25.11.2013

[25.XI.2013] Zróbmy Aniołów Śmierci, CZ.4


Niedziela, według bardziej gorliwie wierzących, jest podobno pierwszym dniem tygodnia. Nie sprzeczam się, choć dla mnie weekend zawsze był koronacją pięciu dni roboczych, tak więc smuta poniedziałku jest dla mnie dniem rozpoczynającym kolejną rutynę. Nie ma to tamto jednak i pora brać się do roboty – ostatnie dni były dla mnie raczej ciężkie jeżeli chodzi o krystalizację wolnego czasu; nie dość, że niefortunne zatrucie pokarmowe (*where you will be when diarrhea strike?*) wybiło mnie z rytmu i uśmierciło mi wolne dwa dni, to nowa praca już zaczyna dawać o sobie znać, choć jeszcze przecież oficjalnie jej nawet nie rozpocząłem! No ale cóż, nie ma lekko, z czegoś trzeba żyć, nie samymi figurkami człowiek żyje. Mimo to blog leży kilka dni odrobinę zaniedbany, czas najwyższy dopiąć miesiąc w sposób kunsztowny i elegancki, czyli codziennymi wpisami aż do grudnia, prawda? Do dzieła zatem.

Z radością zauważyłem, że cykl ‘Zróbmy sobie Aniołów Śmierci’ traktujący o powstawaniu zakonów astartes oraz stanowiący swoisty poradnik jak zbudować swój własny fluff, heraldykę i tradycję do naszych własnych braci-wojowników cieszy się wielkim wzięciem i zainteresowaniem aż do stopnia, w którym otrzymuje wiadomości z delikatnym ‘szturchaniem’ od czytelników, kiedy będzie kolejna część! Z radością informuje, że odpowiedź brzmi… Właśnie teraz. W pierwszym odcinku wyjaśniłem na przykładach jakie są powody powołania nowego zakonu i jak cały proces się odbywa. Drugi odcinek traktował o planetach-zakonnych, czyli gdzie osiedlają się nowo-powstali zakonnicy bolterowi i dlaczego część z nich wybiera podróże po galaktyce na gwiezdnych okrętach. Trzecia część zaś dotykała tematu rekrutacji i dziesiątej kompanii zakonu, czyli wszystko na temat świeżej krwi. Dziś zaś, zgodnie ze wcześniejszą zapowiedzią, dotkniemy tematu ‘specjalistów’ oraz tego, jak bardzo kształtują oni obraz nowo powstałego zakonu – kapelani, kronikarze i frater astrotechnicus!

Specjaliści i dlaczego są ważni dla zakonu?

Ktoś może zapytać cóż to za wybór na temat? Dlaczego niby coś takiego jak kapelani, techniczni marynarze czy psionicy zakonu mieli jakikolwiek większy wpływ na to /czym/ zakon jest? Oni przecież tam są, 99% zakonów posiada ich pełen zestaw, spełniają swoją rolę… Jest ich nie za mało, nie za dużo i gdzieś tam się w tle panoszą, robiąc swoje. W teorii tak właśnie jest najczęściej – ot, kiedy spojrzymy na takich Ultramarines czy Imperialne Pięści to można by rzec, że żaden z ów ‘specjalistycznych kręgów’ się nie wyróżnia i stanowi tło dla zakonu. Są, bo muszą, i bo wypełniają swoimi zadaniami odpowiednie luki w armii. Jednak są też inne przykłady… Zakony, które są w pełni definiowane przez fakt, że jeden z ów gatunków specjalnych marines niejako wiedzie w zakonie prym! Ot wszelkie pociotki Żelaznych Dłoni z nimi samymi, gdzie Techmarines pod radosną nazwą Żelaznych Ojców łączą w jednej osobie rolę kapelana i technika, gdzie traktowani są z najwyższym szacunkiem. Synowie Meduzy, gdzie w ogóle to właśnie Techmarines rządzą zakonem, a Ojcowie Kuźni stanowią kluczowy element decyzyjny. A może Czarni Templariusze, którzy odmawiają posiadania kronikarzy i wszelkiej maści „plugawych” psioników a nadrabiają kohortami kapelanów do światłego przewodzenia braćmi? Albo Mroczne Anioły, które choć psioników mają, też szkolą sporo specjalistycznych kapelanów-interrogatorów? A co powiedzie na Krwawe Kruki, zakon znany z tego, że obfitował w psioników?

Dałem dobre przykłady? Jak widać to, jaką aktualnie rolę i jak dużo danych specjalistów tego rodzaju jest w zakonie potrafi znacznie wpłynąć na to, jak ów zakon funkcjonuje. Albo odwrotnie… Funkcjonowanie danego zakonu określa, ilu ich jest i co na łamach swojego zakonu robią. Tak czy owak są oni ważnym elementem kształtowania zakonu i nie należy pominąć ich roli w kształtowaniu go, ponieważ to właśnie różnice i zmiany w zakresach obowiązków i roli tychże specjalistów są najczęstszymi i przeważnie najgłębszymi odstępstwami od słów zawartych w Codex Astartes – ot, warto zauważyć, że choć Codex dokładnie określa liczbę braci-wojowników na 1000, to nigdzie nie stwierdzono limitu ‘specjalnych kadr’ – tak więc kapelani, kronikarze czy właśnie techmarzynarze nie wliczają się do ów liczby i w teorii można ich mieć dodatkowo ze stu jak nie więcej. Dlatego właśnie tematem dzisiejszej wykłody będą właśnie oni – przedstawię pokrótce kim są, jak się ich szkoli, jakie role spełniają na łamach zakonu i oczywiście podam przykłady znane nam z aktualnego tła fabularnego, gdzie i w jaki sposób ich przewaga lub też brak powoduje ‘odgięcie’ się zakonu od litery kodeksu.

Techmarines – skrzynka narzędziowa astartes!

Zostać techmarynarzem nie jest łatwo. I nie chodzi nawet o konieczność spędzenia trzydziestu terrańskich lat na Marsie w celu pochłonięcia i przyswojenia ogromnych zasobów wiedzy. Nie chodzi nawet o to, że Mechanicum niekoniecznie łaskawym okiem patrzy na tę konieczność, czasem dość niechętnie przyjmując adeptów astartes w swoje szeregi, robiąc to głównie za wymogiem starożytnych traktatów łączących Imperium Ludzkości z Marsem. Największym problemem jest izolacja – Techmarine po swoim szkoleniu staje się żołnierzem podwójnej lojalności, krwią i genetyką połączony ze swoim zakonem i swoimi braćmi, jednak umysłem i wiarą mocno zakorzenionym w kulcie maszyny. I niestety, ani jedni, ani drudzy przeważnie nie czują wielkiej miłości do takiego adepta… Dla swoich braci Astartes jest on w najczęściej odludkiem i dziwakiem, który pielęgnuje obcy kult, który ma własne rytuały i tradycje, który odizolowany jest od spraw zakonu i bardziej cierpi z powodu utraty transportera niż brata-wojownika. Dla kultystów z Marsa jest on zaś jednym z niższej kasty adeptów w najlepszym wypadku, a w najgorszym – heretekiem, który nagina a czasem nawet łamie święte prawa i kodycyle tylko po to, by lepiej dostosować maszyny do wojny.

Jak widać bycie Frater Astrotechnicus (*nazwa z Wysokiego Gotyku*) nie jest łatwe, ale też w dużej mierze rzadko dopieka poszczególnym adeptom astartes, którzy decydują się na tę drogę – widzicie, by zostać wysłanym na Marsa w celu technologicznej i inżynieryjnej edukacji trzeba wykazać się właśnie pewnym zamiłowaniem do technologii… Są to więc bracia, którzy jeszcze przed swoim wstąpieniem w szeregi kultystów maszyny raczej nie byli zbyt towarzyscy, a woleli przesiadywać nad swoim pancerzem czy bolterem, czy też w maszynowniach. Sami więc często chętnie decydują się na pogłębienie swojego zainteresowania, wiedząc, że choć ich rola odizoluje ich od braci, to jednak staną się oni absolutnie kluczowym elementem funkcjonowania każdego zakonu, i choć nie raz spotykać się mogą z chłodnym traktowaniem od swoich braci, to jednak nikt nigdy nie odbierze im estymy i szacunku – bez nich, zakon zwyczajnie nie może działać, bo to oni odpowiedzialni są za naprawy licznych wojennych maszyn, to oni błogosławią i reperują arsenał, to oni tworzą nowe, wyśmienite pancerze i artefakty… Gdyby porównać zakon do okrętu, to techmarines ów zakonu stanowią głównego inżyniera. Można zadać sobie pytanie, jaki kapitan wypłynął by w rejs okrętem bez inżyniera na pokładzie?

O ile kronikarze i kapelani nie występują w każdym zakonie, to żadne źródło nie donosi o istnieniu choć jednego zakonu, który nie posiada na swoim stanie chociażby nielicznej grupy tych specjalistów. Zwyczajnie jednostka wojskowa bez kadry inżynierów nie ma prawa funkcjonować, tak więc Techmarines znajdą się na każdym okręcie Astartes, w każdej fortecy zakonnej, świecą dumnie swoim czerwonym pancerzem i Machina Opus, symbolem kultu maszyny. Nie należy też zapominać, że to nadal są bracia astartes, wyśmienici i śmiercionośni wojownicy, którzy dodatkowo regularnie uzbrojeni są a mistyczne bronie, wyśmienitej jakości zbroje (*które przecież sami doprowadzają do perfekcji*) i stanowią oni fantastyczną siłę na polu walki, która nie tylko utrzymuje maszyny wojny w działaniu, ale też udziela wsparcia ogniowego tam, gdzie jest ono konieczne, obsługuje artylerię oraz nie pozwoli, by święte maszyny padły porzucone na polu bitwy.

Nie należy jednak właśnie zapominać, że choć Techmarines znajdują się na łamach każdego zakonu, to jednak zakony często się różnią w ich podejściu do tejże „wewnętrznej kasty”. I choć sytuacja w większości zakonów wygląda tak, jak przedstawiono powyżej, i bracia techmarines przeważnie znajdują przyjaciół i towarzyszy tylko we własnym gronie, to jednak są zakony w którym odgrywają oni nie raz znacznie ważniejsze role albo są traktowani z zupełnie inną estymą i podejściem. Najbardziej obrazowym przykładem jest zakon Żelaznych Dłoni i praktycznie wszyscy znani nam sukcesorzy tego zakonu, gdzie Techmarines  - noszący miano Żelaznego Ojca – stanowią podwójną rolę, wypełniając obowiązki zarówno kapelanów jak i inżynierów i techników zakonu. Są oni traktowani z najwyższym szacunkiem, ich słowo jest nieomal święte a ich pozycja w zakonie – bardzo mocna. Żaden dowódca klanu nie śmiałby zignorować słów swojego Żelaznego Ojca.

