Games Workshop nie przestaje mnie
zadziwiać. Tym razem jednak w sposób na tyle pozytywny co interesujący. No ale
powoli, nie ma pospiechu, wejdźmy w temat z należytą pieczołowitością… Jak
doskonale wiecie, temat zmian zachodzących w największym wydawnictwie na rynku
gier bitewnych o posmaku fantasy / science-fiction jest regularnie przeze mnie
drążony na łamach tego bloga i w sumie ciężko normalnie z dnia na dzień napisać
coś nowego. Wierzę, że udało mi się już wybronić i udowodnić tezę i założenie,
że producent Wojennych Młotów wyraźnie ma w poważaniu scenę turniejową,
gamistów i tych, dla których ich gry to cóż… no właśnie gry. Wiemy, że kładą
nacisk na hobby, na kolekcjonerstwo (*przypominam, że na rozprawie sądowej w starciu z Chapterhouse
Studios przedstawiciel GW jasno stwierdził, że według nich ‘kupowanie produktów
GW’ to to, co ich hobbyści kochają najbardziej!*). Jeżeli jednak ktoś
nadal miałby jakieś wątpliwości, nadal gdzieś w ciemnym zakamarku umysłu
uważał, że ktoś tam gdzieś w ciemnych zaułkach hal developerskich przejmuje się
grą, to niech wydanie Apokalipsy będzie przysłowiowym gwoździem do trumny.
Teraz warto zaznaczyć, że w
naturze panuje harmonia i równowaga, i kiedy cierpią gamiści, cieszą się inne
odmiany hobbystów – modelarze? Cóż, jeżeli ktoś lubi stylistykę Wojennych
Młotów, to z całą w pewnością nie pogardzi kolejnym stosem smacznych modeli…
Kolekcjonerzy? O tak. Tak! Miłośnicy fabularnego tła tego uniwersum, ‘zbieracze
półkowi’, miłośnicy wydań limitowanych, czytelnicy… Ci z pewnością nie mają na
co narzekać! Może za wyjątkiem szalonych cen, ale o tym napiszę za momencik.
Czym jest Apokalipsa? Dawno, dawno temu była to taka w sumie dość cienka
książeczka z krótkimi zasadami stworzonymi do prowadzenia ogromnych bitew na
zasadzie „Zrzuć z półek wszystkie te n-tysięcy punktów twojej armii, postaw je naprzeciw
kolekcji kumpla i rozegrajcie bitwę życia”. Tak przynajmniej głosiły hasła
towarzyszące premierze dodatku, ale Games Workshop szybko wyniuchało interes i
uznało, że jeżeli ludzie chcą grać kolosalne bitwy, to przecież można na nich
zarobić /więcej żywej gotówki/! Ot, wystarczy wrzucić pudełka z ogromnymi
modelami, dać im możliwość zaszpanowania na stole wielkim potworem, możność wywróżenia
swojej kolekcji takim właśnie pudzianem.
Nie wiem jak to jest za granicą z
bitwami czy popularnością Apokalipsy. Nie wiem nawet jak to jest w naszym
kochanym, białoczerwonym zaścianku. Coś tam słyszałem o jakiś bitwach, o
spotkaniach fanatyków… Wiem jednak, że modele się sprzedają. Inaczej nie byłoby
ich tak sporo po internetowych galeriach, prawda? A takich Baneblade’ów i
wszelkich jego odmian widziałem nie na tuziny, lecz na setki. Podobnie Stompy.
A GW, choć może czasem udawać idiotę, głupią firmą w ostatecznym rozrachunku
nie jest, i skoro wyczuli, że jest rynek, że jest zbyt… Że są ludzie gotowi na
wypuszczenia ponad 100 funciaków za plastikowy model… To czemu by nie oferować
tego, czego ludziska pragną swoimi portfelami? A że drogo? Pewnie że drogo, ale
czy kogokolwiek to dziwi? Games Workshop od bardzo długiego czasu nie oferuje
finansowo zrównoważonej oferty, a wysokie ceny na takie pudełka i produkty to w
sumie coś, co mogę dużo bardziej zrozumieć niż podnoszenie cen na takich na
przykład Dire Avengers – bo o ile gracze Eldarami pewnie będą potrzebować
więcej, niż pięć sztuk tychże, to nawet najbardziej zaciekli kolekcjonerzy
raczej nie nabędę kilku sztuk Nekrońskich Obelisków czy Władców Czaszek Khorna.
