17.04.2016

[17.04.2016] Age of Smegmar - CZ.1 - Mord na Fluffie


Słowem wstępu zaznaczę, że do tego wpisu przygotowywałem się naprawdę długo. Powody były dwa. Pierwsze primo – jest to pierwszy wpis od niemalże dwóch lat pustki i braku aktywności na blogu. Drugie primo – bo moje nastawienie względem Games Workshop i ich gier jest raczej dobrze znane i mocno negatywne. Nie chciałem więc by pierwszy wpis Trzeciego Zmartwychwstania przeszedł po łebkach i był odwalony na kolanie. Do takich wpisów wrócę za kilka miesięcy, jak się blog ponownie rozrusza! Po nazwie wpisu już zapewne się domyślacie, mili czytelnicy, że tekst zawierać będzie solidne, cuchnące wiaderko werbalnych ekskrementów – w końcu uśmiercenie WFB, wrzucenie kaszalota w postaci Age of Sigmar i ogólny spadek formy Genialnego Wydawcy to cudowny le flamebait i z pewnością solidna okazja, bym powytykał palcem, odkopał moje stare Wieszczące Zgubę wpisy i pokiwał głową z dumnym ‘A nie mówiłem!’. Mimo to postaram się rzeczowo podejść do tematu… Co nie zmienia faktu, że wytyki personalne pewnie się znajdą. Do dzieła zatem.

Rok 2015. Brać Wojennego Młota odmiany Fantasy żyje narastającymi plotkami o 9’tej edycji WFB kiedy to Games Workshop wypuszcza dodatek za dodatkiem z naprawdę zacnymi modelami do swojej kampanii ‘The End Times’, która ma fluffowo skończyć świat i dać w teorii podwaliny pod nową edycję. Wszystko wyglądało naprawdę solidnie! Ósma edycja Wojennych Młotów się osadziła, kampania końca świata była klimatyczna, miała ładne tomy i świetne (*nawet jeżeli drogawe!*) figurki. Żyć, nie umierać.

Niestety Mroczne Potęgi nie spały, i pod postacią działu marketingu firmy z Nottingham postanowiły całkowicie zniszczyć znany wszystkim świat. Najwyraźniej niczym Khorne w ich ‘nowym’ settingu tak i u nich Dział Marketingu stał się zbyt potężny i zadeklarował wojnę pozostałym działom w firmie! W ten oto sposób Games Workshop spuściło największą ze swoich bomb, tak potężną, że całkowicie i za jednym zamachem uśmierciła system, który gracze znali i relatywnie kochali od 1983 roku, zręcznie i bez ceregieli zakopując ponad 30 lat historii w płytkim grobie. Ale spokojnie! Games Workshop w całym swoim szaleństwie nie chciało armii fanów z pochodniami i widłami przed swoją siedzibą… Musieli przecież jakoś wyjaśnić graczom, którzy na przestrzeni dekad wydali często-gęsto równowartość dobrego samochodu na ich produkty, że to nie było jednak takie całkowite wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo Firma Ma Ich Gdzieś.


W ten oto sposób narodził się Age of Sigmar, nowe, cudowne, kraśniejące dziecię Genialnego Wydawcy!

I na pierwszy rzut oka, było to dobre. Games Workshop obaliło swój starożytny monolit i rozpoczęło budowę nowego – smuklejszego, z odświeżonym designem, zbudowanego od nowa od samiutkich podstaw. Słowem, bajka, bo wiele osób już od dawna utyskiwało, że zamiast leczyć staruszka, jakim był bazowy system WFB, można by było wrócić do kreślarskiej deski i stworzyć nowy system od podstaw. GW zapowiedziało kilka sympatycznych rzeczy, by podgrzać atmosferę! Po pierwsze, rozpoznali światowy trend pośród praktycznie wszystkich innych wydawców i dali zasady online za darmo! Oczywiście w ich stylu, czyli skrócone Quick Start Rules do 4 kartek A4, ale grać się da, więc jest plus. Po drugie, zapowiedzieli, że Age of Sigmar najpewniej nigdy nie będzie potrzebował czegoś takiego jak nowa edycja. Pisanie nowych edycji to trudny, ciężki model biznesowy, więc raczej będą wydawać tematyczne dodatki dające graczom nowy fluff, scenariusze, magię, przedmioty, formacje. I po trzecie, niejaki ‘koniec’ z kodeksami, tfu, Armybook’ami. W teorii, bo w praktyce już pojawiły się Battletomes, które niejako pośrednio spełniają tę rolę, ale mniejsza o to – ważnym jest fakt, że Games Workshop opublikowało darmowe Warscrolls Compedium do /wszystkich/ swoich armii i modeli tak, by każdy gracz w poczciwego WFB mógł wykorzystać swoją kolekcję łupiąc w Age of Sigmar. Duży plus się należy za takie zagranie, bo nie jest zupełnie w ich stylu! Gdyby trzymali się starej, dobrej tradycji, to gracze musieliby czekać lata na nowy plik PDF za 50 funtów pozwalający im na granie już nabytymi modelami! A tu takie pozytywne zaskoczenie…

Niestety, czar się szybko rozwiał a gracze z niedowierzaniem podziwiali rozrost nowego, terminalnego raka jakim okazał się być Age of Sigmar. Powodów ich załamania i wszechogarniającej fali rozpaczy było wiele, ale skupimy się na kilku kluczowych elementach!


Fluff. Tło fabularne. Dobry, poczciwy Grimdark, gdzie syf, kiła, brud, rozpacz i walka zła ze złem na tle wszędobylskich czaszek stanowiły podstawę klimatu gry. Wszystko to przepadło. „Grim and Gritty” uległo i zaginęło w mrokach dziejów na rzecz najbardziej bezlitosnej formy „High Hero” jaką możecie sobie wyobrazić. Świat podzielił się na dziewięć, uch… Domen. Znane będą one graczom z wiatrów magii i są przepysznie sztampowe. Dla przykładu Domena Aqshy (Ognia) to kraina wulkanów, popiołów, lawy i ognia a domena Bestii to dzika dzicz pełna astralnych turbo-futrzaków. Macie obraz? Świetnie.

To skrót fluffu. Sigmar po zagładzie Starego Świata trzymał się metalowego jądra zniszczonej planety i leciał w kosmosie. W kosmosie napotkał Gwiezdnego Smoka zwanego Dracothion i szybko się skumplowali po tym, jak oddechem przywrócił on Sigmara do życia. Dracothion, najpewniej będąc znudzony życiem gwiezdnego smoka zabrał Sigmara na wycieczkę po ośmiu domenach, pokazując mu co i jak. Kiedy wycieczka dobiegła końca, dobry, poczciwy smoczeł powiedział Sigmarowi, że jego rola polega na odbudowywaniu rzeczywistości po tym, jak ją Games Worksho--- Jak ta zostanie zniszczona, znaczy się. Razem ze światła wykuli zatem cudowne, niebiańskie miasto Azyrheim dookoła jądra Starego Świata tworząc domenę niebios! Woot!

Nie było to byle jakie miasto… Z Chmury Dusz (*nikt nie wie skąd się wzięła i po co, ale jest i nie ma tutaj o czym dyskutować*) powstali pierwsi mieszkańcy ów cudownego miasta, a były to dusze śmiertelników nieomal wszystkich ras i gatunków Starego Świata – wliczając w to nawet Orków (*tzn. Orruków, przepraszam*). Niektóre dusze zostały w pełni odrodzone i stworzyły nowe ciała – byli to głównie nazwami bohaterowie znani nam ze starych edycji, bo żal marnować figurki. A, i elfy odnalazły się dużo później. Dlaczego? Bo tak. Wybudowano też gargantuiczny pomnik Impera--- Sigmara, który to pomnik był również fortecą strzegącą niebiańskiego miasta, kreatywnie nazwaną Sigmarionem.


I nastała Era Mitów! W której to Erze Impera--- Sigmar rozpoczął wielką krucjatę po odległych domenach by zjednoczyć wszystkich śmiertelników i stworzyć mocny panteon odświeżonych bogów by stawić czoło Chaosowi. Impera--- Sigmar odnalazł więc swoich Prymar--- kumpli pod postacią Grungniego i Grimnira, uwalniając ich z łańcuchów w Domenie Ognia w zamian za co Ci obdarowali śmiertelników technologią (*wygodnie wyjaśniając skąd znowu mają działa czy katapulty!*). Ponadto odnalazł Tyriona i Teclisa, gdzie Tyrion stał się bogiem domeny Światła. Malekitha, który dokonał fuzji ze smokiem Seraphonem stając się Malerionem, Bogiem Cieni i Domeny Cienia. Gorkamorkę, połączonego Gorka i Morka, których uwolnił z rozumnego bursztynu zwanego Drakatoa, który to Bursztyn opanował Domenę Bestii. Kiedy Sigmar rozgrzmocił ów Myślący Bursztyn Gorkamorka uwolnił się i uznał Sigmara za swojego szefa. Super. A, i jeszcze był Nagash, który zajął domenę śmierci i zarządzał duszami zmarłych zajmując przez okupację tytuł boga śmierci i władcy wszystkich mitycznych ‘podziemi’. Kiedy Sigmar spotkał Nagasha, przybili sobie piątala i tak oto Sigmar ustanowił wspaniały Wielki Alians. All right!

Brzmi jak najgorszej jakości fanfiction? Przykro mi. To oficjalny fluff. Mógłbym to ciągnąć jeszcze przez parę grubych paragrafów, bo mamy jeszcze do omówienia Erę Chaosu zanim przejdziemy do punktu, w których rozpoczyna się gra, czyli Ery Sigmara… Ale podamy tylko trzy kluczowe punkty. Punkt pierwszy – Impera--- Sigmar znaczy się postanawia stworzyć Adeptus Astarte--- Eternal Stormcast. Wraz z pomocą swego kumpla Grungniego wykuwa on doskonałych, turbo elitarnych, nieśmiertelnych super-żołnierzy z mocami i symboliką piorunów (*tzw. Thunder Warriors… Ej, czekaj. Znam to skąś.*) – okuci w doskonały pancerz, uzbrojeni w potężne artefakty i bronie, niezłomni i nieustraszeni, są oni prawdziwymi Aniołami Śmierci Sigmara, jego główną bronią w walce z Chaosem! Punkt drugi – Slaanesh odpadł. Jako, że Slaanesh był wyjątkowo nie PG-12 (*a jest to nowy, oficjalny ranking dla Age of Sigmar*) musiał zostać wymazany z settingu, i tak też się stało. W praktyce ‘zagubił się gdzieś’ a jego rolę jako czwartego w panteonie spełnia teraz Wielki Rogaty Szczur. Skaveni są teraz w pełni poczwarami chaosu. I punkt trzeci – w pewnym momencie przed Era Sigmara Gorkamorka rozpadł się znowu na Gorka i Morka i będąc znudzeni prawością i cywilizowanym podejściem Impera--- Sigmara, zwiali do Domeny Bestii wraz z Orkami, Trollami, Ogrami i resztą dzikiej gromadki. Nagash też się wykręcił bokiem i uznał, że będzie działał na własną ręką. I tak oto powstały cztery główne strony w konflikcie. Siły Porządku (*ludzie, elfy, krasnoludy, jaszczuroludzie*), Siły Śmierci (*Wąpierze i truposze*), Siły Chaosu (*demony, zwierzołaki, skaveni, śmiertelnicy wyznający Jednego z Trzech Bogów*) oraz Siły Destrukcji (*Ogry, Orki, Gobasy, Trolle*).

No i jesteśmy w domu. Aj, nie czekaj. Games Workshop nie odpuściło szansie! W raz z totalnym resetem settingu Lotna Brygada Prawników Szturmowych – najbardziej elitarna formacja firmy z Nottingham – szybko podsunęła pomysł, by nadać każdej rasie powykręcane, debilne nazwy… Po to, by można było narzucić na nie Trademark, Copyright i protekcję niebios! I tak oto Krasnoludy stały się Duardinami, elfy stały się Aelfami, jaszczury stały się Seraphonami, drzewce to Sylvaneth, orkowie to Orruks, tolle to Troggoths, giganci to Gargants, ogry to Ogors… I tak dalej, i tak dalej. Bah, nawet poczciwym wampirom się dostało – nie można narzucić praw własności intelektualnej na słowo ‘wampir’… ale już ‘Soulblight’, jak najbardziej! Zastrzeżone przez GW, nie waż się używać!

No dobrze. Mamy więc pierwszy grzech główny, czyli morderczy gwałt na fabule i klimacie systemu. Mamy teraz High Epic Fantasy rodem z kolorowych gier internetowych na komórkę. Gorzej się nie dało. Oczywiście to bardzo osobiste odczucie! Jestem pewien, że znajdą się i tacy, którym nowy klimacik siada jak należy i nowa estetyka modeli jest w smak… Ale biorąc pod uwagę nieomal niewidoczną obecność Age of Sigmar na stołach, chyba nie jest tych nowo powstałych wielbicieli zbyt dużo.

Na dziś chyba wystarczy, bo i tak jest już ogrom tekstu do przeorania. Jutro zaś zajmiemy się drugim grzechem główym Age of Sigmar, czyli zasadami. A raczej ich brakiem i niewyobrażalnie wręcz aroganckim położeniem lagi na grę przez wydawcę, którego można tutaj jedynie pochwalić za to, że otwarcie i ze szczerością powiedział swoim wiernym graczom, że ma ich totalnie w czterech literach, zaczyna się na Du a kończy na Pa. 

Do jutra zatem mili czytelnicy – niech nasza nienawiść do Ery Sigmara nabierze ciepłych rumieńców przez noc i powróci jutro z podwojoną siłą!


20 komentarzy:

  1. Mrówciu słońce ty moje, mordo ty moja, ty żyjesz? :)
    Normalnie ojciec marnotrawny powrócił z Immaterium.
    Tęskniliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no tak. Na to wygląda. W piątek zagrałem jedną rundkę w Infinity i oczywistym efektem tej 40 minutowej rozgrywki była decyzja o ponownej reaktywacji bloga :D

      Usuń
    2. Oby na dłużej niż ostatnio :P

      Usuń
  2. Yeaaah!!! It's life!!!
    Welcome back Mrówo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczym bumerang, powracam. Jeszcze pewnie niejedno zmartwychwstanie bloga nas czeka XD

      Usuń
  3. Kiedy się widzimy Pysiu? Trzeba o przyszłości bitewniaków pogadać ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę odwiedzić Vana sooner or later, więc w sobotkę / przyszły poczontek tygodnia na pewno się z Vanalizuje. Można tam się ugadać na Ważkie Tematy Polskiej Sceny Bitewniakowej XD

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Fajnie się znowu pisze ;) Kolejne posty pełne anty-GW jadu w drodze! A ponadto w planach przywrócenie kilku popularnych serii, jak tłumaczenie wiki z Malifaux czy 'Zróbmy sobie Aniołów Śmierci!' :D Woot woot.

      Usuń
  5. Super, nareście się doczekałem. Może skrobniesz coś o Frostgrave ??

    OdpowiedzUsuń
  6. XD Dośc trafnie to ująłeś waćpan. Miło zobaczyć, jak blog odżywa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mrówa w pełnej krasie. Wreszcie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ się zdziwiłem jak na blogrollu zobaczyłem wpis na tym blogu :) Czekam na dalsze przemyślenia nt AoS. To nieprawda, że ludzie nie grają w AoS. Grają na nowych zasadach AoS lecz starymi figurkami i frakcjami, zawsze w settingu Starego Świata używając któregoś z systemów punktowych w necie ;) Więc GW nie zarabia tu na niczym....

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha. Z niecierpliwością czekam ciągu dalszego. W szczególności ciekaw jestem, czy oprócz wylewania jadu dostrzeżesz też jakieś plusy albo pokusisz się o nieco bardziej konstruktywne podejście. Bo piszesz dobrze i z sensem, lecz, póki co, mocno jednostronnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. I Bretonnia jednak naprawdę umarła :( Drobne pocieszenie: Imperium również ;)

    A fluff jest bardzo, bardzo, bardzo zły. Nie ma w środku duszy. Te wszystkie odjechane latające wyspy, morza lawy i inne wyziewy upojonego piatami umysłu nie pozwalają na imersję. Na to, bym się przejmował losami jakiegoś tam Azyr czy innego badziewia. Bo żadne z nich nie ma historii, nie ma głębi, nie ma niczego poza kolorową okładką. Sic transit gloria mundi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak miło znów Cię poczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć Mrówa. Dobry Come Back :))) Myślałem juz ze nie zobaczę nowego wpisu a tu taka miła niespodzianka :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Proszę proszę, kogo my tu mamy ;) Trzymam kciuki, by blog ponownie zapełnił się bitewniakową treścią, oczywiście z pierwszeństwem dla Infinity ;)

    OdpowiedzUsuń