Astartes tego zakonu ogarnięci są bowiem palącą potrzebą zastępowania słabego ciała mocną stalą, i traktują technologię z czcią niemalże porównywalną z tą prezentowaną przez kult maszyny. Kolejnym przykładem są Synowie Meduzy – pociotki Żelaznych Dłoni, którzy mają w swoich szeregach wielką liczbę techmarines tworzących razem tzw. „Chamber Ferrum”, organ doradczy zakonu, którego głosu też żaden Żelazny Tan nie zignoruje. Interesująca odmianą są również Kapłani Żelaza na łamach zakonu Kosmicznych Wilków, którzy w praktyce wykonują dokładnie te same czynności co Techmarines innych zakonów, ale cieszą się znacznie lepszą reputacją, jako że na planecie Fenris status kowala zawsze był wysoki i cieszył się powszechnym szacunkiem. Wilki czują wielką estymę wobec tych mistrzów, którzy tworzą ich broń i znają tajniki technologii, które dla wielu wilków jest niczym mroczna i tajemna magia.

Warto dodać, że często status Techmarines w zakonie wpływa pośrednio lub nie na kontakty z Marsjańskim imperium! Zakony takie jak Ultramarines czy Imperialne Pięści z racji na swoją bogatą historię, renomę i wpływy nie muszą się zbytnio przejmować takimi politycznymi konszachtami, gdyż wsparcie wszelkich instytucji połączonych imperiów jest im niejako zapewnione, ale mniejsze, mniej znane zakony muszą się starać w dużej mierze na własną rękę o dobre stosunki z różnymi instytucjami zarządzającymi domeną ludzkości, wliczają w to właśnie Kult Maszyny – który choć nie odmówi pomocy w krytycznej sytuacji, to nie ma obowiązku wspierania i pomagania zakonom astertes bez aktualnej presji ‘z góry’. Trudno się więc dziwić, że Żelazne Dłonie często mają wsparcie zbrojnego ramienia Mechanicum, często wzajemnie współpracują i wymieniają się przysługami. Trudno też się dziwić, że takie zakony jak Synowie Meduzy czy Brązowe Szpony pomimo w teorii młodego wieku mają na stanach relikty wysokiej wartości, jak zbroje terminatorskie, sarkofagi drednotów czy nawet bardziej ezoteryczne wzory pojazdów i uzbrojenia.


Jak widzimy powyżej, sam fakt występowania Techmarines w zakonie o niczym nie świadczy, bo są oni integralną częścią każdej takiej zbrojnej organizacji – co jednak może zmienić obraz funkcjonowania zakonu, to to, w jaki sposób są traktowani, jaką rolę na łamach zakonu spełniają, ilu ich tam jest i jak sami bracia odnoszą się do technologicznie skrzywionych zelotów i samego Kultu Maszyny. Wbrew pozorom ma to wpływ na wiele różnych rzeczy – ot, standardowy problem ‘nowego zakonu’, czyli jak we fluffie wyjaśnić, że świeży, nowy zakon ma oddziały terminatorów, drednoty, maszyny wszelkiej maści, które przecież są jednak reliktami, niezwykle cennymi, trudnymi w produkcji, oddawanymi tylko tym zakonom, które albo wykazały się na przestrzeni wieków jak nie tysiącleci… Albo mającymi świetne kontakty z fabrykatorami tych technologicznych cudów! Jeżeli więc potrzebujecie szybkie i łatwe rozwiązanie na dodanie szerokiego arsenału do zakonu, to dobre układy z kultem Mechanicum poprzez odpowiedni szacunek dla frater astrotechnicus jest idealnym i prostym rozwiązaniem!

Łowcy Smoków szybko okazali się zakonem o mocnych kowalskich tradycjach – ich wulkaniczna planeta wymagała, by sztuka tworzenia broni z obsydianu i czarnego żelaza była rozwinięta i kluczowa w celu utrzymania klanów wojowników przy życiu, tak więc mistrzowie kowalstwa cieszyli się wielką estymą i poważaniem w klanie. Trudno się dziwić, że pośród nowych astartes odnalazła się nad wyraz spora grupa chętnych adeptów do pobierania nauk Marsa i poznać sekrety technologii aniołów śmierci. Po pierwszym półwieczu zakon cieszył się liczną grupą tech-kowali, gdzie każdy klan czerpał wielką dumę z dzieł i pracy rąk swoich techmarines. Ich wyśmienite kontakty i szacunek wobec Kultu Maszyny zaowocował rozpoczęciem dobrych relacji i wraz z prośbami administracji Terry wiadomym jest, że adepci czerwonej planety już rozpoczęli proces dozbrajania zakonu w sprzęt konieczny do walki z tak niebezpiecznym przeciwnikiem jakim są tyranidzi.


Kapelani – strażnicy tradycji lub też klechy szturmowe?

Kapelani zakonów Astartes to ponure figury odziane w czarny pancerz, przyozdobiony licznymi relikwiami i zdobyczami upadłych wrogów, z hełmem w stylu ‘maski śmierci’, prezentującym przeważnie ludzką czaszkę. Jest to dość ciekawe stanowisko i tytuł, ponieważ jest relatywnie młodą pozycją, powstałą wraz z Edyktem Nikejskim, który to edykt nie tylko miał wyłączyć użycie mocy psionicznych z sił legionów i wdrożyć braci-psioników w ramy regularnych braci wojowników, ale by ów zadanie zostało poprawnie wykonane, stworzono właśnie instytucję Kapelana – który w tamtych czasach pełnił bardziej rolę ‘strażnika poprawnego myślenia’. W czasach poprzedzających herezję wszelka religia czy doktrynerstwo związane z kultami nie wchodziło w rachubę, i tytuł mógł być mylący… Bo nie wiele miał wspólnego z wiarą, a sporo z indoktrynacją i można powiedzieć ‘policją myśli’ – Kapelani odpowiadali za pilnowanie ówczesnych braci-bibliotekarzy, by ci grzecznie przyjęli swoją nową rolę, a przy okazji pilnowali, by legion zdrowo podążał ścieżką Imperialnej Prawdy.

Niejako ironia losu okazał się fakt, że pierwszym legionem, który przyjął ów pozycję z wielkim entuzjazmem okazał się pierwszy zdradziecki legion, czyli Niosący Słowo… Którzy to pozycję Kapelana na łamach swojego legionu posiadali już znacznie wcześniej. Za co zresztą zostali ukaraniu i przytemperowani na świecie Khur, ale to zupełnie inna historia. Współcześni kapelani nie mają wiele wspólnego ze swoimi poprzednikami z czasów Herezji – jedyne co ich łączy tak naprawdę mocną więzią to to, że nadal by zostać Kapelanem trzeba być astartes o absolutnie niezachwianej lojalności i fanatycznym zapale. W 41 tysiącleciu Kapelan to starszej rangi oficer, w poszczególnych kompaniach drugi po kapitanie, którego obowiązki głównie odnoszą się do kultywowania rytuałów i tradycji zakonu oraz do indoktrynowania nowicjuszy, zapoznawania ich ze szlachetną historią zakonu, zapoznawanie ich z rytuałami i tradycjami i krzewienie tak samo fanatycznej weneracji Imperatora.

Tutaj warto zauważyć pewne rozbieżności z naukami Eklezjarchii – Astartes, z nielicznymi wyjątkami, nie akceptują Imperialnego Kultu w takim kształcie, jaki jest on narzucany wszystkim innym obywatelom Imperium. Zwyczajnie, tak jak w czasach, kiedy Imperator wędrował przez gwiazdy we własnej osobie, nie wierzą oni w boskość Imperatora – nie zmienia to jednak faktu, że czczą go jako najbardziej doskonałą ludzką istotę, ich ojca, wzór wszelkich wzorów, wojownika doskonałego. Imperator jest dla Astartes jaśniejącym, niezatartym przykładem i wiara w jego moc i potęgę jest słuszna, bo nie oparta na zabobonach, lecz faktach – marines wiedzą, jak potężną istotą jest Imperator, pamiętają jego tytaniczne dzieła i wyczyny i ich duchowym celem jest niejako próba osiągnięcia doskonałości zarówno swojego prymarchy jak i Imperatora. Dodatkowo celem takiej psycho-indoktrynacji jest zaszczepienie w braciach Astartes absolutnie fanatycznego oddania dla Imperatora aż do momentu, w którym marines z entuzjazmem odda życie w jego Imieniu, bo jak powiedział Kapelan drugiej kompanii Karmazynowych Pięści – Jeżeli oddajesz życie w Imię Imperatora, nie oddajesz go nadaremno.

Jak można się domyślić, rola Kapelanów w zakonie jest niezwykle ważna i kształtująca, bo to oni są strażnikami tradycji, to oni znają i prowadzą wszelkie a liczne rytuały bractwa wojowników. To oni wiedzą, jakie słowa i jakie przysięgi muszą wypowiedzieć neofici, to oni pilnują świąt i jubileuszy wielkich wydarzeń zakonu. Astartes, wyprani ze znacznej części ludzkich emocji, czerpią w tym niejaką dumę i radość – to, co im pozostało to braterstwo i szlachetna duma, a Kapelani wypełniają obie te potrzeby spajając braci w modlitwach, naukach i liturgiach a także dając im liczne powody do dumy, nauczając ich historii, wielkich dzieł i dokonań, dając przykłady do aspirowania oraz inspirację do większego poświęcenia. Tym bardziej, że Kapelani to nie są żadni tak wymizerowani kapłani – to oczywiści Astartes, i to jedni z najlepszych w zakonie. Ich dedykacja i fanatyzm dodaje im sił. Są znani z tego, że są całkowicie i absolutnie nieugięci, niezależnie z jakim zagrożeniem się spotykają. Braci-Kapelanów spotka się na polu bitwy tam, gdzie przelew krwi jest najgęstszy, gdzie walka jest najostrzejsza. Bo niszczenie wrogów Imperatora jest aktem niemalże świętym, i w ten sposób wielbi się i chwali jego imię!

Tutaj muszę wspomnieć dlaczego ów kasta ma tak znaczny wpływ na to, jak funkcjonuje dany zakon. Cóż, sam fakt, że są strażnikami tradycji i rytuałów powinien wystarczyć co do realizacji na jak wiele różnych dziedzin codziennego żywota swoich braci oddziałują, pośrednio lub bez. Jednak warto dodać, że od zakonu do zakonu kapelani różnią się dość znacznie! Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że im zakon starszy, tym więcej posiada własnych rytuałów, tym bogatszą historię a co za tym idzie, tym więcej tradycji do zachowania i pielęgnowania. Ciekawym przykładem tego, jak Kapelani kształtują obraz zakonu są dwa wielkie zakony, spuścizny legionów Kosmicznych Wilków oraz Mrocznych Aniołów. Mroczni Aniołowie to zakon niezwykle zrytualizowany i sekretny nawet w swoich własnych, wewnętrznych strukturach – nie dziwi więc fakt, że ranga kapelana jest trzymana w należnej estymie a i samych kapelanów jest zdecydowanie więcej, niż w pozostałych zakonach… Głównie dzięki unikalnej randze Kapelana-Interogatora, który na celu ma poszukiwanie i polowanie na Upadłych Marines zakonu i wymierzanie im słusznej kary, dając im szans na wyjawienie swojego grzechu i oczyszczenie się z niego poprzez swoją śmierć. Kosmiczne Wilki zaś prezentują dość wymieszaną rolę Wilczego Kapłana, który niejako łączy ze sobą zarówno obowiązki Kapelana jak i, w dużej mierze, konsyliarza zakonu – nie tylko odpowiadają oni za stan umysłu swoich dzikich braci, ale również za stan ich ciał, dbając o ich zdrowie na wszelkich możliwych płaszczyznach. Dodatkowo są oni odpowiedzialny za rekrutację nowych wojowników, tak więc często podróżują oni po wioskach Fenrisa w poszukiwaniu obiecujących młodzieńców. Warto też tutaj wyłowić specjalnych kapelanów zakonu Egzekutorów, tak zwanych ‘Death Speakers’, którzy mają na celu bardzo dokładne spisywanie wszelkich walk i potyczek, gdyż w ich zakonie renomę i szacunek można zdobyć tylko możność pochwalenia się solidną liczbą uśmierconych wrogów Imperium. Zakon ten również obfituje w kapelanów, którzy również są… Strażnikami porządku! Zakon toleruje, ba, zachęca do wzajemnego mordobicia i to kapelani muszą pilnować, by ów rękoczyny nie kończyły się śmiertelnie, przynajmniej nie za często.


Jak widać na powyższych przykładach wystarczy relatywnie niewielkie odstępstwo od normy w roli i obowiązkach kapelana, by zakon przy ich pomocy nabrał zupełnie nowego wymiaru i prezentował odmienny charakter do pozostałych zakonów. Naturalnie kiedy będziemy tworzyć tradycje i rytuały zakonu to właśnie na kapelanów spada obowiązek ich utrzymania, ale niewiele trzeba, by dodać do tych ponurych postaci odrobinę własnego smaku – odmienny tytuł, dodatkowa rola, nawet drobna, i już mamy wyróżnik, który może stać się apetycznym dodatkiem budowie fluffu naszej armii jak i wyjaśnić mniej lub bardziej nieortodoksyjne rozwiązania w sposób zwięzły i elegancki, z którym ciężko będzie dystukować! Może nasi kapelani biorą aktywny udział w szkoleniu i wyłapywaniu potencjalnych rekrutów? Może są też spowiednikami i powiernikami sekretów swoich braci, jedynymi osobami, z którymi bracia mogą być w pełni szczerzy i wylewać swoje zwątpienia i żale poza hierarchią? A może nasi Kapelani odpowiedzialni są za potężne relikty zakonu, i wydzielają je wybranym na własnej konklawe czempionów zakonu? Wiele możliwości do oddania ich dostatecznie mocnej pozycji w zakonie, by wpływali na aktywne kształtowanie jego obrazu.

Kapelani zakonu Łowców Smoków nie tylko pilnują pośród swoich braci czystości ich myśli i nie tylko krzewią gorący ogień wierności i lojalności wobec Imperatora, nauczając o jego wyczynach, dziejach i mądrości, ale też biorą aktywny udział w odnajdywaniu obiecujących młodzieńców. Kapelani danego klanu regularnie wizytują wioski należące do klanu i przeprowadzają brutalne walki dla odważnych młodzieńców, oceniając ich sprawność, siłę woli i brutalną siłę – najlepsi z nich dostąpią zaszczytu przejścia próby inicjacji, która da im szansę dołączenia do zakonu i przejścia transformacji z Anioła Śmierci… W prawdziwego Łowcę Smoków.



Kronikarze – wsparcie czy przekleństwo?

Psionicy nie mają łatwego życia w ponurym wszechświecie – nie dość, że wszędobylska groźba demonicznego opętania wisi nad nimi w każdej sekundzie ich życia, to jeszcze wszelkie imperialne siły i instytucje z wielkim entuzjazmem wyłapują wszelkich mutantów, u których mutacja objawiła się psionicznymi zdolnościami, po czy albo ukatrupiają na miejscu (*jak bardziej fanatyczni!*) albo rozpoczynają nie mniej przerażający proces żmudnego i śmiertelnego treningu, gdzie jednak znaczny procent potencjalnych kandydatów odpada w przedbiegach. A to oznacza, naturalnie, zgon. Nie jest łatwo być psionikiem. A już podwójnie, jeżeli chce się być dzierżącym moce spaczenia astartes! Już normalna rekrutacja i testy na stanie się aniołem śmierci są wystarczająco mordercze i wyżyłowane, jednak ci, co zdradzają potencjał psychiczny mają jeszcze gorzej, bo obok regularnych treningów i niekończącego się drylu muszą jeszcze poddawać się wycieńczającym treningom umysłu, regularnego skanowaniu oraz kontrolom czystości genoziarna. Słowem? Droga przez prywatne piekiełko – nie mówiąc już o tym, że Psionik nie ma czegoś takiego jak ‘spokojny dzień’. Każda minuta to zagrożenie, każda nieopanowana myśl to drzwi dla demonicznych istot Immaterium. Przechlapane!

Trudno się więc dziwić, że Nikejskie Edykty wydane przez Imperatora tuż przed Herezją Horusa całkowicie zakazały praktykowania „magii”, znaczy się, stosowania mocy eteru i zakończyły kariery wszystkich psionicznie aktywnych członków Librariusa, czyli wewnętrznej struktury legionu, w której ‘wychowywano’ sobie kolejnych potencjalnych psioników. Cała historia edyktu i ostrego werdyktu to w istocie opowieść na zupełnie inny czas, dziś skupimy się bowiem na tym, że pomimo zakazu na dzień dzisiejszy znaczna moc zakonów posiada swój Librarius a w nim kilku czy też kilkunastu adeptów sztuk tajemnych! Kiedy Herezja Horusa stała się przykrą prawdą, prymarcha Ultramarines zdał sobie nagle sprawę z tego, że bez psionicznego wsparcia nie będzie dane im zwycięstwo. Po siedmioletnich czystkach w rozpadającym się Imperium, Guilliman praktycznie zniósł Edykt Nikejski, i choć nigdy nie stało się to w sposób oficjalny, to zakony Astartes – teraz znacznie bardziej swobodne w swoich poczynaniach, będąc niejako samoistnymi ‘księstwami’ – same mogły decydować, co począć z psionicznymi darami pośród swoich braci. Codex Astartes wyraźnie jednak dowodzi ich potrzeby oraz tworzy odpowiednie struktury w zakonie, by tak uzdolnionych wojowników w sobie zawrzeć – większość więc kodeksowym zakonów z pewnością wystawiać będzie na polach bitew miotających pieruny ogniste-siarczyste wojowników w błękicie.

Skąd nazwa ‘Kronikarz’? Dlaczego praktyczni ‘czarodzieje’ noszą tytuł, który nie brzmi i nie bardzo odpowiada ich potencjałowi i mocom? Cóż, głównie dlatego, że to ich rola! Librarium nie nazywa się tak dla zabawy a kronikarze w istocie zajmują się właśnie kronikami – sprawują pieczę nad obfitymi bibliotekami zakonu, spisują jego dzieje w dokładnych detalach, studiują przeszłość i historię, znają na pamięć setki jak nie tysiące bitew i kampanii, imiona bohaterów, użyte taktyki i manewry. Studiują zachowania ksenos, poznają tajemnice ich poczynań, motywów, a nawet mocy i technologii. Członkowie Librarium to zaiste chodzące podręczniki, wypełnieni wiedzą po brzegi, będąc zarówno jej orędownikami jak i strażnikami.

Oczywiście niezwykłe rygory jakie są konieczne do tego, by panować nad psionicznymi mocami jak i dbać o czystość ducha i umysłu kronikarzy powoduje, że Librarium nie jest tak swobodną ‘kastą’ jak Kapelani czy Techmarines, którzy stanowią instytucję sami w sobie w dużej mierze. Członkowie Librarium mają ścisłą własną hierarchię, przynależne temu obowiązki i estymę – i tak początkujący kronikarz to Lexicanium, adept, który dopiero w pełni poznaje swoje moce, który najpewniej nigdy nie użył ich jeszcze w walce. Wypełniają też bazową rolę w wielkiej kopalni wiedzy zakonu, spisując każdą potyczkę, relacjonując zdarzenia, katalogując je zgodnie z systemem. Drugi poziom to Codicier, którzy zarządzają młodszymi aspirantami, uczą ich i wskazują drogę. Są to też pierwsi kronikarze, którzy realnie używają swoich mocy na polach bitew. Najstarsi rangą członkowie tej kasty to Espistolaries – mistrzowie we władaniu mocami osnowy, którzy nie tylko stanowią niszczycielską moc w starciu, ale też mają tak daleki ‘psychiczny wzrok’ i tak czułe zmysły, że służą również do komunikacji na ogromne dystanse poprzez telepatię w osnowie. Ostatni tytuł jest unikalny, znaczy, może być tylko jeden Chief Librarian – przewodnik Librarium, najpotężniejszy i najbardziej doświadczony z psioników zakonu, który naucza i pilnuje swoich podopiecznych i podwładnych, którego moc jest niezwykła i nieporównywalna z żadnymi innymi psionikami imperium, ba, często nawet przekraczające możliwości najpotężniejszych psioników xenos.