Skoro więc oczekują, że pojedynczy klient nabędzie góra jedno takie pudełko, to
muszą na takim odpowiednio zarobić… Stąd najpewniej wysoka marża i co za tym
idzie – wysoka cena.
Powróćmy zatem do tematu
kolekcjonerów i faktu, że jesteśmy rozpieszczani. Mi samemu ślinka cieknie a
portfel piszczy na Apocalypse – Collector’s Edition, nawet przy iście zbójeckim
progu cenowym, bo jednak to, co w środku dostajemy wygląda po prostu
fantastycznie! Eleganckie pudełeczko z rozkazem zniszczenia planety wydanej
przez inkwizytora Coteaza, oprawiony w skórę, w formacie A5 z piękną ikoną
Inkwizycji podręcznik zawierający wszystkie zasady do rozgrywania bitew w
apokaliptycznej skali, ponad sto kredowych, usztywnianych kart z prezentacją
jednostek i formacji dostępnych dla każdej frakcji w grze (*wygodna rzecz, bo
zamiast szukać w podręczniku zasad, ot wyciągamy tylko te karty, których
formacje czy modele aktualnie są na stole, i zawsze mamy je pod ręką!*), dwa zestawy
zasad i scenariuszy do wielkich kampanii takich jak wojna o Armageddon czy o
Pandorax, oba zestawy szyte i tak wydane, by wyglądałby jak teczki z dokumentami
klasyfikowanymi dla dowódcy… A do tego cała ‘wkładka wizualna’, czyli
prezentacje modeli, fotki, ilustracje zamknięte w sztywnym, wachlarzowo otwieranym
albumie z okładką, która ma imitować wygląd aktualnego zbioru wziętego żywcem z
uniwersum – wygląda bardzo smacznie i nie mogę ścierpieć tego, że nie mam go
jeszcze w swoich rękach. Dorzućmy do tego komplet kart ze stratagemami do gry i
mamy naprawdę piękny zestaw, aż się łezka w oku kręci. Zresztą, sami rzućcie
okiem na tę prezentację:
Oczywiście jeżeli kogoś wersja
kolekcjonerska nie interesuję, lub też zwyczajnie nie schował ponad 700 złotych
pod poduszkę właśnie na takie spontaniczne zakupy, zawsze można po prostu nabyć
podręcznik, który za tak naprawdę jedną trzecią tejże kwoty zawiera to wszystko
za wyjątkiem kart i zestawu zasad i formacji do kampanii Pandorax. Znając
jednak jakość podręcznika głównego czy kodeksów wiem, że będzie to wspaniała
lektura dla każdego miłośnika fluffu i rzeczy pachnących bolterami. Dla graczy
też się coś znalazło – wersja Gamers Edition to po prostu podręcznik z
limitowaną edycją dużej skrzynki na pojazdy; Owszem, waliza jest wcale ładna i
prezentuje miłe smaczki – w końcu służy do przenoszenia granatu otwierającego
wyrwę do Osnowy! No, ale w naszej rzeczywistości mieści w sobie do 12 czołgów
plus dwa pojazdy superciężkie, jak poczciwe Benki.
Przejdźmy jednak do nowości, bo
jest tego trochę, ale też muszę przyznać, że są osoby, które mogą poczuć się
zwyczajnie rozczarowane… Ot chociażby gracze Tyranidami czy Mrocznymi Eldarami,
jako że plotki o tym, że modele Harpii czy bombowca dla spiczastouchych miały
właśnie uderzyć na półki wraz z premierą odświeżonej Apokalipsy. Harpię mogę
zrozumieć, bo było nie było o nowych Tyranidach się bąka po kątach, i raczej na
początku przyszłego roku mamy spore szanse ujrzeć naszych krwiożerczych obcych –
skoro GW rzekomo ma model gotowy, to raczej bardziej opłaca im się go kisić po
kryjomu aż do premiery nowego kodeksu. Co do bombowca… Cóż, najwidoczniej
kolczasta brać eldarów musi się na razie obejść smakiem.
Co zatem dostajemy? KHORNE LORD OF SKULLS! *Gitarowy riff i biało-czarny makijaż!* Uwielbiam kicz w wydaniu
Khorna, naprawdę… Podoba mi się Krwawy Chopper, podobały mi się ilustracje ze
starożytnej księgi Realms of Chaos, i cały ten ‘tween metalowy’ smak, jaki
Games Workshop narzuca na boga wojny i rozlewu krwi jest po prostu przepyszny.
Owszem, nie każdemu się będzie podobać tak oczywisty kicz, taka wielka chochla
prostych schematów i symboli – Władca Czaszek jest swoistym Awatarem Stylistyki
tego boga według wydawcy – pomiędzy płytami pancernymi? Czaszki. Na rufie
silosy wypełnione krwią. Działa? Wszędzie gdzie się da. Topór? Większy niż
wykazuje nawet mocno nagięty zdrowy rozsądek. Oczywiście, jako że żaden ze mnie
miłośnik Chaosu a Khorne to chyba mój najmniej lubiany mroczny bóg z wielkiej
czwórki, raczej nie poczułem szarpnięcia za portfel i nagłej potrzeby
wyrzucenia kilku grubych stów na coś takiego, tym bardziej że, szczerze
powiedziawszy, za te pieniądze mogę nabyć żywiczno-metalowego Galleona do
Warmachine, który jednak podoba mi się dużo, dużo bardziej!
Odmiennie sprawa ma się w
przypadku Necron Tesseract Vault…
Jest to pudełko, które mocno do mnie przemawia, i gdyby nie fakt, że jestem
ogólnie wrogo nastawiony do nowego tła fabularnego tejże frakcji oraz to, że
zwyczajnie nie kolekcjonuje blaszaków, pewnie już bym liczył złotówki z
nadzieją, że styknie. Modle bowiem podoba mi się bardzo – owszem, nie ma co się
oszukiwać, wygląda jak poskładany z elementów, które już wcześniej zaprojektowano,
jak konwersja zrobiona z pająków, monolitu i kilku arek, ale jednak fajnie się prezentuje,
bo jak mówią, liczy się wnętrze… A we wnętrzu mamy świetną figurkę uwięzionego
C’Tana – nie wiem jak dla was, ale dla mnie to naprawdę dobrze wygląda i jest
pierwszym jasnym punktem nowego fluffu; Bo choć nie siedzi mi on wcale, to
jednak widać, że ładnie potrafią go wykorzystać – technologiczne cuda nekronów
wykorzystywane do więzienia niewyobrażalnie potężnych, niemalże boskich istot,
wysysając z nich energię by szerzyć zniszczenie pośród wrogów odwiecznych
imperiów faraonów? Słodko. Dodatkowo model można poskładać /zamknięty/, pełni
on wtedy rolę potężnej broni przeciwlotniczej, a uwięzionego C’tana stawiamy na
osobnej podstawce i uwalniamy go na przeciwników, ciesząc się z chorych
statystyk i czystej mocy, jaką na stół wprowadza niewielka w sumie figurka.
Fajny zestaw bez dwóch zdań.
Warto zwrócić uwagę na pudełko z Banebladem… Nie miałem styczności
osobistej ze wcześniejszym wydaniem, wiem, że ów ‘repack’ jest droższy o 100
blaszek z górką – pytanie brzmi jednak,
czy jest to po prostu ciepła i radosna chciwość korporacji, czy jednak
fakt, że dostajemy 295 części do zbudowania jednego z aż ośmiu wariantów (*Baneblade,
Banehammer, Banesword, Doom Hammer, Hellhammer, Shadowsword, Stormlord czy
Stormsword*). Z tego co pamiętam, to wcześniej mieliśmy dwa pudełka z
naszymi dużymi czołgami, teraz dostajemy wszystko w jednym pudle a więc zostanie
nam, chcąc nie chcąc, tona plastiku po wyborze naszego wariantu, z którym
chcemy się toczyć po polach bitwy… Ktoś może powiedzieć, że to i tak
ździerstwo, bo musimy płacić więcej za części, których normalnie nie użyjemy. Z
drugiej strony konwerterzy raczej nie będą się za bardzo smucić z powodu nadmiaru
dział i innego uzbrojenia, prawda?
