23.08.2011

[23.VIII.2011] Dust Warfare



Witam ponownie was, drodzy czytelnicy! Sezon ogórkowy powoli się kończy, drugi sezon My Little Pony: Friendship is Magic został potwierdzony na dzień 17 września a w naszym figurkowym półświatku dzieje się, oj dzieje. Ogry nadchodzą od GW, nadal czekamy na sierpniowe nowości od Infinity, Privateer Press uderza nas dodatkami do swoich systemów, Mantic rozwija skrzydła zapowiadając drugą, pełnosprawną edycją konkurencji do WFB, czyli ich gry Kings of War… jak widać, ruchu nie brakuje. Co mnie jednak najbardziej zainteresowało, to informacja o tym, że Fantasy Flight Games po raz trzeci bierze się za grę wojenną!

Cóż, czy widzę smutne miny na waszych twarzach? A może kwaśnie grymasy? Tak FFG nie ma dobrej historii radzenia sobie z bitewniakami. Przejęli AT-43 (*naprawdę dobry system z ciekawym uniwersum, tak przy okazji*) oraz Confrontation od Rackham i tak naprawdę jedynie zmarnowali potencjał obu licencji,  nie tylko przez beznadziejną promocję i marketing ale głównie przez bezsensowne decyzje handlowe; przejście totalnie na gumoludy nie jest wcale głupie, pod warunkiem, że jest zrobione z głową – znaczy, cena odpowiednio spada względem jakości produktów. FFG w swojej zachłanności naiwnie wierzyło, że fani Rackhama jak ślepe owce rzucą się na ich bardzo przeciętne produkty nie bacząc na horrendalnie wysoką cenę – przeliczyli się. Oba systemy odeszły w niebyt i zapomnienie (*na krótko: Konfrontacja była zbyt ładna i popularna by przepaść, już inna firma się nią zajmuje, ale to już inna historia…*).

Dlaczego więc wyczekuję i bacznie obserwuję ich trzecie podejście? Ponieważ wygląda na to, że się jednak potrafią uczyć na swoich błędach. Po pierwsze, ich nowy system, Dust Warfare oparty jest na ich własnym uniwersum a nie na cudzej licenji; do duża różnica, daje im bowiem swobodę działania oraz solidne, własne podstawy w postaci dwóch gier już wydanych w tym świecie; Dust oraz Dust Tactics (*obie całkiem dobre gry planszowe*), gdzie Dust Tactics był kolekcjonerską grą taktyczną z użyciem naprawdę niezgorszych modeli… znaczy, jak na gumoludy. Kiedy kolekcja dwóch stron konfliktu… a właśnie. O czym ta gra jest, tak w ogóle?

Dust osadzony jest w realiach „Drugiej Wojny Światowej, która nigdy się nie skończyła” – jest rok 1947 a konflikt trwa w najlepsze, na dodatek powykręcany przez nową, kosmiczną technologię rasy znanej jako Vrill; ich technologię i sekrety wykradli naziści i korzystają w najlepsze, starając się zdobyć przewagę na równie szybko rozwijającymi swą technologię Aliantami. Proste, efektywne i efektowne. Tym bardziej, że panowie of FFG starają się mocno trzymaj ponurego i „realistycznego” klimatu drugiej wojny światowej, tak więc wszystko wygląda na „wzięte z epoki”, nawet niemożliwe konstrukty w postaci… Walkerów. Zamiast nudnych czołgów obie strony konfliktu mają proste, toporne mechy – które są pięknymi modelami, jako że są całkowicie wzorowane na realnych pojazdach pancernych z drugiej wojny światowej.

Tak pokrótce prezentuje się otoczka gry osobiście jestem z niej bardzo zadowolony (*zawsze byłem fanem Wierd World War*). Przejdźmy jednak do najważniejszych rzeczy, czyli czemu ktokolwiek miałby dać temu systemowi szansę?

Powodów jest kilka. Najważniejszym jest oczywiście standard cenowy. Dust Warfare używać będzie modeli zaprojektowanych do kolekcjonerskiej taktycznej gry planszowej Dust Tactics – które są bardzo, bardzo tanie (*myślimy tu o cenach a la pudełko do Heroclixów*), szczególnie w porównaniu do swojej bardzo wysokiej jakości. Pudełko z Combat Walkerem wielkości Drednota z trzema wariantami uzbrojenia, od razu z podkładem (*tak, to prawda, modele do Dust Tactics są gotowe do malowania prosto  po wyciągnięciu z pudełka*) kosztuje niecałe 70 zł. Pięcioosobowy oddział żołdaków dowolnej maści to wydatek rzędu 50 zł – przy takich cenach swoją własną armię do DUST można poskładać wydając bajecznie śmieszną kwotę. To ogromny plus, bo FFG na reszcie nie wymaga od graczy posiadania majątków potrzebnych do grania w popularne systemu, przez co nie dziwię się, że ich Dust Tactics naprawdę cieszy się sporym uznaniem na zachodzie.

Tym bardziej, że figurki są… kapitalne! Spodziewałem się żałobnych, obsranych w sposób swobodny farbą gumoludów jakie mogliśmy poznać przy właśnie AT-43, a zostałem mile zaskoczony. Figurki są bowiem z plastiku i posiadają bardzo przyjemny poziom detalu (*nie jest to oczywiście jakość GW, ale nadal są przyjemne dla oka i dwa razy tańsze, więc nie czujemy w ogóle, żebyśmy przepłacali.*). O ile piechota jest po prostu w porządku, to Combat Walkery są naprawdę radością dla oka każdego miłośnika mechów, a ich malowanie to czysta przyjemność (*są idealnym tematem do ćwiczenia wojennych zniszczeń i zabrudzeń*). Słowem, w departamencie modeli należą się wydawnictwu oklaski; solidnie, dobrze, tanio. I całkiem obficie! Co prawda póki co mamy zaledwie dwie strony konfliktu – Aliantów i wojska Rzeszy – ale obie frakcje posiadają już całkiem pokaźną rodzinkę oddziałów. A wraz z zapowiedzią podręcznika do bitewniaka obiecano również dwie nowe frakcje, w postaci Związku Radzieckiego i właśnie kosmitów, czyli Vrillów. Poczekamy, zobaczymy.

Kolejnym ważnym punktem „za” systemem jest imię autora podręcznika głównego – Andy Chambers. Czy komukolwiek to nazwisko coś mówi? Nie? To wam zdradzę, że ten człowiek jest jednym z najwierniejszych developerów Games Workshop – to dzięki niemu mamy Warhammera 40k, mamy armybook demonów, mamy niezliczone inne kodeksy. On je pisał, on tworzył zasady. Tak więc nie mamy jakiegoś niedoświadczonego żółtodzioba za sterami zasad Dust Warfare, ale raczej wytrawnego weterana, który z pewnością wie, co pisze i jak takie gry mają śmigać. Jak dla mnie to wystarcza by nabyć podręcznik dla samego zapoznania się z systemem (*zresztą, powziąłem sobie zadanie wypełnienia całej półki w biblioteczce podręcznikami do gier bitewnych…*).

Mamy więc ciekawe, znane i łatwe w aklimatyzacji uniwersum, solidne wykonane i bardzo przystępne modele, sklepy w kraju, które sprzedają te modele (*tak więc dostępność nie jest problemem*), znanego developera gier za sterami… czy czegokolwiek brakuje w tym zestawieniu? Dorzućmy do tego drobny plus w postaci bardzo ładnego wydania absolutnie wszystkiego, od ślicznych pudełek do wspaniałych ilustracji, i mamy system, który może się okazać warty uwagi; nic, tylko czekać na podręcznik, zanurzyć się w niego i pograć kilka testowych gier by sprawdzić najważniejszy element – czy system chodzi jak trzeba i generuje czystą, destylowaną radość.

2 komentarze:

  1. Zgadzam się w pełni - Dust Warfare ma szanse porządnie zamieszać. Modele, zwłaszcza duże, wyglądają świetnie, a Chambers gwarantuje odpowiednie podejście do zasad.

    OdpowiedzUsuń
  2. A to żeś mi smaka narobił. Będę czekał na zasady i mam nadzieję że w Polsce będzie z kim zagrać.

    OdpowiedzUsuń