22.08.2011

[22.VIII.2011] Łogry robio z kości chleb!


 
Witam pięknie. Z lekkim opóźnieniem, jako że, po pierwsze, system zawalił przez moją własną głupotę i zaniedbanie, oraz z powodu kolejnego, czterodniowego wyjazdu na Trójmiasto. Ot, taki krótki i sympatyczny relaks, jako że otworzyli bezpośrednie połączenia z Krakowa właśnie do Gdańska; dwie godzinki i jesteśmy nad morzem! Wygoda, bogactwo, rozwój, postęp. Słowem, nie mogłem za bardzo sprawdzić, czy wszystko śmiga, czy też nie. Na szczęście problem został rozwiązany, teksty ułożone i teraz wszystko będzie działać jak należy… do czasu, znaczy się. Póki co, zacznijmy ten nowy tydzień od przywitania się z nadchodzącymi Ogrami!

Ogry zawsze mi się podobały, ba, mam nawet skromną kolekcję tych rubasznych potworów na swojej półce, jako że byłem i jestem wielkim fanem ich historii, kultury i ogólnego fluffu. Bo czy wiecznie głodni giganci, górujący nad ludźmi niczym dorośli nad dziećmi, których ulubioną rozrywką jest obżarstwo i tłuczenie otoczenia za pomocą ciężkich, tępych przedmiotów nie są zabawnie? Armia oparta całkowicie na potwornej piechocie (*le monstrous infantry*) budzi miłe drżenie łapek gracza i rodzi wykwit uśmiechu na ustach każdego miłośnika ładnie prezentujących się armii. Modele do ogrów nie były brzydkie (*choć nieco powtarzalne*) i miały swój urok (*przede wszystkim wszędobylskie, pętające się gnoblary – jak dla mnie najfajniejsze małe modele do budowania mikro scenek*).

Niestety, armia okazała się praktycznie niegrywalna z punktu widzenia balansu i zasad poprzedniej edycji. Była powszechnie uważana za armię Tier 3, i to z samego dołu tego poziomu – grałeś ogrami, byłeś hardkorowym klimaciarzem, który dawno pogodził się z faktem braku jakichkolwiek realnych szans na zwycięstwo (*jak zwykle, to opinia ogólna – nie oznacza ona  wcale tego, że ogrami nikt nigdy niczego nie ugra, jedynie to, że armia była dużo słabsza niż inne dostępne graczom frakcje*). W ten oto sposób ogry nie zdobyły za bardzo popularności i cichutko siedziały w cieniu, traktowane po macoszemu przez wszystkich; od samego wydawnictwa na graczach kończąc.

Na szczęście nastała epoka ósmej edycji, prawdziwie złoty wiek dla Warhammera Fantasy Battle. Oczywiście w momencie jego premiery tłumy flagelantów łoiły obficie swoje plecy, że oto nastaje kres epoki, ale to opowieść na inny tekst. W każdym bądź razie nowe zasady za jednym, mistrzowskim pociągnięciem znacznie wyrównały balans całej gry (*naturalnie nadal jest mu daleko do ideału pokroju balansu a la Infinity, ale z horrendalnie bzdurnego zmienił się na prawie tolerowalny – całkiem duży skok!*) – nagle „potworna piechota” stała się dużo sympatyczniejsza i armia ogrów przestała być totalnie bezużyteczna. Można nawet było nią pograć! Szok i zdumienie.

I tak sobie muskularne tłuściochy pomykały po polach bitew, wyczekując z utęsknieniem nowej księgi armii, która była zapowiedziana w plotkach jeszcze przed wyjściem nowej edycji – wszyscy wiedzieli, że dwie najbardziej zapomniane i zaniedbane armie (*Tomb Kings oraz Ogres Kingdoms*) z pewnością dostaną nowe książki w pierwszym rzucie – plany zmieniły się jedynie odrobinę, kiedy zielonoskórzy zajęli pierwsze miejsce w rodzinie nowych podręczników, ale potem plotki okazały się prawdziwie; Władców Grobowców już mamy a kolejne odświeżenie nadchodzi właśnie dla naszych rubasznych obżartuchów.

I zaczęło się – ploteczki z nowymi zasadami, statystykami i domysłamy zalewają internet, ale dzisiaj nie nimi chciałbym się zająć; skupiłbym się bardziej na pięknych nowych modelach, które chwytają mnie za serce i już delikatnie szarpią za portfel. Kto wie, może nawet skuszę się na powrót i zbieranie tej armii do aktualnego grania? (*podręcznik i tak kupie, po pierwsze dla recenzji, po drugie do kolekcji*).