Jednak nowościami, które
najbardziej mi się podobają i które aktualnie są w finansowym zasięgu każdego z
nas, czyli kolejna seria czterech ‘bohaterów kosmicznych marines’. Dawno temu w
okolicach starej Apokalipsy pojawił się zestaw Masters of the Chapter z
czteroma bohaterami kosmicznych marines, unikalnymi i zacnymi rzeźbami do
prezentacji kapitanów czy mistrzów zakonu. Teraz też nie obyło się bez ikonicznych
żołnierzy 41 millenium i dostajemy czterech kapitanów poszczególnych kompanii,
którzy zgodnie z Kodeksem Astartes, wraz z kapitanatem otrzymują również pewne
rytualne role… I tak kapitan kompani Dewastatorów jest również Mistrzem Relikwiarzu,
odpowiedzialnym za technologiczne cuda w arsenale zakonu oraz wojenne
artefakty. Kapitan kompanii uderzeniowej jest również Lordem Egzekutorem, to
jemu przypada zaszczyt, honor i obowiązek polować i unicestwiać wrogów zakonu
osobiście. Kapitan piątej kompanii jest rytualnym mistrzem wymarszu, oficerem
odpowiedzialnym za rozstawienie sił zakonu według wytycznonych planów i
rozkazów, tak by odbyło się to płynnie, szybko i zgodnie z wyżyłowanymi
standardami kosmicznych marines. I wreszcie kapitan szóstego zakonu dzierży
tytuł Mistrza Rytuałów, jest odpowiedzialny za egzekwowanie, spisywanie i
dopilnowanie przestrzegania wojennych tradycji zakonu. Modele są ładne, mają
świetny charakter, unikalne detale i są tak wyrzeźbione, by po odpowiednim
pomalowaniu mogły reprezentować każdy zakon (*pozbawione są symboli
związanych z wybranym zakonem*). Jedyna wada? Finecast. Co począć!
I tak naprawdę jeżeli chodzi o
modele, to w sumie tyle, ale nie będzie, że nie zapomnę i wspomnę również o
kolejnych dodatkach do Warhammerowskich terenów. Pamiętamy Wall of Martyrs? Jeżeli nabyliście ten zestaw i smucicie się, że
daleko temu jeszcze do odpowiedniego zapełnienia stołu, to wydawca odpowiada na
wasze żale i sięga do waszego portfela prezentując kolejne elementy terenu
kompatybilne z tamtym zestawem. Duży bunkier z wielkim świetnie wyrzeźbionym
działem – Aquila Strongpoint – to fajna
ozdóbka na stół sama w sobie, ale po podłączeniu do wcześniejszego zestawu daje
już całkiem imponujący kawałek terenu. Nieco mniejszy bunkier nie posiada co
prawda tak imponującej armaty, ale przynosi ze sobą dwa przeciwlotnicze quady
do dziurawienia wrażego lotnictwa - Firestorm
Redoubt! I nareszcie na samym końcu dwa osadzone punkty obronne pod
postacią opancerzonych, obrotowych wież z dwoma różnymi rodzajami uzbrojenia - Vengeance Weapons Battery. Wszystko to
wygląda naprawdę świetnie i trzeba przyznaż, że w oferowanym bundle’u
zawierającym cały zestaw wszystkich tych terenów w wraz z Fortress of
Redemption i podwójnym zestawem Wall of Martyrs… Wygląda godnie i pozwala na
stworzenie systemu fortyfikacji z prawdziwego zdarzenia.
Słowem, jak na falę nowości, to w
sumie nie jest źle biorąc pod uwagę dla przykładu nowinki do eldarów, która tak
naprawdę zawierała trzy nowe pudełka – w tym również jednostkę stworzoną
ewidentnie z myślą o nadchodzącej Apokalipsie. A tak dostajemy dwa duże nowe
pudełka, sporo nowego terenu, sporo nowych, pysznych kosmiczny marines, tłusty
podręcznik, seksowną edycję limitowaną… Nie ma na co narzekać, prawda? Nawet
jeżeli Duży Dodatek wypełniony Dużym Towarem wymaga Dużych Nakładów
finansowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz