18.05.2011

[18.V.2011] Fajne Kasty i o zaletach bycia monopolistą!

          Nie możecie się doczekać? Ja też nie - w sensie, też nie mogę się doczekać. Tak to już z nami jest, że podniecamy się zawsze, kiedy Gigant Wydawniczy (*żałosna zabawa skrótem GW, musicie mi wybaczyć, będzie tego więcej*) zapowiada coś nowego - czy to kolejny kodeks, nowa fala modeli czy jakieś niesamowite informacje. Raz podniecamy się pozytywnie, raz negatywnie a przeważnie wyjątkowo konfudująco i gorąco zarazem. Oczywiście nie mogłem pozostać neutralny względem ostatnich poczynań mojej ulubionej firmy. I jak zwykle, dla "niestałych" czytelników, małe interludium informacyjne: Tak, jestem fanem produktów GW i darzę tę firmę co najmniej szacunkiem, jeżeli nawet nie uczuciem. Wychowałem się na ich systemach w mrocznych czasach, ich figurki uważam za piękne (*nawet, jeżeli są to zdeformowane mutanty olewające anatomię*) i w ogóle, żyć bez nich nie mogę. I jak każdy fan, często reaguje gorąco, gdy moja "Ulubiona Firma" nagle robi jakieś cuda z czuba wzięte. Na szczęście jestem już człekiem statecznym, i potrafię się opanować, dlatego chciałbym na trzeźwo podejść do aktualnego tematu który brzmi (*uwaga, mocny język!*) - Co, do Kurwy Nędzy, się wyprawia teraz w głowach czołowych Honcho Games Workshop?


Zacznijmy od najszerzej reklamowanej i znanej sprawy, "nowej" serii wydawniczej oznakowanej zgrabnym logotypem Citadel Finecast. Plotki o rezygnacji z metalu przez czołowego wydawcę figurkowych gier Fantasy/SF (*przykro mi, hejterzy, ale nie ważne jak długo będziecie to negować, jest to fakt*) pojawiły się już jakiś czas temu, a teraz wygląda na to, że się w pełni potwierdzają. Spójrzcie proszę na tę listę - praktycznie wszystkie aktualne/ciekawe/grywane (*niepotrzebne skreślić*) modele żegnają się z metalem a witają z... no właśnie, tak do końca nie wiadomo z czym; ma być żywica, mają być zestawy hybrydy, czyli trochę plastiku i trochę żywicy albo ma być coś jeszcze inszego, jakiś prywatny wynalazek, żywicoplastik czy Jakieś Inne Pokemony. Słowem, dowiemy się, jak wyjdzie.

Moje podejście do tematu, to dwa Kciuki w Górę. Nigdy nie byłem fanem metalu, który uważam za materiał męczący i niewdzięczny w pracy czy obróbce - metalowe figurki świetnie się sprawują w małych systemach skirmishowych, gdzie armia składa się z dziesięciu modeli, a nie w armiach w skali Warhammerowskiej, gdzie musisz jednak trochę chłopków posiadać, i to w oddziale (*a z metalowymi ciężko o różnorodność - patrzcie na ostatnie Mandrake'i, gdzie dostajemy trzy wzory zaledwie!*). I choć żywica wcale materiałem dużo łatwiejszym czy przystępniejszym w obsłudze nie jest, to jednak dużo lepiej dogaduje się z plastikiem i miłośnikami konwersji. Zresztą, gdzieś po sieci krąży tablica przedstawiająca modele, które pojawią się w tej nowej linii wydawniczej, i widziałem tam Nekrotekta z biczykiem - tym mnie kupili, i to z miejsca!

Przejdźmy do Uświęconego Przez Tradycję punktu zapalnego Genialnego Wydawcy, czyli do kolejnej już podwyżki cen. Jest ona w niektórych przypadkach całkiem konkretna, szczególnie na modelach przerabianych na ich mistyczną żywicę. GW dąży też do wielkiej sprawiedliwości społecznej, jednocząc ceny pudełek niezależnie tak naprawdę od jego zawartości - Battleforce/Battalion ma kosztować 60 funciaków, i koniec tematu! Tak samo pudełka piechoty i "elyty" zostały dociągnięte w cenach tak, by było równo, znaczy się drożej. Nie będę ściemniał i wam wciskał, że podwyżka cen mnie cieszy - chyba nikogo nie cieszy za wyjątkiem akcjonariuszy wydawnictwa. Jednak ich podwyżka mnie nie wkurza i nie powoduje, że kręcę głową z niedowierzającym uśmiechem - takie reakcje powoduje u mnie wszędobylski NerdRage™, czyli to, że grupa zapalonych fanów nagle widząc z dawna zapowiadaną podwyżkę nagle totalnie traci rozum i opanowanie i wpada w szał, tocząc pianę, bijąc się w pierś i krzyczą wniebogłosy, że oto świat się kończy, że GW pije ich krew i zjada ich pierworodnych i że ogólnie rzecz ujmując nienawidzą Genialnego Wydawcę z całego, przepełnionego jadem i goryczą serca.

Wiecie dlaczego mnie to smuci? Z powodu paskudnego zakłamania. Gdyby ktoś po wrzuceniu takiego GNIEWU rzeczywiście rzucił hobby, sprzedał swoją armię albo bardziej spektakularnie, w dowód swojej zapiekłej nienawiści wypier... znaczy wyrzuciłby ją przez okno, poklepał bym go po plecach i mocnym głosem rzekł "Good for You!" - to by oznaczyło, że w istocie skończyła się jego cierpliwość, i że realnie okazuje ją korporacji, nie wspomagając jej finansowo z powodu działań, które mu osobiście się nie podobały. Jeżeli jednak przez dzionek cały sączysz jad na forach, blogach w domu i w zagrodzie, a potem i tak grzecznie kupujesz ich plastikowe zabawki, to osobiście drażnisz mnie i powodujesz, że na mojej twarz wyrasta wyraz zdegustowania. Bo mi to pachnie koprofagią, wybaczcie porównanie - wołasz głośno, że gówno, ale i tak pchasz sobie do ust. Słowem - zdecyduj żesz się! Albo nienawidzisz GW i z nimi zrywasz, albo nie! Możne się trochę pozłościć, pewnie, można być zawiedzionym, kiedy nasz ulubiony zespół podnosi ceny na bilety na swoje koncerty, albo wydali ostatnią płytę, która była słabiutka, ale co jasnej cholery przyjmujemy to ze wdziękiem na klatę! Ot, tyle z mojej strony odnośnie tego, przepraszam za takie rozpisanie się, ale poczułem się zmierżony. 

Kolejny punkt programu... Hmm, wspomniałem już o nowej serii wydawniczej, o przepełnionym hipokryzją wkurwie fandomu (*pamiętajcie, to nie dotyczy was, drodzy czytelnicy... prawda?*), o podwyżce cen na która i tak przejdziemy do porządku dziennego. Co zostało? A tak - Brzydkie Rzeczy, czyli dwie nowe praktyki Games Workshop, na które nawet ktoś tak miłujący ich pracę marszczy nosek z niesmakiem.

Pierwsza, to jakiś totalnie pogięty koncept, że sklepy (*wszystkie! Nie tylko te należące bezpośrednio do Genialnego Wydawcy*) w Unii Europejskiej NIE mogą sprzedawać zestawów i modeli firmy do całej południowej hemisfery z dodatkiem Kanady - Australia, Nowa Zelandia, kraje Ameryki Południowej, Chiny... wszyscy mieszkańcy tych regionów mogą zapomnieć o zniżkowych zakupach w Wayland Games! Armie prawników już sprawdzają, czy takie warunki mogą zostać rzeczywiście wymuszone na dystrybutorach przez wydawcę, ale nie sądzę, by udało im się udowodnić, że nie - umowa to umowa, dystrybutor aka retailer nie musi podpisywać i się zgadzać na te warunki i po prostu zrezygnować ze sprzedaży modeli tegoż wydawcy... który, dzięki praktycznie monopolistycznej pozycji, pewnikiem stanowi lwią część zysków wielkich internetowych sklepów hobbystycznych! Zagranie brudne, ale co począć - cieszmy się, że należymy do Unii, bo pewnikiem by nas również ów Bicz dosięgnął.

Druga, to zwiększona kontrola przecieków - według najnowszych informacji (*hehe, ironia*) wszelkie plotki będą się pojawiały zaledwie na tydzień przed oficjalną premierą danej nowości, jakie że dopiero tydzień przed datą jej pojawienia się zostanie ona "odkryta" przed szerszym gronem pracowników Games Workshop - oznacza to mniej więcej tyle że: a.) tylna okładka White Dwarfa będzie najpierwsiejszym (*przepraszam, Języku Polski, za tę zbrodnię*) źródłem reprezentującym nowość na następny miesiąc oraz b.) GW chce większej kontroli nad wylewem danych do sieci. W pełni ich rozumiem, ale szkoda, bo ploteczki zawsze były ciekawe, gorące i miłe w czytaniu.

I tak oto na zakończenie słowa Osławionego Ojca Natanka: Wiedz, że coś się dzieje!

1 komentarz:

  1. Obawiam się, że GW ma pełne prawo ograniczać możliwość sprzedaży za granicę ;) wystarczy, że na jakiś region mają dystrybutora, który w umowie ma wyłączność - wtedy powinni pomagać mu dbać o interesy ;) dlatego właśnie nie da się kupić z USA kart do Magic: the Gathering ;p tak mają skonstruowane umowy.
    Firmie, która tak różnicuje ceny dla dystrybutorów powinno zależeć na utrzymaniu tych rynków w separacji ;)

    I obiema rękami podpisuję się pod tekstem o zakłamaniu - jak komuś nie pasuje firma, to się firmę zmienia i już - tak gier jak i producentów są setki ;p

    OdpowiedzUsuń