Niedziela, według bardziej
gorliwie wierzących, jest podobno pierwszym dniem tygodnia. Nie sprzeczam się,
choć dla mnie weekend zawsze był koronacją pięciu dni roboczych, tak więc smuta
poniedziałku jest dla mnie dniem rozpoczynającym kolejną rutynę. Nie ma to
tamto jednak i pora brać się do roboty – ostatnie dni były dla mnie raczej
ciężkie jeżeli chodzi o krystalizację wolnego czasu; nie dość, że niefortunne
zatrucie pokarmowe (*where you will be
when diarrhea strike?*) wybiło mnie z rytmu i uśmierciło mi wolne
dwa dni, to nowa praca już zaczyna dawać o sobie znać, choć jeszcze przecież
oficjalnie jej nawet nie rozpocząłem! No ale cóż, nie ma lekko, z czegoś trzeba
żyć, nie samymi figurkami człowiek żyje. Mimo to blog leży kilka dni odrobinę
zaniedbany, czas najwyższy dopiąć miesiąc w sposób kunsztowny i elegancki,
czyli codziennymi wpisami aż do grudnia, prawda? Do dzieła zatem.
Z radością zauważyłem, że cykl ‘Zróbmy
sobie Aniołów Śmierci’ traktujący o powstawaniu zakonów astartes oraz
stanowiący swoisty poradnik jak zbudować swój własny fluff, heraldykę i
tradycję do naszych własnych braci-wojowników cieszy się wielkim wzięciem i
zainteresowaniem aż do stopnia, w którym otrzymuje wiadomości z delikatnym ‘szturchaniem’
od czytelników, kiedy będzie kolejna część! Z radością informuje, że odpowiedź
brzmi… Właśnie teraz. W pierwszym
odcinku wyjaśniłem na przykładach jakie są powody powołania nowego
zakonu i jak cały proces się odbywa. Drugi
odcinek traktował o planetach-zakonnych, czyli gdzie osiedlają się
nowo-powstali zakonnicy bolterowi i dlaczego część z nich wybiera podróże po
galaktyce na gwiezdnych okrętach. Trzecia
część zaś dotykała tematu rekrutacji i dziesiątej kompanii zakonu,
czyli wszystko na temat świeżej krwi. Dziś zaś, zgodnie ze wcześniejszą
zapowiedzią, dotkniemy tematu ‘specjalistów’ oraz tego, jak bardzo kształtują
oni obraz nowo powstałego zakonu – kapelani, kronikarze i frater astrotechnicus!
Specjaliści i dlaczego
są ważni dla zakonu?
Ktoś może zapytać cóż to za wybór
na temat? Dlaczego niby coś takiego jak kapelani, techniczni marynarze czy
psionicy zakonu mieli jakikolwiek większy wpływ na to /czym/ zakon jest? Oni
przecież tam są, 99% zakonów posiada ich pełen zestaw, spełniają swoją rolę…
Jest ich nie za mało, nie za dużo i gdzieś tam się w tle panoszą, robiąc swoje.
W teorii tak właśnie jest najczęściej – ot, kiedy spojrzymy na takich
Ultramarines czy Imperialne Pięści to można by rzec, że żaden z ów ‘specjalistycznych
kręgów’ się nie wyróżnia i stanowi tło dla zakonu. Są, bo muszą, i bo
wypełniają swoimi zadaniami odpowiednie luki w armii. Jednak są też inne
przykłady… Zakony, które są w pełni definiowane przez fakt, że jeden z
ów gatunków specjalnych marines niejako wiedzie w zakonie prym! Ot wszelkie
pociotki Żelaznych Dłoni z nimi samymi, gdzie Techmarines pod radosną nazwą
Żelaznych Ojców łączą w jednej osobie rolę kapelana i technika, gdzie
traktowani są z najwyższym szacunkiem. Synowie Meduzy, gdzie w ogóle to właśnie
Techmarines rządzą zakonem, a Ojcowie Kuźni stanowią kluczowy element
decyzyjny. A może Czarni Templariusze, którzy odmawiają posiadania kronikarzy i
wszelkiej maści „plugawych” psioników a nadrabiają kohortami kapelanów do
światłego przewodzenia braćmi? Albo Mroczne Anioły, które choć psioników mają,
też szkolą sporo specjalistycznych kapelanów-interrogatorów? A co powiedzie na
Krwawe Kruki, zakon znany z tego, że obfitował w psioników?
Dałem dobre przykłady? Jak widać
to, jaką aktualnie rolę i jak dużo danych specjalistów tego rodzaju jest w
zakonie potrafi znacznie wpłynąć na to, jak ów zakon funkcjonuje. Albo
odwrotnie… Funkcjonowanie danego zakonu określa, ilu ich jest i co na łamach
swojego zakonu robią. Tak czy owak są oni ważnym elementem kształtowania zakonu
i nie należy pominąć ich roli w kształtowaniu go, ponieważ to właśnie różnice i
zmiany w zakresach obowiązków i roli tychże specjalistów są najczęstszymi i
przeważnie najgłębszymi odstępstwami od słów zawartych w Codex Astartes – ot,
warto zauważyć, że choć Codex dokładnie określa liczbę braci-wojowników na
1000, to nigdzie nie stwierdzono limitu ‘specjalnych kadr’ – tak więc kapelani,
kronikarze czy właśnie techmarzynarze nie wliczają się do ów liczby i w teorii
można ich mieć dodatkowo ze stu jak nie więcej. Dlatego właśnie tematem
dzisiejszej wykłody będą właśnie oni – przedstawię pokrótce kim są, jak się ich
szkoli, jakie role spełniają na łamach zakonu i oczywiście podam przykłady
znane nam z aktualnego tła fabularnego, gdzie i w jaki sposób ich przewaga lub
też brak powoduje ‘odgięcie’ się zakonu od litery kodeksu.
Techmarines – skrzynka narzędziowa
astartes!
Zostać techmarynarzem nie jest
łatwo. I nie chodzi nawet o konieczność spędzenia trzydziestu terrańskich lat
na Marsie w celu pochłonięcia i przyswojenia ogromnych zasobów wiedzy. Nie
chodzi nawet o to, że Mechanicum niekoniecznie łaskawym okiem patrzy na tę
konieczność, czasem dość niechętnie przyjmując adeptów astartes w swoje
szeregi, robiąc to głównie za wymogiem starożytnych traktatów łączących
Imperium Ludzkości z Marsem. Największym problemem jest izolacja – Techmarine po
swoim szkoleniu staje się żołnierzem podwójnej lojalności, krwią i genetyką
połączony ze swoim zakonem i swoimi braćmi, jednak umysłem i wiarą mocno zakorzenionym
w kulcie maszyny. I niestety, ani jedni, ani drudzy przeważnie nie czują
wielkiej miłości do takiego adepta… Dla swoich braci Astartes jest on w
najczęściej odludkiem i dziwakiem, który pielęgnuje obcy kult, który ma własne
rytuały i tradycje, który odizolowany jest od spraw zakonu i bardziej cierpi z powodu
utraty transportera niż brata-wojownika. Dla kultystów z Marsa jest on zaś
jednym z niższej kasty adeptów w najlepszym wypadku, a w najgorszym –
heretekiem, który nagina a czasem nawet łamie święte prawa i kodycyle tylko po
to, by lepiej dostosować maszyny do wojny.
Jak widać bycie Frater
Astrotechnicus (*nazwa z Wysokiego Gotyku*)
nie jest łatwe, ale też w dużej mierze rzadko dopieka poszczególnym adeptom
astartes, którzy decydują się na tę drogę – widzicie, by zostać wysłanym na
Marsa w celu technologicznej i inżynieryjnej edukacji trzeba wykazać się
właśnie pewnym zamiłowaniem do technologii… Są to więc bracia, którzy jeszcze
przed swoim wstąpieniem w szeregi kultystów maszyny raczej nie byli zbyt
towarzyscy, a woleli przesiadywać nad swoim pancerzem czy bolterem, czy też w
maszynowniach. Sami więc często chętnie decydują się na pogłębienie swojego
zainteresowania, wiedząc, że choć ich rola odizoluje ich od braci, to jednak staną się oni absolutnie kluczowym elementem funkcjonowania każdego zakonu, i choć nie
raz spotykać się mogą z chłodnym traktowaniem od swoich braci, to jednak nikt
nigdy nie odbierze im estymy i szacunku – bez nich, zakon zwyczajnie nie może
działać, bo to oni odpowiedzialni są za naprawy licznych wojennych maszyn,
to oni błogosławią i reperują arsenał, to oni tworzą nowe, wyśmienite pancerze
i artefakty… Gdyby porównać zakon do okrętu, to techmarines ów zakonu stanowią
głównego inżyniera. Można zadać sobie pytanie, jaki kapitan wypłynął by w rejs
okrętem bez inżyniera na pokładzie?
O ile kronikarze i kapelani nie
występują w każdym zakonie, to żadne źródło nie donosi o istnieniu choć jednego
zakonu, który nie posiada na swoim stanie chociażby nielicznej grupy tych
specjalistów. Zwyczajnie jednostka wojskowa bez kadry inżynierów nie ma prawa
funkcjonować, tak więc Techmarines znajdą się na każdym okręcie Astartes, w
każdej fortecy zakonnej, świecą dumnie swoim czerwonym pancerzem i Machina Opus,
symbolem kultu maszyny. Nie należy też zapominać, że to nadal są bracia
astartes, wyśmienici i śmiercionośni wojownicy, którzy dodatkowo regularnie
uzbrojeni są a mistyczne bronie, wyśmienitej jakości zbroje (*które przecież sami doprowadzają do perfekcji*) i
stanowią oni fantastyczną siłę na polu walki, która nie tylko utrzymuje maszyny
wojny w działaniu, ale też udziela wsparcia ogniowego tam, gdzie jest ono konieczne, obsługuje artylerię oraz nie pozwoli, by święte maszyny padły
porzucone na polu bitwy.
Nie należy jednak właśnie
zapominać, że choć Techmarines znajdują się na łamach każdego zakonu, to jednak
zakony często się różnią w ich podejściu do tejże „wewnętrznej kasty”. I choć
sytuacja w większości zakonów wygląda tak, jak przedstawiono powyżej, i bracia
techmarines przeważnie znajdują przyjaciół i towarzyszy tylko we własnym
gronie, to jednak są zakony w którym odgrywają oni nie raz znacznie ważniejsze
role albo są traktowani z zupełnie inną estymą i podejściem. Najbardziej
obrazowym przykładem jest zakon Żelaznych Dłoni i praktycznie wszyscy znani nam
sukcesorzy tego zakonu, gdzie Techmarines
- noszący miano Żelaznego Ojca – stanowią podwójną rolę, wypełniając
obowiązki zarówno kapelanów jak i inżynierów i techników zakonu. Są oni
traktowani z najwyższym szacunkiem, ich słowo jest nieomal święte a ich pozycja
w zakonie – bardzo mocna. Żaden dowódca klanu nie śmiałby zignorować słów
swojego Żelaznego Ojca.
Astartes tego zakonu ogarnięci są
bowiem palącą potrzebą zastępowania słabego ciała mocną stalą, i traktują
technologię z czcią niemalże porównywalną z tą prezentowaną przez kult maszyny.
Kolejnym przykładem są Synowie Meduzy – pociotki Żelaznych Dłoni, którzy mają w
swoich szeregach wielką liczbę techmarines tworzących razem tzw. „Chamber
Ferrum”, organ doradczy zakonu, którego głosu też żaden Żelazny Tan nie
zignoruje. Interesująca odmianą są również Kapłani Żelaza na łamach zakonu
Kosmicznych Wilków, którzy w praktyce wykonują dokładnie te same czynności co
Techmarines innych zakonów, ale cieszą się znacznie lepszą reputacją, jako że
na planecie Fenris status kowala zawsze był wysoki i cieszył się powszechnym
szacunkiem. Wilki czują wielką estymę wobec tych mistrzów, którzy tworzą ich
broń i znają tajniki technologii, które dla wielu wilków jest niczym mroczna i
tajemna magia.
Warto dodać, że często status
Techmarines w zakonie wpływa pośrednio lub nie na kontakty z Marsjańskim
imperium! Zakony takie jak Ultramarines czy Imperialne Pięści z racji na swoją
bogatą historię, renomę i wpływy nie muszą się zbytnio przejmować takimi
politycznymi konszachtami, gdyż wsparcie wszelkich instytucji połączonych
imperiów jest im niejako zapewnione, ale mniejsze, mniej znane zakony muszą się
starać w dużej mierze na własną rękę o dobre stosunki z różnymi instytucjami
zarządzającymi domeną ludzkości, wliczają w to właśnie Kult Maszyny – który choć
nie odmówi pomocy w krytycznej sytuacji, to nie ma obowiązku wspierania i
pomagania zakonom astertes bez aktualnej presji ‘z góry’. Trudno się więc
dziwić, że Żelazne Dłonie często mają wsparcie zbrojnego ramienia Mechanicum,
często wzajemnie współpracują i wymieniają się przysługami. Trudno też się
dziwić, że takie zakony jak Synowie Meduzy czy Brązowe Szpony pomimo w teorii
młodego wieku mają na stanach relikty wysokiej wartości, jak zbroje
terminatorskie, sarkofagi drednotów czy nawet bardziej ezoteryczne wzory
pojazdów i uzbrojenia.
Jak widzimy
powyżej, sam fakt występowania Techmarines w zakonie o niczym nie świadczy, bo
są oni integralną częścią każdej takiej zbrojnej organizacji – co jednak może
zmienić obraz funkcjonowania zakonu, to to, w jaki sposób są traktowani, jaką
rolę na łamach zakonu spełniają, ilu ich tam jest i jak sami bracia odnoszą się
do technologicznie skrzywionych zelotów i samego Kultu Maszyny. Wbrew pozorom
ma to wpływ na wiele różnych rzeczy – ot, standardowy problem ‘nowego zakonu’,
czyli jak we fluffie wyjaśnić, że świeży, nowy zakon ma oddziały terminatorów,
drednoty, maszyny wszelkiej maści, które przecież są jednak reliktami,
niezwykle cennymi, trudnymi w produkcji, oddawanymi tylko tym zakonom, które
albo wykazały się na przestrzeni wieków jak nie tysiącleci… Albo mającymi
świetne kontakty z fabrykatorami tych technologicznych cudów! Jeżeli więc
potrzebujecie szybkie i łatwe rozwiązanie na dodanie szerokiego arsenału do
zakonu, to dobre układy z kultem Mechanicum poprzez odpowiedni szacunek dla
frater astrotechnicus jest idealnym i prostym rozwiązaniem!
Łowcy Smoków
szybko okazali się zakonem o mocnych kowalskich tradycjach – ich wulkaniczna
planeta wymagała, by sztuka tworzenia broni z obsydianu i czarnego żelaza była
rozwinięta i kluczowa w celu utrzymania klanów wojowników przy życiu, tak więc
mistrzowie kowalstwa cieszyli się wielką estymą i poważaniem w klanie. Trudno
się dziwić, że pośród nowych astartes odnalazła się nad wyraz spora grupa
chętnych adeptów do pobierania nauk Marsa i poznać sekrety technologii aniołów
śmierci. Po pierwszym półwieczu zakon cieszył się liczną grupą tech-kowali,
gdzie każdy klan czerpał wielką dumę z dzieł i pracy rąk swoich techmarines.
Ich wyśmienite kontakty i szacunek wobec Kultu Maszyny zaowocował rozpoczęciem
dobrych relacji i wraz z prośbami administracji Terry wiadomym jest, że adepci
czerwonej planety już rozpoczęli proces dozbrajania zakonu w sprzęt konieczny
do walki z tak niebezpiecznym przeciwnikiem jakim są tyranidzi.
Kapelani –
strażnicy tradycji lub też klechy szturmowe?
Kapelani zakonów Astartes to
ponure figury odziane w czarny pancerz, przyozdobiony licznymi relikwiami i zdobyczami
upadłych wrogów, z hełmem w stylu ‘maski śmierci’, prezentującym przeważnie
ludzką czaszkę. Jest to dość ciekawe stanowisko i tytuł, ponieważ jest
relatywnie młodą pozycją, powstałą wraz z Edyktem Nikejskim, który to edykt nie
tylko miał wyłączyć użycie mocy psionicznych z sił legionów i wdrożyć
braci-psioników w ramy regularnych braci wojowników, ale by ów zadanie zostało
poprawnie wykonane, stworzono właśnie instytucję Kapelana – który w tamtych
czasach pełnił bardziej rolę ‘strażnika poprawnego myślenia’. W czasach
poprzedzających herezję wszelka religia czy doktrynerstwo związane z kultami
nie wchodziło w rachubę, i tytuł mógł być mylący… Bo nie wiele miał wspólnego z
wiarą, a sporo z indoktrynacją i można powiedzieć ‘policją myśli’ – Kapelani odpowiadali
za pilnowanie ówczesnych braci-bibliotekarzy, by ci grzecznie przyjęli swoją
nową rolę, a przy okazji pilnowali, by legion zdrowo podążał ścieżką
Imperialnej Prawdy.
Niejako ironia losu okazał się
fakt, że pierwszym legionem, który przyjął ów pozycję z wielkim entuzjazmem
okazał się pierwszy zdradziecki legion, czyli Niosący Słowo… Którzy to pozycję
Kapelana na łamach swojego legionu posiadali już znacznie wcześniej. Za co
zresztą zostali ukaraniu i przytemperowani na świecie Khur, ale to zupełnie
inna historia. Współcześni kapelani nie mają wiele wspólnego ze swoimi
poprzednikami z czasów Herezji – jedyne co ich łączy tak naprawdę mocną więzią
to to, że nadal by zostać Kapelanem trzeba być astartes o absolutnie
niezachwianej lojalności i fanatycznym zapale. W 41 tysiącleciu Kapelan to
starszej rangi oficer, w poszczególnych kompaniach drugi po kapitanie, którego
obowiązki głównie odnoszą się do kultywowania rytuałów i tradycji zakonu oraz
do indoktrynowania nowicjuszy, zapoznawania ich ze szlachetną historią zakonu,
zapoznawanie ich z rytuałami i tradycjami i krzewienie tak samo fanatycznej weneracji
Imperatora.
Tutaj warto zauważyć pewne rozbieżności
z naukami Eklezjarchii – Astartes, z nielicznymi wyjątkami, nie akceptują
Imperialnego Kultu w takim kształcie, jaki jest on narzucany wszystkim innym
obywatelom Imperium. Zwyczajnie, tak jak w czasach, kiedy Imperator wędrował
przez gwiazdy we własnej osobie, nie wierzą oni w boskość Imperatora – nie zmienia
to jednak faktu, że czczą go jako najbardziej doskonałą ludzką istotę, ich
ojca, wzór wszelkich wzorów, wojownika doskonałego. Imperator jest dla Astartes
jaśniejącym, niezatartym przykładem i wiara w jego moc i potęgę jest słuszna,
bo nie oparta na zabobonach, lecz faktach – marines wiedzą, jak potężną istotą
jest Imperator, pamiętają jego tytaniczne dzieła i wyczyny i ich duchowym celem
jest niejako próba osiągnięcia doskonałości zarówno swojego prymarchy jak i
Imperatora. Dodatkowo celem takiej psycho-indoktrynacji jest zaszczepienie w
braciach Astartes absolutnie fanatycznego oddania dla Imperatora aż do momentu,
w którym marines z entuzjazmem odda życie w jego Imieniu, bo jak powiedział
Kapelan drugiej kompanii Karmazynowych Pięści – Jeżeli oddajesz życie w Imię Imperatora, nie oddajesz go nadaremno.
Jak można się domyślić, rola
Kapelanów w zakonie jest niezwykle ważna i kształtująca, bo to oni są
strażnikami tradycji, to oni znają i prowadzą wszelkie a liczne rytuały bractwa
wojowników. To oni wiedzą, jakie słowa i jakie przysięgi muszą wypowiedzieć
neofici, to oni pilnują świąt i jubileuszy wielkich wydarzeń zakonu. Astartes,
wyprani ze znacznej części ludzkich emocji, czerpią w tym niejaką dumę i radość
– to, co im pozostało to braterstwo i szlachetna duma, a Kapelani wypełniają
obie te potrzeby spajając braci w modlitwach, naukach i liturgiach a także
dając im liczne powody do dumy, nauczając ich historii, wielkich dzieł i
dokonań, dając przykłady do aspirowania oraz inspirację do większego
poświęcenia. Tym bardziej, że Kapelani to nie są żadni tak wymizerowani kapłani
– to oczywiści Astartes, i to jedni z najlepszych w zakonie. Ich dedykacja i
fanatyzm dodaje im sił. Są znani z tego, że są całkowicie i absolutnie
nieugięci, niezależnie z jakim zagrożeniem się spotykają. Braci-Kapelanów
spotka się na polu bitwy tam, gdzie przelew krwi jest najgęstszy, gdzie walka
jest najostrzejsza. Bo niszczenie wrogów Imperatora jest aktem niemalże
świętym, i w ten sposób wielbi się i chwali jego imię!
Tutaj muszę wspomnieć dlaczego ów
kasta ma tak znaczny wpływ na to, jak funkcjonuje dany zakon. Cóż, sam fakt, że
są strażnikami tradycji i rytuałów powinien wystarczyć co do realizacji na jak
wiele różnych dziedzin codziennego żywota swoich braci oddziałują, pośrednio
lub bez. Jednak warto dodać, że od zakonu do zakonu kapelani różnią się dość
znacznie! Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że im zakon starszy, tym więcej
posiada własnych rytuałów, tym bogatszą historię a co za tym idzie, tym więcej
tradycji do zachowania i pielęgnowania. Ciekawym przykładem tego, jak Kapelani
kształtują obraz zakonu są dwa wielkie zakony, spuścizny legionów Kosmicznych
Wilków oraz Mrocznych Aniołów. Mroczni Aniołowie to zakon niezwykle
zrytualizowany i sekretny nawet w swoich własnych, wewnętrznych strukturach –
nie dziwi więc fakt, że ranga kapelana jest trzymana w należnej estymie a i
samych kapelanów jest zdecydowanie więcej, niż w pozostałych zakonach… Głównie
dzięki unikalnej randze Kapelana-Interogatora, który na celu ma poszukiwanie i
polowanie na Upadłych Marines zakonu i wymierzanie im słusznej kary, dając im
szans na wyjawienie swojego grzechu i oczyszczenie się z niego poprzez swoją
śmierć. Kosmiczne Wilki zaś prezentują dość wymieszaną rolę Wilczego Kapłana,
który niejako łączy ze sobą zarówno obowiązki Kapelana jak i, w dużej mierze,
konsyliarza zakonu – nie tylko odpowiadają oni za stan umysłu swoich dzikich
braci, ale również za stan ich ciał, dbając o ich zdrowie na wszelkich
możliwych płaszczyznach. Dodatkowo są oni odpowiedzialny za rekrutację nowych
wojowników, tak więc często podróżują oni po wioskach Fenrisa w poszukiwaniu
obiecujących młodzieńców. Warto też tutaj wyłowić specjalnych kapelanów zakonu
Egzekutorów, tak zwanych ‘Death Speakers’, którzy mają na celu bardzo dokładne
spisywanie wszelkich walk i potyczek, gdyż w ich zakonie renomę i szacunek
można zdobyć tylko możność pochwalenia się solidną liczbą uśmierconych wrogów
Imperium. Zakon ten również obfituje w kapelanów, którzy również są…
Strażnikami porządku! Zakon toleruje, ba, zachęca do wzajemnego mordobicia i to
kapelani muszą pilnować, by ów rękoczyny nie kończyły się śmiertelnie,
przynajmniej nie za często.
Jak widać na
powyższych przykładach wystarczy relatywnie niewielkie odstępstwo od normy w
roli i obowiązkach kapelana, by zakon przy ich pomocy nabrał zupełnie nowego
wymiaru i prezentował odmienny charakter do pozostałych zakonów. Naturalnie
kiedy będziemy tworzyć tradycje i rytuały zakonu to właśnie na kapelanów spada
obowiązek ich utrzymania, ale niewiele trzeba, by dodać do tych ponurych
postaci odrobinę własnego smaku – odmienny tytuł, dodatkowa rola, nawet drobna,
i już mamy wyróżnik, który może stać się apetycznym dodatkiem budowie fluffu
naszej armii jak i wyjaśnić mniej lub bardziej nieortodoksyjne rozwiązania w
sposób zwięzły i elegancki, z którym ciężko będzie dystukować! Może nasi
kapelani biorą aktywny udział w szkoleniu i wyłapywaniu potencjalnych rekrutów?
Może są też spowiednikami i powiernikami sekretów swoich braci, jedynymi
osobami, z którymi bracia mogą być w pełni szczerzy i wylewać swoje zwątpienia
i żale poza hierarchią? A może nasi Kapelani odpowiedzialni są za potężne
relikty zakonu, i wydzielają je wybranym na własnej konklawe czempionów zakonu?
Wiele możliwości do oddania ich dostatecznie mocnej pozycji w zakonie, by
wpływali na aktywne kształtowanie jego obrazu.
Kapelani zakonu
Łowców Smoków nie tylko pilnują pośród swoich braci czystości ich myśli i nie
tylko krzewią gorący ogień wierności i lojalności wobec Imperatora, nauczając o
jego wyczynach, dziejach i mądrości, ale też biorą aktywny udział w
odnajdywaniu obiecujących młodzieńców. Kapelani danego klanu regularnie
wizytują wioski należące do klanu i przeprowadzają brutalne walki dla odważnych
młodzieńców, oceniając ich sprawność, siłę woli i brutalną siłę – najlepsi z
nich dostąpią zaszczytu przejścia próby inicjacji, która da im szansę
dołączenia do zakonu i przejścia transformacji z Anioła Śmierci… W prawdziwego
Łowcę Smoków.
Kronikarze – wsparcie
czy przekleństwo?
Psionicy nie mają łatwego życia w
ponurym wszechświecie – nie dość, że wszędobylska groźba demonicznego opętania
wisi nad nimi w każdej sekundzie ich życia, to jeszcze wszelkie imperialne siły
i instytucje z wielkim entuzjazmem wyłapują wszelkich mutantów, u których
mutacja objawiła się psionicznymi zdolnościami, po czy albo ukatrupiają na
miejscu (*jak bardziej fanatyczni!*) albo rozpoczynają nie mniej przerażający
proces żmudnego i śmiertelnego treningu, gdzie jednak znaczny procent
potencjalnych kandydatów odpada w przedbiegach. A to oznacza, naturalnie, zgon.
Nie jest łatwo być psionikiem. A już podwójnie, jeżeli chce się być dzierżącym
moce spaczenia astartes! Już normalna rekrutacja i testy na stanie się aniołem
śmierci są wystarczająco mordercze i wyżyłowane, jednak ci, co zdradzają
potencjał psychiczny mają jeszcze gorzej, bo obok regularnych treningów i
niekończącego się drylu muszą jeszcze poddawać się wycieńczającym treningom
umysłu, regularnego skanowaniu oraz kontrolom czystości genoziarna. Słowem?
Droga przez prywatne piekiełko – nie mówiąc już o tym, że Psionik nie ma czegoś
takiego jak ‘spokojny dzień’. Każda minuta to zagrożenie, każda nieopanowana
myśl to drzwi dla demonicznych istot Immaterium. Przechlapane!
Trudno się więc dziwić, że
Nikejskie Edykty wydane przez Imperatora tuż przed Herezją Horusa całkowicie
zakazały praktykowania „magii”, znaczy się, stosowania mocy eteru i zakończyły
kariery wszystkich psionicznie aktywnych członków Librariusa, czyli wewnętrznej
struktury legionu, w której ‘wychowywano’ sobie kolejnych potencjalnych
psioników. Cała historia edyktu i ostrego werdyktu to w istocie opowieść na
zupełnie inny czas, dziś skupimy się bowiem na tym, że pomimo zakazu na dzień
dzisiejszy znaczna moc zakonów posiada swój Librarius a w nim kilku czy też
kilkunastu adeptów sztuk tajemnych! Kiedy Herezja Horusa stała się przykrą
prawdą, prymarcha Ultramarines zdał sobie nagle sprawę z tego, że bez
psionicznego wsparcia nie będzie dane im zwycięstwo. Po siedmioletnich czystkach
w rozpadającym się Imperium, Guilliman praktycznie zniósł Edykt Nikejski, i
choć nigdy nie stało się to w sposób oficjalny, to zakony Astartes – teraz znacznie
bardziej swobodne w swoich poczynaniach, będąc niejako samoistnymi ‘księstwami’
– same mogły decydować, co począć z psionicznymi darami pośród swoich braci.
Codex Astartes wyraźnie jednak dowodzi ich potrzeby oraz tworzy odpowiednie
struktury w zakonie, by tak uzdolnionych wojowników w sobie zawrzeć – większość
więc kodeksowym zakonów z pewnością wystawiać będzie na polach bitew
miotających pieruny ogniste-siarczyste wojowników w błękicie.
Skąd nazwa ‘Kronikarz’? Dlaczego praktyczni
‘czarodzieje’ noszą tytuł, który nie brzmi i nie bardzo odpowiada ich
potencjałowi i mocom? Cóż, głównie dlatego, że to ich rola! Librarium nie
nazywa się tak dla zabawy a kronikarze w istocie zajmują się właśnie kronikami –
sprawują pieczę nad obfitymi bibliotekami zakonu, spisują jego dzieje w
dokładnych detalach, studiują przeszłość i historię, znają na pamięć setki jak
nie tysiące bitew i kampanii, imiona bohaterów, użyte taktyki i manewry.
Studiują zachowania ksenos, poznają tajemnice ich poczynań, motywów, a nawet
mocy i technologii. Członkowie Librarium to zaiste chodzące podręczniki,
wypełnieni wiedzą po brzegi, będąc zarówno jej orędownikami jak i strażnikami.
Oczywiście niezwykłe rygory jakie
są konieczne do tego, by panować nad psionicznymi mocami jak i dbać o czystość
ducha i umysłu kronikarzy powoduje, że Librarium nie jest tak swobodną ‘kastą’
jak Kapelani czy Techmarines, którzy stanowią instytucję sami w sobie w dużej
mierze. Członkowie Librarium mają ścisłą własną hierarchię, przynależne temu
obowiązki i estymę – i tak początkujący kronikarz to Lexicanium, adept, który dopiero w pełni poznaje swoje moce, który
najpewniej nigdy nie użył ich jeszcze w walce. Wypełniają też bazową rolę w
wielkiej kopalni wiedzy zakonu, spisując każdą potyczkę, relacjonując
zdarzenia, katalogując je zgodnie z systemem. Drugi poziom to Codicier, którzy zarządzają młodszymi
aspirantami, uczą ich i wskazują drogę. Są to też pierwsi kronikarze, którzy
realnie używają swoich mocy na polach bitew. Najstarsi rangą członkowie tej
kasty to Espistolaries – mistrzowie we
władaniu mocami osnowy, którzy nie tylko stanowią niszczycielską moc w starciu,
ale też mają tak daleki ‘psychiczny wzrok’ i tak czułe zmysły, że służą również
do komunikacji na ogromne dystanse poprzez telepatię w osnowie. Ostatni tytuł
jest unikalny, znaczy, może być tylko jeden Chief
Librarian – przewodnik Librarium, najpotężniejszy i najbardziej
doświadczony z psioników zakonu, który naucza i pilnuje swoich podopiecznych i
podwładnych, którego moc jest niezwykła i nieporównywalna z żadnymi innymi psionikami
imperium, ba, często nawet przekraczające możliwości najpotężniejszych
psioników xenos.
Oczywiście, jak to zakonami
Astartes bywa, choć znajdą się takie, które w teorii różnią się zaledwie
kolorem chlapniętym na pancerzu, to są i takie, które ostro wyróżniają się z
tłumu i zupełnie odmienne podchodzą do swojej organizacji i wewnętrznego
funkcjonowania. Tak i pod względem adeptów dzierżącym moc spaczenia znajdą się
różne wyjątki od reguły i nietypowe odstępstwa od normy. Jednym z najostrzejszych
jest zdanie Czarnych Templariuszy na temat posiadania w zakonie kronikarzy
dzierżących psychiczne moce – ogólnie rzecz ujmując, stosik albo szybka śmierć,
to im się należy. Ci marines są uważani za fanatycznych nawet przez innych
astartes, a to już o czymś świadczy, kiedy psycho-indoktrynowany superczłowiek
mówi ci, że jesteś fanatykiem… Uważają oni, że wszelkie obcowanie z Osnową jest
heretyckie i powinno być zakazane i eliminowane. A spisywaniem historii zająć
się mogą ci bracia templariusze, którzy akurat mają na to parcie, nie ma
problemu. Zresztą, neofita zamiast spać, może spisywać dzieje swojego mistrza.
Kosmiczne Wilki, naturalnie, również muszą się wyróżniać, bo u nich wszystko
działa inaczej – by było wesoło, Leman Russ odrzucał wszelkich psioników i
pomysł na posiadanie i chowanie tychże pośród braci marines jako heretycki,
grzeszy, nazywając cały proces po prostu czarną magią. Nie przeszkadzało to
jednak psionikom zakonu, którzy – nazywani Kapłanami Runów czy Skaldami –
dzierżą psioniczne moce, dzięki którym kształtują pogodę, przepowiadają
przyszłość i wzmacniają swoje siły. Oczywiście w oczach Wilków to jest w
porządku, bo to żadne tam demoniczne moce, tylko dobra, poczciwa, domowa magia!
Kronikarze w
teorii mogą mieć najmniejszy wpływ na kształt i tło fabularne zakonu… Chyba, że
ich nie ma! Pozbywając się ich mocno limitujemy naszą armię, ale dodajemy jej
unikalnego smaku. Nie musimy się jednak posuwać do tak drastycznych metod, bo
przecież może uzdolnieni psionicy naszego zakonu również funkcjonują pod inną
nazwą, mają nieco odmienną rolę, tak jak właśnie Runiczny Kapłani wilków z
Fenrisa czy też Stormseers zakonu Białych Szram, którzy również czerpią z
szamanistycznych tradycji rodzimej planety i wykorzystują psioniczny potencjał
do wzmacniania rytuałów i zaklęć znanych jeszcze ich przodkom? Być może nie
tylko kształtuje to sposoby używania potencjału spaczenia w ich mocach, ale określa
również ich dodatkowe role?
Ot, kronikarze
Srebrnych Czaszek znani są z dywinacji i przepowiadania przyszłości aż do tego
stopnia, że cały zakon zamiast kierować się rozkazami czy wołaniami instytucji
imperialnych podąża sobie znanymi ścieżkami, słuchając z uwagę i wypełniając co
do joty przepowiedziane słowa swoich kronikarzy? Może tak jak Skaldowie
Kosmicznych Wilków zamiast bawić się w spisywanie nudnych ksiąg, uczą swych
braci sag i historii tak, jak to robiono na Fenris od tysiącleci, czyli dzięki
słownym przekazom – w pieśniach i bajaniach? Możliwości, jak widać, jest
naprawdę mnogość! Warto jednak dodać, by zanadto nie szaleć w tej gestii, bo
kontrola połączona i wynikająca ze strachu ludzkości przed psionikami powoduje,
że wszelkie odstępstwa od normy będą z pewności rzucać się w oczy Inkwizycji,
która wcale nie broni od tego, by skazać cały zakon na czystkę, jeżeli padnie
podejrzenie, że ich praktyki są… zbyt nieortodoksyjne.
Librarius zakonu
Łowców Smoków szybko zapełniał się swojami i kryształami danych, kiedy to pierwszy
wyszkoleni kronikarze poczęli spisywać historie swoich klanów i ich rodzimej
planety. Struktura tej kasty była żywcem wzięta z Codex Astartes – metodologie,
nauki oraz organizacja zawarta na kartach tego traktatu w pełni odpowiadała
nowo powstałemu zakonowi, ale szybko znaleziono pewne odstępstwa od normy –
przede wszystkich okazało się, że psionicy pochodzący z rodzimej planety Łowców
Smoku potrafią świetne i szybko zapanować nad psionicznymi darami… Ale
wykorzystują je tylko poprzez ogień, stając się wybitnymi piromantami, którzy
jednak mają ogromne trudności z opanowaniem dowolnej innej gałęzi dostępnych
psionikom mocy. Mimo to władają ogniem w sposób śmiercionośny i skuteczny do
tego stopnia, że zakon zamiast próbować zwalczać ten niedostatek, przyjął ów
cechę za wartościową cnotę, i teraz szkoli swoich kronikarzy tylko w mocach
manifestujących się poprzez ogień. Być może nie będą oni tak elastyczni jak
psionicy innych zakonów, ale spustoszenie i zniszczenia jakie będą siać pośród
wrogów Imperium przy pomocy ogni immaterium z pewnością przejdą do legend!
Jak widzimy na powyższych przykładach nawet niewielkie modyfikacje i
odstępstwa od ustalonej normy pośród tych trzech typów ‘specjalistów’ na łamach
kosmicznych marines tworzą zupełnie odmienny obraz zakonu! Ot, nasi Łowcy
Smoków to świetni kowale z dużą liczbą wyszkolonych techmarines, ich kapelani
zaś aktywnie pomagają w procesie rekrutacyjnym a psionicy parają się tylko mocami
powiązanymi z ogniem… Ładny i unikalny obraz nam to daje, prawda? Oto uzbrojeni
w obsydianowe miecze i odziani w łuskowane skóry megadinozaurów wojownicy
przedzierają się przez hordy wrogów, psioniczne płomienie braci kronikarzy
zwęglają kości przeciwników, którzy stanęli im na drodze. Nasz zakon powoli się
klaruje! Teraz pytanie do was, mili czytelnicy – część piąta może być
poświęcona jednemu z dwóch tematów, i to wy, mam nadzieję, pomożecie wybrać!
Czy odcinek piąty poświęcić Rytuałom, Tradycji i
Odznaczeniom zakonu, czy też skupić się na Taktyka i prowadzeniu wojny, czyli z czego zakon jest
znany w galaktyce? Wasz wybór!
Dla mnie, totalnie zielonego w kwestii fluffu W40k, te artykuły są rewelacyjne... Już smaruję fabułę pod nowy zakon. Mam zamiar wykorzystać większość furtek, opisanych przez Ciebie, do stworzenia zakonu innego od wszędobylskiego kanonu ;) Ten artykuł wymusił na mnie pewne zmiany i pewnie tak będzie z każdym nowym tekstem. Także czekam na pozostałe teksty z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
L
Artykuł jak zawsze pierwsza klasa, masz waćpan talent do lania wody i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu! Jednakże Łowcy Smoków wydają się bardzo podobni do Salamander, to zamierzony efekt? :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moja niestrudzona pisanina się podoba - niejaka znajomość fluffu się przydaje! Chciałbym również poprosić by pomóc mi w ustaleniu tematu na kolejny odcinek, jak pisałem w ostatnim akapicie ;)
OdpowiedzUsuńManiex, owszem, uznałem, że tak będzie łatwiej pokazać na przykładzie w jaki sposób zakon taki jak np. Salamandry właśnie mogą zostać uformowane przez różne czynniki wpływające na kształt zakonu. Różnice są jednak widoczne, od, głównymi wyróżnikami marines z Nokturnu są ich rodzinne więzy oraz czarna karnacja, obie rzeczy nie istniejące na łamach Łowców Smoków. Podobnie Łowcy Smoków mają strukturę zakonu bardziej jak Żelazne Dłonie, niż Salamandry, które w sumie ładnie wpasowały struktury kodeksowe do swojego legio- kaszl, zakonu ;)
Lechu no musisz mi wybaczyć XD Ale taki był zamiar, po części od początku - tekst powstał głownie jako kontr-reakcja na niektóre szatańskie wymysły, jakie widywałem na stołach i jakie ludzie wymyślali do swych zakonów. Jak pisałem w pierwszym odcinku, jest okej, kiedy ktoś sobie zrobi Kosmiczne Żółwie, pod warunkiem, że nie próbuje udawać, że to wszystko jakoś się trzyma kupy - moje teksty mają właśnie pomóc temu, by ów 'tło fabularne' zarówno pomagało wyjaśnić, dlaczego nasz zakon ma to i to, działa tak i tak, jak i zrobić to w taki sposób, by miało to ręce i nogi ;)
Chętnie bym przeczytał o rytułałach, tradycji i odznaczeniach jako, że w tej materii nie mam na razie żadnego pomysłu...
UsuńJeden i drugi temat ciekawy, więc będziesz musiał napisać obydwa ;-) Mógłbyś też zrobić konkurs dla swoich czytelników na najciekawszy customowy zakon. Głosowaliby sami użytkownicy za pomocą ankiety, a 3 najlepsze zakony w ramach nagrody dostałyby stosowny komentarz od Ciebie :-)
UsuńTak też zrozumiałem Fireanta - napisze obydwa, ale nie jest zdecydowany który najpierw ;)
UsuńMyślę, że warto rozwinąć wątek wybranej taktyki. Na przykład dlaczego konkretny zakon preferuje motocykle, a inny woli deszcz drop podów. Można też pomyśleć o opisaniu relacji z ulubionym sojusznikiem (np. ktoś do swojego zakonu lubi dodać kontyngent Wilków lub Gwardii Imperialnej - chyba warto opisać dlaczego).
OdpowiedzUsuńWszystko jedno, byle częściej, więcej i równie smakowicie. Mimo, iż uważam się za weterana czterdziestki to czytam ten cykl z olbrzymim zainteresowaniem i przyjemnością.
OdpowiedzUsuńA ja bym chętnie poczytał o tradycjach.
OdpowiedzUsuńPryz okazji, mała prośba, jak będziesz miał wolna chwilkę, skrobnąłbyś coś o flotach Spejsów?