Oczywiście, jak to zakonami Astartes bywa, choć znajdą się takie, które w teorii różnią się zaledwie kolorem chlapniętym na pancerzu, to są i takie, które ostro wyróżniają się z tłumu i zupełnie odmienne podchodzą do swojej organizacji i wewnętrznego funkcjonowania. Tak i pod względem adeptów dzierżącym moc spaczenia znajdą się różne wyjątki od reguły i nietypowe odstępstwa od normy. Jednym z najostrzejszych jest zdanie Czarnych Templariuszy na temat posiadania w zakonie kronikarzy dzierżących psychiczne moce – ogólnie rzecz ujmując, stosik albo szybka śmierć, to im się należy. Ci marines są uważani za fanatycznych nawet przez innych astartes, a to już o czymś świadczy, kiedy psycho-indoktrynowany superczłowiek mówi ci, że jesteś fanatykiem… Uważają oni, że wszelkie obcowanie z Osnową jest heretyckie i powinno być zakazane i eliminowane. A spisywaniem historii zająć się mogą ci bracia templariusze, którzy akurat mają na to parcie, nie ma problemu. Zresztą, neofita zamiast spać, może spisywać dzieje swojego mistrza. Kosmiczne Wilki, naturalnie, również muszą się wyróżniać, bo u nich wszystko działa inaczej – by było wesoło, Leman Russ odrzucał wszelkich psioników i pomysł na posiadanie i chowanie tychże pośród braci marines jako heretycki, grzeszy, nazywając cały proces po prostu czarną magią. Nie przeszkadzało to jednak psionikom zakonu, którzy – nazywani Kapłanami Runów czy Skaldami – dzierżą psioniczne moce, dzięki którym kształtują pogodę, przepowiadają przyszłość i wzmacniają swoje siły. Oczywiście w oczach Wilków to jest w porządku, bo to żadne tam demoniczne moce, tylko dobra, poczciwa, domowa magia!



Kronikarze w teorii mogą mieć najmniejszy wpływ na kształt i tło fabularne zakonu… Chyba, że ich nie ma! Pozbywając się ich mocno limitujemy naszą armię, ale dodajemy jej unikalnego smaku. Nie musimy się jednak posuwać do tak drastycznych metod, bo przecież może uzdolnieni psionicy naszego zakonu również funkcjonują pod inną nazwą, mają nieco odmienną rolę, tak jak właśnie Runiczny Kapłani wilków z Fenrisa czy też Stormseers zakonu Białych Szram, którzy również czerpią z szamanistycznych tradycji rodzimej planety i wykorzystują psioniczny potencjał do wzmacniania rytuałów i zaklęć znanych jeszcze ich przodkom? Być może nie tylko kształtuje to sposoby używania potencjału spaczenia w ich mocach, ale określa również ich dodatkowe role?

Ot, kronikarze Srebrnych Czaszek znani są z dywinacji i przepowiadania przyszłości aż do tego stopnia, że cały zakon zamiast kierować się rozkazami czy wołaniami instytucji imperialnych podąża sobie znanymi ścieżkami, słuchając z uwagę i wypełniając co do joty przepowiedziane słowa swoich kronikarzy? Może tak jak Skaldowie Kosmicznych Wilków zamiast bawić się w spisywanie nudnych ksiąg, uczą swych braci sag i historii tak, jak to robiono na Fenris od tysiącleci, czyli dzięki słownym przekazom – w pieśniach i bajaniach? Możliwości, jak widać, jest naprawdę mnogość! Warto jednak dodać, by zanadto nie szaleć w tej gestii, bo kontrola połączona i wynikająca ze strachu ludzkości przed psionikami powoduje, że wszelkie odstępstwa od normy będą z pewności rzucać się w oczy Inkwizycji, która wcale nie broni od tego, by skazać cały zakon na czystkę, jeżeli padnie podejrzenie, że ich praktyki są… zbyt nieortodoksyjne.

Librarius zakonu Łowców Smoków szybko zapełniał się swojami i kryształami danych, kiedy to pierwszy wyszkoleni kronikarze poczęli spisywać historie swoich klanów i ich rodzimej planety. Struktura tej kasty była żywcem wzięta z Codex Astartes – metodologie, nauki oraz organizacja zawarta na kartach tego traktatu w pełni odpowiadała nowo powstałemu zakonowi, ale szybko znaleziono pewne odstępstwa od normy – przede wszystkich okazało się, że psionicy pochodzący z rodzimej planety Łowców Smoku potrafią świetne i szybko zapanować nad psionicznymi darami… Ale wykorzystują je tylko poprzez ogień, stając się wybitnymi piromantami, którzy jednak mają ogromne trudności z opanowaniem dowolnej innej gałęzi dostępnych psionikom mocy. Mimo to władają ogniem w sposób śmiercionośny i skuteczny do tego stopnia, że zakon zamiast próbować zwalczać ten niedostatek, przyjął ów cechę za wartościową cnotę, i teraz szkoli swoich kronikarzy tylko w mocach manifestujących się poprzez ogień. Być może nie będą oni tak elastyczni jak psionicy innych zakonów, ale spustoszenie i zniszczenia jakie będą siać pośród wrogów Imperium przy pomocy ogni immaterium z pewnością przejdą do legend!


Jak widzimy na powyższych przykładach nawet niewielkie modyfikacje i odstępstwa od ustalonej normy pośród tych trzech typów ‘specjalistów’ na łamach kosmicznych marines tworzą zupełnie odmienny obraz zakonu! Ot, nasi Łowcy Smoków to świetni kowale z dużą liczbą wyszkolonych techmarines, ich kapelani zaś aktywnie pomagają w procesie rekrutacyjnym a psionicy parają się tylko mocami powiązanymi z ogniem… Ładny i unikalny obraz nam to daje, prawda? Oto uzbrojeni w obsydianowe miecze i odziani w łuskowane skóry megadinozaurów wojownicy przedzierają się przez hordy wrogów, psioniczne płomienie braci kronikarzy zwęglają kości przeciwników, którzy stanęli im na drodze. Nasz zakon powoli się klaruje! Teraz pytanie do was, mili czytelnicy – część piąta może być poświęcona jednemu z dwóch tematów, i to wy, mam nadzieję, pomożecie wybrać! Czy odcinek piąty poświęcić Rytuałom, Tradycji i Odznaczeniom zakonu, czy też skupić się na Taktyka i prowadzeniu wojny, czyli z czego zakon jest znany w galaktyce? Wasz wybór!


9 komentarzy:

  1. Dla mnie, totalnie zielonego w kwestii fluffu W40k, te artykuły są rewelacyjne... Już smaruję fabułę pod nowy zakon. Mam zamiar wykorzystać większość furtek, opisanych przez Ciebie, do stworzenia zakonu innego od wszędobylskiego kanonu ;) Ten artykuł wymusił na mnie pewne zmiany i pewnie tak będzie z każdym nowym tekstem. Także czekam na pozostałe teksty z niecierpliwością :)
    Pozdrawiam,
    L

    OdpowiedzUsuń
  2. Artykuł jak zawsze pierwsza klasa, masz waćpan talent do lania wody i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu! Jednakże Łowcy Smoków wydają się bardzo podobni do Salamander, to zamierzony efekt? :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że moja niestrudzona pisanina się podoba - niejaka znajomość fluffu się przydaje! Chciałbym również poprosić by pomóc mi w ustaleniu tematu na kolejny odcinek, jak pisałem w ostatnim akapicie ;)

    Maniex, owszem, uznałem, że tak będzie łatwiej pokazać na przykładzie w jaki sposób zakon taki jak np. Salamandry właśnie mogą zostać uformowane przez różne czynniki wpływające na kształt zakonu. Różnice są jednak widoczne, od, głównymi wyróżnikami marines z Nokturnu są ich rodzinne więzy oraz czarna karnacja, obie rzeczy nie istniejące na łamach Łowców Smoków. Podobnie Łowcy Smoków mają strukturę zakonu bardziej jak Żelazne Dłonie, niż Salamandry, które w sumie ładnie wpasowały struktury kodeksowe do swojego legio- kaszl, zakonu ;)

    Lechu no musisz mi wybaczyć XD Ale taki był zamiar, po części od początku - tekst powstał głownie jako kontr-reakcja na niektóre szatańskie wymysły, jakie widywałem na stołach i jakie ludzie wymyślali do swych zakonów. Jak pisałem w pierwszym odcinku, jest okej, kiedy ktoś sobie zrobi Kosmiczne Żółwie, pod warunkiem, że nie próbuje udawać, że to wszystko jakoś się trzyma kupy - moje teksty mają właśnie pomóc temu, by ów 'tło fabularne' zarówno pomagało wyjaśnić, dlaczego nasz zakon ma to i to, działa tak i tak, jak i zrobić to w taki sposób, by miało to ręce i nogi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie bym przeczytał o rytułałach, tradycji i odznaczeniach jako, że w tej materii nie mam na razie żadnego pomysłu...

      Usuń
    2. Jeden i drugi temat ciekawy, więc będziesz musiał napisać obydwa ;-) Mógłbyś też zrobić konkurs dla swoich czytelników na najciekawszy customowy zakon. Głosowaliby sami użytkownicy za pomocą ankiety, a 3 najlepsze zakony w ramach nagrody dostałyby stosowny komentarz od Ciebie :-)

      Usuń
    3. Tak też zrozumiałem Fireanta - napisze obydwa, ale nie jest zdecydowany który najpierw ;)

      Usuń
  4. Myślę, że warto rozwinąć wątek wybranej taktyki. Na przykład dlaczego konkretny zakon preferuje motocykle, a inny woli deszcz drop podów. Można też pomyśleć o opisaniu relacji z ulubionym sojusznikiem (np. ktoś do swojego zakonu lubi dodać kontyngent Wilków lub Gwardii Imperialnej - chyba warto opisać dlaczego).

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko jedno, byle częściej, więcej i równie smakowicie. Mimo, iż uważam się za weterana czterdziestki to czytam ten cykl z olbrzymim zainteresowaniem i przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja bym chętnie poczytał o tradycjach.

    Pryz okazji, mała prośba, jak będziesz miał wolna chwilkę, skrobnąłbyś coś o flotach Spejsów?

    OdpowiedzUsuń