Zacznijmy od Postaci Specjalnych. Oprócz starego dobrego Złotozębnego i Skragga dostaniemy całą plejadę nowych potwornych tyranów. I są oni zaiste wyborni wizualnie. Najpierw dostajemy Golfaga, który wygląda jak prawdziwy, bogaty, potężny Ogrzy Tyrant. Ogormna szczenna na plecach, złota korona, pełny pancerz w stylu orientalnym – na pierwszy rzut oka wygląda po prostu jak potężnie zbudowany wódz mongolskiego plemienia; skojarzenie całkiem słuszne, bo mniej więcej taki jest jego fluff, gdzie Mongolię zastąpimy Cathayem. Wygląda super, jednak i tak daleko mu do mojego ulubionego nowego ogrzego herosa, którego nabędę z całą pewnością – Firebelly to mag ognia z majeczną maską w stylu Lucha Libre, wyczepistym, brutalnym młotem oraz bosko wyrzeźbionym ogniem którym skurczybyk zieje z mordy. Jest idealny i będzie chlubą każdej półki. To samo można powiedzieć o kacie/rzeźniku (*niepotrzebne skreślić*), zakapturzonym grubasie o pokiereszowanym ciele, uzbrojonym w ogromny, przewielki, gargantuiczny hak do otwierania swoich ofiar. Słowem, postaci specjalne prezentują się godnie, i nie ważne czy będą w plastiku czy w żywicy, z pewnością wylądują prędzej czy później w mojej kolekcji.

Kolejny świetny model w nowej linii Ogrów to Stonetusk. Zgodnie z nową zasadą unifikacji armii każda odświeżona armia musi dostać przynajmniej jednego wielkiego potwora, najlepiej z wariantami, bo nie ma co marnować miejsca na wypraskach czy robić dwa osobne pudełka. Stonetusk jest właśnie tym zestawem dla królestw ogrów, i jest… boski. Przynajmniej jak dla mnie. Tak, wiem, że proporcje są dupiate i że ma nogi jak pniaki drzew. Za to jego morda, w obu wariantach jest cudowna – ogromne kły, masa detali, świetne oczy, kościsto-kamienne cosie wystające z ciała... wygląda bardzo groźnie i dziko, aż czuć z modelu siłę; wyszedł po prostu wspaniale, zarówno jako podjezdek dla Tyrana/Łowcy jak i jako platforma wsparcia z duetem ogrów.

Przejdźmy do nowej kawalerii naszych grubych pudzianów. W pierwszej knidze kawaleria nie istniała, została dodana potem w formie ogromnych Rhinoxów. Miało to swój klimat, bo na czymże innym mógłby jeździć prawie trzymetrowy, ważący kilkaset kilo kolos? Jak się okazało, może też jeździć na odświeżonych Sabertuskach – jeżeli to są Sabetuski… w każdym razie, nasi ogrzy jeźdźcy dosiadają ogromnych koto-wilko-łako-stworów, wielkich jak cholerny Jaggernaut. Większość fanów uznała te modele za najsłabsze w nowym rzucie, i również podzielałem tę opinię dopóki nie ujrzałem nowych zdjęć i sprytnego systemu „osiodłania” ów nietypowych rumaków. Modele są może nieco karykaturalne, ale z całą pewnością są doskonale przemyślane – a  za to należy się szacunek. Już po samych zdjęciach widać, że GW cały czas stara się pobić poziom detali jaki jest w stanie osiągnąć w plastiku.

Kolejnym „podwójnym” zestawem jest pudełko z odświeżoną katapultą złomu, znaną i lubianą Scraplaunch’ą oraz nowym wariantem – ogromnym działem zwiniętym lub wykupionym za usługi najemne od Imperium. Działo jest kolosalne, większe niż dwa leżące ogry, tak więc macie już skalę. Jak dla mnie jest to totalnie idiotyczny model; nawet jeżeli ciągnący to bydle Rhinox (*czy cokolwiek to jest*) byłby silny jak regiment chłopa, nie ma opcji by mógł ciągnąć żelazne działo takiej wielkości. To musi ważyć urwał nać ze tonę. Tak więc model, choć pełen ładnych detali i ciekawy w zamyśle, jest po prostu głupawy. Za to nowa Scraplauncha wyszła bosko. Jest dynamiczna, pełna biednych Gnoblarów i wyraźnie wygląda na zrobioną ze złomu. Jest dobrze!

Słowem, jak na razie jest naprawdę dobrze – GW uderza ponownie z wielkim przytupem, starając się ze wszelką cenę udowodnić swoje mistrzostwo w dziedzinie zabaw z plastikiem. Gorąco wyczekuję premiery nowej księgi i modeli (*niech kolekcja rośnie… moje prawnuki będą miały co malować.*). A ciekawe, co po Ograch…

1 komentarz:

  1. Jeśli chodzi o Ogry to jest już cały "wycięknięty" Army Book. Wygląda na wersję gotową do druku, raczej nic już sie nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń