiście jeżeli kogoś wersja kolekcjonerska nie interesuję, lub też zwyczajnie nie schował ponad 700 złotych pod poduszkę właśnie na takie spontaniczne zakupy, zawsze można po prostu nabyć podręcznik, który za tak naprawdę jedną trzecią tejże kwoty zawiera to wszystko za wyjątkiem kart i zestawu zasad i formacji do kampanii Pandorax. Znając jednak jakość podręcznika głównego czy kodeksów wiem, że będzie to wspaniała lektura dla każdego miłośnika fluffu i rzeczy pachnących bolterami. Dla graczy też się coś znalazło – wersja Gamers Edition to po prostu podręcznik z limitowaną edycją dużej skrzynki na pojazdy; Owszem, waliza jest wcale ładna i prezentuje miłe smaczki – w końcu służy do przenoszenia granatu otwierającego wyrwę do Osnowy! No, ale w naszej rzeczywistości mieści w sobie do 12 czołgów plus dwa pojazdy superciężkie, jak poczciwe Benki.

Przejdźmy jednak do nowości, bo jest tego trochę, ale też muszę przyznać, że są osoby, które mogą poczuć się zwyczajnie rozczarowane… Ot chociażby gracze Tyranidami czy Mrocznymi Eldarami, jako że plotki o tym, że modele Harpii czy bombowca dla spiczastouchych miały właśnie uderzyć na półki wraz z premierą odświeżonej Apokalipsy. Harpię mogę zrozumieć, bo było nie było o nowych Tyranidach się bąka po kątach, i raczej na początku przyszłego roku mamy spore szanse ujrzeć naszych krwiożerczych obcych – skoro GW rzekomo ma model gotowy, to raczej bardziej opłaca im się go kisić po kryjomu aż do premiery nowego kodeksu. Co do bombowca… Cóż, najwidoczniej kolczasta brać eldarów musi się na razie obejść smakiem.


Co zatem dostajemy? KHORNE LORD OF SKULLS! *Gitarowy riff i biało-czarny makijaż!* Uwielbiam kicz w wydaniu Khorna, naprawdę… Podoba mi się Krwawy Chopper, podobały mi się ilustracje ze starożytnej księgi Realms of Chaos, i cały ten ‘tween metalowy’ smak, jaki Games Workshop narzuca na boga wojny i rozlewu krwi jest po prostu przepyszny. Owszem, nie każdemu się będzie podobać tak oczywisty kicz, taka wielka chochla prostych schematów i symboli – Władca Czaszek jest swoistym Awatarem Stylistyki tego boga według wydawcy – pomiędzy płytami pancernymi? Czaszki. Na rufie silosy wypełnione krwią. Działa? Wszędzie gdzie się da. Topór? Większy niż wykazuje nawet mocno nagięty zdrowy rozsądek. Oczywiście, jako że żaden ze mnie miłośnik Chaosu a Khorne to chyba mój najmniej lubiany mroczny bóg z wielkiej czwórki, raczej nie poczułem szarpnięcia za portfel i nagłej potrzeby wyrzucenia kilku grubych stów na coś takiego, tym bardziej że, szczerze powiedziawszy, za te pieniądze mogę nabyć żywiczno-metalowego Galleona do Warmachine, który jednak podoba mi się dużo, dużo bardziej!

Odmiennie sprawa ma się w przypadku Necron Tesseract Vault… Jest to pudełko, które mocno do mnie przemawia, i gdyby nie fakt, że jestem ogólnie wrogo nastawiony do nowego tła fabularnego tejże frakcji oraz to, że zwyczajnie nie kolekcjonuje blaszaków, pewnie już bym liczył złotówki z nadzieją, że styknie. Modle bowiem podoba mi się bardzo – owszem, nie ma co się oszukiwać, wygląda jak poskładany z elementów, które już wcześniej zaprojektowano, jak konwersja zrobiona z pająków, monolitu i kilku arek, ale jednak fajnie się prezentuje, bo jak mówią, liczy się wnętrze… A we wnętrzu mamy świetną figurkę uwięzionego C’Tana – nie wiem jak dla was, ale dla mnie to naprawdę dobrze wygląda i jest pierwszym jasnym punktem nowego fluffu; Bo choć nie siedzi mi on wcale, to jednak widać, że ładnie potrafią go wykorzystać – technologiczne cuda nekronów wykorzystywane do więzienia niewyobrażalnie potężnych, niemalże boskich istot, wysysając z nich energię by szerzyć zniszczenie pośród wrogów odwiecznych imperiów faraonów? Słodko. Dodatkowo model można poskładać /zamknięty/, pełni on wtedy rolę potężnej broni przeciwlotniczej, a uwięzionego C’tana stawiamy na osobnej podstawce i uwalniamy go na przeciwników, ciesząc się z chorych statystyk i czystej mocy, jaką na stół wprowadza niewielka w sumie figurka. Fajny zestaw bez dwóch zdań.

Warto zwrócić uwagę na pudełko z Banebladem… Nie miałem styczności osobistej ze wcześniejszym wydaniem, wiem, że ów ‘repack’ jest droższy o 100 blaszek z górką – pytanie brzmi jednak,  czy jest to po prostu ciepła i radosna chciwość korporacji, czy jednak fakt, że dostajemy 295 części do zbudowania jednego z aż ośmiu wariantów (*Baneblade, Banehammer, Banesword, Doom Hammer, Hellhammer, Shadowsword, Stormlord czy Stormsword*). Z tego co pamiętam, to wcześniej mieliśmy dwa pudełka z naszymi dużymi czołgami, teraz dostajemy wszystko w jednym pudle a więc zostanie nam, chcąc nie chcąc, tona plastiku po wyborze naszego wariantu, z którym chcemy się toczyć po polach bitwy… Ktoś może powiedzieć, że to i tak ździerstwo, bo musimy płacić więcej za części, których normalnie nie użyjemy. Z drugiej strony konwerterzy raczej nie będą się za bardzo smucić z powodu nadmiaru dział i innego uzbrojenia, prawda?

Jednak nowościami, które najbardziej mi się podobają i które aktualnie są w finansowym zasięgu każdego z nas, czyli kolejna seria czterech ‘bohaterów kosmicznych marines’. Dawno temu w okolicach starej Apokalipsy pojawił się zestaw Masters of the Chapter z czteroma bohaterami kosmicznych marines, unikalnymi i zacnymi rzeźbami do prezentacji kapitanów czy mistrzów zakonu. Teraz też nie obyło się bez ikonicznych żołnierzy 41 millenium i dostajemy czterech kapitanów poszczególnych kompanii, którzy zgodnie z Kodeksem Astartes, wraz z kapitanatem otrzymują również pewne rytualne role… I tak kapitan kompani Dewastatorów jest również Mistrzem Relikwiarzu, odpowiedzialnym za technologiczne cuda w arsenale zakonu oraz wojenne artefakty. Kapitan kompanii uderzeniowej jest również Lordem Egzekutorem, to jemu przypada zaszczyt, honor i obowiązek polować i unicestwiać wrogów zakonu osobiście. Kapitan piątej kompanii jest rytualnym mistrzem wymarszu, oficerem odpowiedzialnym za rozstawienie sił zakonu według wytycznonych planów i rozkazów, tak by odbyło się to płynnie, szybko i zgodnie z wyżyłowanymi standardami kosmicznych marines. I wreszcie kapitan szóstego zakonu dzierży tytuł Mistrza Rytuałów, jest odpowiedzialny za egzekwowanie, spisywanie i dopilnowanie przestrzegania wojennych tradycji zakonu. Modele są ładne, mają świetny charakter, unikalne detale i są tak wyrzeźbione, by po odpowiednim pomalowaniu mogły reprezentować każdy zakon (*pozbawione są symboli związanych z wybranym zakonem*). Jedyna wada? Finecast. Co począć!

I tak naprawdę jeżeli chodzi o modele, to w sumie tyle, ale nie będzie, że nie zapomnę i wspomnę również o kolejnych dodatkach do Warhammerowskich terenów. Pamiętamy Wall of Martyrs? Jeżeli nabyliście ten zestaw i smucicie się, że daleko temu jeszcze do odpowiedniego zapełnienia stołu, to wydawca odpowiada na wasze żale i sięga do waszego portfela prezentując kolejne elementy terenu kompatybilne z tamtym zestawem. Duży bunkier z wielkim świetnie wyrzeźbionym działem – Aquila Strongpoint – to fajna ozdóbka na stół sama w sobie, ale po podłączeniu do wcześniejszego zestawu daje już całkiem imponujący kawałek terenu. Nieco mniejszy bunkier nie posiada co prawda tak imponującej armaty, ale przynosi ze sobą dwa przeciwlotnicze quady do dziurawienia wrażego lotnictwa - Firestorm Redoubt! I nareszcie na samym końcu dwa osadzone punkty obronne pod postacią opancerzonych, obrotowych wież z dwoma różnymi rodzajami uzbrojenia - Vengeance Weapons Battery. Wszystko to wygląda naprawdę świetnie i trzeba przyznaż, że w oferowanym bundle’u zawierającym cały zestaw wszystkich tych terenów w wraz z Fortress of Redemption i podwójnym zestawem Wall of Martyrs… Wygląda godnie i pozwala na stworzenie systemu fortyfikacji z prawdziwego zdarzenia.


Słowem, jak na falę nowości, to w sumie nie jest źle biorąc pod uwagę dla przykładu nowinki do eldarów, która tak naprawdę zawierała trzy nowe pudełka – w tym również jednostkę stworzoną ewidentnie z myślą o nadchodzącej Apokalipsie. A tak dostajemy dwa duże nowe pudełka, sporo nowego terenu, sporo nowych, pysznych kosmiczny marines, tłusty podręcznik, seksowną edycję limitowaną… Nie ma na co narzekać, prawda? Nawet jeżeli Duży Dodatek wypełniony Dużym Towarem wymaga Dużych Nakładów finansowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz